Rozdział XLV

Gdy wróciłem do domu pierwszą osobą, którą spotkałem, był mama. Uśmiechnął się do mnie i wrócił do zmywania naczyń. Zdjąłem płaszcz i powiesiłem go na haczyku. Próbowałem zachowywać się... normalnie.

- Zapytaj Cecila, czy jest głodny. Jeśli tak to coś wam zaraz upichcę. A tak poza tym to trochę nieładnie zostawiać gościa samego.

- Tak wiem... Musiałem coś załatwić. To było ważne, a Cecil na pewno się nie pogniewa.

- Tylko przypilnuj, żeby nie siedział głodny i spragniony.

- Dobrze mamo.

Zawahałem się, nim wszedłem do własnego pokoju. Czułem się... źle. Czułem się... brudny. Bałem się, że nie będę w stanie spojrzeć Cecilowi w oczy. Jednak... to wszystko dla niego. Nie spędzę z Ronanem rui. Nigdy tego nie zrobię. To tylko kłamstwo.

Ale... gdyby nie Marta... Przecież gdybym się nie zgodził, wtedy Ronan nie zechciałby zostać. Musiałem... Gdyby nie Marta... Gdyby wróciła później...

Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka z uśmiechem na ustach. Cecil spojrzał na mnie zaniepokojony, ale od razu jakby nieco się uspokoił.

- Noach... Udało ci się?

- Tak. Mamy... kilka dodatkowych dni. Musisz natychmiast wysłać list do swojego ojca. Ralf się tym zajmuje dla wuja Nasira, ale robi to też, jeśli ktoś go poprosi. Jest najszybszy i najbardziej wytrwały. Dostarcza wiadomości nawet na Wschód. Jeśli powiesz, że to ja proszę go o pośpiech to nie minie dziesięć dni i będziemy mieli odpowiedź.

- A czy Ronan zgodzi się zostać aż tyle?

- Tak. Zgodził się.

- Naprawdę? Jak... Jak to zrobiłeś?

- Ja... poprosiłem go. To trochę... podłe z mojej strony. Twój brat ma do mnie słabość, a ja to wykorzystałem.

- ... To... Wiem, że nie chcesz tego robić. Musi być ci trudno. Przepraszam, to dlatego, że ja... jestem taki... słaby.

- Nie... Ja... Zrobię dla ciebie wszystko. Zrobię wszystko, byśmy mogli być razem.

- ... To... Jeszcze dzisiaj napiszę list. Mógłbyś podpowiedzieć mi co napisać? Tak, żeby tata na pewno się zgodził. Możemy chyba trochę nagiąć prawdę... Możemy napisać, że Ross jest trochę starszy... i trochę ważniejszy w stadzie...

- Tak. Jasne. Spokojnie. Razem coś wymyślimy. Napiszemy, że wujek Nasir pobłogosławił wasz związek i że Ross chce oznaczyć cię podczas twojej następnej rui... Na pewno pozwoli ci zostać z twoim nowym alfą.

- A co jeśli tata zażąda widzenia z nami?

- Będziemy grać na zwłokę. Przeciągniemy to jak tylko się da, a zdobyty czas wykorzystamy na stworzenie planu. Jeśli będzie trzeba... zabiorę cię stąd. Gdzieś dalej. Na Wschód... A może głębiej w tundrę. Nie wiem. Może wujek Nasir pozwoli nam zamieszkać w tym domku, w którym kiedyś mieszkali z wujkiem Dyarą. Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał. Coś wymyślimy. Musimy tylko... mieć trochę więcej czasu. Nie mogę nigdzie wyruszyć przed moją rują. Potrzebuję leków i... opieki. Ale po niej... możemy zgromadzić wszytko, co będzie nam potrzebne i zniknąć. Jeśli... Jeśli to będzie konieczne.

- ... Tak... myślę, że możemy tak zrobić.

- Widzisz? Wszystko będzie dobrze. Mówiłem, że nie pozwolę, by cokolwiek nas rozdzieliło.

- ... Jesteś niesamowity Noach... Najlepszy.

Cecil uśmiechnął się do mnie. To był szczery... pełen radości uśmiechu. Poczułem... wyrzuty sumienia. Ogromne... przytłaczające. Odwzajemniłem uśmiech, ale czułem się podle. Kłamałem... Kłamałem już wcześniej, ale... nie Cecilowi. Okłamywanie go... bolało mnie.

Poza tym... byłem tak bardzo świadom każdego miejsca, gdzie przed chwilą dotykał mnie Ronan. Czy gdyby Cecil wiedział... Co by o mnie pomyślał? Ja... pocałowałem kogoś innego. Pozwoliłem się dotykać... a sam przecież drżałem z gniewu, gdy Ross tylko łapał go za rękę czy całował w policzek.

Zdradziłem go... okłamałem go... ale to wszystko dla niego... Nawet jeśli się dowie... i już nigdy mnie nie zechce... przynajmniej zapewnię mu wolność. Nie pozwolę, by Ronan go stąd zabrał. Cecil będzie częścią tego stada nieważne czy będzie ze mną, czy mnie odrzuci. Na pewno nie stanie się czyjąś własnością... i tylko to się liczy.

- Nie jestem... Jestem... słaby. Po prostu robię, co mogę.

- Noach za każdym razem, gdy dzieje się źle ty potrafisz jakoś to naprawić. Dzięki tobie możemy być razem.

- ... Mam taką nadzieję.

Co, jeśli Ronan się upomni o... o to? Co, jeśli przyjdzie do mnie, nim Cecil otrzyma pozwolenie, by zostać w naszym stadzie? Jak długo uda mi się kłamać i wymigiwać od... od tego, czego chciał alfa?

Jeśli będę musiał... zrobię to... ale już nigdy nie będę mógł spojrzeć Cecilowi w oczy... To duża cena... ale Cecil będzie bezpieczny w naszym stadzie... To cena, którą warto zapłacić. Nie zmienia to faktu, że będę robić wszystko by od tego uciec.

- Noach? Chodź. Siadaj.

Cecil przesunął się nieco, robiąc mi miejsce na łóżku. Usiadłem obok niego. Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle, będąc obok niego. Nie była to w żadnym razie wina Cecila a tylko i wyłącznie moja. Czułem wstyd. Powinienem. Powinienem tak się czuć.

- Hej Noach... coś cię gryzie?

- Nie. Ja tylko... nadal się trochę martwię. To wszytko.

- ... Nie martw się. Jakoś damy radę. Ja... też będę cię bronił. Nie musisz robić wszystkiego sam. Też będę o nas walczył. Teraz czuję, że powinienem zrobić więcej. Mogłem nakrzyczeć na Ronana. Pokłócić się z nim. Zrobić cokolwiek zamiast... uciekać z podkulonym ogonem.

- Nie... On jest twoim starszym bratem. Wiem, że nie chcesz psuć tego, co jest między wami.

- Nie... To nie o to chodzi. Ronan zawsze... rządził. Ja tylko się go słuchałem. Jest moim starszym bratem i zawsze sądziłem, że muszę okazywać mu szacunek i słuchać się go. Ale... to nieprawda. Ronan mnie nie rozumie. I jest samolubny. Nie muszę się go słuchać. Ja... mogę mu się sprzeciwić. Nadal jest moim starszym bratem... nadal czuję przed nim... respekt... i może odrobinę strachu... bo czasem przypomina tatę. Ale... nie będę już taki. Obiecuję. Nie będę taki słaby.

- Cecil naprawdę nie musisz. Ja... ja wszytko załatwię. Zobaczysz. Niczym się nie martw.

- ... Nie będę chował głowy w śnieg. Nie będę... Nie chcę być dla ciebie ciężarem.

- Nie jesteś. Wszystko, co robię... robię, bo cię kocham. Nie jesteś ciężarem. Wręcz przeciwnie. Dodajesz mi skrzydeł.

- ... A ty dodajesz mi sił Noach. I odwagi. Jeśli Ronan dalej będzie taki... sprzeciwię mu się. Nie zostawię cię samego.

- ... Rozumiem. Dziękuję.

Brunet uśmiechnął się do mnie. Mam wrażenie, że naprawdę nieco się zmienił. Przez te kilka tygodni, od kiedy się znamy... Mimo wszystko... nie pozwolę by stała mu się krzywda. Ja wszystkim się zajmę. To moja odpowiedzialność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top