Rozdział XXI
- Noach?
- Tak?
Podniosłem wzrok znad gry, by spojrzeć na siedzącego naprzeciw mnie Cecila. Zaprosiłem go do siebie. Na zewnątrz jest zimno i nie ma co robić. A chłopak stwierdził, że wie jak grać w kulki. Już dwie godziny siedzimy na podłodze w moim pokoju, rozmawiamy i gramy.
- Co sądzisz o moim bracie?
To nieco mnie zaskoczyło. Co sądzę o Ronanie? W sumie... to dobre pytanie.
Trzy dni temu byliśmy na... chyba na randce. To taka... chybarandka. W każdym razie było... sympatycznie. Pospacerowaliśmy i pogadaliśmy. Ronan opowiedział mi co nieco o swoim stadzie i o sobie. Tak więc miałem okazję poznać go lepiej. Później usiedliśmy na zwalonym drzewie i zjedliśmy kanapki.
Alfa był miły i traktował mnie dobrze. Przyznam, że trochę bałem się, że może będzie nachalny, ale nic takiego się nie stało. Dużo się uśmiechał, mówił mi miłe rzeczy, żartował... Właściwie nie ma nic, co mógłbym mu zarzucić.
- Twój brat jest... miły.
- A czy zamierzasz... znów się z nim spotkać?
Cóż... Ronan zaprosił mnie na kolejne spotkanie. Mieliśmy zobaczyć się już jutro. Na naszej kolejnej chybarandce. Miałem jednak wrażenie, że w pytaniu Cecila kryje się coś więcej.
- Jutro idę z twoim bratem nad rzekę. Czemu pytasz?
- Zastanawiam się, czy... Czy lubisz Ronana?
- Tak. Jest bardzo miły.
- Nie... To znaczy... Pytam, czy... Czy Ronan... Czy ci się podoba? Czy zamierzasz... być z nim?
- Och... Ja... Nie wiem.
Taka jest prawda. Nie mam pojęcia. Czuję, że powinienem lubić Ronana. Im dłużej na niego patrzę, tym bardziej mam wrażenie, że jest doskonały. Wysoki i silny. Przystojny. Tylko że...
W zasadzie Ross i Julien też są przystojni. Jakoś nigdy nie robiło to na mnie wielkiego wrażenia. Potrafię dość obiektywnie stwierdzić, że są atrakcyjni. Jednak nigdy nie rozumiałem, dlaczego dziewczęta uważają to za coś niezwykłego. Ronan ma urodę typowego alfy. Dziewczyny wzdychają na jego widok. Więc... chyba powinienem czuć do niego jakiś fizyczny pociąg czyż nie? A może na to jeszcze za wcześnie. Może to przyjdzie z czasem. Gdy nieco się... zbliżymy.
Poza tym... Ronan jest też dobrym alfą. Silny, wysoki i o dobrej pozycji. Więc... czy moja wilcza część nie powinna rozpoznawać w nim doskonałego partnera? Czy taki mężczyzna nie byłby wspaniałym ojcem? Na pewno jego młode byłyby zdrowe i silne... Tylko... Czy podchodzenie do tego w taki wykalkulowany sposób nie jest trochę... przeciwieństwem czucia czegokolwiek?
Może jednak potrzebuję czasu, nim zacznę coś czuć. Jeśli spotkamy się jeszcze kilka razy, to pewnie coś poczuję. W końcu Ronan jest idealnym partnerem. Lubi mnie. Więc... chyba chciałbym też go polubić.
Moglibyśmy założyć razem rodzinę. No i ruje... W końcu mógłbym odetchnąć. Oznaczyłby mnie i ból by się skończył. A skoro Ronan jest atrakcyjny, a także wydaje się delikatny i troskliwy... to chyba spędzenie z nim rui nie byłoby takie złe.
Gdybym odwzajemnił uczucie Ronana... właściwie mógłbym się ustatkować. To byłaby rozsądną decyzją. Mama byłby szczęśliwy, gdybym znalazł sobie takiego partnera. Opiekuńczego. Dobrego. Takiego, który mnie lubi.
- Noach?
- Myślę, że twój brat jest dobrym alfą.
- Kochasz go?
- Nie. Ale myślę, że może mógłbym. Na razie jeszcze nie wiem. Nie zaszkodzi spróbować. Na razie tylko... spotykamy się.
- ... Ronan myśli o tobie poważnie.
- To... Chyba dobrze. Chociaż... Nie wiem. W każdym razie nie jestem z tych, co szukają płomiennych i przelotnych romansów więc miło, że twój brat czegoś takiego nie próbuje.
- Nie. On... on chciałby zabrać cię do naszego stada.
- ... Co? Ale... Ach... No tak.
Nie pomyślałem o tym. Jeśli miałbym zostać partnerem Ronana, musiałbym wrócić z nim do jego stada. On nie mógłby zostać tutaj. W końcu przejmie kiedyś stado po swoim ojcu. Więc... musiałbym opuścić wszystkich. Zostawić moich bliskich. To... trudno mi sobie to wyobrazić. Jednak... To chyba normalne. Że z czasem trzeba opuścić gniazdo. Sarah odeszła. Tak jak wiele wilków przed nią. Więc... na mnie chyba też kiedyś przyjdzie czas.
Tylko że... tutaj są wszyscy, których kocham. A tam byłby tylko Ronan... i Cecil.
Tak... właśnie, przecież Cecil by tam był. Więc... może nie byłoby tak źle. Nauczyłby mnie jeździć na łyżwach. Zostalibyśmy rodziną. Myśl o tym, że omega byłby zawsze blisko mnie, nieco mnie uspokoiła. Nie byłbym sam. Miałbym przyjaciela.
Przez ostatnie kilka dni przyzwyczaiłem się do jego obecności i zacząłem naprawdę się z niej cieszyć. Cecil wydaje się rozumieć wiele rzeczy. No i... mam wrażenie, że postrzega mnie jako mnie. W końcu sam jest omegą więc... nie widzi we mnie omegi. Widzi we mnie... Mnie. Tak myślę. Nie czuję się przy nim... jakbym był zwierzyną. Cecila nie obchodzi czy jestem ładny, czy potrafię szyć, czy potrafię gotować ani to, czy byłbym dobrym rodzicem. Dla Cecila jestem po prostu Noachem. Gdyby on tam był, w sumie mógłbym jakoś to znieść.
Ale co jeśli Cecil odejdzie ze swojego stada? Może znajdzie jakiegoś alfę... i zostawi mnie tam samego. To byłoby... Sam nie wiem. Chciałbym, aby był szczęśliwy, ale... Bez niego byłbym samotny.
- Szczerze mówiąc... Nie przemyślałem tego. Tego, że musiałbym dołączyć do waszego stada.
- U nas jest całkiem dobrze. Może nie tak fajnie, jak u was, ale ojciec o wszystkich się troszczy. Jest uczciwy i nie pozwala na złe rzeczy. Na przykład nie pozwala na przemoc. Gdy alfa uderzy omegę, jest bardzo surowo karany. Nasze stado jest dość... nowoczesne. A mój brat bardzo polubił wasze stado, więc gdy zostanie Alfą, na pewno zrobi wszystko, by nasze bardziej przypominało wasze.
- Cóż... To... dobrze. Tylko że... To... Musiałbym dłużej nad tym pomyśleć. Na razie to i tak tylko gdybania.
- Tak, ale... Wiesz... Ronan powiedział, abym ci tego nie mówił. Bał się, że źle to zrozumiesz. Bo... Gdybyś został omegą mojego brata, wtedy ojciec od razu zgodziłby się na sojusz.
- Ale... dlaczego?
- Bo jesteś bratankiem Alfy. Twój wuj cię kocha. Więc gdybyś żył w naszym stadzie...
- Wasz ojciec miałby pewność, że wuj dotrzyma umowy. Bo ma na uwadze moje dobro.
- No... Tak. Ale to nie dlatego Ronan to robi! On naprawdę cię polubił. To... zrozumiałe.
- Wierzę. Nie znam twojego brata tak dobrze, jak ty... ale wątpię, by aż tak zależało mu na tym sojuszu. Zresztą jestem pewien, że wujowi Nasirowi udałoby się go zawrzeć nawet bez mojego udziału.
- ... Noach ja... Miło by mi było, gdybyś... Gdybyś stał się częścią naszego stada. Na pewno byłbyś szczęśliwy z Ronanem. On jest dobry. I... moglibyśmy się dalej przyjaźnić.
Tak... mi też podobała się myśl o tym, że moglibyśmy dalej się przyjaźnić. Spędzać razem czas jak przez ostatnie dni. Tylko w głosie Cecila był jakiś smutek. A w mojej głowie tlił się niepokój. Nie mogłem jednak odnaleźć jego źródła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top