Rozdział LVII
Padał śnieg. Znów. Mam nadzieję, że śnieżyce nie popsują naszych planów. Na razie śnieg tylko delikatnie prószy. Nie zmienia to faktu, że jest go i tak wiele.
- To co? Idziemy do domu? A może chcesz się trochę przejść? Ostatnio czuję się, jakbym się ukrywał.
- A nie ukrywamy się?
- W pewnym sensie tak... ale w sumie nie mamy już chyba po co. Jeśli spotkam Ronana, powiem mu wprost, że nasza umowa jest już nieważna.
- Hmm... To możemy się przejść. Zjadłem strasznie dużo tych pasztecików, więc może lepiej to rozchodzić.
- Cecil wątpię, żebyś musiał cokolwiek rozchodzić. No ale mi na pewno spacer nie zaszkodzi.
- Zjadłeś tylko kilka.
- I się najadłem.
- Były pyszne... Twoje też były dobre?
- Tak. Bardzo.
Wujek Dyara przygotował dwa rodzaje. Jedne z warzywnym nadzieniem i w łagodnej wersji a drugie z mięsem i dużą ilością przypraw. Spróbowałem obu i zostałem przy tych warzywnych. Po tych drugich oczy mi łzawiły. Nie wiem, jak Cecil zjadł ich aż tyle i to bez popijania.
- No to chodź. Przejdziemy się.
Ruszyliśmy w stronę lasu, a gdy zabudowania zniknęły za nami i byliśmy pewni, że jesteśmy sami, złapałem Cecila za rękę. Wędrowaliśmy dłuższą chwilę, nie spiesząc się, rozmawiając i rozkoszując się swoją obecnością.
- Noach jesteś cały czerwony.
- To od mrozu. Ty też jesteś. Zwłaszcza nos masz czerwoniutki. Słodko.
- Wracamy? Jest strasznie zimno.
- Jest tak fajnie... Jesteśmy sami... A w domu jest...
- Głośniej?
- Dokładnie. Założę się, że jak tylko wejdziemy, to Len będzie chciał, żebyśmy z nim grali.
- Pewnie tak. Ale boje się, że palce mi zamarzną.
- ... Znam miejsce, gdzie będzie nam ciepło... i będziemy sami. Zainteresowany?
- Cóż... w sumie zgodzę się na wszystko, jeśli będę mógł ogrzać stopy.
- To chodź. Nie mogę pozwolić by odmarzły ci stópki.
- Noach ty masz stópki. Ja mam... nawet nie wiem jak to nazwać.
- Nie są aż takie duże! Są proporcjonalne. Moje są po prostu za małe względem reszty ciała.
- Masz słodkie małe stopy...
- Dla ciebie każda część mojego ciała jest słodka! Moje małe stopy, krzywe zęby...
- Bo tak jest.
Nie kłóciłem się z nim. Po pierwsze, wiedziałem, że i tak zostanie przy swoim. Po drugie, to nie było takie straszne. Szczerze mówiąc, bardzo lubię, kiedy Cecil mówi, że jestem słodki i ogólnie gdy mówi mi miłe rzeczy. Po prostu... gdy on to mówi, czuję się szczęśliwy, bo wiem, że naprawdę tak myśli i właśnie tak mnie postrzega.
Poprowadziłem nas najkrótszą ścieżką w stronę opuszczonej chaty. Nie widać było dymu z komina, więc musiała być pusta. Otworzyłem drzwi i przepuściłem Cecila przodem. Gdy ten rozglądał się po pomieszczeniu, ja zabrałem się za rozpalanie w palenisku. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu pomieszczenie rozświetlił dodatkowo ogień. Usiedliśmy naprzeciw i rozkoszowaliśmy się ciepłem. Po kilkunastu minutach w pomieszczeniu zrobiło się na tyle ciepło, że mogliśmy zdjąć wierzchnie ubrania i przemoczone buty.
Siedzieliśmy na niedźwiedziej skórze i patrzyliśmy w ogień. Nie tak dawno temu byłem w podobnej sytuacji. Tylko zamiast Cecila obok mnie siedział Ronan. A jednak... było zupełnie inaczej. Teraz było... przyjemniej. Byłem tak bardzo świadomy obecności omegi. Sam fakt, że siedział tak blisko, wzbudzał we mnie wiele emocji. Gdy był tu Ronan, nie czułem niczego takiego.
Złapałem Cecila za rękę i splotłem nasze palce. Zrobiłem to, bo czułem potrzebę dotyku. Chciałem go dotknąć. Poczuć ciepło jego ciała. Nigdy nie czułem czegoś takiego do innej osoby. Nie licząc może rodziny. Ale to było jednak inne uczucie. Przysunąłem się bliżej i oparłem na jego ramieniu a on oparł się o mnie. Nie musieliśmy nawet rozmawiać. Sam fakt, że byliśmy obok siebie, sprawiał, że czułem się dobrze.
- Mógłbym zasnąć. Jest tak miło.
- Yhm...
- Czekaj.
Wziąłem swój płaszcz, złożyłem go w kostkę i położyłem na niedźwiedzim futrze.
- A teraz kładź się.
Złapałem Cecila za ramię i pociągnąłem, by położył się obok mnie. Nie było może wygodnie jak na pożądanym materacu, ale nie było też najgorzej. Cecil wtulił się we mnie i leżeliśmy tak dłuższą chwilę. Jego włosy delikatnie łaskotały mnie w twarz, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Miło prawda?
- Tak... Mógłbym tak zostać na zawsze.
- Jeśli wujek się zgodzi... może będziemy mieli taki domek dla siebie. I wtedy naprawdę będziemy mogli spędzać tak całe dnie. Tylko my. Cisza, spokój i ogień w palenisku.
- To prawie tak dobre, jak ty, ja i księżyc.
- Rzeczywiście... Ty, ja i ogień.
Słyszałem jego oddech. Czułem jego zapach. Ciepło jego ciała. Ciężar jego dłoni na mojej talii. Ciekawe czy on też czuje się, jakby jego zmysły zaczęły szaleć. Bo przysiągłbym, że wszystko było znacznie intensywniejsze niż zazwyczaj.
Odwróciłem się bardziej w jego stronę. Teraz ogień miałem za plecami a twarz Cecila naprzeciw mojej. Mógłbym wpatrywać się w niego godzinami. Mógłbym policzyć wszystkie jego piegi ze sto razy. Uwielbiam jego zadarty nosek i błyszczące, szare oczy. Jego uśmiech i słodkie dołeczki w policzkach.
Chłopak uniósł dłoń i ostrożnie odsunął kosmyk włosów z mojej twarzy. Założył mi go za ucho, ale nie zabrał dłoni.
- Twoje włosy wyglądają ślicznie w tym świetle. Jakby... wydają się bardziej miedziane.
Dotknął mojego policzka i spojrzał na moje usta. Przymknąłem oczy i już po chwili poczułem, jak omega przysuwa się bliżej. Złączył nasze usta. Był ostrożny. Delikatny.
Objąłem go mocno a on mnie. Wsunął nogę między moje. A dłoń wplątał w moje włosy i przyciągał mnie mocniej do siebie. Zapragnąłem go dotknąć. Nie przez materiał. Poczuć jego gorące ciało. Niepewnie wsunąłem dłonie pod bluzkę. Dotknąłem jego talii i pleców. Nie przerwał pocałunku. Nie zrobił nic, co byłoby dla mnie znakiem, że robię coś nie tak. Dlatego kontynuowałem coraz bardziej zuchwale. Przesunąłem dłoń na jego bok a później na brzuch i coraz wyżej aż do klatki piersiowej.
Cecil przerwał pocałunek. Jego oddech był tak ciężki, jak mój. Jego policzki tak samo zarumienione. Pociągnął mnie delikatnie za włosy, więc odchyliłem głowę w tył. Poczułem jego usta na swojej szyi. Jego język. Westchnąłem, bo moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Cecil wysunął dłoń z moich włosów i ułożył ją na dole moich pleców. Czułem, jak jego noga delikatnie naciska na moje krocze.
Było mi gorąco. Przyjemnie gorąco. Czułem... podniecenie. Czy Cecil czuł to samo? Też czuł to dziwne napięcie gdzieś w środku?
Czułem jego rozgrzane ciało pod dłońmi, ale to było za mało. Ułożyłem dłonie na jego ramionach i delikatnie go odepchnąłem. Spojrzał na mnie nieobecnym i nieco zaskoczonym wzrokiem. Zawahałem się, ale po chwili złapałem za materiał jego bluzki i pociągnąłem do góry, a on usiadł i uniósł ręce, pomagając mi zdjąć ubranie.
Przyjrzałem się jego jasnej, pokrytej piegami skórze, szczupłej tali, płaskiemu brzuchowi i delikatnemu zarysowi żeber. Dotknąłem go delikatnie a on... zaczął rozsznurowywać dekolt mojej tuniki, a następnie pomógł mi ją zdjąć, tak jak ja wcześniej pomogłem mu.
Czułem się... lekko zawstydzony, ale też podekscytowany. Przez chwilę siedzieliśmy naprzeciw siebie, wpatrując się w siebie. Tylko tyle. Potrzeba dotyku jednak zwyciężyła.
Pocałowałem go, objąłem delikatnie wokół szyi, oplotłem nogi wokół jego bioder, a on objął mnie w pasie. Cecil przeniósł pocałunki niżej na moją szyję, do obojczyków a później jeszcze niżej. Gdy tak na nim siedziałem, moja klatka piersiowa znajdowała się tuż przy jego twarzy. Poczułem na niej jego usta i język. Przygryzał i zasysał delikatnie moją skórę, zostawiając na niej ślady.
Jedną ręką wciąż obejmował mnie w talii, a drugą przesunął po moim boku w górę. Poczułem, jak delikatnie zahacza palcem o mój sutek i ku własnemu zaskoczeniu poczułem dreszczyk przyjemności z tego drobnego dotyku. Nie wiem, czy Cecil to zauważył, ale po chwili poczułem jego język w tym samym miejscu. Jęknąłem cicho, gdy delikatnie zacisnął na nim zęby, a moje biodra same się poruszyły.
Chciałem sprawić, by Cecil też poczuł te przyjemne dreszcze. Próbowałem sięgnąć do jego spodni. Czułem jego podniecenie. Jego zapach. Rozpiąłem pierwszy guzik a później drugi. Moje serce biło jak oszalałe. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. To było trochę jak te chwile, gdy wilk próbuje przejąć kontrolę. Chciałem się temu poddać. Utonąć w tym uczuciu.
Może właśnie dlatego, że moja wilcza część była teraz tak blisko, wyczułem zagrożenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top