Rozdział CXXII - Rai

1 marca

Ręce mi się trzęsą, gdy to robię. Nie wiem czemu. Może dlatego, że robię źle. Wiem, że robię źle. Gdyby to nie było złe, to nie bałbym się, że ktoś mnie nakryje. A boję się. Gdyby to nie było złe, to mógłbym powiedzieć panu Dyarze, że to robię. A nie mogę mu powiedzieć, bo na pewno mi zabroni. I pewnie będzie zdenerwowany. Tak więc wiem, że robię coś złego, ale i tak to robię. Dlatego ręce mi się trzęsą. Muszę być bardzo ostrożny, bo jak coś zepsuję, to wszyscy się dowiedzą.

Odkręciłem słoiczek. Nie trzymałem go w ręku, tylko odstawiłem na blat kuchennej szafki. Boję się, że mi wypadnie. Wysypałem trochę na przygotowany wcześniej kawałek materiału. Nie było to dużo. Łyżeczka. Tylko taka duża. Pełna. Od razu dokładnie zwinąłem materiał, tak by nic z niego nie wypadło. Zawiązałem go jeszcze sznureczkiem. Musiałem próbować kilka razy. Przez to, że trzęsły mi ręce, było mi ciężko to zrobić. Ale w końcu się udało. Schowałem woreczek głęboko do kieszonki. Połowa za mną. Muszę już tylko odłożyć wszystko na miejsce.

Chciałem zakręcić słoiczek, ale coś rzucało się w oczy. Nie był już prawie pełny. Był wypełniony może do połowy. Widać, że dużo z niego ubyło. Pan Dyara na pewno pamięta, że było tego więcej. Już czwarty raz to robię. Miałem tylko raz. Ale... Lek pomaga. Czuję się po nim lepiej. Dlatego znów go biorę. Ale to już ostatni raz. Już i tak za dużo zabrałem.

Zajrzałem do innej szafki. Była tam sól. Wyglądała bardzo podobnie. Kryształki miały podobny rozmiar. A buteleczka nie była do końca przezroczysta, więc nie było dokładnie widać ich koloru. Przesypałem trochę soli do leku. Tak, żeby wydawało się go więcej. A później tak jak za każdym razem do tej pory odłożyłem go na miejsce. Zamknąłem szafkę i odetchnąłem.

Już nie mam się czego bać. Ale ręce dalej mi się trzęsą. I serce mi szybko bije. Muszę się uspokoić. Może wezmę trochę leku. Po nim zawsze jestem spokojniejszy. Czuję się lekko i nie boję się niczego. Tak. To dobry pomysł. Pójdę do pokoju i wezmę troszkę. I może pójdę spać. Bardzo dobrze mi się po nim śpi. Nie mam wtedy złych snów. Chyba w ogóle nie mam wtedy snów. Więc tak właśnie zrobię.

Na początku wziąłem kilka głębokich oddechów. By nieco się uspokoić. Chociaż troszeczkę. A później w końcu wyszedłem z kuchni. Ruszyłem przez jadalnię i właśnie podchodziłem do wyjścia, gdy pojawił się w nim ktoś. Wpadłem na tę osobę. Szedłem za szybko. Nie zdążyłem się zatrzymać.

- Przepraszam Rai. Nic ci się nie stało?

Pan Dyara pogłaskał mnie po głowie. Spojrzałem na niego, pocierając nos. Wpadłem na niego dość mocno. Ale nie był zły.

- To ja przepraszam. Ja... Nie słyszałem... Kiedy pan przyszedł?

- Dopiero wszedłem.

- Och... Ymm... Myślałem, że nie będzie pana długo.

- Pogoda się pogorszyła. Uznałem, że mam prawo posiedzieć trochę w domu. Zwłaszcza że Edea jest z Nasirem. Mogę od obojga trochę odpocząć.

- Ym... Czyli zostaje pan?

- Tak. Możemy porobić coś razem. Co ty na to?

- Ja... Yhym... Tak. Możemy.

- Jadłeś śniadanie?

- Nie.

- Nie znalazłeś w kuchni nic ciekawego?

- Słucham?

- Na nic nie miałeś ochoty? Możemy przynieść coś z piwnicy. Jakiś dżem albo coś na słono. Mamy chyba jeszcze wędzoną rybę.

- ... Ja... Tak. Znaczy... Dżem. Zjadłbym kanapkę z dżemem.

- To zaraz jakiś przyniesiemy. Tylko się rozbiorę. Dobrze, że wiosna się już zbliża wielkimi krokami, ale na moje to by mogła robić większe. Nie wiem już jak się ubierać. Słońce świeci, to jest ciepło. Wiatr zawieje i jest lodowato. I co tu zrobić w takiej sytuacji?

- Ym... Nie wiem.

- Oj przecież nie oczekuję odpowiedzi. Po prostu sobie narzekam.

- Yhym.

Pan Dyara przyglądał mi się. Nie podoba mi się to. Wygląda, jakby się nad czymś zastanawiał. Może coś podejrzewa. Może widział, że coś robię. Może wie. Ale coś by powiedział. Nie wiem. Co, jeśli wie? Co mam zrobić?

Miałem wrażenie, że zawiniątko w kieszeni moich spodni stało się nagle niezwykle ciężkie. Musiałem powstrzymywać się przed dotknięciem go. Chciałem sprawdzić, czy na pewno tam jest. Mogło przecież wypaść. A wtedy pan Dyara by je znalazł i wtedy już na pewno wiedziałby, że jestem niegrzeczny i robię coś za jego plecami. Coś złego. Coś, czego nie powinienem robić.

- Rai dobrze się czujesz?

- Ja... Ymm...

- Jesteś jakiś bladziutki. Mogę sprawdzić ci temperaturę?

- Ym... Tak. Tak. Ja... Nie czuję się źle.

- Sprawdzę. Na wszelki wypadek.

Pan Dyara położył dłoń na moim czole. Jest blisko. Może coś czuje. Ale... Ale to nie ma aż tak mocnego zapachu. I jest schowane. Nie powinien tego wyczuć.

- Nie wydaje mi się, byś miał podwyższoną temperaturę. Właściwie... Sam nie wiem. Może to dlatego, że dopiero przyszedłem z dworu... Mam wrażenie, że jesteś wręcz troszkę zbyt zimny. Może jesteś osłabiony... Jak się czujesz? Jesteś pewien, że wszystko jest dobrze?

- Ja... Tak. Po prostu... Jeszcze nic nie jadłem. Muszę coś zjeść i nabiorę siły.

- Hmmm... No dobrze. Zrobimy tak. Najpierw pójdę po dżem. Zjesz coś. Wypijesz coś ciepłego. A ja też się trochę ogrzeję. I wtedy znów ci sprawdzę temperaturę. Może być?

- Tak.

- Hmmm... Widzę, że jesteś jakiś nieswój. Coś się stało?

- Nie.

- Wiesz co? Widzę, że kłamiesz. Coś się zdecydowanie stało.

- Ja... Nic się nie stało. Naprawdę. Nic.

- Czyli nie chcesz mi powiedzieć. Rozumiem.

- Nie... To nie tak.

- Cóż... Jeśli nie chcesz mi mówić, to nie musisz. Ale martwię się o ciebie. Ostatnio zachowujesz się inaczej. Nie wiem jak to określić... Ale widzę, że coś się dzieje. I się o ciebie martwię. Nasir też.

- Ja... Bo... Ymm... Chodzi o... O to, że... Len... Bo... Len...

Nie wiem, czemu powiedziałem to imię. To po prostu przyszło mi do głowy. Ale nie wiem co dalej mówić. Muszę coś powiedzieć. Pan Dyara coś podejrzewa. A nie chcę, by znał prawdę. Będzie wtedy zły.

- Len? Coś się stało między wami?

- Nie... Tak... Ym... Nie wiem.

- ... No dobrze. Nie ma co tu tak stać. Siadaj przy stole. No już.

Zrobiłem to. Tak jak kazał. Muszę być grzeczny. Już i tak dużo złego narobiłem. Pan Dyara zdjął płaszcz i szalik i powiesił je na oparciu jednego z krzeseł, po czym usiadł naprzeciwko mnie. Nie wiem co mam robić. Mam kłopoty. Jest źle. Tylko co teraz zrobić. Nie może się dowiedzieć.

- Więc co się dzieje? Pokłóciliście się? Len zrobił coś, co sprawiło ci przykrość?

- Nie... To nie tak.

- Więc jak? Mam na niego nakrzyczeć? A może mam wziąć kija?

- Nie. Len jest dobry. Po prostu... Ja... Ymm... Trochę... Trochę się boję.

- Czego się boisz?

- Bo... Len jest dla mnie dobry i bardzo go lubię. Ale... Czasem widzę, że... Że chyba robię coś źle. I boję się, że mnie zostawi.

- Oj skarbie... Len cię bardzo kocha. I bardzo się o ciebie martwi. Ostatnio nawet się o ciebie pytał.

- ... O co się pytał?

- Jak się czujesz. Jak zachowujesz się w domu. Czy ci się poprawia. Pytał nawet, czy coś o nim mówisz, bo chciałby wiedzieć, jeśli coś ci przeszkadza.

- Naprawdę?

- Tak. Len bardzo cię kocha. A dlaczego myślisz, że miałby cię zostawić?

- Bo... Ostatnio jakby... Nie interesuje się mną tak jak kiedyś.

- Naprawdę? Przychodzi chyba równie często co zawsze.

- Nie... Nie o to chodzi. Chodzi o to, że... Ym... Len nie jest już...

- Och... Chyba rozumiem. Cóż... Może po prostu zaspokoił swoją ciekawość. Bo... Młodzi chłopcy tacy są. Na początku mają do czegoś straszny zapał. A później ten zapał nieco przygasa i wracają do takiej swojej stabilnej normy. Wiesz to trochę jak... Hmm... Jak spróbujesz jakiegoś nowego dania albo... Jak pierwszy raz zjadłeś szarlotkę, to jadłeś i jadłeś i co chwilę pytałeś, kiedy znów ktoś zrobi szarlotkę. Było tak prawda?

- Tak.

- Teraz też lubisz szarlotkę. I dalej od czasu do czasu bardzo masz na nią ochotę. A jak widzisz ją, to nawet jak akurat nie chcesz jej jeść, to myślisz o tym, że jest smaczna i bardzo ją lubisz. Jest tak?

- Tak.

- Więc... To, że nie chcesz już tak często jeść szarlotki, jak wtedy gdy dopiero poznałeś jej smak, nie znaczy, że już jej nie lubisz albo że uważasz, że wcale nie jest tak dobra, jak ci się wydawało.

- ... Tak.

- No i to bardzo podobna sytuacja. Len bardzo cię lubi i na pewno bardzo mu się podobasz. Po prostu teraz zachowuje się normalniej, a nie jak królik.

- Słucham?

- ... Młodzi chłopcy troszkę przesadzają w tych sprawach. Więc się nie przejmuj. Zapewne po prostu troszkę zmądrzał.

- Rozumiem... Chyba.

- Nie martw się takimi rzeczami. Len bardzo cię kocha. To przecież najważniejsze. Prawda?

- Tak.

- Czy to wszystko? A może coś jeszcze cię martwi? Pamiętaj, możesz mi o wszystkim powiedzieć.

Pan Dyara przypatrywał mi się i uśmiechał się delikatnie. Jest bardzo miły. I naprawdę chce mi pomóc. Nie okłamałem go w sprawie Lena. A przynajmniej nie do końca. Bo naprawdę trochę się o to boję. Bo Len ostatnio mi odmówił. Mimo że dawno tego nie robiliśmy. I nie rozumiem do końca dlaczego. Bo... Jeśli Len się tym znudzi, to ja nie wiem co innego mam robić. Bo tylko to potrafię. Tylko dlatego mnie lubili. Tylko dlatego do mnie przychodzili. Wybierali mnie. Dawali mi prezenty i mówili miłe rzeczy. Bo potrafiłem sprawić im przyjemność. Co innego mam robić? Jeśli Len mnie zostawi... Nie chcę być sam. Lubię być z Lenem. Nie chcę być z kimś innym. Chcę Lena.

- Nie... To tylko to.

- Więc... Mam iść po dżem?

- Tak. Ja... Chciałabym truskawkowy. Mogę truskawkowy?

- Oczywiście. Jestem pewien, że mamy truskawkowy. Zaraz przyjdę. A ty poczekaj. Zrobię ci śniadanie.

Pan Dyara wyszedł i zostałem sam. Kłamię. Ciągle kłamię. Bo ukrywam prawdę. Przecież to też kłamstwo. Pan Dyara jest dla mnie taki dobry. Razem z panem Nasirem dali mi dom. Dają mi jedzenie. I dbają o mnie. Chcą sprawić, bym był szczęśliwy. Nie traktują mnie tak jak ludzie. U nich też byłem najedzony. I miałem dom. Ale... Nie było mi wcale tak dobrze. Bo... Działo się wiele złych rzeczy. A pan Dyara i pan Nasir chcą dla mnie jak najlepiej. A ja kłamię. Kradnę. Robię coś złego.

Jestem... Niewdzięczny. Jestem... Zły. Jestem... Kimś, kto na to wszystko nie zasługuje. Bo nawet nic nie daję w zamian. Nie mogę nawet opiekować się Edeą, bo boje się, że coś się stanie, jeśli zacznę gorzej się czuć. Że jej nie upilnuję.

Len też chce dla mnie dobrze i jego też okłamuję. Jestem okropny... Jestem najgorszy. Mam ochotę płakać. Mam ochotę coś sobie zrobić. Kiedyś, gdy zachowywałem się źle, to dostawałem karę. Teraz też powinienem dostać karę. Sam sobie ją dam, bo nikt inny mi jej nie da. Nie będę jadł. Ale... Wtedy pan Dyara się będzie martwił. Mogę klęczeć na czymś. Albo... Mogę zrobić coś, co boli. Zasługuję na to.

Ale... Na razie się uśmiechnę. I zjem kanapki, które zrobi pan Dyara. Zjem wszystkie, żeby się nie martwił. I postaram się więcej uśmiechać. I może opowiem mu o czymś miłym. Mogę mu powiedzieć, że... Że bardzo lubię truskawki. I że robi bardzo dobry dżem. Spędzę z nim trochę czasu. A później pójdę do pokoju. Wezmę lekarstwo. I dam sobie jakąś karę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top