Rozdział XL
Ross podał mi kubek wypełniony ciepłym napojem. Podziękowałem skinieniem głowy, a alfa usiadł naprzeciwko mnie.
- Więc... coś się stało? Nigdy wcześniej mnie nie odwiedzałeś. To znaczy... nie sam.
- Tak... ale byłem tu kilka razy z dziewczynami.
- Yhm... kończyło się na tym, że namawialiście mnie do zrobienia czegoś głupiego.
- Nie przypominam sobie, by ktokolwiek kiedykolwiek cię namawiał.
- Ken mnie podjudzał.
- Rzeczywiście. Jednak nikt cię nie namawiał.
- Wygrałeś. Tak było. Ale wiesz, jak już jest. Chciałem się popisać. Bycie dzieciakiem rządzi się własnymi prawami.
- Tak... Ja też... robiłem głupie rzeczy.
- Ty? Nawet nie wiesz, ile razy słyszałem od matki "popatrz na Noacha, jest takim grzecznym dzieckiem", "pomaga mamie", "nie robi głupot", "słucha się rodziców". Ty byłeś dobrym chłopcem a ja... wybijałem sobie zęby.
- Powiedzmy, że przechodziłem to mniej gwałtownie. No wiesz... dorastanie.
- Jak dziewczyny. Może dlatego, że jesteś omegą? Ja i reszta chłopaków zachowywaliśmy się jak małe dzikusy.
- ... Może. Może to rzeczywiście dlatego, że jestem omegą.
- ... Coś cię gryzie?
- Skąd taki pomysł?
- Nie chcę powiedzieć, że źle wyglądasz... to by było trochę słabe. Wyglądasz... dobrze. Jak zawsze. Tylko... masz zaczerwienione oczy.
- Ja nie... Właściwie to... tak. Jest coś, co... Ja... Potrzebuję pomocy.
Ross przypatrywał mi się chwilę w kompletnej ciszy. Nie potrafiłem odczytać z jego twarzy co sobie myśli czy co czuje. Nie znam go aż tak dobrze. A jednak jestem tu... i zamierzam prosić o ogromną przysługę. Obawiałem się, że mnie spławi. Tymczasem usiadł wygodniej na krześle i jakby nieco się rozluźnił.
- Jeśli mogę w czymś pomóc... z chęcią to zrobię.
- To dość... duża prośba.
- Chodzi o tego nowego?
- ... Poniekąd. Skąd wiesz? To aż takie oczywiste?
- Julien się skarżył, że... odbił mu ciebie. Że... no wiesz. Julien trochę cię lubi.
- Tak... Wiem.
- Ten chłopak... Zrobił ci coś?
Ross wydawał się... szczerze zaniepokojony. On nie zadawał się z Ronanem. To dlatego zwróciłem się do niego. Julien na pewno by mi pomógł. Mógłbym... wykorzystać to, co do mnie czuję. To byłoby jednak podłe. Takie rzeczy... zrobię tylko w ostateczności. Poza tym... Ronan wie, że Julien ma do mnie słabość. Mógłby zacząć coś podejrzewać. A Ross... Jego nie zna zbyt dobrze. Wydaje mi się, że rozmawiali kilka razy... ale to wszystko.
- Ronan nie... Niczego mi nie zrobił. To... nie do końca o niego chodzi. Ja nie wiem za bardzo jak ci to wyjaśnić.
- Spokojnie... Przecież nie chcesz, bym kogoś zabił. A może?
- Nie. Ale... chcę, abyś zrobił dla mnie coś złego... i zrozumiem, jeśli odmówisz.
- ... Coś złego? Ty... i coś złego. Hm... Zaciekawiłeś mnie. Noach nie krępuj się. Czego potrzebujesz?
- Chcę, żebyś dla mnie skłamał. Nie raz... nie dwa... Nie wiem ile razy, ale wiele.
- ... W jakiej sprawie?
- Chodzi o Cecila.
- Cecila? Tego... Tego drugiego? Tego cichego chłopaka. Taki... szpakowaty... Tak?
- Tak. On... W zasadzie tak. Bo... to jest... skomplikowane.
- ... Słuchaj. Wiem, że ty nie jesteś w stanie zrobić czegoś... złego. Jesteś na to zbyt dobry. Nie znamy się od dziś. Jeśli prosisz mnie, bym kłamał... i sam jesteś gotów to zrobić, to wiem, że na pewno działasz w dobrej wierze. Nie musisz mówić mi wszystkiego. Co prawda wolałbym wiedzieć, w co się wplątuje... ale widzę, że trochę cię to męczy.
- ... Cecil nie może wrócić do swojego stada. To... źle się dla niego skończy. Bardzo... Naprawdę bardzo zależy mi na tym, by tu został.
- I to w tym mam ci pomóc?
- Tak.
- Już myślałem, że to coś bardziej ekscytującego. Liczyłem na jakieś ukrywanie zwłok czy coś w tym rodzaju.
- To dla mnie ważne.
- Rozumiem. Jeśli to dla ciebie ważne... To jak mogę pomóc?
- ... Czy mógłbyś udawać... tylko do momentu, gdy Ronan odejdzie... czy mógłbyś udawać, że ty i Cecil... jesteście... razem?
- ... Mam udawać, że... jesteśmy razem? W sensie... że jesteśmy parą?
- Tak. To znaczy... chcę, aby Ronan myślał, że myślisz poważnie o zostaniu jego... parą.
- Mam udawać, że planuję go... oznaczyć.
- Cóż... Tak.
- ... To dość... nietypowa prośba.
Ross odchylił się na krześle i wyraźnie zastanawiał się nad moimi słowami. Jeśli mi odmówi... nie mam planu B. Nie wiem, co zrobię...
- Wiem, że proszę o dużo. Wiem też, że to dziwna i kłopotliwa prośba. Ja po prostu... to jedyne co mogę teraz zrobić.
- Chodzi o to, by Cecil tu został tak? Więc mam przekonać tego Ronana, że zamierzam zostać partnerem jego brata i że będę się nim zajmował. O to chodzi tak?
- Tak. Dokładnie o to.
- Yhm... Słuchaj ja... nie jestem zbyt dobrym kłamcą. No ale... mogę spróbować... może się uda.
- Naprawdę to zrobisz?
- Jasne. Nie wiem, dlaczego to dla ciebie takie ważne... ale widzę, jak wiele to dla ciebie znaczy. Jestem pewien, że ty nie odmówiłbyś pomocy członkowi swojego stada.
- Dziękuję... Dziękuję Ross. Naprawdę.
- Nie dziękuj. Jeszcze nie wiemy, co z tego wyjdzie. Musimy pomyśleć jak to wszystko przedstawić.
- Muszę powiedzieć Cecilowi...
- To on nie wie?
- Jeszcze nie. Spokojnie ja... załatwię to. Ustalimy jakąś wspólną wersję. Ale jutro... Jutro musimy działać.
- No dobra. Zostawiam to tobie.
- Będę ci za to wdzięczny do końca życia.
- Bez przesady. To tylko drobna przysługa. Naprawdę. Żaden problem. Małe kłamstewko to dla mnie nic takiego. Martwię się tylko, że zawiodą mnie moje umiejętności aktorskie.
- Odwdzięczę ci się jakoś.
- ... Dobrze. Jeśli kiedyś będę potrzebował pomocy, wiem do kogo się zwrócić.
Poczułem... ulgę. W końcu widziałem światełko nadziei. Jeśli Cecil powie Ronanowi, że znalazł sobie partnera, wtedy ten cały zaaranżowany związek nie będzie miał racji bytu. Cecil będzie miał wymówkę, by tu zostać. Ronan wróci do domu i powie o tym ich ojcu...
W końcu prawda wyjdzie na jaw... ale będziemy mieli czas by jakoś sobie z tym poradzić. W najgorszym wypadku... uciekniemy. Może na Wschód. A może... Może spróbujemy wśród ludzi. W każdym razie... na pewno zyskamy więcej czasu a on... on jest bezcenny. Będzie ciężko. To... To trudna ścieżka. Ale to tę wybrałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top