Rozdział CIII - Rai

27 grudnia

Spałem. To był dobry sen. Długi i bez przerw, ale w końcu coś mnie zbudziło. A może po prostu się wyspałem. Trudno było stwierdzić. Poszedłem spać dość wcześnie. Jednak z chęcią pospałbym jeszcze. W pokoju było dość ciemno. Już się do tego przyzwyczaiłem. Gdy się budzę, zawsze tak jest. Usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Chyb był już dzień. Wstałem więc i wyszedłem na korytarz, by to sprawdzić. Rzeczywiście było już dość jasno, ale strasznie cicho. A rankiem była raczej głośno.

- Panie Dyaro!?

Cisza. Pan Nasir też się nie odezwał. Czyli pewnie ich nie ma. Próbowałem przypomnieć sobie czy mówili mi, że gdzieś idą. I chyba rzeczywiście tak było. Pan Dyara mówił, że z rana będzie musiał odwiedzić kogoś w domu. Nie pamiętam po co. Pewnie chodzi o sprawy związane ze zdrowiem. I zapewne zabrał ze sobą Edee. A pan Nasir pewnie pracuje. Jest bardzo pracowity. Wyglądało na to, że jestem w domu sam.

Wróciłem więc do pokoju i zapaliłem świecę, by było trochę jaśniej. Teraz było przyjemniej. Musiałem znaleźć sobie jakieś zajęcie. Bo nie mam żadnych planów na dziś. Mogę iść dalej spać. Ale nie jestem już śpiący. Więc chyba nie zasnę. Rozbudziłem się. Już całkowicie. Muszę jakoś inaczej spędzić czas. Usiadłem na łóżku i otuliłem się kocykiem. Było ciepło i przyjemnie. Trochę ciemno, ale ze świecą jest już przyzwoicie. Wszystko dobrze widzę.

Lubię ten pokój. Mimo że jest dość ciemno, bo nie ma okna. Wystarczy jednak zapalić świecę i już jest dobrze. Lubię małe miejsca. Gorzej czuję się na otwartych przestrzeniach. Siedziałem tak sobie w ciszy. Czasem lubię tak po prostu posiedzieć.

Gdy się obudziłem, czułem się dość dobrze. Wyspałem się. Wczoraj było tak spokojnie i miło. Pomagałem panu Dyarze, bawiłem się z Edeą, Len na chwilę do nas przyszedł. Dziś też będzie podobnie. Teraz codziennie jest spokojnie i miło. A jednak zacząłem czuć się gorzej. Pojawiło się to dziwne uczucie, jakby coś mnie przytłaczało.

Na początku to było delikatne odczucie. Nie od razu zwróciłem na to uwagę. Ale z czasem poczułem coś jak ścisk w klatce piersiowej. I oddech mi przyspieszył. Byłem już pewien, że znów dzieje się coś złego. Nie było pana Dyary ani Nasira. Zawsze ich wołam, gdy to się dzieje. Wtedy jest łatwiej. Ale sam też muszę dać radę. W końcu nie zawsze ktoś będzie obok by mi pomóc. Muszę zacząć radzić sobie sam.

Tak jak zawsze próbowałem oddychać powoli, choć było to dość trudne. Skupiłem się na oddechu. Liczyłem powoli do dziesięciu. Ale nie było lepiej. Dłonie zaczęły mi się trząść. Trudniej było oddychać. Zamknąłem oczy i oparłem głowę o kolana.

Dalej było źle. Boję się. Nie wiem, czego się boję. Przecież wszystko jest już dobrze. To mój nowy dom. Mam rodzinę. Pan Dyara mówi, że jestem teraz członkiem rodziny. Tu jest bezpiecznie. Nikt na mnie nie krzyczy. Nikt mnie nie bije. Mogę robić, co chcę. Nie muszę już robić tego, czego nie chcę robić. Jest dobrze.

Novy ciągle nie ma. A on lepiej rozumie. Ale to nic. Bo mam Lena. Len jest moim przyjacielem. I mnie kocha. Ale on nie rozumie. On nawet nie wie. Bo nie mogę mu powiedzieć. Bo to... To za dużo. Już nie muszę w ogóle o tym myśleć. To już nieważne. Skarbiec jest daleko stąd. I pan Saleh jest daleko stąd. I inni też są daleko stąd. I już nic mi nie zrobią. Tu jest dobrze. Len jest dla mnie dobry. Nie traktuje mnie tak jak oni. Len jest delikatny i czuły. Nie sprawia mi bólu w taki sposób jak oni. Len patrzy na mnie inaczej. Wiem, że Len jest dzięki mnie szczęśliwy i zadowolony. Ja też jestem dla niego dobry. Robię wszystko, jak trzeba. Jestem grzeczny. Jestem dobrym chłopcem. Robię wszystko, tak jak trzeba. Jestem grzeczny. Pan Dyara też mówi, że jestem grzeczny. Muszę być grzeczny.

Ale znów się boję. Nie wiem czemu. Przecież wszystko jest dobrze. Pan Dyara mnie nie odda. Nie sprawiam problemów. Pomagam mu. A Len mnie nie zostawi. Lubi mnie. Moje ciało mu wystarcza. Nie potrzebuje nikogo innego. A jeśli będzie chciał czegoś jeszcze to mu to dam. Wiem co robić. Ale może on nie chce kogoś takiego. Nie wiem...

Len taki nie jest. Nie jest taki. A ja jestem grzeczny. Więc wszystko będzie dobrze. Ale się boję. Bo może nie będzie dobrze. Może robię źle. Może nie powinienem. Co mam zrobić... Nie wiem. Tu nikt mi nie mówi co mam zrobić, więc nie wiem. Len nic nie mówi. Więc nie wiem co mam dla niego zrobić. By był zadowolony. Bo mogę zrobić wszystko. Tylko nie wiem co. Mogę udawać, ale co mam udawać. Nie wiem, czy robię dobrze.

Kiedyś było łatwiej. Po prostu byłem grzeczny. Robiłem, co mi kazali. Teraz jestem sam. Nie ma pana Dyary. Nie ma pana Nasira. Nie ma Lena. Nikt mi nie powie co mam zrobić, a ja nie wiem. Boję się. Nie chcę tu być. Nie chcę liczyć do dziesięciu. Muszę wyjść.

Wstałem. Wyszedłem z pokoju. Stanąłem w korytarzu. Nie wiem gdzie iść. Mogę iść, gdzie chcę. Mogę iść wszędzie. Nie muszę siedzieć w pokoju. Nie muszę pytać, czy mogę wyjść. Nie ma zamkniętych pokoi. Nie ma pokoi, gdzie nie mogę wchodzić. Mogę iść wszędzie, więc nie wiem gdzie iść. Muszę wziąć lekarstwo. Bo nie dam rady. Nie mogę się uspokoić. I nikogo nie ma, więc bardziej się boję. Boję się bardzo.

Lekarstwo jest w kuchni. Pan Dyara mówił, że mogę je wziąć, jeśli będę się źle czuł i nie będę mógł sam się uspokoić. A nie mogę. Poszedłem w dół po schodach. Musiałem iść powoli. Kręciło mi się w głowie. Ale dotarłem do kuchni. Pamiętałem, gdzie są leki. Pan Dyara mi pokazywał. Otworzyłem szafkę. Były tam. Oba. Ten silny i ten słabszy. Nie byłem pewien, który wziąć. Ale czułem się bardzo źle. A więc sięgnąłem po ten, w którym są mocniejsze leki.

Wziąłem z niego jeden rulonik. Potrzebowałem ognia. Odłożyłem lekarstwo i znalazłem krzemienie. Ktoś naszykował palenisko. Pewnie pan Nasir. On zawsze myśli o takich rzeczach. Żeby wszystkim było łatwiej. Ale mi i tak był trudno rozpalić ogień. Ręce mi się trzęsły. Ale w końcu się udało.

Zapaliłem rulonik i tak jak zawsze włożyłem drugi koniec do ust i zacząłem zaciągać się dymem. Usiadłem na podłodze. I robiłem to powoli. Na początku było trudno, bo nie mogłem uspokoić oddechu. Ale udało się. Po trzech razach czułem się już dużo lepiej. Kontynuowałem, aż oddech miałem spokojny. Już nie drżałem. I myśli miałem jakby spokojniejsze. Było lepiej.

Posiedziałem jeszcze trochę na ziemi. Żeby atak nie wrócił. Czasem tak jest. Myślę, że to już koniec. Że jest już dobrze. I nagle to wraca. Czasem jest nawet gorzej. Więc wolę poczekać. Po kilku minutach postanowiłem wstać. Atak nie wracał. Ale wciąż czułem się troszkę źle. Nie tak jak wcześniej. Po prostu... Nerwowo. Tak mi się wydaje. Ale nie potrzebowałem już chyba leku. To by było za dużo. Pan Dyara pozwala brać tylko jeden. Nie więcej. Nie mogę wziąć drugiego. To za dużo. Muszę jakoś inaczej sobie poradzić z tym niepokojem. Mogę poczekać. W końcu będzie dobrze. Ale... Może nie być lepiej. To może się zmienić w kolejny atak. Muszę się uspokoić. Może jak będę sobie liczył, to się uspokoję. Albo...

Mogę zaparzyć zioła. Ogień i tak już płonie. Zagotuje wodę i zrobię coś na uspokojenie. Pan Dyara często daje mi takie zioła. I wiem jakie to. To dobry pomysł. Będzie mi po nich lepiej.

Miałem czystą wodę. W kuchni jest beczka z wodą. Pan Nasir ja zawsze uzupełnia. Znalazłem rondelek i napełniłem go wodą. Postawiłem nad paleniskiem i zacząłem szukać odpowiednich ziół. Pan Dyara wszystkie podpisuje. Żeby było wiadomo które, do czego służą. Musiałem tylko znaleźć właściwą szafkę. Nie trwało to długo. Znalazłem to, czego szukałem, otworzyłem słoiczek, dodałem łyżkę suszonych ziół do wody i odłożyłem go na miejsce.

Miałem już zamknąć szafkę, gdy coś sobie przypomniałem. Zawahałem się. Nie wiem dlaczego, ale miałem ochotę sprawdzić, czy nadal tam jest. Przesunąłem kilka słoików i butelek i zauważyłem go. Słoiczek z czymś przypominającym cukier lub sól w nieco większych kawałkach i o lekko różowym kolorze. Dalej stał w tym samym miejscu.

Ciekawe, dlaczego pan Dyara to ma. Na pewno tego nie używa, bo nic z niego nie ubyło. Stał też dokładnie w tym samym miejscu. Schowany za wszystkimi innymi ziołami, płynami i tym podobnymi. Nie wiem, do czego miałby służyć. A przynajmniej tutaj wydaje się bezużyteczny. W Skarbcu był bardzo przydatny.

Lubiłem, gdy goście nam to dawali. Wtedy wszystko było takie... Łatwiejsze. Wszystko działo się samo. Nie musiałem się starać. Było nawet... Miło. Po tym wszystko stawało się takie... Przyjemne. Ayas też mi to podawał. Gdy się bałem. Czułem się po tym lżejszy. Było... To było miłe uczucie. Wszystko było takie łatwe i takie... przyjemne. To słowo pasuje najlepiej. Czasem nie pamiętałem, co się działo. A czasem pamiętałem i... wtedy myślałem sobie, że chciałbym, by było tak zawsze. Wszystkie złe uczucia znikały. Zostawały te... Nie wiem, czy pozytywne. Ale takie, które łatwiej było czuć.

Czy to jest dokładnie to samo, co podawano nam w Skarbcu? A może to coś innego... Może pan Dyara chce to jakoś wykorzystać. Jak zioła. Gdy byłem z Ayasem w stadzie to miałem dużo gorsze ataki paniki. I to pomagało. Bardzo dobrze pomagało. Dlaczego nie możemy użyć tego? Bo jest silne? Ale może będzie działało dłużej. I lepiej. Ale pan Dyara ma jakieś powody, by tego nie używać. Jest mądry. Więc na pewno ma jakieś powody.

Może... Może go o to zapytam. Może po prostu o tym zapomniał. Stoi tak z tyłu. Jakbym niechcący tego wtedy nie znalazł, to bym o tym nie wiedział. Więc może pan Dyara po prostu zapomniał. Więc mogę mu przypomnieć. Ale może wcale nie zapomniał i po prostu nie chce tego używać. Nie wiem. Tak by było łatwiej. Gdybym po prostu mógł tego użyć. W Skarbcu...

Ale to nie Skarbiec. To dom. Przecież tu mnie nikt do niczego nie zmusza. Więc nie muszę tego brać, by czuć się dobrze. Ale... Gdy byłem z klientami, to było przyjemne. Jeśli tylko troszkę wziąłem. Wtedy było... inaczej. Zupełnie inaczej. Jak w te dni, gdy jest pełnia. I moje ciało jest takie inne. I reaguje zupełnie inaczej. Może...

Nie. Po prostu niech tu będzie. Pan Dyara na pewno o tym wie. Po prostu to nie jest potrzebne. Tak jak silne leki. Pan Dyara mówi, że nie są wcale potrzebne. Po prostu używanie ich jest prostsze. Ale może okazać się złe.

Poprzesuwałem wszystkie słoiczki i buteleczki na swoje miejsce. Chyba nie było widać, że były przesuwane. Nie wiem czemu, ale nie chciałem, by pan Dyara wiedział, że to znalazłem. Zamknąłem szafkę i wróciłem do tego dobrego rozwiązania.

Zamieszałem wodę z ziołami. Ładnie pachniała. Jak trochę wypiję, to poczuję się lepiej. Powiem panu Dyarze, jak sobie dziś sam poradziłem. Jestem grzecznym chłopcem. Pan Dyara powiedział mi jak mam postępować i tak będę robić. Te złe uczucia same w końcu znikną. Będzie dobrze. Muszę tylko być grzeczny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top