Rozdział XLIV

Zauważyłem tę drobną zmianę w wyrazie jego twarzy. Błysk zainteresowania w szarych oczach. Alfy... Alfy to alfy... Mają swoje słabości.

- Przepraszam... Wydaje mi się, że nie rozumiem...

- Jest mi ciężko... wiesz? To... trudne.

Jestem omegą... słabą... słabą i wrażliwą. Jestem... młodą, zagubioną omegą. Bojaźliwą i mizerną. Potrzebuję wsparcia... bo sam nie dam rady. Potrzebuję... alfy. Bo jestem słaby. Bo się boję. Jestem omegą, więc w głębi serca pragnę tylko, by jakoś alfa się mną zajął... choć na chwilę. Powtarzałem sobie to wszystko w głowie... po to, by móc okazać to na zewnątrz. W wyrazie twarzy... mowie ciała... tonie głosu. Musiałem pokazać jak bardzo żałosnym stworzonkiem jestem... jak dużą ma nade mną przewagę... jak bardzo go potrzebuję, mimo że wcześniej nie chciałem tego przyznać.

- Cecil mówił, że... że swoją ruję przeszedł, gdy byliście w drodze. Że nawet był w stanie iść przez jakiś czas. Dla mnie... dla mnie to niekończący się ból. Za każdym razem, gdy zbliża się moja ruja... zaczynam zastanawiać się, czy naprawdę chcę to znów znosić.

Czy ten płaczliwy ton... czy brzmiał prawdziwe? Czy może od razu słychać, że jest fałszywy? Pomyślałem o moich rujach... Bo mówiłem o nich prawdę. Były koszmarem. Zawsze. Na myśl o kolejnej z nich łzy napłynęły mi do oczu. Czy teraz wyglądam bardziej żałośnie? Czy moja desperacja wydaje się prawdziwsza?

- Ja... boję się tego... i... jestem gotowy zrobić wszystko by jakoś tego uniknąć.

- ... A co ja mam z tym wspólnego?

Wiedział, do czego zmierzam. To było oczywiste. Woli jednak bym sam to powiedział.

- Lubię cię... Ostatnio... Wtedy w tej chacie... Przestraszyłem się nieco... spanikowałem... ale... mimo wszystko... jestem omegą.

- Omegą... a ja alfą. O to chodzi?

- ... Wiesz, o co mi chodzi.

- Czy ty... składasz mi niemoralną propozycję?

W jego głosie słychać było rozbawienie. To dobrze. Nie jest czujny. Jest... zainteresowany.

- Ja... nie chcę znów cierpieć. Poza tym... wszyscy mają swoje potrzeby... Ja też.

- Myślę, że Julien dałby wszytko, by móc spełnić twoje potrzeby.

Teraz odrzuciłem obraz przestraszonej omegi na nieco inny. To, co mówiłem, było zawstydzające. Jednak jednocześnie... jestem omegą. Pragnę alfy. Mój instynkt sprawia, że pragnę, by ktoś mnie posiadł. Ktoś silny... ktoś dominujący. W końcu jestem omegą.

- Julien chce... czegoś więcej. Chce, żebym zamieszkał z nim i urodził mu gromadkę dzieci. Gdybym spędził z nim ruję, później byłoby... niezręcznie. Nie chcę jeszcze zostać kurą domową. Chcę tylko... odrobiny przyjemności... i mniej bólu.

- ... Nie pomyślałbym, że jesteś taki... wyzwolony.

- Wcześniej o tym nie myślałem... ale... kiedy ty się pojawiłeś, zacząłem... zastanawiać się nad tymi sprawami. Mamy znachorkę. Ona... wie jak przyrządzić odpowiednie napary...

Ronan przyglądał mi się z uwagą. Jednak nie dlatego że szukał podstępu czy kłamstwa. Nie... patrzył na mnie... jak wilk na dorodną łanię. A ja... delikatnie poruszyłem nogami... odchyliłem głowę, by wyeksponować szyję. Patrzył dokładnie tam, gdzie chciałem, by patrzył... To było... zaskakująco proste.

- Nie mogłem cię rozgryźć... Może to dlatego. Miałem cię za grzecznego chłopczyka... A to tylko pozory.

- Jestem grzeczny... Przecież nie ma nic złego w odrobinie przyjemności. Ja tylko...

Przygryzłem dolną wargę. Pokazałem, że czuje się nieco speszony. Jestem niepewny. Z jednej strony pragnę być dobrą, grzeczną omegą, ale z drugiej chcę poczuć, jak to jest oddać się komuś i poczuć fizyczną przyjemność.

- Nie wiem, czy twój przyszły alfa pomyśli to samo.

- ... Mój przyszły alfa nie musi o niczym wiedzieć. Poza tym... zawsze uważałem, że to niesprawiedliwe. Wy... zabawiacie się z nami. Z omegami... z betami... Dlaczego ja nie mogę?

- ... W sumie masz rację... Czemu nie?

Spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechnął się. To uśmiech, który powinien rozgrzać moje ciało. Spuściłem wzrok. W końcu jestem omegą, która topi się pod wzrokiem takiego alfy.

- Pełnia jest... za dwa tygodnie. Prawda?

- Tak... Ja... Nie zamierzam cię zatrzymywać. Właściwie to nie mam ci nic do zaoferowania. Po prostu pomyślałem, że... mam szansę, by podczas tej pełni nie płakać z bólu a być może doświadczyć czegoś... przeciwnego.

- I naprawdę jesteś gotów oddać się alfie, który cię nie kocha? Po tym podniosłym monologu, który przedstawiłeś mi nad rzeką.

- Miłość... miłość to jedno. Tak jak mówiłem... Nie zwiążę się z kimś, kogo nie kocham. Ale... potrzeby ciała... to coś innego. Ile zajmie mi znalezienie tego alfy? Ile rui będę musiał przetrwać... a z każdą mam coraz mniej siły. Chcę chociaż jedną przeżyć bez bólu.

- ... Masz obrożę?

- Co?

- Nie zamierzam cię oznaczać, jeśli tego nie chcesz... ale mam silny instynkt. Nie mogę obiecać, że nie dam się ponieść. Ostatnim razem obroża się przydała.

- ... Widzę, że masz doświadczenie.

Odrobina zazdrości. Bo w końcu miał inne omegi. Ale też odrobina zainteresowania i podniecenia. W końcu jest takim silnym, dominującym samcem, że moja wilcza część niemal piszczy z zachwytu. Przede wszystkim jednak nie mogę pokazać tego obrzydzenia, które poczułem na samą myśl o tym, kogo właśnie udaję.

Ronan uśmiechnął się do mnie... i był wyraźnie zadowolony z siebie. Nie mogę pokazać, że mnie to zdenerwowało. Nie. Przecież jestem omegą. Myślę tylko o tym, by nie odrzucił mojej prośby, bo w końcu przecież go pragnę.

- Sam mówiłeś... każdy ma swoje potrzeby. Ja też.

- ... Załatwię to... To znaczy... obrożę... i napar.

- Twój ojciec... nie przestrzeli mi krtani?

- Noe jest odrobinę nadopiekuńczy... ale nie traktuje mnie jak dziecko. Jeśli zechcę spędzić noc z alfą... nie zabroni mi. Jest dość wrażliwy na punkcie... mojej wolności. Nie chce mnie ograniczać.

- W takim razie... chyba zostanę chwilę dłużej. By jeszcze trochę... popodziwiać widoki.

- To... będzie moja pierwsza ruja... z alfą.

- To będzie twój pierwszy raz z alfą.

- ... Tak.

- ... Wiesz, że tak nie przystoi?

- Co?

- Omega nie powinna przeżywać swojego pierwszego razu podczas rui. Czyż nie?

- ... Co za różnica?

- Chcę cię skosztować przed tym. Nie musisz już udawać cnotliwego Noach. Obaj mamy potrzeby... prawda?

Tego nie przewidziałem. Mój plan nie zakładał takiego obrotu wydarzeń. Cholera... Przecież nie mogę... Nie mogę się teraz wycofać. Ale nie mogę też się zgodzić... Postawiłem się w... w bardzo złej sytuacji.

Zachowałem spokój. Ronan zostanie tu dłużej. Będziemy mieli ponad tydzień. Cecil wyśle list do ojca. Być może nawet zdąży otrzymać odpowiedź. Jeśli właściwie to rozegramy... jego ojciec nie będzie mógł rozkazać mu, by wrócił. Wystarczy, że Ronan odpuści sobie i nie będzie ciągnął Cecila za sobą. Wystarczy, że wyślemy list nie tyle proszący... a raczej informujący. Może jeśli jeszcze wuj Nasir poświadczy, że Cecil może dołączyć do naszego stada... albo że już dołączył... Możemy skłamać, że Ross go oznaczył. Kain musi po prostu dostać ten cholerny list...

A Ronan być może... być może stanie po stronie Cecila, jeśli uda nam się przekonać go, że Ross jest dobrym kandydatem. Jeśli alfa będzie zadowolony i... polubi mnie... zapewne uda mi się namówić go, by zaaprobował związek Cecila... i by przedstawił go w pozytywnym świetle.

W najgorszym wypadku... czas, który zyskamy, pozwoli nam opracować plan na ucieczkę. Gdyby nie moja ruja już teraz zabrałbym stąd Cecila. Nie mogę opuścicić stada tuż przed nią. Przez trzy dni będę bezbronny i w beznadziejnym stanie. Cecil nie poradzi sobie sam... zwłaszcza, że musiałby zająć się mną. To... jedyna nasza szansa... Potrzebujemy czasu... Bez niego nic nie zdziałamy.

Jestem... omegą... Głupiutką i słabiutką omegą. Wstałem i podszedłem do alfy. Stanąłem między jego nogami i ułożyłem dłonie na jego ramionach. Otaksował mnie wzrokiem, po czym objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.

Przewrócił mnie na łóżko i przesunął dłonią po moim boku. Zadarł materiał mojej bluzki do góry, odsłaniając ciało. Pocałował mój brzuch i przeniósł się wyżej. Zamknąłem oczy... wygiąłem się delikatnie w łuk. Westchnąłem cicho, gdy dotknął mojej klatki piersiowej. Westchnąłem głośniej, gdy przygryzł mój sutek. Wydawało mi się, że to była właściwa reakcja. Nie przestał, więc uznałem, że brzmiało to naturalnie.

To... nie było takie trudne. To tylko... tylko dotyk. Jestem w stanie to wytrzymać. To nic... To nic strasznego. Potrwa tylko chwilę.

Objąłem go... bo czułem, że tak powinno być. Gdyby to był Cecil... chciałbym być jak najbliżej niego... tak bym postąpił. O tym myślałem. Robiłem to, co zrobiłbym, gdyby to był on. A także to, co zrobiłaby głupiutka i słabiutka omega.

Mieli te same szare oczy... dlatego to w nie patrzyłem. Tak było łatwiej. Gdy otarł się o mnie, jęknąłem... gdy zaczął rozpinać mi spodnie, ułatwiałem mu to. Jednak... gdy zaczął rozpinać swoje spodnie i patrzył na mnie tak... zwierzęco... nie wiedziałem co zrobić. Dlatego odwróciłem wzrok i udawałem zawstydzonego.

Nachylił się nade mną. Czułem się... przytłoczony... Znów. Nienawidzę tego uczucia... ale... to nic wielkiego. Cecil by tego nie zniósł. On jest słabszy... ma słabsze serce. Dla niego to byłoby... trudniejsze. Musiałby znosić to wciąż i wciąż... Dlatego... to... to nic wielkiego.

Zamknąłem oczy. Czułem, jak dotyka moich nóg... jak rozchyla moje uda... Wciąż mam na sobie ubrania... to jeszcze nie... Jeszcze nie to. A jednak gdy przycisnął mnie do łóżka... gdy poczułem jego biodra na swoich, z gardła wyrwał mi się... dźwięk. Ten nie był zamierzony... nie był... planowany. A jednak Ronan chyba uznał go za... coś, czym nie był.

Chwycił mocniej moje udo... drugą ręką złapał z brzeg spodni i za bieliznę. Pociągnął w dół i nagle... zatrzymał się.

- ... Kurwa...

Zaklął cicho i... odsunął się. Gdy otworzyłem oczy, siedział na brzegu łóżka i zapinał spodnie. Przez chwilę czułem się zagubiony... ale w końcu zrozumiałem.

Usłyszałem hałasy. Ktoś był w kuchni. To pewnie Marta... wróciła. Ronan wydawał się zły... a ja poczułem... ulgę. Ogromną ulgę. Jednak nie pokazałem tego po sobie. Zacząłem poprawiać ubrania, a gdy skończyłem, wstałem.

- Ja... może już lepiej... wrócę dziś do domu.

- ... Myślę, że nie ma co liczyć na to, że właścicielka domu opuści go na resztę dnia. Ale to nic... Siedzę tu najbliższe dwa tygodnie... Możliwe nawet, że trochę więcej.

Powstrzymałem drżenie. Zmusiłem się do spokoju i udało mi się zapanować nad głosem.

- To... niezmiernie mnie cieszy.

Chciałem ruszyć do drzwi. Nagle alfa złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie po czym... pocałował. Wsunął we mnie swój język a ja... odepchnąłem obrzydzenie, które poczułem i odwzajemniłem pocałunek. Pozwoliłem też, by to on go przerwał.

- Noach wiesz ja... Ja naprawdę byłem gotów cię oznaczyć. Ale... taki układ też mi pasuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top