Rozdział XXXIV
Cecil wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Jego zaróżowione usta było lekko rozchylone a policzki czerwone... nie wiem, czy z zimna, czy może z innego powodu.
Bałem się. Bałem się jego reakcji. Pocałowałem go. Pocałowałem go i to było... niesamowite. Chciałbym... Chciałbym zrobić to jeszcze raz. Wsunąć rękę w jego włosy... poczuć jego zapach... jego smak...
- Ja... Nie chcę, abyś odchodził. Nie chcę, abyś mnie opuszczał. Nie chcę, abyś wiązał się z jakimś alfą. Bo ja... zakochałem się w tobie. I nie mogę... Nie mogę znieść myśli, że będziesz z kimś innym. Gdybym wiedział, że będziesz szczęśliwy... może... może byłbym w stanie odpuścić. Ale nie mogę tak po prostu... oddać cię jakiemuś alfie! On cię nie doceni! On nie zrozumie jaki... Jaki jesteś wyjątkowy! On... zabierze mi ciebie...
Cecil wydawał się... zagubiony. Przynajmniej... Przynajmniej nie wygląda na obrzydzonego. Nie zniósłbym, gdyby... gdyby zaczął się mnie brzydzić. Ale on spojrzał na mnie. Spojrzał mi w oczy i nie dostrzegłem w nich niczego, co by mnie zraniło. Poczułem... ulgę.
- Noach ja... jestem omegą.
- Wiem... Wiem...
- Nie jestem jak mój brat... nie jestem silny... nie jestem alfą...
- Wiem! Jesteś... Jesteś omegą. Jesteś drobny, delikatny i słodki. Masz... dobrą duszę i łagodną osobowość. Jesteś... ciepły... i... miękki... i taki... taki... kochany. Ja... uwielbiam cię. Kocham z tobą przebywać. Kocham twój głos i... i... Dla mnie jesteś taki... piękny.
- ... Ja nie jestem... taki.
- Jesteś! Jesteś... wspaniały. Ja rozumiem, że... że mogę nie być tym, kogo pragniesz. Nie jestem alfą. Nie mogę... dać ci dzieci, ale... Mogę dać ci rodzinę. Mogę być twoją rodziną. Mogę... mogę dla ciebie polować. Zrobię wszystko! Wszytko, by dać ci dom. Będę pracować i... będę dla ciebie dobry. Będę cię kochać... Nigdy nie będę alfą, ale... ale będę cię kochać...
- ... Kochasz mnie?
- Kocham.
- ... Naprawdę? Ktoś taki jak ty... Kogoś takiego jak ja?
- Kocham cię.
- ... Jesteś... piękny i utalentowany. Masz... wspaniałą rodzinę i wysoką pozycję. Mógłbyś mieć każdego... Naprawdę chcesz... mnie?
- Tylko ciebie. Przez całe życie... czułem, że coś jest ze mną nie tak. Że czegoś mi brakuje. A teraz wiem, że... że to ty. Czekałem na ciebie. Gdy jesteś obok, czuję się tak... dobrze. Jakby... wszystkie zmartwienia zniknęły. Jakbym stał się... kompletny.
- Mój ojciec nigdy... Nigdy się na coś takiego nie zgodzi.
- Więc mu się postawię! Jeśli ty się boisz, ja się mu podstawię! A jeśli... nie chcesz mnie... To proszę... odmów temu alfie. Znajdź kogoś... kto będzie cię kochał i szanował. Bądź szczęśliwy. Proszę...
- ... Ja... Nie chcę... nie chcę wracać do domu. Nie chcę stać się czyjąś własnością. Chcę być z kimś, kto mnie kocha i szanuje... Chcę... Chcę być przy tobie. Ja... przepraszam, że... że taki byłem. Taki... samolubny. Nie wiedziałem, że ty... Chciałem tylko, żebyś był przy mnie. Żebyś był ze mną. Nie pomyślałem o tym, że... Że możesz mnie lubić...
- Kocham cię. Nie oczekuję niczego... Tylko... nie znienawidź mnie.
- Nie mógłbym. Nigdy. Nie ciebie. Jesteś... ważny dla mnie. Ja... boję się... ale... chcę być z tobą.
Niepewnie splótł nasze palce. Jego dłoń była mała jak moja. Może odrobinę większa... ale za to szczuplejsza. Miał dłuższe palce. Takie... chudziutkie. Słodkie. Jego dłoń była też ciepła, a skóra delikatna i przyjemna w dotyku.
- To... To może być trudne. Taki... związek.
- Wiem... Na pewno będzie.
- Ja... Będę cię chronił. Obiecuję. Nikt cię nie skrzywdzi.
- ... Ja ciebie też. Też będę cię chronił. Razem... damy jakoś radę prawda?
- Tak. Damy radę.
- ... Razem. To... dziwne uczucie. Takie... ciepło w środku. Ty też to czujesz?
- Tak. Czuję. Chcę... Chciałbym... Czy mógłbym... dotknąć cię?
Omega speszył się lekko. Wyglądał tak... uroczo. Przygryzł lekko dolną wargę, po czym spojrzał mi w oczy.
- T-tak.
- A mogę... pocałować cię?
- Ja... Nie całowałem się nigdy.
- A ja nie całowałem się z kimś, kogo kocham.
- ... Naprawdę chcesz pocałować kogoś takiego jak ja?
- ... Bardzo.
Chłopak nie odpowiedział... ale skinął lekko głową. Przysunąłem się bliżej. Nasze twarze dzieliły centymetry. Denerwowałem się. To było... inne. Takie... ekscytujące, ale zarazem... stresujące.
Cecil zamknął oczy i czekał. Też się stresował. Drżał lekko.
Złapałem mocniej obie jego dłonie i połączyłem nasze usta. Było tak jak za pierwszym razem. Były delikatne, miękkie i słodkie...
- Możesz... delikatnie... rozchylić usta?
Nie otworzył oczu. Przełknął nerwowo ślinę, ale po chwili zrobił to. Teraz denerwowałem się jeszcze bardziej. Czy ja... potrafię to zrobić? To... to nie może być takie trudne. To tylko... tylko pocałunek.
Zbliżyłem się i połączyłem nasze usta. Po chwili wahania delikatnie dotknąłem językiem jego ust a on... rozchylił je bardziej. Powoli wysunąłem go do środka i... miałem pustkę w głowie. Miałem wrażenie, że płonę. A gdy dotknąłem jego języka, zadrżałem. Tylko... tylko lekko go musnąłem. To było... za dużo. Za dużo na raz. Nie wiedziałem co dalej. A wtedy Cecil... poruszył swoim językiem. Poczułem go... i westchnąłem.
Chłopak zakończył nasz pocałunek, ale nie odsunął się. Wciąż był blisko. Nasze usta dzieliły... milimetry.
- Noach... smakujesz jak maliny.
- ... Na... naprawdę?
Mój głos jest taki piskliwy. Czy brzmię głupio? To... Nie wiem, dlaczego tak jest. Czy Cecil to usłyszał? Usłyszał, jak dziwnie brzmię?
- Tak... Lubię to. Całowanie. Tak myślę... I to, jak się denerwujesz. Słyszę twoje serce... tak głośno bije. Moje też... Słyszysz je?
- Tak... Słyszę.
- To przez ciebie... Mam wrażenie, że wyrwie mi się z piersi.
- Ja też... też tak się czuję.
- ... Czy tylko ja cię takim widziałem?
- Takim?
- Takim... słodkim. Zawsze jesteś taki... pewny siebie i... jakbyś nad wszystkim panował. A teraz jesteś taki... rumiany i... uroczy.
- To... To przez ciebie. Nigdy... nigdy wcześniej się tak nie czułem.
- Ja też.
- Więc czy ty... Zostaniesz ze mną?
- Chcę z tobą zostać. Nie wiem jak... Nie wiem co zrobić, bym mógł zostać, ale zrobię wszystko.
- Nie puszczę cię stąd.
- ... Obiecujesz?
- Obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top