Rozdział CVI - Daren
2 stycznia
Moja omega twierdzi, że tęskni za rodziną. Rozłąka z nimi sprawia, że czuje się źle. Pisze do nich listy i wyczekuje ich odpowiedzi. Wydaje się odliczać dni do następnego spotkania. Nie rozumiem go. To dla mnie abstrakcyjne zachowanie. Być może dlatego, że każdy członek mojej rodziny postawił sobie za życiowy cel doprowadzenie mnie do ostateczności. Łącznie z tym tutaj.
- Nie uważasz, że to odrobinę staroświeckie? Moglibyśmy postawić tam dyby na przykład. Słyszałeś o dybach? Taki ludzki wynalazek.
- Naprawdę chcesz zginąć w tym fotelu? We własnym domu? W ten sposób?
Raul wywrócił oczami i rozsiadł się wygodniej. Czuje się pewnie w swoim leżu. Chociaż... Raul zawsze czuje się przy mnie zbyt pewnie. Myśli, że nic mu nie zrobię. A kiedyś mnie w końcu wyprowadzi z równowagi. Przecenia moją cierpliwość. I myśli, że zna wszystkie moje słabości. Uderzyłem Erisa. Moją omegę. Przeznaczonego. A jemu się wydaje, że jest bezpieczny, bo ma piwne oczy.
- Przecież mówię poważnie. Trzeba usunąć ten pręgierz. Jest okropny. No dobrze... Może troszkę sobie z ciebie drwię. Ale naprawdę bym się pozbył tego słupa. Jest taki brzydki i ordynarny. Można by tam postawić jakiś kwietnik. I tak praktycznie nikt tego nie używa. A jak używają, to jest to doprawdy parszywy widok. Za to kwiaty... Przynajmniej ładnie to wygląda. A zimą można tam wsadzić... Nie wiem. Jakieś ładne kamienie.
- Chcesz usunąć pręgierz? To powiedz to ojcu. Na pewno mu się spodoba ten pomysł.
- Cóż... Lestera od dawna kusił i wiadomo, jak to się skończyło. Więc lepiej go wykopać i przerobić na ławeczkę. Też dobry pomysł. Taka ławeczka. Przy kwietniku.
- Ojciec nie będzie chciał słyszeć o tym cholernym pręgierzu przez najbliższy rok. Lub dwa. Poruszysz ten temat i tylko go rozdrażnisz. To nie ma sensu.
Temat był właściwie zamknięty. Wyciągnie go przy ojcu na nowo, byłoby głupim zagraniem. Nawet ja to wiem. A nie jestem takim taktykiem jak mój młodszy brat. Raulowi musiało więc chodzić o coś jeszcze. Wkrótce się dowiem o co.
Oparłem się wygodniej o ścianę i odetchnąłem lekko. To męczące. Rozmowa z nim. W kominku po mojej lewej płonął ogień. Przynajmniej było przyjemnie ciepło. Raul urządził tu sobie porządne leże. Podejrzewam jednak, że ma nieco większe ambicje i to mu nie wystarczy. Jest zachłanny. To jednak jest chyba cechą nas wszystkich. Nawet Flynna, choć tego nie okazuje.
- Dlatego mówię o tym z tobą, a nie z nim. Wiem, że to drażliwy temat. Dla ciebie też. Ale ty jesteś mimo wszystko rozsądniejszy.
- A co ja mam do tego jebanego pręgierza?
- Jak go wyciągniesz, ojciec nic nie zrobi. Zdenerwuje się. Ale to wszystko. Ostatnio w sumie na tym się kończy.
- Nie byłbym tego taki pewien. I tak już mu się sprzeciwiłem. Nie uważasz, że czas na chwilę się zaszyć? Nie wychylać? Dać mu zapomnieć?
- Owszem pewnie tak by było najlepiej. Jednak ten impas jest już trochę nudny, nie uważasz?
- Co masz na myśli?
- I tak w przeciągu... ilu? Dwóch lat? Najwyżej pięciu. W każdym razie wkrótce zostaniesz Alfą. Wszyscy to wiemy. Zwłaszcza teraz gdy masz poparcie południa. A także pewnego partnera a niedługo pewnie następcę. Przejmiesz stado. A ojciec... Powstrzymuje nasz rozwój. Po co? Niedługo i tak wszystko się zmieni, bo w końcu będzie musiał oddać stołek.
- Wydajesz się tego zbyt pewien.
- Przestań być takim pesymistą. Ojciec jest już stary. I słabszy. Może ze mną by wygrał. Ale z tobą? Nie ma szans. A co do twojego wsparcia... Nasza księżniczka się do ciebie przywiązał. Inaczej już dawno by stąd uciekł. A i ty już ewidentnie nie zamierzasz go wypuścić. Nie jest tak?
- Nie.
- Jesteś uparty jak osioł. Zaprzeczasz faktom.
- Eris ma jeszcze czas się z tego wycofać. I pewnie to zrobi.
- Niecałe pół roku.
- To mnóstwo czasu.
- Nie byłbym tego taki pewien. Niedługo będzie trzeba zacząć wszystko planować. To pół roku do ceremonii, ale wszystko zacznie się przecież wcześniej. Ojciec będzie chciał załatwić to szybko. Poza tym mu to obiecałeś. Że gdy tylko omega skończy osiemnaście lat, będzie twój. A trzeba dotrzymywać słowa.
- Jeśli Eris nie odjedzie, to dotrzymam.
- To będzie ciekawe. Bo wiem, jaki jesteś. Ty mnie niczym nie zaskoczysz. Jesteś strasznie przewidywalny braciszku. Wszystko zależy od Erisa. To on rozdaje karty. To wręcz troszkę ekscytujące. Muszę obserwować. Niewiele mogę zrobić. Co prawda mógłbym się trochę wtrącić, ale po co? Świetnie sobie radzicie.
- Wręcz doskonale.
- Ten sarkazm w twoim głosie jest niepotrzebny. Naprawdę dobrze wam idzie. To całe zacieśnianie więzi. Doprawdy urocze.
- Mam już chyba dość tej rozmowy. Przejdźmy do sedna. Jeśli dobrze zrozumiałem, kazałeś mi tu przyjść, bo już robisz listę swoich planów po tym, jak przejmę stado.
- Tak. Trzeba myśleć przyszłościowo. Wolę już sączyć sugestie do twojej głowy. Wiem, że bywasz uparty więc lepiej zacząć wcześniej.
- ... Dlaczego wszyscy już stawiają mi żądania dotyczące mojej władzy? Jakby to było przesądzone. A nie jest.
- Nie jestem jedyny? Kto jeszcze to robi?
- Eris.
- A to ciekawe. I czego żąda nasza księżniczka?
- Zakazu aranżowania par.
- ... Dość... Ryzykowny ruch. Bardzo ryzykowny, że tak to ujmę. A skąd takie żądania?
- Wuj Colli właśnie szuka mu partnera. Eris uznaje to za barbarzyństwo. Nęka mnie, odkąd się o tym dowiedział.
- Colla... To ten omega, którego wrzuciłeś do zaspy?
- To ten. Kazałem mu zająć się Erisem. Nauczyć go naszych zwyczajów. Dotrzymać mu towarzystwa by mnie nie męczył. A teraz są... Sojusznikami. Czy coś w tym rodzaju. Te... Omegowe rzeczy.
- Chodzi ci chyba o koleżeństwo. Może przyjaźń.
- Ta. Właśnie to. W każdym razie chyba obróciło się to przeciw mnie.
- Ciekawe... A Flynn wie?
- Byłem u niego dziś. Powiedziałem mu, co wiem.
- Hmmm... Ciekawe. Jak zareagował?
- Tak jak bym się po nim spodziewał. Odkąd Colla się nim zajmuje, czuje się mniej...
- Samotny. Tak Daren. Nie każdy lubi być sam. Kontynuuj.
- Tak się czuje. Mniej samotny. Jeśli Colla zostanie czyimś partnerem, nie będzie już raczej zainteresowany pracą. Zapewne, nawet gdyby chciał, jego alfa mu nie pozwoli. Flynn o tym wie. Tak więc choć próbował udawać, ewidentnie nie jest zadowolony.
- Biedny Flynn. W końcu znaleźliśmy kogoś, kto nie tylko porządnie się nim zajmuje, ale i nie traktuje go jak ciężar dla stada. A teraz trzeba będzie znów szukać.
- Tym razem to twoje zadanie.
- Nie wątpię. Ty nikogo nie znasz. Byłem zdziwiony, gdy z tym z zaspy się udało.
- ... Ja też.
- A więc trochę się myliłem. Jednak sporo się ostatnio dzieje w tej naszej małej społeczności. Szkoda, że nie mam czasu tego wszystkiego doglądać. Próba zrobienia z tego stada czegoś bardziej zorganizowanego pochłania cały mój czas.
- Jak mi przykro, że nie masz czasu na knucie.
- Och przestań... To nie knucie. To... Planowanie pewnych wydarzeń tak by potoczyły się na moją... na naszą korzyść. Wspólną.
Raul to perfidna osoba. Owszem większość jego działań przynosi korzyści wszystkim. Często jest to jednak efekt uboczny. Przede wszystkim myśli o sobie. Nie przeszkadza mi to bo zazwyczaj jego działania nie mają wielkiego wpływu na mnie. Ale teraz... Teraz jest inaczej. Odkąd Eris został w to wplątany, jestem mniej skłonny znosić wybryki brata.
- Czasem zastanawiam się... Co, jeśli nie będę miał dłużej ochoty pogrywać w twoje gierki i po prostu przestanę brać twoje opinie, sugestie i wymagania pod uwagę? Co wtedy zrobisz Raul? Bo jeśli zacznę ci się sprzeciwiać, to co ci właściwie zostaje?
- Och miło, że pytasz. Często o tym myślę. Rzeczywiście może ci się wydawać, że masz nade mną przewagę. Po części tak jest. Mam jednak różne alternatywy.
- ... Chyba nie chcę wiedzieć.
- Myślę, że nie. Ale bądźmy szczerzy. To nie tak, że jesteś ode mnie lepszy. Ty też byś mnie zabił, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Pewnie tak.
- No właśnie. Choć przyznam, że to dość niesprawiedliwe. Powiedziałabym, że wręcz przykre. Jestem na drugim miejscu. Flynn zawsze będzie tym lepszym bratem... Okrutne. Doprawdy okrutne braciszku.
- To nie ty kazałeś mi myśleć bardziej optymistyczne? Spójrz na to od drugiej strony. Mogłeś być na miejscu Lestera.
- No tak. Rzeczywiście mogło być gorzej. Nasz kochany młodszy braciszek... Do tej pory żałuję, że nie ukróciłem tego wszystkiego, gdy jeszcze każdy by to wziął za nieszczęśliwy wypadek.
- Nie każdy. Jestem pewien, że nie tylko ja miałem wątpliwości po tej sytuacji z rzeką.
- Naprawdę go nie wepchnąłem.
- ...
- Podstawiłem mu nogę, a to nie to samo.
- Wiesz, że Eris lubi swoich braci? Trudno mi to sobie wyobrazić.
- Przecież ja was też lubię. Oprócz Lestera. On dostał najgorszą mieszankę z nas wszystkich.
- Mieszankę czego?
- Dobroci i inteligencji. Nie mów, że tego nie widzisz.
- Czego?
- Tej ciekawej zależności. Flynn jest dobry i mądry. Dostał oba, ale jako że jest dobry ciężko mu wykorzystać w pełni swoją inteligencję. Woli być pasywny, by nikogo nie zranić. Ty jesteś dobry, ale głupi więc wygląda to, jak wygląda. Chyba nie muszę tłumaczyć. Ja jestem podły, ale inteligentny. Mogę więc w pełni wykorzystać swój potencjał, bo nie powstrzymują mnie takie rzeczy jak moralność. A Lester... Lester jest podły, ale jest też skończonym kretynem. To stawia go na straconej pozycji.
- ... A ty nie jesteś na straconej pozycji?
- Nie. Ja sobie przecież świetnie radzę. Powiedziałabym, że najlepiej z nas wszystkich.
- Postawiłeś wszystko na moje przywództwo. Nie wiem, czy to było takie mądre z twojej strony.
- Myślę, że to była bezpieczna inwestycja.
- Ojciec nie lubi mojej omegi. A i je nie jestem już jego ulubieńcem. Co, jeśli postanowi przekazać władzę komuś innemu?
- Komu? Flynn i Lester straciliby pozycję w jeden dzień. Ja też nie jestem zbyt pewnym wyborem. Zostajesz tylko ty. Zwłaszcza że twoja przyszłość jest już dość pewna. Choć rzeczywiście... Istnieje możliwość, że Eris wskoczy do jeziora albo postanowi walczyć z niedźwiedziem. Ale to sprawia, że sytuacja jest bardziej ekscytująca. Taka dzika karta.
- Myślę, że nie walczyłby z niedźwiedziem. Co do jeziora... Prawdopodobne.
- W każdym razie... Chyba możemy porozmawiać o ceremonii. Mamy jeszcze dużo czasu.
- Niedługo będę wracać do domu.
- Oj chyba nie. Słyszysz?
Nie zwróciłem uwagi. Raul mnie zagadał. Ale usłyszałem. I dostrzegłem, że ogień w kominku zaczął płonąć gwałtowniej. Wiatr. Podszedłem do najbliższego okna. Śnieg. Mnóstwo śniegu. Padał wręcz poziomo. Jasna cholera.
- Mam wolne pokoje braciszku. Nie martw się. Nie wyrzucę cię w burzę śnieżną.
- ... Wrócę do domu.
- Po co? To nie potrwa długo. Może do jutra. Nagła, silna, ale jestem pewna, że będzie krótka.
- Eris jest sam.
- Jestem pewien, że na południu też mają burze śnieżne. To omega, ale z Północy nie ze Wschodu. Przecież przeżyje. Ma tam wszystko, czego mu potrzeba. A dom się nie zawali. Przecież gorsze przetrwał.
- Burze na południu są pewnie łagodniejsze.
- Daren... To wilkołak. Owszem omega. Ale bez przesady. Nawet nasza matka nie widziała w nich nic wielkiego. A uważasz ja za kwintesencję słabości.
- Może trwać nawet dwa dni. Burza.
- A nawet jeśli. To co z tego? Nie zginie. Co z tobą Daren? Jesteś jakiś przewrażliwiony.
- On... To pierwsza burza tej zimy. Może... Może nie wie co robić.
- To nie pierwsza burza w jego życiu. Zapewniam cię.
- Ale...
- Ty się o niego martwisz?
- Nie. Nie chcę, by coś go zabiło.
- No tak... Więc co? Zamierzasz iść do domu. W burzę śnieżną? Ryzykowne. Nawet dla ciebie.
Rzeczywiście to byłoby dość głupie. W domu jest jedzenie. Został zbudowany, tak by wytrzymać znacznie silniejsze burze. A i Eris jest mimo wszystko wilkiem z Północy. To nie jest dla niego nic nowego. Przetrwałby i burzę trwającą tydzień. Raul ma rację.
- Jeśli chcesz, to wybierz sobie pokój.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top