̶X̶̶I̶

Otworzyłam oczy, czując pulsujący ból w głowie. Wszystkim co słyszałam była płynąca w moich uszach krew. Leżałam na ziemi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Brałam płytkie wdechy, nie mogąc zrobić nic więcej. Nie byłam w stanie się podnieść ani ruszyć zaczną częścią mojego ciała. Aż nagle w miejscu blizny po ugryzieniu poczułam kujący ból. Jakby ktoś wbił mi w nogę kilkanaście igieł. Rozejrzałam się niepewna tego, na co w ogóle patrzę. Dopiero po kilku minutach odzyskałam władze w ciele. Leniwie i nieco niepewnie podniosłam się do siadu, opierając się na rękach. Po upływie kilku sekund wróciły do mnie ostatnie wspomnienia. Skojarzyłam, że jestem w tym samym miejscu, w którym rozmawiałam z wilkołakami.

Nie zabrali mnie ani nie zabili.

Z trudem podniosłam się z ziemi, pomagając sobie łapiąc się gałęzi najbliższego drzewa. Stałam na nogach miękkich jak wata, cały czas się rozglądając. I w końcu postawiłam pierwszy bardzo niepewny krok. Ruszyłam przed siebie i zgarnęłam kołczan i łuk leżące obok drzewa. Ruszyłam przed siebie, nie bardzo wiedząc dokąd idę. Po prostu czułam, że nie powinnam stać w miejscu.

- Zabiłam kolejnego. - Oświadczyła dumna Dagger a ja przestraszona nagle się, zatrzymałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mam komunikator w uchu. - A wam jak idzie?

- Sprawnie. Pewnie już niedługo będziemy się zbierać. - Wtrącił Mutung. - Kierujcie się powoli w stronę samochodu.

Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie jak wrócić do samochodu. Jednak w końcu powoli ruszyłam w jak mi się wydawało, odpowiednim kierunku. Cały czas czułam ból w okolicach szyi i głowy. Bolał mnie też bok, na który upadłam. Jednak nie obstawiałamby było to coś poważnego. Zarzuciłam kołczan na plecy i opuściłam ręce swobodnie wzdłuż ciała. Byłam nieco nieobecna. Jakbym była obserwatorem, a nie uczestnikiem wydarzeń.

- Museve a ty coś zabiłaś? - Spytał Arc przerywając chwilę ciszę, która była wręcz nieprzyjemna.

- Jednego wilka. Biały chyba beta. - Odpowiedziałam po kilku minutach. Musiałam mocno się skupić, by przypomnieć sobie co działo się wcześniej.

Nadal byłam w ogromnym szoku. To, co usłyszałam i przeszłam, było oszałamiające. Czułam się zagubiona. Poza tym teraz miałam wątpliwości co do tego, w co wierzę. Jakby mój mały świat nagle zaczął się rozpadać w posadach. I to przez kilka słów. Tylko tyle wystarczyłoby wszystko się rozpadło.

- Coś ty taka łśnięta. - Spytał Sai a ja przymrużyłem oczy biorąc głęboki wdech.

- Jeden wilkołak mocno mi dołożył. Jednak nic mi nie będzie. Muszę tylko dojść do siebie. - Zapewniłam nieco przyspieszając kroku.

Zgarnęłam z twarzy włosy, które wydostały się z upięcia. Pewnie w tym momencie wyglądałam okropnie. Jednak jakoś średnio mnie to obchodzono. Wygląd był moim najmniejszym problemem.

- Serio ci dojebał. - Przyznał Arc, zrównując ze mną krok. - Bestie są sprytniejsze, niż mogłoby się wydawać.

- Ta. - Mruknęłam, niepewnie przenosząc na niego spojrzenie. - A tobie poszło lepiej?

- Mówiłem już. Widać jak słuchasz. - Parsknął, przewracając oczami. - Zabiłem trzy wilki. Czyli chyba całkiem nieźle.

Nieźle no, chyba że sam jesteś taką bestią. Kurwa co ja w ogóle gadam? Przecież to kompletnie bez sensu. Nie mogę być wilkołakiem. I oni też nimi być nie mogą. Przecież to tak bardzo bez sensu. Szkoda tylko, że to słowo przeciwko słowu.

- Sprawnie zwarzywszy, na brak doświadczenia. - Przyznałam, posyłając mu wymuszony uśmiech.

Błądziłam we własnych myślach, próbując jakoś połączyć fakty. Jakieś dowody czy coś, co obaliłoby którąś z tez. Jednak nic takiego nie przychodziło mi do głowy.

Cholera daj już spokój. Teraz jesteś zestresowana i myślisz o jakiś głupotach.

- Rozbiłaś sobie głowę. Co ten wilk z tobą zrobił? - Dopytał, przerywając chwilę panującej między nami ciszy.

- Uderzył mnie. Mógł mi zrobić coś znacznie gorszego. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Będę żyć, więc jest spoko.

- W to nie wątpię. Jesteś zbyt twardy, aby jakiś kundel sobie z tobą poradził.

W tym momencie naprawdę chciałam spytać, czy coś wydaje mu się podejrzane. Jednak naprawdę nie chciałam wyjść na wariatkę. A gdybym spytała, na sto procent na taką bym wyszła.

- Wszyscy jesteśmy dobrze. Więc było jasne, że sobie poradzimy. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Chociaż wilkołaki nie są takie głupie, jak mogłoby się wydawać.

To nie mogła być prawda. Pozwoliłam sobie wmówić kit. Byłam głupsza, niż mogłoby się wydawać i teraz płaciłam za to wysoką cenę. Nie mogłam wątpić. To, co robiłam było zbyt ważne, bym mogła zawieść. I nie mogłam o tym zapominać.

- Tylko wiesz, nie zemdlej czy coś. - Poprosił pół serio pół żartem rudowłosy, uśmiechając się w ten swój dziwny nieco psychopatyczny sposób.

- Nic mi nie jest. Więc przestań przeżywać.

W końcu zobaczyłam samochód. A obok niego lidera. I teraz już naprawdę miałam mętlik w głowie. Bo może tak naprawdę powinnam nazywać go alfą? Ta większej głupoty palnąć nie mogłam. A może jednak. Teraz już chyba niczego nie byłam pewna.

- Kurwa chyba nikomu się tak nie dostało, jak tobie. - Stwierdził blondyn, krzyżując ramiona na piersi. - Mocno dostałaś w głowę. Jak się czujesz?

- Nic mi nie jest. Więc przestańcie o to pytać. - Poprosiłam odgarniając włosy, które uporczywie pchały mi się na twarz. - Oberwałam jednak wcale nie tak mocno, jak mogłoby się wydawać.

- Dobra. Mimo wszystko i tak usiądź. - Poprosił, otwierając drzwi samochodu.

Nie chcąc się kłócić, po prostu do niego wsiadłam. Usiadłam na siedzeniu z tyłu. To jak bardzo wszystko się pochrzaniło, było niesamowite. A ja tylko chciałam, odnaleźć sens życia i iść dalej. Mając jakiś sens, priorytety i kogoś w jakimś sensie mi bliskiego. I wszystko się jebło przez jakiegoś kundla. Któremu coś we mnie z jakiegoś powodu chciało wieżyc. Tylko dlaczego?

- Serio mocno się jebałaś skoro tyle myślisz. - Rzuciła rozbawiona Dagger wsiadając do auta. - Pierwsze lanie od wilka masz już za sobą i grunt, że żyjesz.

- Ta dostałam, wpierdol, ale chociaż nie zdechłam. - Podsumowałam, przenosząc na nią spojrzenie. - Trzeba umieć patrzeć na pozytywy.

- Tylko tak możemy przejść przez te dziwną sytuację. - Stwierdziłam, bawiąc się sztyletem.

- Nie dziwna tylko gównianą. - Poprawiłam ją, na co ta spojrzała na mnie pytająco. - Nie mamy wspomnień, rodziny... Wszystko, co mamy to bycie łowcami. Jednak czy to naprawdę jest to, na co chcemy zmarnować resztę życia? Ja naprawdę nie jestem tego pewna.

- A ja jestem pewna tego, że musisz odpocząć, bo jest z tobą źle. I to bardzo źle. Prześpij się czy coś, bo szalejesz.

- Chyba masz rację. - Przyznałam i oparłam się o drzwi.

Zamknęłam powieki licząc, że jeśli się prześpi, to wszystko się poukłada. Bo w gruncie rzeczy czułam się dobrze, z tym, jak teraz wyglądał mój świat. I nie miałam ochoty nic zmieniać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top