Rozdział CXLIX - Rai

16 maja

Jest cicho. Prawie całą drogę. To dziwne. Takie... Obce. Len zawsze do mnie mówił, gdy gdzieś szliśmy. Uśmiechał się do mnie. Zerkał na mnie, by upewnić się, czy za nim idę. Teraz było inaczej. Len jest cichy. I się nie uśmiecha. Ale... Ciągle na mnie zerka. I troska w jego oczach jest nawet większa niż zawsze. Tylko dlatego mam jeszcze nadzieję, że trochę mnie lubi. Chociaż troszkę. Bo nie chcę, żeby mnie nie lubił. Zależy mi na nim. Nie chcę, by zostawił mnie na zawsze.

Pan Dyara i pan Nasir powiedzieli, że Len chce mi pomóc. Że pójdziemy razem do lasu. Tak jak często chodziliśmy. I spędzimy razem trochę czasu. Ale to ma mi pomóc. I pewnie nie pomoże. I znów wszystkich rozczaruję. Tak jak za każdym razem.

Idziemy już długo. Prawie od rana. Len niesie dużo rzeczy. I wydaje się wiedzieć, gdzie idzie. A ja po prostu podążam za nim. Słucham go, bo nie chcę robić problemów. Ale nie czuję się zbyt dobrze. Strach ciągle jest przy mnie. Jakby gdzieś pod skórą czaił się i chciał wyjść. Cały czas.

Potarłem nadgarstek lewej ręki. Ostatnio często to robię. Nie ma śladu po tym, co ostatnio zrobiłem, ale blizny po pierwszym razie zostały. To podobno dlatego, że zrobiłem to srebrnym nożem. Tak naprawdę nie chciałem sobie tego zrobić. Nie wiem, dlaczego to się stało. To jakbym nie był ja. Gdy czuję się lepiej, to jestem na siebie zły, że to zrobiłem.

- Myślę, że możemy zatrzymać się tutaj.

Głos Lena mnie zaskoczył. Odłożył obie torby na ziemię. Byliśmy głęboko w lesie. Daleko od wioski. Nie wiem, co się dzieje. Nie jest tu źle. Po prostu jest tak dziwnie. Jakby... Sam nie wiem. Atmosfera jest inna. Jeszcze nie potrafię stwierdzić czy lubię tu być. Trochę się boję. Trochę chcę wrócić do domu. Ale tutaj jestem tylko ja i Len. I choć nie wiem co robić, bo w końcu narobiłem mu problemów, to jednocześnie czuję się trochę spokojniej, że jesteśmy tu sami. W końcu zawsze czułem się dobrze, gdy byliśmy we dwoje.

- Jesteś głodny?

- N-nie.

- Jesteś pewien? Mamy kanapki. Później spróbuję coś upolować.

- Nie. Nie jestem głodny.

- To chociaż napij się trochę wody z bukłaka. Daleko zaszliśmy, a ty się w ogóle nie upominałeś o wodę. Usiądź sobie gdzieś i odpocznij. Ja tu wszystko zorganizuję.

Posłuchałem go, bo nie wiedziałem, co innego miałbym zrobić. Len natomiast rozbił namiot, przygotował ognisko, wypakował najważniejsze rzeczy z toreb. Gdy kończył, słońce zaczęło zachodzić, więc rozpalił ognisko. Dopiero gdy ogień płonął już pewnie, usiadł sobie po drugiej jego stronie, naprzeciwko mnie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.

- Jak się czujesz?

- Nie wiem. Chyba dobrze.

- Powiedz mi. Proszę. Dokładnie. Muszę wiedzieć. Coś cię martwi? Boisz się? Smucisz?

- Ja... Nie. Trochę się boję, ale ostatnio ciągle się boję. Bez powodu.

- Zawsze jest powód. Może po prostu trudno to zrozumieć. Dostrzec źródło tego lęku.

- Może.

- Trzymasz się prawda? Mam leki. Ale możemy ich użyć tylko w ostateczności. Więc powiedz, jak będziesz się czuł bardzo źle. Nie... Mów jak będziesz się czuł choć trochę źle. Na wszystko jakoś zaradzimy.

- Dobrze.

Zapadła cisza. Len przypatrywał mi się przez cały ten czas. W końcu potarł nerwowo swój kark i znów się odezwał.

- Rai czy ty nie chcesz tu ze mną być? Pan Dyara mówił, że nie jesteś na mnie zły i że na pewno nie będziesz mieć nic przeciwko, ale unikałeś mnie dość długo i nie wiem, czy może nie... Może nie chcesz spędzać ze mną czasu. Jeśli tak jest, to proszę, powiedz mi.

- Nie... To nie tak. Ja... Nie wiem, czy ty chcesz się ze mną spotykać.

- Oczywiście, że chcę.

- Narobiłem dużo kłopotów.

- Nic strasznego się nie stało. Tylko twoje zdrowie się liczy. Martwiłem się o ciebie, ale nawet przez chwilę nie byłem na ciebie zły. W końcu to wszystko przez to, że jesteś chory. Więc muszę cię wspierać. Bo chcę, byś wyzdrowiał.

- Nie wiem, czy mogę wyzdrowieć.

- Oczywiście, że możesz. Spróbujemy coś temu zaradzić. Razem. Dobrze?

- Dobrze.

- Po to tu jesteśmy. Nie wiem, czy nam się uda, ale jak nie to spróbujemy jeszcze raz.

- Naprawdę chcesz? Robić to... W kółko.

- Będę próbować i sto razy. Bo cię bardzo mocno kocham. Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie i chcę, żebyś był szczęśliwy. I kiedyś poproszę cię, byś był mój. I jeżeli się zgodzisz, to będę najszczęśliwszy na świecie. A na razie pomogę ci wyzdrowieć, byś mógł żyć długo i szczęśliwie.

- Nie chcę być dla ciebie problemem.

- Nigdy nie byłeś i nie będziesz problem. Kocham cię Rai.

- Naprawdę? Dalej mnie kochasz?

- Oczywiście. Tak samo, jak wcześniej. Może nawet mocniej. O ile da się mocniej. A ty Rai? Co o mnie myślisz?

- Myślę, że... Że bardzo cię kocham. I chcę wyzdrowieć. Żeby cię uszczęśliwić. Bo gdy z tobą jestem, to też jestem szczęśliwy. Tylko... Nie wiem, czy dam radę.

- Dasz. Jesteś silny.

- ... Nie jestem.

- Jesteś. Tylko... Masz swoje słabości i problemy. Jak każdy.

- Nie wiem... Nic nie rozumiem. Nie wiem, czemu tak jest. Chciałbym... Chciałbym być inny. Chciałbym, żeby było inaczej.

Len znów przyglądał mi się w ciszy. A później westchnął, przeczesał dłonią włosy i spojrzał na mnie tak... Pewniej.

- Rai czy mogę cię o coś zapytać?

- Chyba... Chyba tak.

- Wiem, że to dla ciebie będzie trudny temat. Bo do tej pory nic mi o tym nie mówiłeś. I nie mam ci tego za złe. Masz prawo mi tego nie mówić. Ale uważam, że może będzie ci lepiej, jak mi o tym powiesz. Rai... Co się działo na Wschodzie?

- Na Wschodzie?

- Nie wiem, o co konkretnie zapytać. Ale wiem, że ktoś cię jakoś skrzywdził. Chciałabym wiedzieć, co się stało, by móc ci pomóc. By lepiej cię zrozumieć. Byś może poczuł się lepiej.

- Ja... Nie wiem, czy chcesz wiedzieć. Bo to... Nie chcę, byś przestał mnie lubić.

- Rai, nieważne co się stało... To nie zmieni moich uczuć do ciebie. Kocham cię. Takim, jakim jesteś. Bardzo cię kocham i nieważne co mi o sobie powiesz, będę cię kochał. Więc nie bój się. Nie musisz mi mówić. Ale nie bój się, że jeśli mi powiesz, to coś się między nami zmieni, bo tak nie będzie. Przysięgam.

- No to powiem ci. Ale... To dużo. I nie wiem za bardzo jak.

- Pomału. Tak byś czuł się z tym dobrze. Nic na siłę. Tylko tyle ile jesteś gotowy powiedzieć.

- No dobrze. Tylko że ja... Ja nie do końca w ogóle wszystko rozumiem. Bo ja... Nawet nie wiedziałem, że tak nie powinno być.

- Spokojnie. Wytłumacz mi tyle, ile wiesz. Powiedz mi o tym, jak ty się z tym czujesz. Zacznij, od czego chcesz. I powiedz tylko tyle, ile chcesz.

- Więc... Na Wschodzie... Tam są tacy ludzie, którzy posiadają innych ludzi.

- Łowcy niewolników. Słyszałem o nich. Eris mi opowiadał. Mówił, że was porwali.

- Tak. Ale... Ja już wcześniej... Ja i Nova oboje już byliśmy w niewoli. Sira nas uratował. Później zabrali nas i znów chcieli sprzedać. Wtedy zginął Ayas. Ale my już byliśmy kiedyś sprzedani.

- ... Jak długo?

- Ja od zawsze. Moja mama i tata byli zniewoleni. Ja już urodziłem się jako własność tego, do kogo należeli moi rodzice.

- Więc... Od zawsze byłeś... Rai tak mi przykro.

- Nie... Nie musisz tak mówić. Ja nawet nie czułem się źle. Nawet... Chyba byłem szczęśliwy. Myślałem, że tak jest dobrze. Bo gdy byłem mały, to było ciężko. Gdy miałem... Chyba miałem dwanaście lat, gdy mnie sprzedali. Do miejsca, które nazywało się Skarbiec. Tam było mi w sumie dobrze. Było nas tam dużo. Jadłem dobre jedzenie. Nosiłem ładne ubrania. Miałem wygodne łóżko. I Ayas tam był. Tam było dużo lepiej, niż tam, gdzie się urodziłem. Więc... Właściwie to... Wtedy było mi tam dobrze. Wiem, że nie powinno tak być, ale... Naprawdę myślałem, że traktują mnie tam dobrze. Dopiero gdy nas uwolnili, to zacząłem rozumieć, że... Że tam było dużo złych ludzi, którzy robili mi bardzo złe rzeczy. A ja im na to pozwalałem. Nawet ich lubiłem. Czasem się bałem. Czasem nie czułem się dobrze z tym, co się działo. Czasem nawet bolało lub byłem smutny, że muszę to robić. Ale... Nie wiedziałem, że to złe. Dopiero teraz... Teraz chciałbym, by to się nie działo. Wszyscy mówią, że już nikt mi czegoś takiego nie zrobi. Ale... Przecież tyle razy już mi to zrobiono. I ja to pamiętam. To już się stało, a mi jest wstyd, że... Że to czasem lubiłem. I cieszyłem się, że dostanę prezenty, gdy to zrobię.

- Urodziłeś się w niewoli... Zostałeś sprzedany... I służyłeś ludziom. Jako niewolnik.

- Tak. I ja... W tym miejscu były tylko omegi. Takie jak ja. Ale ja jako jedyny nigdy nie żyłem w stadzie. Na wolności. Ja zawsze uczyłem się jak być dla ludzi pożyteczny. I... To miejsce... W Skarbcu służyliśmy ludziom. My... Musieliśmy używać naszego ciała. By sprawiać im przyjemność. Tak jak... Jak... Jak ludzie, którzy się kochają.

- ... Rozumiem.

- Przepraszam, że nie powiedziałem. Ale... Wstydzę się. Wtedy się nie wstydziłem, ale teraz... Nienawidzę tego. Że to robiłem. I... Nie chcę... Po prostu... Ja... Chciałbym, by tak nie było. Ale ja naprawdę nie wiedziałem. Po prostu... Kazali mi. Ja nawet nie wiedziałem, co się dzieje. Jak miałem pierwszą ruję to mnie oddali. I... Ja nie chciałem. Ale musiałem. A później już mi to było obojętne, bo dalej nie rozumiałem, co się dzieje. Ale nie bolało już. I... Zawsze dostawałem coś w zamian. Naprawdę nie wiedziałem, że to złe.

- Rai to nie... To nie twoja wina. Ci ludzie cię skrzywdzili. Wykorzystali. Rai ty... Byłeś dzieckiem. Miałeś dwanaście lat... To potwory. Nie robiłeś nic złego. Oni... To oni robili coś strasznego. Ty tylko próbowałeś jakoś sobie z tym poradzić. Jak inaczej miałbyś zareagować? Musiałeś to wyprzeć. Inaczej byś nie wytrzymał. Ty... Rai może jesteś chory, bo już tego nie wypierasz. I to zbyt wiele by znieść to na raz.

- Ja... Nie wiem. Może. Nie wiem. Ja... Nie chcę tego pamiętać. Ale... Pamiętam. I czasem widzę... Ich. Tak nagle. W mojej głowie.

- Rozumiem. Ja... Gdybym wiedział, to zachowałbym się inaczej. Przepraszam.

- Nie. To moja wina, że ci nie powiedziałem. Przepraszam. Nie chciałem, byś wiedział, bo... Wstydzę się. I nie chcę, żebyś przestał mnie lubić.

- Rai kocham cię bardzo mocno. I... Jestem wściekły. Że ktoś zrobił ci to wszystko. I... Jakby... Chyba lepiej rozumiem, dlaczego jest ci tak trudno. Wiedziałem, że jest ci ciężko, ale... Rai jesteś naprawdę silny. Przeżyłeś to wszystko... Tyle lat. Ja chyba nie znam silniejszej osoby niż ty.

- Nie jestem...

- Jesteś. Nigdy nie mów, że jesteś słaby, bo jesteś silny. Przeżyłeś to wszystko. I staniesz na nogi. Obiecuję. Zostawisz to wszystko za sobą i będziesz szczęśliwy. Byłeś w niewoli przez tyle lat, ale czeka cię dużo więcej lat wolności. Przysięgam ci to.

- Ale ja... Boję się wszystkiego. I w mojej głowie... Jest bardzo źle. Jestem chory. Tutaj w głowie.

- Jesteś wilkołakiem Rai. Jesteś jednym z nas. Jesteś taki jak ja. Ludzie próbowali cię złamać. I myślisz, że cię złamali. Ale ja jestem pewien, że nic z tych rzeczy. Jesteś silnym wilkiem. Wspaniałą omegą. Musisz tylko w siebie uwierzyć. Wyleczymy cię. Zobaczysz. Dziś odpoczniemy. Ale niedługo coś razem zdziałamy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top