Rozdział CIV - Eris

30 grudnia

Wiedziałem, że coś jest nie tak, gdy tylko Colla przekroczył próg mojego domu. To nie tak, że było to po nim widać na pierwszy rzut oka. Colla jest dość specyficzny. Zawsze wydaje się taki na obojętny. Jakby pozbawiony energii. To przez jego oczy. Są ładne. Ale mają taki kształt, że wydaje się, jakby był senny, lub pozbawiony chęci do życia. Gdy pierwszy raz go spotkałem, bardzo dobrze udawał. Wyglądał na takiego sympatycznego i pełnego radości. Szybko się okazało, że to maska. Choć muszę przyznać, że wolę Collę w tej naturalnej wersji. Wygląda, jakby wiecznie cię oceniał. Trochę też jakby patrzył na ciebie z góry. Nie jest tak. Po prostu ma taką twarz. Tak myślę. Choć często ocenia ludzi. Jest strasznym plotkarzem. Ja też, ale to przez niego.

W każdym razie, choć minę miał równie męczeńską co zwykle to wyczułem te drobne zmiany w jego zachowaniu. Był cichszy. Bardziej wycofany. Musiałem z niego wyciągać nowiny z życia w wiosce. Zazwyczaj po grzecznościowej wymianie zdań przechodzi od razu do sedna. Tym razem był zdystansowany. A więc wiedziałem, że wydarzyło się coś, co sprawiło, że Colla trochę się w sobie zamknął. A wiem, że nie warto wyciągać z niego takich rzeczy siłą. To tylko sprawi, że bardziej się w sobie zamknie. Niech najpierw poczuje się przy mnie w pełni swobodnie. Jeśli poczuje się komfortowo i bezpiecznie to sam mi wszystko powie.

Dlatego zaparzyłem mu ziółek, poczęstowałem ciastkami i długo gadaliśmy o niczym konkretnym. Z czasem Colla odzyskał nieco swojej typowej złośliwości i podzielił się kilkoma dość ciekawymi informacjami.

Dowiedziałem się na przykład, że moja przyszła matka narobiła rabanu, bo tutejsza krawcowa wygadała, że ostatnio przyniosła jej suknię do poszerzenia. Chodzą plotki, że może być w ciąży, aczkolwiek odrzuciliśmy z Collą tę teorię. Gdyby była w ciąży to by się tym chwaliła i raczej nie ukrywałaby tego, że przybrała na wadze. W końcu przy dziecku to nieunikniony proces. Nie wiem, dlaczego w sumie miałaby tak przeżywać kilka dodatkowych kilogramów nawet bez ciąży. Jest szczupła. Nie zaszkodzi jej. Nie jestem więc pewien, w czym problem. Nadal będzie tak samo ładna. W każdym razie to zabawne, że ta na pozór poważna i stoicka kobieta, urządziła awanturę z takiego powodu. Chyba naprawdę trochę za bardzo zwraca uwagę na wygląd. A skoro ja tak myślę, to musi być na rzeczy. W końcu jestem bardzo próżną osobą.

Colla wrócił do swojego żywiołu, więc poczułem się nieco lepiej i pewniej. Wciąż omijałem drażliwe tematy, aż w pełni się rozluźnił. Wtedy zdecydowałem się delikatnie naprowadzić rozmowę na właściwe tory.

- A... Lester coś ostatnio rozrabiał? Po tym... incydencie.

- Nie widziałem go. I w sumie zbyt dużo o nim nie słyszałem. Siedzi w domu.

- Dziękuję, że wtedy poszedłeś po Darena. Aż mi głupio, że w ciebie wątpiłem.

- Myślałeś, że zwiałem?

- ... Przez chwilkę.

- Rozumiem. To była sensowna teza.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.

- Czyli Lester się nie pokazuje?

- Wstyd go zżera. Daren go upokorzył. Pokazał mu jak słaby i nieznaczący jest. Gdyby teraz się zaczął panoszyć, byłby tylko obiektem drwin. Wie to. Poczeka, aż sprawa ucichnie.

- Cóż... To dobrze, że stado od niego odpocznie. Nie dręczy nikogo. Chwile bez Lestera to chwile piękne i mile spędzone.

- Jak najbardziej.

Czyli to nie wina Lestera. W takim wypadku nie mam pojęcia, o co może chodzić. A nie chcę być zbyt bezpośredni. Ale chyba muszę. Choć postaram się delikatnie.

- A jak tam u ciebie? Wszystko dobrze?

- Chyba po staremu.

- ... Na pewno? Wydajesz się nieco osowiały.

- Tak myślałem, że będziesz wścibski.
Zostałem przejrzany. A przecież byłem taki dyskretny.

- Jesteś moim przyjacielem. Martwię się.

- Przyjacielem?

- A kim niby?

- ... Przyzwoitką?

- Colla... Trochę się już znamy. I tylko ja się chcę z tobą zadawać. I tylko ty chcesz ze mną.

- Co prawda to prawda.

- Czyli jesteśmy przyjaciółmi.

- Jestem pewien, że nie tak to działa, ale niech ci będzie.

- No więc? O co chodzi? Powiedz. Jak przyjaciel przyjacielowi.

- Mam małe problemy natury... Rodzinnej. Chociaż nie nazwałbym tego problemem. Bardziej... Zamieszaniem, które nieco mnie męczy.

- Twojemu wujowi znów coś nie pasuje?

- Ma mnie dość. To zrozumiałe. Chce sobie żyć w spokoju ze swoją rodzinką. A ja mu przeszkadzam. Jestem dla niego kimś obcym w jego domu.

- Chyba cię nie wyrzuci?

- Nie. Odda mnie komuś.

- Co? Niby komu?

- Jeszcze nie wie. Szuka.

- Masz na myśli... Chce cię oddać jakiemuś alfie? Za partnera.

Czasem zapominam, że daleka północ to jeden wielki żart i oni tu wciąż robią takie rzeczy. I za każdym razem ktoś mnie sprowadza na ziemię.

- Tak. Tak się zazwyczaj robi z niechcianą samicą w rodzinie. Oddaje komuś. Znaczy... Znajduje się jej partnera.

- Ale... Tak nie można. Znaczy... To okropne. Na Matkę Colla to straszne. Co teraz?

- Szczerze mówiąc, wszystko mi jedno.

- Co takiego? Colla to wpłynie na twoje całe życie. Takiej decyzji nie powinien podejmować nikt oprócz ciebie.

- Może i tak. Jednak tutaj to norma. Byłem pewien, że to nastąpi prędzej czy później. Spodziewałem się nawet, że będzie to prędzej.

- I zamierzasz na to pozwolić? Tak po prostu?

- A co mam zrobić? Zbuntować się? Dać się wyrzucić z domu? Mój wuj nie jest aż taki zły. Znajdzie mi kogoś w miarę porządnego. Choć może być trudno. Nie jestem zbyt pożądanym towarem. Może i nie jestem jeszcze za stary na tutejsze standardy. Ale Lester rozpuścił plotki. A i moja uroda nie jest najwyższych lotów.

- O czym ty mówisz? Jesteś śliczny.

- Miałem potencjał. Ale żaden alfa nie zechce omegi z ciałem pokrytym bliznami. A przynajmniej nie jako pierwszą opcję.

- ... Jest aż tak źle?

- Wyblakły nieco. Jednak... Dużo ich. Są... Nie są czymś, co dodaje uroku. Powinienem być zadowolony z tego, że wuj mi kogoś znajdzie. Sam bym pewnie nikogo nie znalazł. A tak mam to z głowy. W końcu i tak bym musiał się dostosować.

- Nie powinieneś tak myśleć. Jesteś dobrą osobą Colla. Zasługujesz na coś lepszego. Zasługujesz na szczęście. A coś takiego nie da ci szczęścia.

- Ale tutaj nie czeka mnie nic lepszego. Eris taki los czeka większość omeg i kobiet na dalekiej północy. Tobie się poszczęściło. Narzekałeś, ale mówiłem ci, że Daren to dobry alfa. Wiem, że zgrywa chama, ale darzy takich jak my większym szacunkiem niż większość tutejszych samców. Po prostu ma jakiś uraz do omeg. Nie jestem pewien czemu. Ale... Będziesz miał z nim dobrze. Tak myślę. Może i mi się taki trafi.

- I zaakceptujesz to?

- Tak.

- Nie masz nikogo, kogo lubisz? Z kim chciałbyś być?

- Nie.

- Wiesz, że ja tak tego nie zostawię?

- Ty?

- Tak ja. Nie będziesz z jakimś dupkiem. Mój przyjaciel nie będzie towarem na sprzedaż. Po moim trupie. Jeśli będzie taka potrzeba, to zamieszkasz tutaj.

- Tutaj?

- Tak.

- Myślę, że Daren może się nie zgodzić.

- Daren nie ma nic do gadania.

Drzwi otworzyły się na oścież. Daren spojrzał na mnie. Ja na Darena. Dalej patrzył na mnie. Chyba słyszał. Ma doby słuch. To niedobrze. Nic jednak nie powiedział. Wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi. Zaczął zdejmować wierzchnie ubrania, a ja taktycznie zagadałem, by zmienić temat.

- Daren. Wróciłeś. Fajnie.

- Doprawdy?

- Tak. Jesteś głodny? Nic nie gotowałem, ale mogę coś zrobić. Colla mi pomoże. Masz na coś ochotę?

- A to mam coś do gadania?

- ... W tej sprawie tak.

- Ciekawe. Colla miałeś go naprostować. Czemu dalej jest irytujący?

Omega spojrzał na Darena i wzruszył lekko ramionami.

- Przepraszam, ale to ciężki przypadek. Muszę złożyć broń.

- Odpuszczę ci, bo wiem, jak jest.

- Dziękuję.

Powinienem czuć się urażony. Poza tym za dobrze się dogadują. Z jednej strony to dobrze. Daren powinien uczyć się kontaktów z innymi. Tylko nie wiem, dlaczego obaj są przeciwko mnie. Połączyli siły, by mnie obrażać. Nieładnie tak. Wszyscy jak zawsze przeciwko mnie.

- Daren.

- ... Tak?

Nie wiem skąd to spojrzenie. Jakby już wiedział, że będą problemy. To nie tak, że się myli, ale czuję się jeszcze bardziej urażony. Albo mnie obraża, albo podejrzewa o najgorsze. Musi bardzo źle o mnie myśleć.

- Nie uwierzysz.

- ... Nie?

- Nie.

- To chyba nie musisz mi mówić skoro i tak nie uwierzę.

Chciał chyba odejść, ale posłałem mu moje dominujące spojrzenie. Uniósł jedną brew w niemym pytaniu, ale się zatrzymał. To chyba nie kwestia mojej dominacji, ale grunt, że został.

- Wuj Colli planuje oddać go jakiemuś alfie.

- I co w tym takiego nieprawdopodobnego?

- To bezczelne. Colla nie jest jego własnością. Powiedz mu, że nie jest jego własnością.

- Właściwie to...

- Daren... Pomyśl, proszę, co powiesz.

- Tutaj tak jest.

- Nie obchodzi mnie to. Jeśli Colla wyjdzie za jakiegoś gbura i chama to... To się obrażę.

- ... Straszne.

- Zrób coś.

- ... Niby co?

- Nie wiem. Pomyśl. Porozmawiaj z jego wujem. Nastrasz go.

- Weź sobie omegę, mówili. Będzie ci sprzątać, mówili.

- No Daren no!

Colla chyba uznał, że jest zbyt zażenowany moim zachowaniem, bo westchnął ciężko i wstał.

- Pójdę już do domu.

- Ej, ale musimy pogadać.

- Odpuść Eris. Tak już jest. A mi to nie przeszkadza. Nie rób mi dodatkowych problemów. Nie chcę, żeby wuj mi jeszcze na złość uprzykrzał życie. A tak zrobi, jak zaingerujesz. Więc po prostu przyswój ten fakt i przyjdź na moją ceremonię, jak wuj ustali datę. Do zobaczenia. Tobie również Daren.

Mój alfa skinął Colli głową na pożegnanie, a ja nie bardzo wiedziałem, co powinienem zrobić. W końcu trochę mnie zatkało. Gdy Colla zniknął i zostaliśmy sami, spojrzałem na Darena z wyrzutem.

- Czego?

- Daren jak możesz być takim dupkiem?

- No tak. Dawno nie było problemów.

- Jak możesz na to pozwalać?

- A jak miałbym tego zabronić?

- Będziesz kiedyś Alfą tego durnego stada.

- Połóż nacisk na słowo kiedyś.

- Czyli nic nie zrobisz? Masz Collę gdzieś. Myślałem, że go lubisz. Że trochę jednak go darzysz sympatią. A pozwalasz na... Na to by jakiś samolubny alfa oddał go jak krowę do rozpłodu.

- Colla nie wydaje się tym przejęty.

- Na pewno jest. Tylko... On bardzo dobrze ukrywa emocje.

- Czego ode mnie oczekujesz Eris?

- Że coś z tym zrobisz!

- ... Dobrze.

- Co? Naprawdę? Porozmawiasz z jego wujem?

- Nie.

- ... To co zrobisz?

- Porozmawiam z kimś. Nie wiem, czy to coś zmieni.

- Myślałem, że będzie z tobą trudniej.

- Nie chcę, żebyś mi truł. Jesteś uparty.

- A no jestem. I będę. Daren...

- Już się boję.

- Jak zostaniesz Alfą, to masz tego zakazać.

- Czego?

- Aranżowania związków. Każdy powinien sam sobie wybierać partnera. Zmuszanie kogoś do czegoś takiego jest złe.

- Jesteś naiwny. Tutaj tak jest. I będzie. Nikt nie zaakceptuje takich zmian.

- Będą musieli.

- Nie zrobią tego.

- ... No cóż... Wygląda na to, że jednak mam słabego alfę. Żałosne.

- Słucham?

- Jakbyś był silny to by się ciebie bali i by cię słuchali prawda? A twierdzisz, że nie będą. Dupa, a nie alfa.

Daren przyglądał mi się chwilę. Nie wiem, czy nie przesadziłem. Ale jestem zły. I dalej na mnie patrzył. W końcu... Prychnął.

- Powinienem cię za to zlać. Pasem. Jak odzywasz się do swojego alfy?

- Tak jak zasługuje.

- Jesteś bezczelny. Przede wszystkim nie jestem tutejszym Alfą. I nie jest przesądzone czy będę. Więc zachowaj na razie swoje ambicje dla siebie.

- To złe. Takie związki.

- Nie twierdzę, że nie.

- Ale pozwalasz, by Collę to spotkało.

- Colla, jeśli będzie chciał coś zmienić, to zacznie działać. Sam musi to zrobić. Niektóre omegi lubią, gdy im się mówi, co mają robić. Może Colla jest taką omegą.

- Nie jest.

- To się okaże.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top