Rozdział CXLV - Daren
8 maja
Omega patrzył na mnie. Już od dłuższego czasu. Zjedliśmy śniadanie kilka dobrych minut temu. Zdążył już nawet posprzątać. A później usiadł naprzeciwko mnie, lekko opierając się o stół łokciami. Podparł twarz na nadgarstku ręki i patrzył na mnie. Zaczynałem już czuć się... Dziwnie. Tak jakby... Nieswojo. W dodatku się uśmiechał. Nikt nigdy nie sprawił, że czułem się nieswojo. Czemu on na mnie patrzy? I czemu jest w takim dobrym humorze? Mógłby przestać. To niepokojące.
- Nie masz niczego do roboty? W każdej chwili może tu przyjść ta chmara.
- Wszystko przygotowałem. Możemy czekać i niczym się nie przejmować.
- Yhym...
Czyli zamierza dalej się na mnie gapić. Nie nudzi mu się to? Chce czegoś i to jakiś sygnał, którego nie rozumiem? Nasze oczy na chwilę się spotkały, a on tylko uśmiechnął się szerzej. Nic nie rozumiem.
Właściwie to zachowuje się dziwnie od jakichś dwóch czy trzech dni. Zaczęło się od... Czyżby o to chodziło? O ten pocałunek? Ale co to zmieniło, że nagle jest taki... Głupkowaty. Jednak to musi być to. Od tamtego czasu ciągle przyłapuję go na patrzeniu na mnie. I ciągle się uśmiecha. Tak proste rzeczy sprawiają, że jest w dobrym humorze... Albo jest jakiś niewyżyty.
Dla mnie to było... Cóż nie było nieprzyjemne. Było... Specyficzne. W każdym razie nic co by sprawiło, bym zachowywał się tak dziwnie, jak moja omega się właśnie zachowuje. Może to po prostu omegi tak reagują na takie rzeczy. Może to dla nich normalne. W każdym razie Eris chyba oczekuje, że takie rzeczy będą dziać się częściej. Ostatnio mnie zaskoczył. Choć czułem, że coś knuje. Następnym razem nie dam się zaskoczyć. Nic to w sumie nie zmieni poza tym, że omega nie weźmie mnie z zaskoczenia.
- Daren, o czym myślisz? Robi ci się zmarszczka między brwiami, więc to musi być trudny temat.
- A skąd taki wniosek?
- Bo im bardziej myślisz, tym bardziej ściągasz brwi.
- Zastanawiam się, co jest z tobą nie w porządku.
- I doszedłeś do jakichś wniosków?
- Że wszystko.
- Ale i tak jestem twoją omegą.
- Jesteś.
- Kim?
- Słucham?
- Kim jestem?
- ... Moją omegą.
Wyszczerzył się szerzej i wydał z siebie zadowolony pomruk. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale nie zamierzam wnikać. I tak nie zrozumiem. I chyba nawet nie chcę rozumieć.
Usłyszałem dochodzące z zewnątrz głosy i nie wiedziałem jak się z tym czuć. Z jednej strony nienawidzę, gdy w moim domu ktoś jest. Zwłaszcza szczeniaki. Z drugiej... Eris się czymś zajmie. Więc wyjątkowo pogodziłem się z tym, że przyszła tu ta chmara.
Rozległo się pukanie do drzwi, na co Eris odpowiedział głośnym zaproszeniem. I stało się. Ledwo drzwi się otworzyły, a pierwszy szczeniak wpadł do środka.
- Dziendobly!
- Czemu to znów nie ma zębów?
Hilda weszła do środka z młodym na rękach. Kolejny szczeniak wbiegł tuż za nią. Ten starszy wszedł spokojnie, ale już zaczął się rozglądać i dotykać wszystko, co uznał za ciekawe. Hazel weszła grzecznie. Skinęła głową na powitanie i stanęła na uboczu, czekając, aż ktoś powie jej, co ma robić. Na końcu wszedł Ulfr. Zamknął drzwi, więc nie było już co liczyć na to, że szczeniaki wybiegną na zewnątrz. Eris wstał pospiesznie i zaczął grzecznościowe formułki.
- Witajcie, cieszymy się, że zechcieliście nas odwiedzić. Siadajcie, proszę. Coś do picia? Zaraz podam ciasto.
Hilda przerzuciła szczeniaka na drugie ramię i objęła Erisa na powitanie. Później ucałowała go w oba policzki.
- Skarbie nie fatyguj się tak od razu. Zaraz sobie usiądziemy i zjemy. Też przyniosłam coś słodkiego. Coś, co wiem, że lubisz.
- Nie trzeba było.
- Ależ trzeba, trzeba. Zaraz razem pokroimy i... Val zostaw to, bo wujek Daren cię zje!
Nie wiem, kiedy dzieciak zaczął buszować w kuchennej szafce. Najwyraźniej szczeniaki mają do mnie jakieś resztki respektu, bo spojrzała na mnie, odłożyła tłuczek i wycofała się do starszej siostry. Boi się. Słusznie. Eris przyglądał się temu z lekkim niepokojem. Najwyraźniej też zaczynał dostrzegać destrukcyjną siłę tych małych stworzeń.
- Widzę, że dzieci są... W dobrym humorze.
- Cieszą się, że mogły przyjść.
- Może... Może wyjdziemy na chwilę na dwór. Będą mogły trochę pobiegać. Pokażę ci mój ogród.
- Na to czekałam. Jestem ciekawa, jak wyszło.
- Jeszcze nie jest dokładnie tak, jak bym chciał, ale muszę przyznać, że jestem już troszkę dumny z tego, jak to wygląda.
- No to pokaż mi to cudeńko. Dzieci chodźcie, zobaczymy ogródek Erisa. Ma też kury.
Wizja dręczenia kur była najwyraźniej bardzo zachęcająca, bo szczeniaki od razu rzuciły się do drzwi. Ulfr je im otworzył i w wypełzły na zewnątrz. Od razu lepiej. Za szczeniakami wyszła ich matka i Eris. Ulfr zerknął na mnie i zwrócił się do partnerki.
- Ja zostanę. Posiedzę z Darenem. Żeby się za bardzo nie nacieszył spokojem.
Obecność Ulfra akurat nie była dla mnie zbyt wielkim problemem. Gdy zamknął drzwi i zostaliśmy we dwóch, czułem się w miarę swobodnie. Choć wciąż słyszałem krzyki szczeniaków.
- Jak znosisz te wrzaski całymi dniami?
- Da się przyzwyczaić. A i nie są takie żwawe cały czas. Jak się wybawią, lubią sobie podrzemać. I jest wtedy spokój. Chociaż teraz z tym najmłodszym to jest trudno. Sam sobie wybiera, kiedy ma drzemkę. Zazwyczaj nie pokrywa się z odpoczynkiem rodzeństwa.
- Ja bym je już dawno zostawił w lesie.
- Oj mówisz tak. Ale gdybym miał zostawić moje dzieci pod twoją opieką, to w ogóle bym się nie martwił. Wiedziałbym, że są bezpieczne.
- Przeceniasz mnie. Eris sprawił, że wyćwiczyłem swoją cierpliwość, ale nadal ma ona swoje granice.
Alfa zaśmiał się i przysiadł na krześle naprzeciw mnie. Był w dobrym humorze, ale on prawie zawsze jest zadowolony. Ma też dużo energii jak na osobę z pięcioma szczeniakami.
- Hilda mówiła, że pomogłeś Erisowi urządzić ogródek.
- Nie znam się na tym. Mówił, co mam robić, a ja to robiłem. Chyba jest zadowolony.
- Na to wygląda. Wspominała też, że Eris bardzo cię chwalił.
- Doprawdy?
- Tak. Wcześniej co prawda bardzo narzekał.
- Ach tak? Cóż... Zrozumiałe.
- Ale już się ponoć poprawiłeś.
- Nie wiem na jak długo. Trudno przewidzieć czego będzie chciał.
- Więc chwilowo się dogadujecie?
- Myślę, że można tak powiedzieć.
- Bardzo mnie to cieszy. Wiedziałem, że Eris w końcu namiesza ci w głowie. I w sercu. Im dłużej na was patrzę, tym lepiej widzę, jak do siebie pasujecie. Oboje jesteście uparci i w gorącej wodzie kąpani. Ale też się nieco uzupełniacie. Dostrzegam to, jak się zmieniłeś Daren. Chodzisz taki mniej posępny. Rzadziej wpadasz w złość. Eris koi twojego wilka. Uspokaja go.
- Na początku było wręcz odwrotnie.
- No widzisz? Kto by pomyślał, że zrobi z ciebie takiego sympatycznego alfę.
- ...
- Nie rób takiej miny. Nadal budzisz postrach. W każdym razie bardzo się cieszę, że się dogadujecie.
- Nie wiesz, jak to z nim jest. Nie zdajesz sobie sprawy, jaka ta omega potrafi być... Nieobliczalna. Nigdy nie wiem, czy będzie się łasić, czy pluć jadem.
- A to zależy, na co sobie zasłużysz.
- Gdybym to ja rozumiał, o co mu w ogóle chodzi, gdy jest zły.
- Cóż... To akurat nic dziwnego, że to dla ciebie trudne. Zawsze słabo ci to szło. Nie potrafisz w ogóle zrozumieć innych. Pamiętam, jak próbowałem się tobą zająć, a ty myślałeś, że próbuję pokazać swoją wyższość. Jesteś jak dzikie, skrzywdzone zwierzę Daren. Ktoś wyciąga do ciebie rękę pełną dobroci, a ty próbujesz ją ugryźć, bo nie rozumiesz, że nikt nie chce cię skrzywdzić.
- ... Pieprzysz głupoty.
- Jest tak. Zawsze tak było. Eris się w tobie zakochał. Prawdopodobnie okazuje ci to jakoś. A ty nie potrafisz tego odwzajemnić.
- Do takich wniosków doszliśmy ostatnio.
- I co? Jest lepiej?
- ... I tak i nie.
- Jeśli masz jakieś wątpliwości... To jestem tu. Nawet teraz. Jak widzisz ja i Hilda doskonale się dogadujemy. Długo już jesteśmy razem. Kochamy się. Możesz zapytać wuja o radę.
- Wolę nie. Jeszcze skończę tak jak ty.
- Nic cię nie gryzie? Nie boisz się, że nie uczysz się na błędach?
- ...
- Coś jest na rzeczy. Mów.
- Ostatnio znów doprowadziłem go do płaczu.
- Oho. Co zrobiłeś?
- Szczerze mówiąc, dalej nie do końca wiem. Chyba nie okazałem mu wystarczająco dużo zainteresowania. Stwierdził, że nie czuje się, jakby był dla mnie kimś wyjątkowym.
- Yhym... Pewnie dlatego, że nie potrafisz okazywać uczuć i nie jesteś przyzwyczajony do bliskości. Hilda czuła się tak samo. Gdy byłeś mały. Próbowała się do ciebie zbliżyć. Jakoś zastąpić ci matkę. Raz nawet przez ciebie płakała.
- ... Hilda?
- Ano. Myślała, że jej nienawidzisz. Gdy próbowała cię przytulić, to się wyszarpywałeś. Jak do ciebie mówiła, to tylko odburkiwałeś. Nigdy nie dziękowałeś ani o nic nie prosiłeś. Nie uśmiechałeś się przy niej. Ale wytłumaczyłem jej, że po prostu okazujesz sympatię w bardzo subtelny sposób. I że ją lubisz, tylko nie potrafisz tego okazać.
- ... Nigdy nie myślałem o twojej partnerce źle. Owszem bywa nieco irytująca. Lubi się wtrącać. Ale... To dobra kobieta. Wiem, że... To z troski. Choć zawsze uważałem, że nie potrzebuję waszej troski.
- Oj jesteśmy tego w pełni świadomi. Jeśli zaś chodzi o Erisa, to pewnie czuje się podobnie. Widzisz Daren... Może ci się wydawać, że nic takiego nie robisz, ale jak jesteś nieczuły dla bliskich to myślą, że coś robią źle.
- ... To jaki mam być?
- Słuchaj... Nie czujesz takiej chęci, by nieco się do Erisa zbliżyć?
- W jakim sensie?
- Nie chcesz go czasem... Na przykład dotknąć? Albo powiedzieć coś, co sprawi, że się uśmiechnie?
Zastanawiałem się nad tymi pytaniami. Cóż... Rzeczywiście czasem w mojej głowie pojawia się jakaś myśl. Patrzę na niego i mam taką... Potrzebę. By dotknąć jego włosów. To zazwyczaj o tym wtedy myślę.
- Chyba... Chyba zdarza się. I co w związku z tym?
- Robisz to?
- Nie.
- To zacznij.
- ... No dobrze. Coś jeszcze?
- Daren powiedz mi. Co czujesz, gdy jesteś blisko Erisa?
- Co czuję? Chyba... Nie wiem. Po prostu... Spokój.
- Spokój?
- Tak.
- Hmm... Eris to śliczny młodzieniec.
- Tak mówią.
- Nie uważasz tak?
- Ja... Uważam. Jest... Przyjemny dla oka.
- Musisz się nauczyć mówić komplementy, bo na tym daleko nie zajdziesz.
- Nie wiem jak to opisać. Lubię na niego patrzeć. Uważam, że jest... Inny. Przyciąga mój wzrok. Jego twarz, włosy czy ciało. Zwracam na nie wyjątkową uwagę.
- Daren... Musisz dać się ponieść swoim instynktom. Wiem, że tego nie lubisz. I zawsze ci powtarzałem, byś je kontrolował. I masz je kontrować. Po prostu, jeśli czujesz, że coś ciągnie cię do Erisa, to się nie opieraj. Jeśli chcesz go dotknąć, to go dotknij. Jeśli chcesz go pocałować, to go pocałuj. Oczywiście o ile on też tego chce. Jestem pewien, że Eris się nie obrazi, jeśli zaczniesz mniej się kontrolować. Nigdy nie wykazywałeś zbytnio zainteresowania chłopcami czy dziewczętami. Czy tak samo jest w przypadku Erisa?
- ... Nie. On... Wydaje mi się, że zaczynam rozumieć ten cały koncept.
- Tego, że ktoś ci się podoba?
- Tak. Tak myślę.
- Daren posłuchaj mnie. Zależy ci na Erisie. Troszczysz się o niego. Nie chcesz go skrzywdzić. Więc nie obawiaj się do niego zbliżyć. Nie zranisz go w ten sposób.
- Skąd wiesz? Mogę go zranić.
- Daren... Twój ojciec nigdy nie kochał twojej matki. Gdyby ją kochał, to by jej tak nie traktował. Ty kochasz Erisa. Dlatego nigdy go tak nie skrzywdzisz. Nie możesz traktować Erisa tak beznamiętnie tylko dlatego, że masz ten irracjonalny lęk...
- To nie jest irracjonalny lęk.
- Z mojej perspektywy jest.
- ... Zastanawiam się, czy warto w ogóle ryzykować.
- Daren... Zróbmy tak. Zrobisz, to co powiedziałem. Bo jeśli twoje obawy staną się prawdą, to nie masz się i tak, o co martwić. Bo skopię ci dupę i ustawię do pionu. Nie martw się. Nie popełnię tego samego błędu po raz drugi.
- ... Dobrze.
- No to świetnie. Już się nie mogę doczekać waszego szczęścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top