Rozdział XXVII
- Cecil szybko!
- Śnieg mi wpada do butów!
- Idź po moich śladach!
- ... Masz mniejsze stopy.
Zaśmiałem się i odwróciłem w porę, by zobaczyć, jak naburmuszona mina chłopaka zmienia się w delikatny uśmiech.
Obudziłem się dziś w dobrym humorze. Miałem w końcu spędzić cały dzień z przyjacielem. Dziś... nie ma co się martwić. Poza tym czułem ten przyjemny przypływ energii związany z pełnią księżyca. Co prawda na niebie jeszcze dominowało słońce, jednak ja potrafiłem wyczuć zew srebrzystej tarczy. Sprawiała, że byłem podekscytowany jak szczeniak.
Ciekawe czy Cecil też to czuje. Czy jego serce też bije szybciej. Wszystko jest takie intensywne, gdy księżyc jest w pełni...
- Noach zwolnij trochę... Nie nadążam.
- Już jesteśmy prawie na miejscu!
- Jesteś dziś strasznie... Hm... Energiczny.
- To przez księżyc. Na ciebie tak nie działa?
- Nie... Księżyc prawie wcale na mnie nie działa.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Dziwne. Na mnie zawsze działa dość intensywnie.
- ... To chyba jest u każdego inne.
- Tak... Możliwe. Na mojego mamę też słabo działa. Ale wujek Nasir i Dyara twierdzą, że mają podobnie do mnie.
- To chyba zależy od naszego wilka. Moja babcia mówiła, że dużo zależy od tego, jak reagujemy na księżyc. Im ktoś jest bliżej związany ze swoją wilczą częścią, tym intensywniej odczuwa wilcze aspekty swojego ja.
- Ach tak?
- Tak. Na przykład... Ym... Księżyc na mnie nie działa. Prawie w ogóle. Trochę szkoda, bo nie czuję tej euforii, którą czują niektórzy. Ale mam bardzo łagodne ruje.
- To się jakoś wiąże?
- Skoro im silniejszy wilk, tym silniej odczuwa się wilcze aspekty, to chyba tak. W moim przypadku się to zgadza. Ruję przechodzę trochę jak zwykłą chorobę.
- Ja umieram. Naprawdę. To jest... Okropne. Muszę przyznać, że trochę ci zazdroszczę.
- Masz silne ruje... I księżyc mocno na ciebie działa. Więc wszystko się zgadza. Może babcia miała rację.
- Na to wygląda. Ciekawe czy jest coś jeszcze...
- Babcia mówiła, że im silniejszy wilk, tym silniejsza osobowość.
- Hm... Nie powiedziałabym, że mam silną osobowość.
- Ja myślę, że masz. Bardzo silną.
- ... Czy to... dobrze?
- Według mnie tak. Też bym chciał... być taki. Jak ty.
Obróciłem się, ale Cecil opuścił głowę, więc widziałem tylko jego czarną czuprynę. Uroczy. Jestem pewien, że się zarumienił. Zawsze się rumieni, gdy słyszy komplementy albo je mówi.
- Jesteśmy.
W końcu dotarliśmy na otwartą przestrzeń. Ta polana nie jest duża. Jednak dla naszej dwójki wystarczy. Znajduje się dość daleko od wioski, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Przebiegłem kawałek, po czym rzuciłem się plecami na ziemię. Śniegu nie było na tyle dużo, bym się w nim zapadł, ale wystarczająco by mój upadek nie był bolesny. W każdym razie śnieg okazał się puszysty i mięciutki, więc zrobiłem w nim aniołka. Usłyszałem śmiech Cecila gdzieś blisko mnie. Chłopak już po chwili znalazł się tuż obok i pomógł mi wstać, tak bym nie uszkodził swojego dzieła.
- I jak?
- Masz duszę artysty. Zdecydowanie.
- Teraz twoja kolej.
- Jest za zimno!
- ... Więc włóż futro.
Rozwiązałem jego szal i ściągnąłem jednym ruchem. Chłopak próbował go złapać, ale zdążyłem umknąć na bezpieczną odległość. Zawiesiłem szalik na wiszącej nisko gałęzi, po czym to samo zrobiłem ze swoim.
- Noach co ty robisz?
- Jak to co? Mamy pełnię. Zmieńmy się.
Cecil wyglądał jak ryba wyciągnięta z wody... Tylko bardziej uroczo. Ja tymczasem zdjąłem płaszcz i zacząłem rozwiązywać sznurki przy koszuli.
- Ale... Ale jak to tak?!
- Cecil nikogo tu nie ma. Jesteśmy tylko my. Nie chcesz się przemienić? Pobiegać chwilę. Pobawić się w śniegu. Kiedy ostatnio coś takiego robiłeś?
- Ja... Chyba jak byłem dzieckiem.
- No właśnie! Dawaj! Będzie fajnie!
Zadrżałem, gdy lodowate powietrze smagnęło moją skórę. Rzuciłem koszulę na gałąź i wziąłem się za zdejmowanie butów. Im szybciej okryję się futrem, tym lepiej. Cecil przez chwilę spoglądał na mnie wielkimi oczami, po czym niepewnie zaczął rozpinać płaszcz. Zarumienił się... Dlaczego?
- A jeśli ktoś przyjdzie?
- Tutaj nikt nie przyjdzie. Specjalnie wybrałem to miejsce. Nie martw się. Nikt nas nie zobaczy.
Gdy zsunąłem z siebie spodnie, Cecil odwrócił się w przeciwnym kierunku. On... Wstydzi się. A przecież jesteśmy tacy sami. Nie ma czego się wstydzić. Z drugiej strony... nie ma w tym niczego złego. Osobiście nie czułem się źle z tym, że Cecil zobaczyłby mnie nagiego... Jednak rozumiem, że niektórzy są bardziej... hmm... pruderyjni.
Gdy tylko zrzuciłem z siebie ostatni skrawek materiału, zacząłem się zmieniać. Jak zawsze nie trwało to więcej niż kilka sekund. W jednej chwili stałem się wilkiem. To było... coś wspaniałego. Lubię być wilkiem tak samo jak bycie człowiekiem.
W tej postaci moja sierść była rudawo-brązowa. Ciemniejsza na pysku i piersi. Inni mówią, że moja wilcza postać jest ładna. Cóż... to chyba nie ma wielkiego znaczenia. Mało praktyczne. Chyba że ktoś potrzebowałby dywanu. Osobiście wolałbym być nieco większy... ale nadrabiam zwinnością. Otrzepałem się ze śniegu i czekałem na Cecila. Byłem ciekaw jak on wygląda jako wilk.
Chłopak zdjął koszulę i zadrżał z zimna. Miałem ochotę jednak go ubrać. Źle się czułem patrząc jak marznie. Z drugiej strony... dowiedziałem się czegoś nowego. Wygląda na to, że chyba całe jego ciało było pokryte piegami. No i... Rzeczywiście jest bardzo szczupły... ale nie jest wcale za chudy. Było coś uroczego w jego chudziutkim ciele. Drobne ramiona, lekko odznaczające się żebra i kości bioder. Nie były odpychające. To wszystko sprawiało, że wydawał się taki delikatny i... pasowało to do niego.
Zerknął na mnie i wyraźnie się speszył. Zasłonił klatkę piersiową dłońmi. Jakbym był alfą, a przecież jestem tylko omegą. Niemniej odwróciłem się w drugą stronę, by dać mu nieco prywatności. Części mnie chciała zerknąć. Sprawdzić, czy te drobne piegi naprawdę są wszędzie. Trwałem jednak w bezruchu, aż usłyszałem ciche wycie.
Odwróciłem się i zobaczyłem Cecila w jego zwierzęcej postaci. Był szczuplejszy ode mnie. Ale moja sierść jest dłuższa i puszystsza więc być może przez to taki się wydaje. Jego sierść była czarna, ale ku memu zaskoczeniu na pysku, łapach i ogonie była poprzetykana nitkami siwizny. Nadawało mu to... delikatności. Sprawiało, że przypominał bardziej przyjaznego psiaka niż wilka.
Podszedłem do niego i szturchnąłem go zaczepnie łbem. W tej postaci moje zmysły były silniejsze, więc od razu wyczułem jego zapach. Cecil pachnie jak powietrze po burzy. Tak... świeżo i czysto... a zarazem... jakby subtelnie. To był bardzo nietypowy zapach. Podobał mi się. A w tym wszystkim jeszcze można było wyczuć taką... kwiatową nutę. Bardzo subtelną.
Okrążyłem go, podskakując i zachęcając do zabawy. Przez chwilę obserwował mnie i nie wydawał się przekonany. Po chwili jednak poddał sie i zaczął bawić się ze mną w berka.
Było mi zimno w łapy, ale nie zwracałem na to uwagi. Wysiłek fizyczny szybko mnie rozgrzał. Cecil zaczął coraz bardziej się rozluźniać. Poddał się swojemu wilkowi. Nie minęło wiele czasu, a turlaliśmy się w śniegu i bawiliśmy w zapasy. Następna była zabawa w chowanego a później w tropienie.
Gdy się zmęczyliśmy, zwinęliśmy się pod drzewem i odpoczęliśmy chwilę. A gdy odzyskaliśmy energię, zabawa zaczęła się na nowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top