Rozdział CXXIV - Eris
7 marca
Daren mnie zaskoczył. Mianowicie... Przyniósł swoje tajne zainteresowania do domu. Usiadł sobie przy stole, rozpakował zestaw dłut i zaczął rzeźbić w kawałku drewna wielkości dłoni. Jego dłoni. Więc zdecydowanie większym niż moja dłoń. Nie wiem, co robi, bo nie wiem, czy powinienem pytać. To wystarczająco szokujące, że postanowił zmienić swoje przyzwyczajenia i zaczął pracować w drewnie w domu.
Nie przeszkadzałem mu. Zerkałem co jakiś czas, by zobaczyć, co robi, ale jeszcze był na etapie pozbywania się niepotrzebnej części drewna. Wszędzie były jego kawałki. Na stole, pod stołem, na kolanach Darena... Ale później to zamiotę i nie będzie problemu. Mam dziś ochotę na sprzątnie. Dlatego właśnie dokładnie wycierałem blaty w kuchni. W końcu ciekawość wygrała.
- Co tam w sumie robisz?
- Małą szkatułkę.
- Na co?
- Na co zechcesz.
- ... To dla mnie?
- Tak. Włożysz do niej jakieś swoje błyskotki.
- Och... Dziękuję. To z jakiejś okazji?
- Nie. Po prostu nie wiem, co innego miałbym zrobić. Muszę poćwiczyć. Sprawdzić jak posługiwać się tymi narzędziami. Więc najlepiej zrobić coś małego, ale przy czym można próbować wielu rzeczy. Żłobienia, pokrywka... Dużo roboty.
- Hmm... Mogę tam włożyć... Może kolczyki. Dziurki mi już zarosły, bo tu ich nie noszę. Ale zacznę. Mam takie małe i skromne. Będą w sam raz.
- Yhym.
- A na razie jak ci się pracuje?
- Dość dobrze. Mogę być dokładniejszy.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- ... Niedługo twoje urodziny. Chcesz coś dostać?
- Nie mam jakichś konkretnych wymagań.
- ... Dam ci miotłę. Albo patelnię.
- Z tego też będę zadowolony. Widzisz? Nie dam się sprowokować.
- Dawno się nie kłóciliśmy. Zaczyna być nudno.
- Hmmm... Może ja spróbuję.
- Nie krępuj się.
- Wczoraj w Domu Spotkań byli niespodziewani goście.
- Doprawdy?
- Tak. Ktoś nawet o ciebie pytał.
- Fascynujące.
- Nazywała się Rikke.
- ... Przybyła z rodziną?
- Tak.
- Pewnie by złożyć Flynnowi gratulacje.
- Owszem.
- Nie spotkałem jej.
- A zamierzasz?
- A po co miałbym?
- Podobno Rikke była twoją prawdopodobną partnerką. Że tak to ujmę.
- Tak. To prawda. Ojciec miał ją na oku. Wydawała się sensowną partią.
- A ty? Co ty o niej myślisz?
- Że jest irytująca jak każda omega. Choć miała kilka dobrych stron. Uległa. Zdesperowana. Pewnie dałoby się z nią żyć.
- ... Ach tak. Rozumiem.
- Całe szczęście, że los postanowił inaczej. Wyobrażasz sobie, bym miał być z kimś, kto się mnie słucha i mnie nie irytuje?
- Straszna wizja.
- Prawda? Zaczynam lubić te bezsensowne dyskusje między nami.
- Ja też. Zwłaszcza odkąd mniej w tobie agresji.
- Życie z Rikke byłoby nudne. Zbyt proste. Mógłbym ją ignorować i udawać, że jej nie ma.
- A mnie nie możesz ignorować?
- Nie. Nie tylko dlatego, że nie dajesz o sobie zapomnieć. Po prostu twoja obecność zaczęła być mi miła.
- ... Daren mówisz dziś dużo miłych rzeczy. Nie rób tak, bo się zakocham.
- To byłoby głupie z twojej strony.
- Wiem. Więc... Nie muszę być zazdrosny o Rikke?
- Mam Rikke gdzieś. Jak całą resztę. Więc nie idź się znów topić.
- Nie zamierzam. Tak czułem. Że cię ta lalunia nie obchodzi.
- Jesteś pewny siebie.
- Mam podstawy. Wiem, że mnie nie zdradzisz. Ani nie zostawisz.
- Jesteś tego pewien?
- Tak. Jestem pewien.
- Słusznie. Mam jedną irytującą omegę. Po co mi druga?
- Właśnie. Zwłaszcza że nikt mnie w tym nie pobije.
- Zgodzę się z tym twierdzeniem.
- Daren?
- Tak?
- ... A gdybyś był z Rikke to w sumie dlaczego?
- To, co mówisz, nie ma sensu.
- Ale pytam poważnie. Rozważałeś, czy z nią być. Na pewno. Nie mów, że nie.
- Rzeczywiście. Rozważałem to.
- Dlaczego?
- Ponieważ w końcu musiałabym z kimś się związać. Moja rodzina tego oczekuje. Było wielu kandydatów. Rikke była faworytką ze względu na pozycję jej ojca.
- A ty co o niej myślałeś?
- Że byłaby najlepszym wyborem, bo życie z nią byłoby dość proste. Zaakceptowałaby swoją rolę. I to, że tak naprawdę nie zamierzam być jej partnerem. Utrzymywałbym ją. Pozwoliłbym jej żyć w moim leżu. Ale nigdy nie postrzegałbym jej za partnerkę. Byłaby obcym w moim domu. Sprzątałaby mi, gotowałaby mi i zapewne siedziała cicho, tak jak bym jej kazał. To byłby układ. Prosty i działający na korzyść obojga.
- Rozumiem. To w sumie sprawia, że czuję się lepiej. Rikke jest strasznie arogancka. Więc w sumie nie tylko sprzątnąłem jej ciebie sprzed nosa, ale i mam to, czego ona by nigdy nie dostała.
- Czyli co?
- Twoją sympatię. I więź.
- Nie lubię cię. Toleruję cię. Omego.
- Tak, tak. Jasne. Nie inaczej.
- Nie rozumiem tego. Więzi. To... Męcząca rzecz.
- Wiem. Ja też ją czuję. Od początku. Od kiedy się spotkaliśmy. I... Co w sumie próbowałeś wtedy zrobić? Poza zabiciem mojego brata.
- Nie wiem. Zobaczyłem cię. I w głowie miałem tylko myśl, że jesteś mój. A skoro jesteś mój, to masz być przy mnie. I nikt inny nie może cię dotykać. A ty? Co ty miałeś w głowie?
- Niewiele. Byłem bardzo zdezorientowany. Jakaś część mnie chciała przy tobie zostać. Ale z drugiej strony to się ciebie bałem. Byłeś taki... Inny. Nie wydawałeś się kimś bezpiecznym. Podejrzewam, że to przez... Przez tę dziką krew.
- Najprawdopodobniej. Lub po prostu jestem wyjątkowo zaborczy i terytorialny.
- To też możliwe. Ymmm... Wiesz ja... Ostatnio sporo myślę o tym wszystkim. Bo zbliża się wiosna. Chyba powoli zaczynają się cieplejsze dni. A po wiośnie lato. I moje osiemnaste urodziny. Więc myślę sobie, co to będzie. Między nami. Tak... Tak ogólnie. Bo... Po moich osiemnastych urodzinach będzie moja ceremonia. I oznaczenie. Więc... Będziemy parą. Tak oficjalnie. Już nie będzie odwrotu.
- Masz wątpliwości. Możesz jeszcze zrezygnować.
- Nie. Nie chcę. To nie o to chodzi. Bo... Doceniam wszystko, co robisz. Widzę to, jak się starasz. Widzę, że się zmieniłeś. Choć w sumie... Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie. Że teraz jesteś bardziej szczery. Że jesteś taki jaki zawsze byłeś. Że przestajesz się zmuszać i w końcu zachowujesz się tak bardziej... naturalnie. I ja... Nie uważam, byś był zły. I jakby... To zaczyna być bardzo... Jakby to ująć... Po prostu... Jest coraz łatwiej. Rozmawiamy ze sobą. Pomagamy sobie. Robimy coś dla siebie nawzajem. Chyba też... Szanujemy się nawzajem. I zaczynam myśleć, że... Że Matka Natura nie popełniła błędu.
- ... Myślisz optymistycznie. Zapominasz, że nie jest wcale tak kolorowo. Wiem, jaki jestem. I wiem, że cię kiedyś skrzywdzę. Dlatego powinieneś być rozsądniejszy. Myślisz o tym, co jest teraz, zamiast zastanawiać się co będzie w innych sytuacjach. Bo to, że rzadziej na ciebie warczę, nie znaczy, że jestem dobrą osobą.
- Dlaczego myślisz, że mnie skrzywdzisz?
- Bo mam wiele wad. Mam wiele... Słabości. I nie jestem dobrą osobą.
- Ale mogę ci pomóc. Ja też mam swoje wady. Każdy jakieś ma.
- Jeśli nie zdecydujesz się odejść... Nie mogę ci nic obiecać. Bo sam nie jestem w stanie przewidzieć, co mogę ci zrobić. Nigdy nie zamierzałem cię uderzyć. A to zrobiłem.
- Ale... Jakoś to naprawiłeś. I więcej tego nie zrobisz.
- Nie jestem tego pewien.
- A ja tak. Nie uderzysz mnie.
- ... Myślisz o mnie lepiej, niż powinieneś.
- A ty myślisz tak pesymistycznie. Daren ty... Czego właściwie oczekujesz. Ode mnie. Mam na myśli... Jeśli mnie oznaczysz... Kim dla ciebie będę? Będą jak Rikke? Kimś, kto zajmuje się twoim domem? Tylko wyjątkowo będziesz ze mną rozmawiać? Kim właściwie jestem teraz? Bo... Ja uważam, że jesteś... Jesteś moim przeznaczonym. I jesteś moim alfą. I jeśli coś będzie ci zagrażać, to będę próbować pomóc. Nawet jeśli sam będziesz sobie sprawiał ból. Bo... Przywiązałem się do ciebie. I w sumie... Każdego dnia mam wrażenie, że jestem bliżej. Ale... Jak ty to widzisz? Czy... Czy jestem kimś ważnym? Czy może... Może tylko twój wilk każe ci mnie chronić. A ty naprawdę może mnie tylko tolerujesz. Jak jest?
Daren przestał rzeźbić. Skupił się na mnie. Czułem się trochę niepewnie pod spojrzeniem tych szarych oczu. Zwłaszcza że zrobiło się jakby poważnie.
- Przy tobie jest inaczej. Odkąd... Odkąd patrzyłem, jak prawie umierasz, czuję się inaczej. Jakby... Jakbym uświadomił sobie, że naprawdę może cię zabraknąć. I... Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że cię nie ma. Bo co miałbym robić? Wrócić do tej ciszy? Do samotności? Do całych dni spędzonych w gniewie, gdy nie mam nawet powodu, by go czuć? Dobrze żyło mi się samemu. A przynajmniej zawsze tak myślałem. Że jest lepiej, gdy jestem sam. Ale teraz... Czuję taki... Spokój. I źródłem tego spokoju jesteś ty. Nawet gdy mówisz. Gdy jesteś głośny. Irytujący. Nawet gdy narobisz problemów. To, że jesteś, sprawia, że mój wilk jest spokojny. I ja też... Ja też czuje się bardziej... Nie wiem jak to nazwać. Po prostu jest tak... Lżej. Więc... Nie wiem jak odpowiedzieć na twoje pytanie. Nie wiem, kim dla mnie jesteś. Wiem, że jesteś wyjątkowy. Bo nikt inny nie sprawia, że czuję taki spokój. I... Jesteś moją omegą. Tego jestem pewien. Bo czuję więź. Czuję, że jesteś mój. Nie potrafiłbym oddać cię komuś innemu. Już nie. Nie wiem, czy choć częściowo odpowiedziałem na twoje pytania. Ale dla mnie są trudne. Nie potrafię stwierdzić, kim jesteś ani co właściwie czuję. Bo nie rozumiem tego. To jest... nowe. To wszystko jest nowe. Bo zawsze byłem sam. Więc nie musiałem martwić się o takie rzeczy. A teraz... Nie rozumiem większości tego, co się dzieje. Wiem tylko tyle że... Że chcę, byś był szczęśliwy i zdrowy. Bo wtedy czuję się dobrze. A gdy płaczesz lub cierpisz, czuję się źle. Wiem, że czuję taki dziwny ucisk w klatce, gdy się uśmiechasz. Nie wiem, co to jest, ale... To nie jest złe uczucie. Wręcz przeciwnie. A gdy płaczesz, czuję złość. I mam pustkę w głowie. Mam ochotę coś zniszczyć. Chcę, byś przestał. Byś nie był dalej smutny. Byś się nie bał. Chcę, byś był blisko mnie, bo wtedy wiem, że jesteś bezpieczny. I mogę coś zrobić, jeśli ktoś lub coś ci zagrozi. Ale... Jednocześnie chcę, byś znalazł się jak najdalej ode mnie. Bo... Bo mogę coś ci zrobić. Bo nie zawsze nad sobą panuje. I... Zapewne znalazłby się ktoś, kto traktowałby cię lepiej niż ja.
- ... To... To bardzo... Bardzo się cieszę, że mi to powiedziałeś. I rozumiem. To skomplikowane. Ale... Czasem relacje są skomplikowane. I nie powinieneś się martwić o to, co będzie. Bo... Dobrze mi tu. Ostatnio naprawdę czuję się tu jak w domu. Czuję się pewniej. I lubię tu być. Nie czuję już, że chcę odjeść. Nie mam w ogóle takich myśli. I jak mówiłem, doceniam wszystko, co robisz. I zdaję sobie sprawę z twoich wad. Ale je akceptuję. Nie przeszkadzają mi. Są... To ciężka sprawa, ale naprawdę jestem gotów podjąć to wyzwanie. Bo ja... Ja... Uważam cię za dobrą osobę. I chcę poznać cię lepiej. I spędzać z tobą więcej czasu, bo lubię spędzać z tobą czas. Czuję się wtedy... Też czuję wtedy spokój. I choć trochę mnie czasem denerwujesz to jakoś tak... To coś innego niż gniew. Więc... Po prostu chciałem powiedzieć ci, że... Że nie boję się ceremonii. Że chcę zostać twoją omegą. Jeśli... Jeśli mnie chcesz.
- ... Szczerze mówiąc, gdybyś odszedł... Chyba bym oszalał. Bo przywykłem do twojej obecności. Polubiłem ją. I... Jestem samolubny. Wyjątkowo samolubny, gdy mowa o tobie.
- To dobrze. Szczerze mówiąc, cieszy mnie to. To, że... Jestem kimś ważnym.
- Jesteś. I... Nie jest to tylko kwestia więzi. Po prostu... Zaczynam doceniać to, jaki jesteś. Dostrzegam twoje zalety.
- Na przykład?
- ... Jesteś bezczelny i gadatliwy.
- To zalety?
- Nie wiem. Ale zaczynam to w tobie lubić.
- Hmm... Cóż... A mogę dokuczać Rikke?
- Słucham?
- Mogę mówić, że jesteś mój? Żeby utrzeć jej nosa.
- ... Jeśli tego chcesz.
- Świetnie. Bo jej nie lubię.
- ... Nie rozumiem cię. Ale nie zamierzam próbować zrozumieć. Po prostu się z tym pogodzę.
- Myślę, że to dobre rozwiązanie. A i Daren... Też byłoby mi teraz trudno żyć bez ciebie. Przywykłem do twoich humorów.
- Dobrze wiedzieć.
- I ugotuję ci zupę.
- No dobrze...
- Bo jesteś dobrym alfą.
- ... Chwila ten ton mi się nie podoba.
- Jesteś dobrym alfą, więc dostaniesz nagrodę.
- Przestań.
- No co? Grzeczny Daren.
- Zmieniłem zdanie. Dam ci konia. Jedź na południe, aż trafisz do siebie.
- Możesz nawet wybrać jaką.
- Fasolową.
- Co tylko zechcesz.
Jestem omegą Darena. Jeszcze kilka miesięcy temu ta myśl sprawiała, że byłem przygnębiony. A teraz... Rikke może mnie pocałować w nos. Bo Daren jest mój, a nie jej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top