Rozdział XXXVIII
Chciałbym, by to mogło trwać wiecznie. Chodziliśmy z Cecilem na spacery w miejsca, gdzie mogliśmy być sami. Z dala od oczu innych. Trzymaliśmy się za ręce, przytulaliśmy się i całowaliśmy. Przede wszystkim jednak spędzaliśmy razem czas.
Przez trzy dni pozwoliłem sobie na odrobinę szczęścia i zapomnienia. Czułem coś nowego i chciałem się tym nacieszyć. Znalazłem to coś, czego brakowało mi całe życie i po części znalazłem odpowiedzi na pytania, które spędzały mi sen z powiek.
To były spokojne i piękne dni. Część mnie wiedziała jednak, że wkrótce ten spokój się skończy. W końcu będę musiał stawić czoła rzeczywistości. Wszystko było pięknie, dopóki nikt nas nie widział, dopóki nikt o nas nie wiedział i dopóki Cecil nie musiał odejść. Dziś jednak przyszedł do mnie i powtórzył mi słowa swojego brata. Za sześć dni wracają do domu. Ja jednak nie mogę pozwolić na to, by odszedł. Nie, gdy w jego stadzie czeka na niego alfa, który uczyni z niego swoją własność.
Musiałem coś zrobić... ale bałem się. Bałem się, że tylko pogorszę sytuację. W końcu jednak zrozumiałem, że jeśli niczego nie zrobię... stracę Cecila. A tak bardzo mi na nim zależy. Zawsze czułem się inny. Taki... pusty. Miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje. A teraz... jestem sobą. Kocham kogoś... i to z wzajemnością. To nie zauroczenie... jestem tego pewien.
Wciąż mam sześć dni. Dlatego zacząłem od czegoś... najprostszego i najbezpieczniejszego. Ja i Ronan nie rozmawialiśmy po naszej ostatniej kłótni. W pewnym sensie alfa ma w tym wszystkim ogromne znaczenie. Jest bratem Cecila i złotym dzieckiem ich ojca. Być może jego opinia i jego słowa mogą okazać się kluczowe. A ponieważ i tak powinienem wyjaśnić z nim to wszytko, co się wydarzyło... postanowiłem z nim porozmawiać. Chociażby po to, by oczyścić nieco atmosferę.
Byłem lekko zestresowany... ale jednocześnie czułem, że muszę działać. Udałem się do domu, w którym się zatrzymali, ale go nie zastałem. Dowiedziałem się jednak, że poszedł nad rzekę łowić ryby. W okolicy jest dość sporo dobrych miejsc, ale Ronan nie jest tutejszy. Domyśliłem się więc, że jest w jednym z dwóch które mu pokazałem. Niestety nie znalazłem go przy pierwszym, ale za drugim razem się udało. Dostrzegłem jego sylwetkę. Siedział na kamieniu i cierpliwie wpatrywał się w spławik.
Podszedłem bliżej, a gdy usłyszał kroki, zerknął w moim kierunku. Wydawał się lekko zaskoczony, ale zdecydowanie niezbyt ucieszony na mój widok.
- Hej Ronan...
- Miło cię widzieć.
- Nie musisz kłamać.
- ... Nie kłamię. Przyznam, że mam co do ciebie mieszane uczucia. Nadal jednak miło mi, że nie postanowiłeś ignorować mojego istnienia, aż nie odejdę.
- To... byłoby jakieś rozwiązanie. Ale... raczej nie w moim stylu. Mogę się przysiąść?
- Ta... i tak nie biorą.
Usiadłem jakiś metr od niego. Niezbyt daleko... ale jednak. Nie bardzo wiedziałem, co powinienem powiedzieć.
- Więc... przemyślałem sobie parę spraw.
- ... Ja też. Doszedłem do wniosku, że powinienem cię przeprosić.
Niepewnie zerknąłem w jego stronę. On... Przeprosić... Mnie? Cóż... Zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale nie spodziewałem się, że on sam wysunie takie wnioski.
- Wydaje mi się, że obaj odrobinę... zepsuliśmy sprawę.
- Noach ja... podtrzymuję to, co wtedy powiedziałem. Jednak uważam, że wyraziłem to w nieodpowiedni sposób. Jesteś... młodszy. Cztery lata młodszy. Wydawało mi się, że to niewielka różnica... Nieznacząca. Teraz jednak myślę sobie, że zachowałem się odrobinę niesprawiedliwe. Masz prawo by być niezdecydowanym. Jesteś jeszcze młody. Może postrzegasz pewne sprawy inaczej. Jestem sfrustrowany, bo ja wiem, czego chcę... a ty krążysz. Czasem się przybliżasz, a czasem oddalasz. Jesteś kapryśny jak wiatr. Irytuje mnie to. A to był dzień po pełni. Księżyc jeszcze był dość silny. On... dość mocno na mnie działa. Dlatego przestałem się kontrolować i wytknąłem ci to wszystko tak... agresywnie. Powinienem był zrobić to z większym wyczuciem.
- ... Rozumiem. Ja... teraz już wiem, o co ci chodziło. Zrozumiałem... co cię tak zdenerwowało. Chciałbym, żebyś wiedział, że ja nie zdawałem sobie sprawy z tego, że robię coś, co mogłoby cię zranić czy sprawić, że poczułeś się źle. Ja... nie bawiłem się tobą. Rzeczywiście byłem niezdecydowany. Jednak z mojej perspektywy... Nie do końca rozumiałem... To wszystko było dla mnie nowe i nie wiedziałem jak się zachować... nie wiedziałem nawet jak się czuć. Po prostu... dałem się ponieść nurtowi. Czekałem co się wydarzy. Bo sam bałem się zrobić cokolwiek. Nie miałem zamiaru bawić się twoimi uczuciami. Naprawdę. To wszytko co robiłem... nie miałem pojęcia, że tak to odczytasz. Nigdy nie miałem złych zamiarów. Chciałem, by wyszło... dobrze.
- Wiem. Ja... w głębi serca wiedziałem, że nie jesteś typem, który bawi się uczuciami innych. Po prostu jesteś odrobinę... trudny do odczytania. Czułem, że z jednej strony jakby... chcesz być ze mną, ale z drugiej strony tego nie chcesz. Dlatego doszedłem do wniosku, że nie chcesz tego, bo niczego do mnie nie czujesz, ale chcesz tego dla korzyści.
- ... Jakich korzyści?
- Cóż... Pozycja. Ustatkowanie się. Dobra partia za alfę.
- Jakiś ty... skromny.
- Mówię, jak jest.
- ... Mam tu pozycję. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale mój wuj jest Alfą tego stada. Traktuje mnie prawie jak swoje dziecko. Właściwie jestem pewien, że zrobiłby dla mnie tyle ile dla swoich dzieci. Poza tym... wujek Dyara także się o mnie troszczy. Nie potrzebuję wyższej pozycji. Ustatkowanie się? Chodzi ci o ładny dom i jakiegoś faceta, który będzie przynosił mi jedzenie? Cóż... na to mam jeszcze czas. Mam dom. A Noe nigdy nie pozwoliłby mi głodować. Wręcz przeciwnie, prędzej mnie utuczy jak prosiaka. A co do alfy... Nie zamierzam kierować się względami praktycznymi przy wyborze partnera. Wolę kierować się sercem.
- ... Jesteś typem romantyka? Byłem pewien, że jesteś realistą.
- Więc myślenie o miłości jest... nierealistyczne?
- Nie mówię, że nierealistyczne... raczej odrobinę... naiwne.
- Ale twierdziłeś, że mnie lubisz.
- Bo lubię cię. Uważam, że jesteś atrakcyjny, interesujący i sympatyczny. Miło spędzało mi się z tobą czas. Jednak myślałem też realistycznie. Jesteś młody... ale nie za młody. Jesteś zdrowy i silny. Jesteś dobrą partią. Czy nie lepiej połączyć te dwie rzeczy? Uczucia i rozsądek?
- ... A co gdybym powiedział ci... że nie mogę mieć dzieci?
Alfa spojrzał na mnie z uwagą. Przez chwilę nic nie mówił. Tylko przyglądał mi się.
- A nie możesz?
- Nie wiem. Może nie mogę. Jednak załóżmy na chwilę, że to pewne. Czy dalej byłbyś skory oznaczyć mnie... i uczynić swoim na zawsze?
- ... Mam obowiązki wobec rodziny. Muszę przedłużyć linię. Muszę mieć dziecko.
- Więc odpowiedź brzmi... nie.
- Tak... Odpowiedź brzmi nie.
- Widzisz? Nie lubisz mnie. Podobam ci się. Ale mnie nie kochasz. Gdybyś mnie kochał... byłbyś ze mną nieważne co. Byłbyś ze mną, nieważne jak trudne by to nie było. Lubisz mnie tylko dlatego, że nie sprawiałbym kłopotów. Jestem ładny, więc wszyscy by cię chwalili. Jestem dobry w obowiązkach domowych, więc świetnie wpasowałbym się w rolę kury domowej. Jestem młody, zdrowy i silny, więc nie miałbyś problemów ze spłodzeniem potomka. Jestem wystarczająco dobry, by twój ojciec był zadowolony i mam wysoką pozycję co jest może mało istotnym, ale jednak kolejnym plusem. Mam spokojną osobowość, więc nie byłbym problematyczny... Lubisz mnie nie dlatego, że uważasz mnie za kogoś wyjątkowego... A tylko dlatego, że wpasowuję się w twoje wymagania.
- ... A nawet jeśli? Traktowałbym cię dobrze.
- Nie... Traktowałbyś mnie poprawnie. Bo gdyby tylko stało się coś, co nie wpisuje się w twój plan... nie wykrzesałbyś z siebie tyle miłości, by się dla mnie poświęcić. Gdybym nie dał ci dziecka po pięciu latach... zostawiłbyś mnie. Nie chcę być z kimś, kto zostawi mnie, gdy tylko zacznie być trudno. Chcę kogoś... kto będzie trzymał mnie za rękę... choćby wszystko wokół mnie paliło się i waliło. Chcę kogoś, kto walczyłby o mnie do końca. I kogoś takiego życzę tobie.
- ... To twoje życie. Twój wybór.
- Ja będę walczył.
- Słucham?
- Za tego, kogo kocham. Będę walczył do końca.
- ... W takim razie ten alfa będzie szczęściarzem.
Jak mam mu to powiedzieć? Jak mam... zburzyć ten spokój? Cecil twierdzi, że jest świadomy tego co się stanie. Tego jak będzie nam trudno... Sądzi, że da sobie radę... ale czy na pewno? Nie mogę mu zniszczyć życia, ale... W domu nie czeka na niego szczęście.
- ... Ja... Pójdę już.
- Jasne. Powiedz Cecilowi, żeby dziś wrócił na obiad. Naszym gospodarzom będzie przykro, jeśli znów nie przyjdzie. Marta myśli, że nie lubi jej jedzenia i specjalnie unika posiłków.
- ... Przekażę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top