Rozdział LVI

- Noach miałem cię za mądrego chłopca...

- Przepraszam wujku.

- Wydawało mi się, że jestem dla ciebie kimś godnym zaufania...

- Przepraszam wujku.

- Przecież wiesz, że dla twojego dobra zrobiłbym wszystko.

- Wiem wujku... przepraszam.

- Ile jeszcze razy zamierzasz przepraszać?

- Dużo?

- Noach nie chcę od ciebie przeprosin, tylko obietnicy, że już więcej tak nie postąpisz. Jak byłeś młodszy, to też tak robiłeś. Gdy ten twój kolega ci dokuczał, nic nie powiedziałeś. Gdybym sam nie usłyszał, jak cię obraża, to pewnie dalej byś to znosił.

- Ale to nie było... To tylko żarty. Wygłupy. Ken sobie żartował.

- Żartował. Owszem. Twoim kosztem. Nie próbuj mi wmówić, że nie było ci przykro.

- Może i było. Mimo wszystko to tylko dziecięce wygłupy.

- Może i tak. Jednak gdybym nie zainterweniował, dalej znosiłbyś to w ciszy. A wystarczyło, że raz z nim porozmawiałem. Jemu nic się nie stało, zrozumiał co nieco i od tego czasu chyba jest między wami dobrze. Prawda?

- ... Tak. Rzeczywiście. Dobrze. Rozumiem. Morał jest taki, że gdy próbuje sam rozwiązać swoje problemy, to nic z tego nie wychodzi.

- Morał jest taki, że nie warto znosić wszystkiego samemu. Czasem wystarczy podzielić się z kimś swoimi troskami.

- Dobrze gada.

Wujek Dyara po raz pierwszy wtrącił się do naszej rozmowy. To były tylko dwa słowa wsparcia dla swojego alfy wypowiedziane pomiędzy jednym pasztecikiem a drugim. Wujek Nasir wydawał się jednak zadowolony.

Ja też muszę przyznać, że ma rację. Najwyraźniej mam tendencję do tego, by próbować załatwiać swoje problemy w pojedynkę. W zasadzie... zawsze tak było.

Gdy byłem mały, próbowałem radzić sobie sam by nie przeszkadzać mamie. W końcu prawie zawsze był zmęczony albo smutny. Nie chciałem być dla niego problemem. Dlatego szybko nauczyłem się wykonywać obowiązku domowe. Sam po sobie zmywałem i robiłem sobie jeść.

Gdy moja lalka się podarła, sam chciałem ją naprawić. Mama spał więc postanowiłem, że nie będę go budzić. Podsunąłem sobie stołek, by sięgnąć do szafki. Byłem wtedy za mały by bez niego do niej sięgnąć. Prawie spadłem ze stołka, ale udało mi się wziąć przybory do szycia. Jakoś zszyłem swoją lalkę. Brzydko i niepoprawnie. Zapewne szybko znów by się popruła. Jednak jeszcze tego samego dnia mama zauważył, że dziwnie się zachowuje. Pokułem sobie palce do krwi, więc próbowałem to ukryć i udawać, że mnie nie boli. Mama oczywiście to zauważył. Bardzo się na mnie zezłościł, a później opatrzył mi dłonie i pokazał mi jak poprawnie zszyć moją lalkę i nie pokaleczyć sobie przy tym dłoni.

To nie był jedyny raz, gdy moje próby bycia samodzielnym skończyły się źle... ale akurat to wspomnienie pierwsze przyszło mi do głowy.

- Obiecuję. Obiecuję, że... następnym razem poproszę o pomoc.

- Właśnie to chciałem usłyszeć. No dobrze więc... Ty i Cecil... rozumiem, że poważnie to przemyśleliście?

- Tak. Jesteśmy pewni. Ja... wiem, że to nienormalne. Wiem, jak to wygląda. Ale... nigdy nie czułem czegoś takiego. Wszyscy mówili mi, że poczuję, gdy znajdę tę specjalną osobę. Że będę wiedział. Obecnie nie mam już żadnych wątpliwości, że to Cecil jest tą osobą.

Poczułem, jak omega łapie mnie za rękę. Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się delikatnie. Tak... Nie mam żadnych wątpliwości. Spojrzałem z powrotem na wuja Nasira. Przyglądał nam się poważnym wzrokiem.

- Rozumiem... Cecil pozwól, że teraz zwrócę się do ciebie. Noach... to mój ukochany bratanek. Mój brat był podłym człowiekiem, ale za jedno jestem mu wdzięczny. Za Noacha. Szczerze mówiąc, od dłuższego czasu martwiłem się o niego.

- Wujku...

- Noach teraz ciebie tu nie ma. Mówię do Cecila.

- ... Em... no dobra...

Zamknąłem się i udawałem, że mnie tu nie ma, bo najwidoczniej to robił mój wuj. Niech mu tam będzie.

- Martwiłem się, bo patrzyłem, jak dorasta. I wiedziałem, że wiąże się to z pewnymi zmianami. Znam dobrze moich ludzi. Wiem, jacy są. Wiedziałem, że Julien i jego brat są zainteresowani Noachem. Myślałem nad tym... i doszedłem do wniosku, że tak naprawdę nie znam nikogo odpowiedniego dla mojego bratanka. Nie ma tu alfy czy bety, któremu bez obaw i wątpliwości oddałbym Noacha. Nie znam cię. Jednak odnoszę wrażenie, że jesteś dobrym chłopakiem. A jeśli Noach ci ufa i tak mu na tobie zależy, to nie mam wątpliwości, że na to zasługujesz. Ja też ci ufam. Ufam, że będziesz dobry dla mojego bratanka.

- Będę.

Mój wuj spojrzał Cecilowi prosto w oczy. Cecil zazwyczaj unikał kontaktu wzrokowego, ale nie tym razem. Podtrzymał spojrzenie alfy i to mój wuj pierwszy odwrócił wzrok. Najwyraźniej był tym usatysfakcjonowany.

- Dobrze... To teraz co my z wami zrobimy? Musimy znaleźć jakieś miejsce dla Cecila. Ale to najmniejszy problem. Rozmawiałem już z Kainem niejednokrotnie i muszę przyznać, że... nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Jednak nie uważam też, by nie można było się z nim dogadać. Wysłaliście do niego list. Szkoda, że nie mogłem dodać tam czegoś od siebie. Ale to nic. Poczekamy na jego odpowiedź. A później spróbujemy się do niej ustosunkować. Jeśli pozwoli ci zostać, zrobimy wszystko, by stworzyć tu dla ciebie dom. Kain w końcu dowie się, że żaden alfa cię nie oznaczył. Że żyjecie... nie do końca zgodnie z tym, co uważa za słuszne. Wtedy na pewno będzie próbował cię odzyskać. Nawet jeśli my wszyscy będziemy uważać was za partnerów, Kain tego nie zrobi. Będzie oczekiwał, że jego syn zwiążę się z alfą i będzie zadowolony, dopiero gdy ktoś cię oznaczy. Nie martwcie się. Jest kilka opcji jak rozwiązać ten problem. Jeśli natomiast Kain odpowie negatywnie... wtedy będziemy musieli podjąć jakieś konkretne działania szybciej. Nie może siłą cię stąd zabrać. Jesteś naszym gościem. A więc nikt nie może cię skrzywdzić na naszej ziemi. Jeśli ktokolwiek wystosuje w twoim kierunku przemoc mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek cię chronić. Tak więc nie masz o co się martwić. Nie jesteś już dzieckiem, więc nie podlegasz pod swojego opiekuna. Jedynym problemem jest twój starszy brat. Jeśli będzie próbował wykonać rozkaz twojego ojca, może skończyć się to... nieprzyjemnie. Najlepiej będzie, jeśli rozwiążemy to polubownie. Poczekamy na odpowiedź twojego ojca. Jeśli każe ci wracać do domu, wtedy porozmawiam z Ronanem. Spróbuję go przekonać, by odszedł stąd po dobroci.

- Ale czy to... nie będzie problemem dla całego stada?

- Nie sądzę.

- Ale Ronan... on może być... Może nie odpuścić. To będzie dla niego sprawa honoru. Jeśli wróci beze mnie, to będzie dla niego upokorzenie. Co, jeśli on... zrobi coś...

- Boisz się o swojego brata. To zrozumiałe. Spokojnie Cecil. Nie chcę go skrzywdzić. Potrafię sobie radzić z niesfornymi dzieciakami.

- Ronan jest dorosły. I silny.

- Naprawdę? Mówimy o tym samym aroganckim szczeniaku?

- On... możliwe, że... przecenia nieco swoje możliwości...

- Nie zrobię mu krzywdy. Twój brat wróci do domu żywy. O to nie musisz się obawiać. A teraz... zjedzcie coś. Rozchmurzcie się trochę. No i poopowiadajcie nam co nieco. Z chęcią poznam lepiej naszego nowego członka rodziny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top