Rozdział LX

Niepewnie wyszliśmy na korytarz, ale trzymaliśmy się raczej na uboczu. Wuj Dyara stał przy nas zupełnie opanowany. Chciałbym podzielać jego stoicki spokój. Bałem się. Trzymałem mocno dłoń Cecila, próbując dodać mu otuchy, chociaż sam jej potrzebowałem. Wujek chyba wyczuł mój niepokój. Położył dłoń na moim ramieniu w geście wsparcia.

Wujek Nasir tymczasem także wydawał się w pełni opanowany. Podszedł do drzwi i jak gdyby nigdy nic otworzył je. Stąd nie widzieliśmy Ronana. Doskonale go jednak słyszeliśmy.

- Gdzie on jest!? Gdzie jest mój brat!?

Krzyki alfy chyba nie zrobiły wielkiego wrażenia na moim wuju. Wydawał się wręcz znudzony.

- Cecil jest obecnie naszym gościem.

- Przyprowadź go. Natychmiast.

- ... Chciałeś powiedzieć... Czy mógłbym prosić, byś przekazał mu, że chcę z nim rozmawiać. Bo chyba nie jesteś na tyle bezczelny, by żądać czegoś od Alfy na jego terenie i w jego leżu.

- ... Mój brat ma przestać chować się jak tchórz i przyjść tu. Zabieram go stąd.

- Cecil poprosił mnie o przyjęcie do mojego stada i nie zamierzam mu odmawiać. Przekażę mu, że chcesz z nim mówić. Tyle mogę dla ciebie zrobić.

- Zabieram mojego brata do domu czy tego chce, czy nie!

- Ja tu stanowię prawo i ja mówię co wolno ci zrobić.

- ... Jeśli zależy ci na twoim bratanku, to powinieneś pozwolić mi zabrać stąd Cecila.

- Czy mam to odczytać jako groźbę?

- Nie... Mówię tylko, że dla mojego brata i twojego bratanka będzie lepiej, jeśli stąd odejdziemy.

- Nie wydaje mi się.

- Czy ty wiesz... co oni wyprawiają? Chcesz wiedzieć?! Co odwala ta ruda...

Wydaje mi się, że to wzrok wuja Nasira powstrzymał chłopaka od dokończenia tego zdania. Ronan wyraźnie się zawahał, ale nie zamierzał odpuścić.

- Przyprowadź tu Cecila.

- ... Nie.

Ronan siłą wtargnął do środka. Podejrzewam jednak, że wuj w pewnym stopniu mu na to pozwolił. Szatyn od razu nas zobaczył, ale zdążył zrobić zaledwie krok w naszym kierunku. Nasir z zabójczą prędkością złapał go za ramię i pchnął na ścianę z taką siłą, że ta aż zatrzeszczała, po czym przycisnął go do niej, uniemożliwiając mu ruch.

- To nie była mądra decyzja. Najpierw krzywdzisz krew z mojej krwi, a teraz naruszasz moje terytorium.

W głosie Alfy wyraźnie słychać było niewypowiedzianą groźbę. Ronan jednak najwyraźniej teraz słuchał raczej gniewu, a nie zdrowego rozsądku.

- Zamierzasz ich tu chować!? Zdajesz sobie sprawę, co twój kochany bratanek wyprawia!? Nie pochwalił ci się prawda!?

- Cokolwiek Noach robi to nie moja sprawa.

- Pieprzą się! Twój kochany, słodki bratanek próbuje oszukać naturę! Wyprawia jakieś chore dewiacje! Próbuje wciągnąć w to mojego brata! Jak czegoś chce, to rozkłada nogi! Trzymaj go krócej, bo jeszcze i tobie wskoczy do łóżka!

Wuj Nasir odpowiedział dość jednoznacznie. Cecil krzyknął głośno, widząc, jak jego brat osuwa się na ziemię z zakrwawioną twarzą, po tym, jak starszy alfa uderzył go mocnym lewym sierpowym. Przyznam, że nawet mi było szkoda chłopaka. Nie jestem zwolennikiem przemocy. Jednak... Ronan sprowokował wuja. Nawet ja nie byłbym w stanie uspokoić go na tyle by odpuścił sobie ten cios.

- Noach i Cecil są dorośli. To, co robią, nie jest moją sprawą. Ani twoją. Wynoś się. Nie jesteś już moim gościem. Jutro do zmroku ma cię tu nie być.

Ronan patrzył na alfę z niedowierzaniem. Wstał niepewnie i otarł krew z twarzy. Właściwie to jedynie bardziej ją rozmazał. Nie wydaje mi się, by miał złamany nos... ale lepiej by Andrea go obejrzała.

- Zamierzasz pozwolić im... To trzeba ukrócić!

- Twój brat jest dorosły i może podejmować za siebie decyzje. Zamierzasz zaciągnąć go siłą do domu? Zamierzasz zmusić go, by został własnością kogoś, kogo nie chce? Będziesz patrzył i udawał, że nie widzisz, że twój brat jest nieszczęśliwy?

- Jest głupi! Miałby wszystko!

- On miałby wszystko? Czy jego alfa? Popatrzysz swojemu bratu w oczy i powiesz, by się cieszył, bo ma wszystko, po tym jak jego alfa po raz kolejny go zgwałci?

- Raine nie skrzywdzi Cecila...

- Przy pierwszej rui weźmie twojego brata, chociażby miał zrobić to siłą! A później myślisz, że będzie się powstrzymywał, jeśli Cecil będzie odmawiał? Jesteś rozpieszczonym, uprzywilejowanym smarkaczem! Nie masz pojęcia o tym, jak działa świat! Chcesz oddać własnego brata! Pozbawić go wolności! Zrobić z niego czyjąś własność!

- Chcę zapewnić mu przyszłość!

- W której resztę życia spędzi, wychowując dzieci mężczyzny, którego nie kocha! W której każdej nocy będzie się zastanawiał czy dziś jego alfa nie zażyczy sobie, by wypełnił swój obowiązek!

Wujek Nasir mówił to wszystko... i jestem pewny, że myślał o mamie. Wiem, że go to dręczy. Wiem, że często rozmawiał o tym z mamą. Babcia i dziadek też myśleli, że wyświadczają mamie przysługę, znajdując mu partnera. Bo w końcu mój ojciec miał być dobrą partią.

- ... A tu co go czeka? On jest omegą. Jego miejsce jest przy alfie.

- Jego miejsce jest tam, gdzie zapragnie być.

- Pozwolisz na to? To twój bratanek. Będą go wytykać palcami. I ciebie.

- Jeśli naprawdę uważasz wytykanie palcami za coś strasznego... to naprawdę jesteś tylko głupiutkim dzieckiem, które jeszcze nie doświadczyło prawdziwych nieszczęść.

- Nie zgodzę się na to.

- Dobrze, że nikt nie pyta cię o zgodę.

- Nie zaakceptuję tego. I ojciec też nie.

- Myślę, że wszyscy się z tym jakoś pogodzimy.

- To jest... Wy wszyscy jesteście szaleni. Pozwalacie na to... Na to...

- Dokończ chłopcze.

- ... Wynaturzenie.

- ... Jeśli postrzegasz swojego brata za wynaturzenie... zostaw go. Odejdź. Skoro tak bardzo się go wstydzisz, nie przyznawaj się do niego. Cecil zdobędzie nowych braci. A ty? Znajdziesz kogoś, kto będzie martwił się o ciebie, nawet po tym, jak wbijesz mu nóż w plecy?

Te słowa w jakoś sposób chyba dotarły do Ronana. Nie wiem, czy cokolwiek zmieniły... ale przynajmniej alfa wydawał się nimi dość... dotknięty.

Cecilowi nadal zależy na Ronanie. I wiem, że każde słowo, które dzisiaj usłyszał z ust brata, zraniło go do żywego. Nieważne co Ronan zrobi czy co powie, Cecil nigdy nie przestanie go kochać.

Wiem, bo myślę tak samo. Bo... kocham Lena. Kocham Sirę, Linadela i Erisa. Wiem, że nieważne co by zrobili, nawet gdyby mnie skrzywdzili, nawet gdyby skrzywdzili mnie wiele razy, ja nie byłbym w stanie ich nienawidzić. Będę ich kochał nieważne co.

Wuj Nasir mimo wszystkiego, co zrobił mój ojciec... mimo to wciąż chodzi na jego grób. Kiedyś byłem tam z nim i wtedy... opowiadał mi o tym, jak byli młodsi. Opowiadał o tych dobrych wspomnieniach. I wiem, że na swój sposób dalej kocha swojego brata a mojego ojca. A przynajmniej tę dobrą wersję, którą pamięta.

A jednak wiem właśnie na ich przykładzie, że braterska miłość nie zawsze działa w dwie strony. Mój ojciec całkowicie się jej wyzbył. Nie wiem, co zrobi Ronan.

Nawet nie spojrzał na Cecila. Przez chwilę wpatrywał się w podłogę. Wściekły... upokorzony.

- Jutro... odejdę stąd. To nie jest już moja sprawa.

Wyszedł, trzaskając drzwiami. Wiedziałem, że Cecila to zabolało. A najbardziej to, że nie dostał choćby jednego spojrzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top