Rozdział CXII - Eris

31 stycznia

Wpadłem do domu w iście Darenowym stylu. Wiatr dodatkowo pchnął drzwi i nie zdążyłem ich złapać, więc uderzyły w ścianę. Uznałem jednak, że będę udawać, że tak miało być. Jak coś nie wyjdzie, to udawaj, że wyszło. To pierwsza zasada zgrywania twardziela.

Daren nie był zbytnio zszokowany moim mocnym wejściem. Właściwie to w ogóle go to nie obeszło. Spojrzał na mnie i na krótką chwilę przestał przeżuwać kanapkę. Gdy jednak rozpoznał w tej kuli futer swoją omegę, wrócił do spokojnego przeżuwania. Ja tymczasem wtoczyłem się do domu, zamknąłem za sobą drzwi i zacząłem się rozbierać.

Jest zimno. Więc ubieram się warstwowo. Czy wyglądam głupio? Trochę. Ale czasem nawet ja wybieram komfort nad wygląd. Teraz gdy ciągle pada śnieg lub wieje, że może głowę urwać, to rezygnuję z wyglądu. Zwłaszcza że większość z nas się tak ubiera. To dość logiczna decyzja.

Gdy byłem już w miarę uwolniony z warstw ubrań i odzyskałem oddech po podróży, mogłem w końcu to z siebie wydusić. A przez całą drogę na to czekałem.

- Daren nie uwierzysz!

Alfa znów przerwał przeżuwanie. Nie wykazał większego zainteresowania poza tym jednym gestem.

- ... W takim razie nie musisz mi mówić.

Zignorowałem jego odpowiedź i udałem, że uzyskałem energiczną i zachęcającą odpowiedź.

- Nie masz pojęcia, czego się dowiedziałem.

- Nie mam.

- Twój brat!

- Co mój brat?

- Twój brat i Colla są razem! Oficjalnie! Mam na myśli, że będą partnerami!

- ... I co z tego?

Reakcja, a raczej brak reakcji alfy zbiła mnie z tropu. Przecież to była niezła nowina. I dotyczy jego brata. Jak to usłyszałem od Colli, to mi szczęka opadła. A Daren... Daren zachowuje się jakby nigdy nic. Jak gdyby jego brat nie podjął zaskakującej, kontrowersyjnej i niespodziewanej decyzji.

- Czekaj... Wiedziałeś? I mi nie powiedziałeś?! Jak mogłeś?! Przecież ja nic bym nie powiedział nikomu. Nawet Colli. Potrafię dotrzymać tajemnicy. Jestem twoją omegą! Powinieneś mi wszystko mówić. Zwłaszcza takie rzeczy! A tak poza tym to dlaczego ty wiedziałeś a ja nie!?

- Nie wiedziałem.

- ... Nie?

- Nie.

Czyli jednak źle myślałem. A już chciałem się obrazić. Kto jak kto, ale mój alfa powinien mi mówić wszystko. Zwłaszcza takie rzeczy.

- To dlaczego cię to w ogóle nie rusza?

- Ponieważ to nie ma ze mną nic wspólnego.

- Ale to twój brat.

- Nie zaglądam mu do łóżka. Wtedy musiałbym też całej reszcie. Nie chcę wiedzieć co się tam dzieje. Zwłaszcza u tego socjopaty.

- Coś mi kręcisz. Musiałeś wiedzieć.

- Flynn o niczym takim mi nie mówił. Choć przyznam, że podejrzewałem, że coś takiego chodzi mu po głowie.

- Naprawdę? Ja się tego w ogóle nie spodziewałem. Choć w sumie zgoda Colli mnie nie dziwi. Wydawał się dobrze dogadywać z Flynnem. I jakoś tak... Sam nie wiem. Nie zdziwiło mnie, że Colla się zgodził. Ale to, że Flynn w ogóle coś takiego zaproponował już jak najbardziej.

- Przywiązał się do Colli jak jego wilki do niego. Dlatego poszedłem powiedzieć mu, co planuje jego ulubiony omega. A raczej co jego rodzina dla niego planuje. Był dość... Sam nie wiem. Na pewno jakoś na to zareagował. Nie miałem pewności czy coś z tą informacją zrobi. Jednak wiedziałem, że istnieje takie prawdopodobieństwo.

- Czyli... Flynn jest już od dawna zakochany w Colli?

- Chyba tak.

- I nic mi nie powiedziałeś!?

- Mam ci opowiadać o życiu swoich braci?

- Jeśli to coś ciekawego to tak. Nikomu nie powiem. Jakby co. Może Colli. Ale on nikomu nie powie. Więc to zostanie tylko między tobą, mną i Collą. Opcjonalnie kimś z mojej rodziny. Ale nikomu innemu nie powiem.

- ... Nie wiedziałem, że jesteś aż tak wścibski.

- Nie jestem wścibski! Jestem ciekawski. To co innego.

- Rzeczywiście kompletnie innego.

- No właśnie.

Daren znów dziwnie na mnie spojrzał. Nie wiem, o co mu chodzi. Ale mam to gdzieś. To nie były jedyne nowiny.

- W każdym razie Colla się zgodził. Tak się cieszę. Flynn jest takim wspaniałym facetem. Jest miły, opiekuńczy, przystojny, ma taki ładny uśmiech, jest taki sympatyczny i mądry i spokojny i przystojny...

- Powiedziałeś przystojny dwa razy.

- Bo to ważne.

- ...

- Nie patrz tak na mnie. Nie udawaj, że wygląd się nie liczy. Ty dostałeś szansę tylko dlatego, że wyglądasz, jak wyglądasz.

Alfa uniósł jedną brew w wyrazie... Sam nie wiem czego. To jednak mało mnie interesuje. Miałem jeszcze więcej nowinek.

- A wiesz, kiedy jest ich ceremonia?!

- ... Jak mam wiedzieć skoro dopiero się dowiedziałem, że mój brat się na to zdecydował?

- No to słuchaj. Nie uwierzysz.

- ... Myślę, że już to przerabialiśmy.

- To już za dwa tygodnie! Dwa tygodnie Daren! Jestem taki podekscytowany! To tak niewiele czasu! Ale to nic. Będzie dużo pracy, ale Colla ma dużo osób do pomocy. Hilda chce pomóc. Chociaż już niedługo rodzi, więc nie możemy zbyt dużo na nią zwalać. Ale mała Hazel chce pomóc. Twoja mat... macocha chyba nie zamierza się zaangażować. Ale ciotka Colli chce pomóc. No i oczywiście Colla ma jeszcze nas.

- ... Jakich nas?

- Mnie i ciebie.

- ... Dlaczego uwzględniasz mnie?

- Bo tak.

- Nie zamierzam robić jakichś głupot.

- Przecież nie oczekuję, że będziesz robić dekoracje. Porozmawiasz ze swoim ojcem.

- Po co?

- Bo podobno twoja macocha sprawia problemy.

- ... Doprawdy? Jakoś mnie to nie dziwi. O co jej znów chodzi?

Daren wykazał jakieś zainteresowanie. Zaskakujące. Chyba naprawdę nie lubi swojej macochy.

- Colla i Flynn byli u twoich rodziców razem. Żeby poprosić o pozwolenie. Twój ojciec podobno od razu się zgodził. Chyba było mu to obojętne.

- Na pewno tak było. Ojca Flynn nie interesuje. Pewnie jest mu to nawet na rękę, bo Flynn będzie miał pełną opiekę do końca życia. Będzie więc mógł o nim zapomnieć.

- Ale Colla twierdzi, że twoja macocha wyglądała, jakby miała zacząć ciskać gromami. Nic nie powiedziała, ale ewidentnie tylko czekała aż wyjdą, żeby porozmawiać z twoim ojcem sam na sam. Colla twierdzi, że na pewno go namawia, by jednak się nie zgodził.

- To możliwe.

- Ale dlaczego miałaby to robić? Jej to chyba też będzie na rękę.

- I tak i nie. Widzisz... Nasza macocha inaczej sobie wszystko zaplanowała. Liczyła, że ojciec będzie chciał mieć z nią dzieci. Ale ojciec nie potrzebuje kolejnych. Zwłaszcza że nie ma pewności, że nie urodzi mu się kolejna porażka. Woli nie ryzykować. A nową omegę wziął tylko po to, by mieć kogoś do prowadzenia domu i dzielenia z nim łoża. Nawet nie krył się z tym, że podczas wyboru nowej Luny kierował się upodobaniami. Chciał ładną kobietę i taką sobie wybrał.

- To trochę... Trochę smutne.

- Agnes wiedziała, w co się pakuje. W każdym razie ma dopiero trzydzieści jeden lat.

- Ile!?

- Trzydzieści jeden.

- ... To... Jest... Dość młoda.

- Flynn ma dwadzieścia pięć lat. Więc... Tak. Jest młoda jak na naszą macochę. Wracając. Mogłaby jeszcze urodzić kilka szczeniaków. I liczy, że ojciec zmieni zdanie w kwestii dzieci. A wtedy jeszcze może będzie miała okazję wcisnąć swojego dzieciaka na szczyt naszej rodzinnej hierarchii. Tymczasem ona sama jest ciągle degradowana. Gdy przybyłeś, zostałeś mianowany przyszłą Luną. A jesteś młodszy, ładniejszy i hipotetycznie będziesz miał moje młode. Które umocnią moją pozycję. Natomiast Colla... W jego przypadku jest podobnie. Jeśli Flynn będzie miał dzieci i okażą się one zdrowe, to jego dzieci będą miały pierwszeństwo przed jej potencjalnymi dziećmi. Poza tym... Agnes nas nie lubi. Naszej trójki. Jesteśmy zbyt podobni do naszej matki. I pamiętamy ją. Nigdy nie traktowaliśmy Agnes jak rodzica. Choć Flynn i Raul byli do niej początkowo pozytywnie nastawieni. Później dowiedzieli się, jaka z niej suka. I chyba czuje zazdrość. Względem naszej matki. Bo wydaje się jej nie znosić. Mimo że zostały z niej tylko kości.

- A... A co z Lesterem?

- Jego nawet lubi. Czy może raczej... Dla niego postanowiła być matką. Najprawdopodobniej dlatego, że nie ma w sobie nic z naszej matki. A i w ogóle jej nie pamięta. Był zbyt mały.

- Czyli nie podoba jej się to, że Flynn będzie miał partnera z powodu ich potencjalnych dzieci... A... Flynn może mieć dzieci?

- Nie wiem. Pewnie tak. On twierdzi, że nie. Że jest za słaby. Ale skoro wszystko, co do tego potrzebne działa to, dlaczego miałby nie móc zrobić szczeniaka?

- Rozumiem... Mam nadzieję, że jeśli im się uda, to dzieci będą zdrowe.

- Colla jest zdrowy. Więc czemu miałyby nie być?

- Masz rację. Trzeba myśleć pozytywnie.

- Nic takiego nie powiedziałem.

- Aby im się powiodło. Uważam, że do siebie pasują. Flynn jest taki ciepły, sympatyczny i zawsze uśmiechnięty. A Colla to taka zimna suka, ale z ciepłym sercem.

- ... Wy się przypadkiem nie przyjaźnicie?

- Tak. Przecież między innymi dlatego go lubię.

- ...

- Ciebie też lubię. Nie powinno cię więc to dziwić. Lubię podłych ludzi.

- Prowokujesz mnie teraz?

- Nie. Przecież mówię, jak jest. Nie jest tak?

- ... Jest.

- No właśnie. Wracając jednak do początku. Bo trochę odbiegliśmy od tematu. Porozmawiasz ze swoim ojcem? Upewnisz się, że nie wpadnie na jakiś głupi pomysł, by zakazać im ceremonii?

- Dlaczego Raul nie może tego zrobić?

- Bo nie ma powodu, by to robić, więc nawet nie zamierzam go prosić.

- Czyżbyś zaczął się poznawać na moim bracie?

- Powiedzmy, że zaczynam dostrzegać, że nie jest aż tak idealny, za jakiego na początku go miałem. Więc? Zrobisz to dla mnie?

- Dlaczego się aż tak angażujesz?

- Bo Colla to mój przyjaciel. A Flynn to moja rodzina. Chcę ich szczęścia.

- ... Co?

- Co, co?

- Co powiedziałeś?

- Że chcę ich szczęścia.

- Nie mówię o... Ja... Porozmawiam z ojcem.

- Dziękuję. Colla i Flynn też będą ci wdzięczni. Razem na pewno będą szczęśliwi. To oczywiście troszkę pospieszona ceremonia. I w sumie nie zdążą zbytnio nacieszyć się byciem parą przed nią... Ale jakoś tak mam dobre przeczucia. Gdy sobie o nich myślę... o tym, jak będą razem wyglądać i takie tam to mam naprawdę optymistyczne myśli.

- Wydajesz się zbyt w to wszystko zaangażowany.

- Lubię się angażować. Wiesz, że Colla poprosił mnie, bym pomógł mu przygotować go w noc ceremonii? To mnie wybrał. To miłe. Zwłaszcza że nie znam się zupełnie na waszych tradycjach.

- Colla nie ma innych towarzyszy.

- ... Daren... Wiem. Nie musiałeś tego mówić.

Alfa przyglądał mi się chwilę, próbując chyba zrozumieć, dlaczego patrzę na niego spode łba. Chyba zrozumiał, bo zobaczyłem, jak wyraz jego twarzy się zmienia. Wydawał się lekko... Zmieszany. Tak bym to ujął.

- Cóż... Na pewno, nawet gdyby miał innych przyjaciół to i tak wybrałby ciebie.

- No właśnie. Bo mnie lubi.

- Yhym.

- Więc... Cieszysz się, że twojemu bratu się układa? Na pewno się cieszysz. Lubisz Flynna.

- To dobrze, że będzie komu się nim zajmować. A Colli ufam więc dobrze, że to będzie on. Flynn jest słaby i lubi... rozmawiać. Nie lubi samotności. Więc może to dobrze wpłynie na jego zdrowie.

- No widzisz. Wszyscy się cieszymy tymi dobrymi nowinami. A za dwa tygodnie będziemy świętować.

- ... No tak.

- Nie wyglądasz na zachwyconego tą wizją.

- Nienawidzę tego. A to mój brat. Będę musiał iść. Inaczej będzie mi to wypominać do końca życia.

- Nie będzie źle. Mówię ci. Będzie miło.

- Yhym.

- Znów będziesz musiał ze mną zatańczyć.

- Raul będzie chętny.

- Jak twój brat będzie ze mną tańczyć zamiast ciebie, to zaczną się plotki.

- To nie będą najgorsze plotki krążące wokół Raula.

- ... Naprawdę?

- Nie pytaj.

- No dobrze.

Jestem ciekawy... Ale z drugiej strony miło mi się rozmawia z Darenem. Nie chcę tego psuć. Przysiadłem sobie naprzeciw niego i uznałem, że skoro już rozmawiamy, to poruszę inny temat. Mianowicie... Wygodnie byłoby mieć kozę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top