Rozdział LV

- Wyglądasz... słodko.

- Przecież widzę, że się śmiejesz.

- Nie śmieję się.

- Ledwo powstrzymujesz śmiech.

- To nieprawda.

Cecil nadął lekko policzki, jak to ma w zwyczaju, gdy się zdenerwuje. To przelało czarę i wymknęło mi się coś pomiędzy śmiechem a prychnięciem.

- Wiedziałem!

- Ale naprawdę wyglądasz uroczo. Podoba mi się.

Cecil z powątpiewaniem zerknął w lusterko. Miał na sobie moje ubrania, które... no nie leżały jak ulał. Cecil jest szczuplejszy, ale odrobinę wyższy. Na pewno ma trochę dłuższe ręce i nogi, bo rękawy i nogawki mogłyby być dłuższe o te dwa czy trzy centymetry. Do spodni potrzebował paska, a koszula nieco na nim wisiała. No ale nie wyglądał źle. Trochę jak w ubraniach po starszym bracie. Niższym starszym bracie. Z jednej strony między mną a Cecilem nie ma aż tak dużej różnicy, jeśli chodzi o budowę ciała. A jednak moje ubrania są szyte konkretnie na mnie, więc każda drobna różnica jest uwypuklona. Na przykład długość rękawów.

- Gdybym wiedział, zabrałbym więcej swoich rzeczy...

- Gdybyś wiedział, że nie wrócisz do domu, bo postanowisz sprzeciwić się rodzinie i związać się z inną omegą?

- Tak. Dokładnie.

- No trochę szkoda, że tego nie przewidziałeś.

- Nie wziąłem nawet niczego do zapłaty.

- Nie martw się. Mama coś ci uszyje. A resztę tego, co będzie ci potrzebne, jakoś załatwimy.

- Nie mam nic w zamian...

- To nic. Mama się obrazi, jeśli chociaż wspomnisz mu o zapłacie. A tak poza tym nasze stado jest bardzo otwarte. Ucieszą się, że będziesz nowym członkiem. Na pewno jakoś pomogą.

- Nie chcę być bezużyteczny i tylko brać...

- Kiedyś się odwdzięczysz. Jak już znajdziesz tu dla siebie miejsce. I coś, co chcesz robić.

- ... No dobrze. Skoro tak mówisz.

- Wszystko się ułoży. Chodźmy już lepiej, bo wujek Dyara się zdenerwuje.

- Mamy jeszcze sporo czasu.

- Lepiej być wcześniej. Zanim ułoży sobie w głowie wszystkie zarzuty.

- Och... sprytnie. Jesteś taki... zapobiegliwy.

- Znam trochę mojego wujka. Jak się nakręci, to ciężko go będzie przegadać.

Podałem Cecilowi jego płaszcz i założyłem swój. Wychodząc, pożegnałem się z mamą, tatą i Lenem. Na zewnątrz było strasznie zimno, więc szybko ruszyliśmy w stronę domu mojego wujostwa. Zapukałem, ale nie czekałem, aż ktoś nam otworzy. Wujowie nas oczekują i nie ma co ich kłopotać konwenansami.

- Wujku?!

- Tutaj!

Głos dochodził z jadalni. Pomogłem Cecilowi zdjąć wierzchnie ubranie i powiesiłem je na wieszaku. W środku było zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz, jednak to dopiero w jadalni można było się porządnie ogrzać.

Wujek Nasir właśnie chyba próbował rozwiązać jakiś poważny problem. Kucał i rozmawiał z Erisem, który mówił coś i bardzo energicznie machał rękami. Alfa kiwał tylko głową z poważnym wyrazem twarzy.

Wujek Dyara natomiast jak gdyby nigdy nic nakrywał do stołu. On... naprawdę przygotował przekąski.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. Siadajcie chłopcy, zaraz do was dołączymy.

Wujek Dyara zniknął w kuchni, a my posłusznie zajęliśmy miejsca obok siebie. Stąd już dokładnie słyszeliśmy dyskusję, która odgrywała się między ojcem a synem.

- ... mówią, ze ne mogę. A mama mówi, ze mogę. Idź powiedz, ze mogę.

- Mama powiedziała, że możesz się z nimi bawić, ale nie przypominam sobie, żebyście dostali pozwolenie wyjścia na dwór. Dalej macie karę.

- Ale tata... ja będe gzeczny i będę się słuchał Sily i Linadela. I oni powiedzeli, ze jak poplose to nam pozwolis.

- Acha... To dlatego ciebie wysłali.

- Tata ploooooooose.

- Nie. Macie karę.

- Taaaaaaataaaaaaaa. Tata mozemy nie mówić mamie.

- No chyba sobie żartujesz. On się dowie i ja też dostanę karę za to, że wam pozwoliłem.

- No taaataaa.

- Zmykaj na górę i powiedz swoim braciom, że nigdzie nie pójdziecie. A i powiedz im że jak będą cię wykorzystywać, to ja też zacznę ich wyzyskiwać i zamiast siedzieć w domu i się bawić to pójdą na dwór rąbać drewno, a ja będę sobie siedział w ciepełku.

- Tata ne moze tak.

- Mogę. Bo jestem tatą. A ciebie wyślę i będziesz pomagać sprzątać po kozach.

- Neee! Fuj!

- No właśnie. Jak będziecie grzeczni przez jakiś czas, to mama wam odpuści. Więc lepiej nie przeginajcie.

- Tata jestes bzydki.

- Sam jesteś.

- Tata! Ne mów tak.

- Robisz taką brzydką minę. I nie masz zębów. Idź, popatrz w lusterko. Brzydal.

- Mama tata psezywa!

- Teraz będziesz skarżył? Zaraz pójdę zapytać Martę, kiedy będzie potrzebowała pomocy przy kozach.

- Tata ne lubie cebie.

Eris zrobił naburmuszoną minę i wyszedł bardzo zdenerwowany. Wujek Nasir natomiast ledwo powstrzymywał się od śmiechu.

- Czy on... nie będzie płakał?

- Nie. Potupie trochę ze złości, poskarży się na mnie braciom a wieczorem i tak przyjdzie, żebym poczytał mu bajkę. Nauczyłem się już, że nie potrafię być dla niego srogi, bo bierze mnie na litość i słodkie oczy. Więc wykorzystuję jego temperament przeciw niemu.

Alfa wstał i zerknął w stronę kuchni, po czym nachylił się nieco do nas i dokończył konspiracyjnym szeptem.

- Z twoim wujkiem też tak czasem robię.

Nasir usiadł naprzeciwko nas, co chyba lekko zaskoczyło Cecila. Podejrzewam, że był pewien, że jako Alfa usiądzie u szczytu stołu. Ja jednak wiedziałem, że w tej chwili Nasir owszem jest Alfą mojego stada, ale przede wszystkim moim wujkiem. Chciał chyba coś powiedzieć, ale wtedy do pomieszczenia wszedł wujek Dyara z tacą parujących pasztecików. Postawił je na środku i zajął miejsce obok swojego alfy.

- No dobra. Powiedziałem Nasirowi, na czym stoimy. Rozmawialiśmy już trochę o tym. Mamy kilka propozycji. Z chęcią wysłuchamy też, co wy macie nam do powiedzenia. Mam nadzieję, że niczego nowego nie zbroiliście.

- Oczywiście, że nie... Już dostałem nauczkę wujku.

- No mam nadzieję. Dobrze... a teraz oddam głos naszemu panu Alfie, bo znów mi powie, że się rządzę.

Wuj Nasir uniósł lekko jedną brew, ale nie skomentował słów swojej omegi. Cóż... przynajmniej wujek Dyara nie planuje urządzić nam tyrady...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top