18 maja 2117 roku, popołudnie
W domu atmosfera się rozluźniła. Po kolacji Sara z Borysem poszli pod swoje drzewo wiśni i rozmawiali. On jej coś opowiadał, a ona bardzo się śmiała, tak że jej perlisty chichot słychać było w całym ogrodzie. Zastanawiałam się, kiedy ten młody chłopiec stał się zabawny. Do tej pory dość mrukliwy i poważny, nigdy nie przejawiał charyzmy, ale tam, przy tym drzewie, moja córka śmiała się do łez i byłam z tego powodu szczęśliwa, bo zapomniała na chwilę o swoich problemach, ale o to przecież chodziło...
Chłopcy grali w piłkę na podwórku, a mój ojciec rozmawiał z Kornelią przy patio. Objaśniał jej chyba znaczenie książki po tym całym zajściu. Niestety ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Każdy odnalazł sobie pocieszenie w kimś innym, a ja czułam się bardzo samotna. Potrzebowałam przyjaciela. Miałam ich wielu, ale potrzebowałam konkretnego. Tego, który nie tylko mnie przytuli, ale i pomoże mi rozładować nagromadzone napięcie.
– Muszę się przejść i pomyśleć – powiedziałam do ojca, by wiedział, że trzeba zwrócić uwagę na dzieci.
– Długo cię nie będzie? – zapytał podejrzliwie, bo wiedział, co chodzi mi po głowie.
– Nie martw się, za około dwie godziny wrócę. Zdążę zanim położycie się spać. Po prostu muszę odetchnąć świeżym powietrzem, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi.
Skinął głową, a ja ruszyłam w stronę windy prezydenckiej. Dojechałamnią do sektora magazynowego i pokierowałam się do dobrze znanego baraku. Artur otworzył mi w dresowych spodniach i luźnym T-shircie. Był zaskoczony moim widokiem. Wciąż miałam na sobie tą samą sukienkę i byłam pognieciona, ale i tak prezentowałam się ładnie, ale wiedziałam, że nie o mój wygląd mu chodzi.
– Nie mówiłaś, że dzisiaj będziesz. Miałaś być u siostry – powiedział nieco zmieszany.
– Nie wpuścisz mnie?
Poczułam zakłopotanie, ale on odsunął się tak, jakby naturalnym było, że wejdę. Po prostu się nie spodziewał i nie przygotował. Nie interesowało mnie to. Mógł mieć bałagan lub być nieodpowiednio ubrany. Nie przeszkadzało mi to, ważne żeby był to on. Weszłam do środka i zrozumiałam powód jego niepokoju. Nie był sam. Na wersalce siedziała mała dziewczynka w czerwonych spodenkach i białej bluzce od piżamy. Piła mleko ze szklanki, a na małym stoliczku leżała rozłożona gra planszowa, którą sami zrobili. Spędzał czas z córką. Poczułam się głupio, przyszłam bez zapowiedzi. Naruszyłam jakieś wewnętrzne zasady.
– Przepraszam, ja... Przyjdę innym razem – powiedziałam niepewnie i chciałam się wycofać.
– Nie wygłupiaj się! – Złapał mnie w pasie, bym nie wyszła, a jego dłoń ułóżyła się na moim biodrze i naturalnie powędrowała w stronę pośladka. – Pola, przywitaj się. Mamy gościa.
Popchnął mnie do wewnątrz pomieszczenia, niepewnie zbliżyłam się do dziecka. Dziewczynka posłusznie powiedziała "dzień dobry", a ja nieśmiało się uśmiechnęłam. Myślałam, że będzie niezręcznie, ale nie było. Graliśmy w grę i śmialiśmy się podczas zabawy. Pola była niesamowitą dziewczynką. Miała uśmiech swojej matki, ale była o wiele bardziej czarująca i niezwykle bystra.
Jedliśmy precelki i piliśmy mleko. Czułam się tak, jakby to była moja rodzina, jakbym była na miejscu. Tam gdzie być powinnam. Artur nie powstrzymywał się przed okazywaniem mi uczuć przed Polą. Całował mnie i przytulał, a ona uśmiechała się w tym czasie lekko zaczerwieniona. Również czuła się tak, jakbym tam pasowała. Mój kochanek powiedział córce o naszej relacji. Ciężko było cokolwiek przed nią ukryć i wyjaśnił jej swoje uczucia, prosił o dyskrecję. Rozumiała to, bardzo rozumiała, co znaczy kochać i ukrywać swoje uczucia.
Obiecałam rodzinie, że wrócę i wrócić chciałam, dlatego Poli i jej ojcu dałam tylko obiecane dwie godziny. Potem wyszłam. Zamknął dziecko w baraku i kazał jej spać. Zaraz miał wrócić, tylko mnie odprowadzi. Doszliśmy do szybu windowego, ale nie nacisnęłam guzika. Odwróciłam się do Artura. Przez cały czas trzymał mnie za rękę i teraz też mnie nie puścił. Patrzył na mnie z góry, a oczy miał zamglone od pożądania. Zawiesiłam się mu na szyi. Przygarnął mnie do siebie i objął. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Jego język wsuwał się do mojej buzi i sprawiał, że czułam falę rozkoszy, które napływały do mnie z coraz bardziej natarczywa siłą. Ściskał moje pośladki, a ja miałam ochotę wskoczyć na niego okrakiem i poczuć go w sobie. Spojrzałam na identyfikator.
– Mam dziesięć minut. Zrób mi dobrze.
– Co mam zrobić w dziesięć minut? – prychnął rozbawiony i dalej mnie całował.
– Zerżnij mnie w dziesięć minut.
Popatrzył na mnie zaskoczony, ale znał mnie już. Wiedział, że mówię śmiertelnie poważnie.
– Okej. Chodź.
Pociągnął mnie i zaprowadził w pobliski zaułek. Była tam jakaś nieczynna spelunka i zsyp do poziomu wysypiska. Jakaś tłusta plama była w jednym z rogów, walały się śmieci, a zapach nie był zbyt przyjemny.
– Ładne kwiatki – skomentowałam żartobliwie.
– Chcesz szybko i ostro, na romantyzm musiałabyś...
– Zamknij się – przerwałam mu i wskoczyłam na niego okrakiem.
Przyparł mnie do muru i zaczął znowu całować. Wsunął rękę między moje nogi i odsunął mi bieliznę. Nie planował mnie pieścić, odszukał tylko moją szparkę, by wiedzieć gdzie celować, ale i tak to sprawiło mi przyjemność. Rozchyliłam usta i wydałam pojedyncze jęknięcie.
– Jesteś wilgotna? – zapytał.
Przytaknęłam. Wyciągnął ze spodni swojego penisa i poruszył nim parę razy w swojej zaciśniętej dłoni, by doprowadzić się do pełnej erekcji. Gdy był gotowy wszedł we mnie gwałtownie. Nie byłam taka wilgotna, jak się spodziewał i poczuł opór, ale mimo tego wsunął się w całości. Popatrzył na mnie przez chwilę, by sprawdzić moją reakcję, ale ja tylko się uśmiechałam czekając na więcej. Cieszyłam się jego obecnością we mnie. Lekki ból, jaki mi sprawił nie zmieniło tego. Zaczął poruszać we mnie biodrami z ogromną gwałtownością. Rytmicznie oddychał mi do ucha i wydawał chrapliwe odgłosy przyjemności. Jego pośladki spinały się, gdy był we mnie głęboko, a ja jęczałam podniecona starając się, by nie być zbyt głośną. Moje krocze pulsowało, aż w końcu poczułam ostatni przypływ. Ścisnęłam go nogami, żeby uniemożliwić mu wysunięcie się w kulminacyjnej chwili i wypuściłam powietrze z płuc pozwalając, by ten moment powoli ze mnie uchodził.
– Już. Artur, ja już... – Zaśmiałam się, rozluźniając przy tym wszystkie mięśnie.
Przesunął się we mnie jeszcze dwa razy, ale tym razem bardzo subtelnie i delikatnie. Wyszedł i postawił mnie na ziemi. Schował członka do spodni i poprawił moje majtki. Były mokre od moich soków. Poczułam, jak wyciera palce o moje uda i wysuwa rękę spod sukienki. Nie wiedziałam, czy on sam się spełnił. Jego twarz nie wyrażała tego. Gdy ja finiszowałam on patrzył na mnie z tą sama zaciętością, z jaką się we mnie poruszał. Mogłam go o to zapytać, ale wiedziałam, że to było bez znaczenia. Nie robił tego dla siebie. Zaspokajał mnie i to na mojej satysfakcji mu zależało. Taki seks nie był w jego stylu, on wolał czułość i pieszczoty. Lubił spędzać z kobietą czas, dając jej rozkosz. To ja potrzebowałam chwil takiej ekscytacji, więc to dla mnie był dedykowany numerek.
Wróciliśmy do szybu windowego, przywołałam windę, a potem wróciłam do domu. Pośpiesznym krokiem skierowałam się do łazienki, by jak najszybciej wziąć prysznic. Weszłam od razu do toalety przy salonie. Był tam prysznic i pralnia. Miejsce idealne do ukrycia mych grzechów. Ściągnęłam wilgotną bieliznę i poczułam, jak z mojego wnętrza wypływa strużka spermy. Jednak on również doszedł. Weszłam pod ciepły strumień wody i zmoczyłam swoje niedawno sponiewierane rozkoszą ciało. Wsunęłam rękę między nogi, by obmyć się z resztek miłości, jaką pozostawił na mnie Artur. Mimo że nigdy wcześniej się nie onanizowałam, a przynajmniej próba jaką podjęłam z Marcinem nie była efektywna, jednak teraz mój dotyk sprawiał mi przyjemność. Zaczęłam delikatnie przesuwać ręką wzdłuż całej powierzchni, aż dosięgnęłam do małego wzgórka w mojej konstrukcji i to na nim się skupiłam. Dotykałam się, aż nie zaczęłam szczytować od przyjemności zadawanej własną dłonią. Przytkałam sobie zaciśniętą pięścią usta, żeby nie krzyczeć, bo pamiętałam, że w domu wciąż są dzieci i to nie tylko moje.
Po wszystkim ubrałam wygodny dres i weszłam, jak gdyby nigdy nic do salonu w mojej części domu. Kornelia siedziała na kanapie i oglądała telewizję, ale gdy mnie zobaczyła, wyłączyła monitor i zdała mi raport. Tymon i Tomek mieli spać w swoich sypialniach, a Olaf i Bruno w sypialni Sary, ale Olaf bardzo chciał spać u Tymona i po kilku interwencjach Kornelii w końcu zasnęli, więc Brunowi przyszło spać samemu, na co nie narzekał. Sara wciąż się jeszcze kąpała, od dobrej godziny, choć jej przyjaciel czekał, by się z nią pożegnać siedząc na schodach przy drzwiach łazienki. Nie wydawał się jednak tym przejęty. Był w białym podkoszulku i dresowych spodenkach do kolan. Przeglądał coś na swoim tablecie. Kornelia szybko popędziła do siebie, gdy tylko o wszystkim mnie poinformowała, bo chciała jak najszybciej dołączyć do mojego ojca, który już kładł się spać.
Weszłam na schody i minęłam siedzącego chłopca. Unosił się od niego przyjemny zapach mydła aloesowego i karmelu. W ustach poruszał czymś niewielkim i czytał jakieś notatki ze szkoły na tablecie.
– O czym się uczysz? – zapytałam i przysiadłam obok niego, bo naprawdę lubiłam jego towarzystwo.
– To z historii, o III wojnie światowej. Mam zaległości i muszę nadrobić.
Przytaknęłam i oparłam głowę na swoich kolanach. Zaczęłam mu się przyglądać. Był naprawdę atrakcyjnym chłopcem. Jego ciemna skóra błyszczała. Gdy poruszał karmelkiem w buzi jego szczęka napinała się i pokazywał smukłe mięśnie żuchwy. Miał wilgotne włosy, które pod wpływem wody kręciły się w małe spiralki. Wysunęłam w jego kierunku rękę i wsunęłam mu między włosy koniuszki palców.
– Ładnie byś wyglądał z wystrzyżonymi bokami – powiedziałam i ponownie przesunęłam po jego czarnych lokach.
Położył dłoń na mojej ręce i wysunął moje palce ze swoich włosów. Musiał być dla niego krępujący ten gest, choć ja często tak głaskałam swoich synów. Zwłaszcza Tymona, który sam czasem podsuwał mi głowę do tej formy pieszczot. Bruno jednak spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie był pewny, co zamierzam.
– Mama też to mówi – odpowiedział tylko.
Zabrałam rękę i wstałam. Delikatnie klepnęłam go w ramię i chciałam pośpieszyć Sarę, ale zorientowałam się, że stoi w drzwiach łazienki. Epatowała swoim jasnym półnagim ciałem. Była w białych sportowych figach z szeroką gumką z napisem Lis-Sadowska i skompletowanym do tego podkoszulku trzy czwarte z taką samą gumką powyżej pępka.
– Dlaczego nie masz na sobie nic więcej? – zapytałam oburzona.
Przewróciła oczami, jakbym przesadzała i zignorowała moją uwagę. W tym czasie Bruno wyminął nas ze spuszczoną głową tak, by nie natknąć się wzrokiem na negliż mojego dziecka i oparł się z założonymi rękami o futrynę drzwi pokoju Sary, wciąż wpatrując się w podłogę.
– Idź, kładź się spać do mojej sypialni i nie każ mu więcej czekać na siebie godzinami pod drzwiami łazienki. – Zaczęłam irytować się na córkę.
– A co? Miałam go wpuścić? – zadrwiła ze mnie.
– Nie, ale mogłaś szybko się wykąpać.
– I tak miał się uczyć – prychnęła Sara, a dla mnie czara zaczęła się przelewać.
– Idź w tej chwili do sypialni! – podniosłam głos i wskazałam na drzwi naprzeciwko.
– Pożegnam się tylko – powiedziała i wyminęła mnie w ostentacyjny sposób, wymachując swoimi praktycznie odkrytymi pośladkami.
Stanęła przed przyjacielem, który nie podniósł na nią głowy i wciąż stał z założonymi rękami.
– Pamiętaj, że w przyszłym roku mamy testy predyspozycyjne. Musisz wypaść jak najlepiej – powiedziała i delikatnie palcem wskazującym pociągnęła za fragment jego podkoszulka na piersi.
Wykorzystał moment, w którym mrugnął na to, by unieść głowę i spojrzeć jej w oczy, nie patrząc jednocześnie na resztę. Był poirytowany jej zachowaniem w podobnym stopniu, co ja, ale nie okazywał jej tego. Pozwalał Sarze na fochy.
– Pouczę się jeszcze przed snem – powiedział i rozłożył ręce, a następnie jedną rękę wsunął do kieszeni dresowych spodni.
– Sprawdzę cię jutro.
Uśmiechnęła się do niego, stanęła na palcach stóp, by być bliżej jego twarzy.
Ruszyłam w stronę sypialni, bo wystarczyło już tego żegnania, a moja rozebrana córka robiła się coraz wulgarniejsza na oczach chłopca, którego powinna szanować jako przyjaciela, a nie prowokować. Przechodząc obok niej usłyszałam, jak szepce do niego coś, co brzmiało mniej więcej jak: "Zrobiłam sobie dobrze w moim łóżku" albo "Zrób sobie dobrze w moim łóżku". Obróciłam się na pięcie w progu własnej sypialni, bo obie usłyszane wersje były stanowczo niepokojące.
– Sara, coś ty powiedziała?!
Popatrzyła na mnie jak na idiotkę, tym samym wzrokiem, którym często obdarzał mnie Tomek i prychnęła pogardliwie.
– Powiedziałam: "Śpij dobrze w moim łóżku"! Coś ty niby innego usłyszała?!
Właściwie, to bardzo prawdopodobne było, że właśnie to powiedziała i poczułam się głupio, myślą o zupełnie czymś innym. Dlaczego w ogóle posądzałam nieletnią córkę o takie słowa? Nie świadomie epatowała seksem, ale nie było w jej zachowaniu premedytacji więc, dlaczego tylko ja widziałam własne dziecko w tak negatywnym świetle?
– Sara, ja... – nie wiedziałam, co jej powiedzieć – ...ja musiałam się przesłyszeć...
– Weź ty zrób coś ze sobą – prychnęła na mnie. – Brakuje ci chyba faceta i tylko o jednym myślisz...
Przewróciła oczami, a dla mnie to był koniec mojej cierpliwości.
– Masz dziesięć sekund, a potem jesteś w łóżku!
Odwróciłam się i weszłam do swojego pokoju. Nie minął nawet ten wyznaczony czas, gdy Sara przyszła do sypialni i stanęła z poczuciem winy przed łóżkiem. Odsunęłam kołdrę, położyła się na boku, a ja obok niej w tej samej pozycji.
– Przytulisz mnie, mamusiu? – zapytała.
Nie odpowiedziałam. Wsunęłam rękę pod jej biust i przyciągnęłam jej ciałko do swojego. Wtuliłam twarz we włosy córki i chciałam zasnąć, ale ona miała jeszcze coś do powiedzenia.
– Bardzo brakuje ci taty, mamo?
– Jest miłością mojego życia, kochanie, więc tak. Bardzo mi go brakuje.
– Ale radzisz sobie jakoś? – pytała, a w jej głosie było słychać coraz większy smutek.
– Mam was, więc muszę sobie radzić. A jak ty sobie dziś poradziłaś?
Uświadomiłam sobie, że ten dzień się jeszcze nie skończył. To wszystko działo się jeszcze kilka godzin temu. To tego wieczoru jej serce pękło, gdy ojciec wyszedł z przyjęcia i Sara również cierpiała.
– Mam Bruna – powiedziała, a w jej głosie usłyszałam nutę czułości, której nie widziałam, gdy paradowała przed nim półnaga.
– To go szanuj. Chodzenie w samej bieliźnie nie jest oznaką szacunku do osoby, którą nazywa się przyjacielem.
W jakiś subtelny sposób moje słowa ją dotknęły. Pod ręką poczułam, że jej ciało zesztywniało.
– On nie jest taki...
– Sara, on jest chłopcem, a wy już nie jesteście małymi dziećmi. Musisz o tym myśleć, a w tej koszulce prześwitują ci sutki...
Chciałam wspomnieć jeszcze o nagiej pupie i odkrytym brzuchu, ale nie musiałam. Odwróciła się do mnie, a jej oczy były wielkie jak monety.
– Myślisz, że to widział? – zapytała, a ja zdałam sobie sprawę, jak bardzo nieświadoma swojego ciała była.
– Myślę, że nawet jeśli widział, to był na tyle kulturalny, żeby nie patrzeć i nie będzie o tym wspominał, ale musisz zrozumieć, że on dorasta i jego ciało będzie reagować na twoje, jeśli będziesz się przed nim rozbierać. Jeśli go szanujesz i nie chcesz, by tak się działo, to nie dawaj mu powodów, bo możesz go tylko stracić.
Zrozumiała, co chciałam jej powiedzieć. Przytaknęła mi i wtuliła się mocniej. Pomyślałam, że to całkiem dobry moment, by porozmawiać z nią o frustrujących mnie ostatnimi czasy odczuciach.
– Sara, kochanie – zaczęłam niepewnie. – Czy Bruno ci się podoba? Czy jest dla ciebie atrakcyjny, jako ktoś więcej niż przyjaciel?
Spojrzała na mnie zaintrygowana, ale odpowiedziała z powagą.
– Nie.
– A kto ci się podoba? Jaki jest twój typ? – dociekałam, choć czułam, że robi mi się coraz bardziej gorąco.
– Tata. Taki chłopak, jak tata. Wysoki blondyn o niebieskich oczach i wąskim nosie. Bruna uwielbiam, ale jest dokładną przeciwnością tego, co mi się podoba.
– Rozumiem – przytaknęłam. – A myślisz, że ty jemu? Myślisz, że może się w tobie kochać?
Zaczęła się śmiać, wręcz wybuchła śmiechem.
– Nie! Nie ma takiej możliwości, mamo! On też lubi zupełnie inny typ. – Odwróciła się i pocałowała mnie w czoło. – Śpij, mamo. Kocham cię.
– Też cię kocham, córeczko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top