18 maja 2117 roku

Do Martyny wybraliśmy się dosłownie całą ekipą. Mój ojciec zabrał Kornelię, jako oficjalnego członka naszej rodziny, bo uznał, że chce, by aktywnie uczestniczyła w naszym życiu. Nie tylko w domu jako nasza przyjaciółka i jego kochanka, ale aby stała się prawdziwą pierwszą damą Wieży "Orzeł Południa". Przerażało ją to w takim samym stopniu, co cieszyło, ale Piotr trzymał ją mocno za rękę i obiecywał, że nie puści. Mój ojciec potrafił kochać, a gdy to robił, to był w tym nieugięty. Zazdrościłam mu tej cechy i zazdrościłam im ich szczęścia, ale chyba w tym samym stopniu, co cieszyłam się z nim.

Wyszykowałam synów w identyczne stroje i wyglądali jak klony. Nie byli z tego powodu zachwyceni, bo ich osobowości były różne i lubili podkreślać swoją inność. Jednak, jako typowa matka bliźniąt miałam satysfakcję z wybierania im identycznych ubrań, chociaż na wyjątkowe okazje.

Sama założyłam klasyczną sukienkę o bardzo prostym fasonie, ale obszytą koronką. Jednak prawdziwym zaskoczeniem okazała się dla mnie Sara, która od ostatnich zdarzeń naprawdę starała się nie epatować seksapilem. Szerokie spodnie trzy czwarte, biała bluzka i szary kardigan, bardzo przypominający, ten w którym chodzili Fisherowie, tyle że ten był przewiązywany w pasie. Jej strój sprawiał, że wyglądała skromnie, ale elegancko. Nie widziałam wcześniej tych ubrań w jej szafie, więc pewnie znowu była na zakupach i zapewne robiła je z Brunem, bo i on wyglądał dzisiaj jak nie on. Tak, bo Bruno szedł dzisiaj z nami. Sara od ponad dwóch tygodni nie odstępowała go na krok, jak twierdziła musi być przy nim, gdyby czegoś potrzebował. Chłopiec miał na sobie obcisłe czarne jeansy z rozcięciami na kolanach i białą profilowaną koszulę z podwiniętymi rękawami, spod których wystawały na karku czarne pasy pilnujące, by nie nadwerężył mocniej szyi, swoje czarno-białe trampki i kurtkę bomberkę, której nigdy wcześniej nie nosił. Wyglądał naprawdę jak młody elegant, a jego ciało było ładnie wyeksponowane. Dorastał, stawał się mężczyzną i drżyjcie dziewczęta, gdy przyjdzie czas jego przydziału.

– Sara skąd ty masz tyle pieniędzy na te wszystkie ciuchy? – zapytałam, bo jej kieszonkowe z pewnością nie było wystarczające.

– Tata mi daje.

To ucięło temat. Rozpieszczał ją, to było pewne, ale nie mogłam mu tego zabronić. Kochał ją od chwili jej narodzin, a nawet wcześniej i zawsze była jego ukochaną córeczką, a teraz go nie było. Chciał jej to zadośćuczynić. Szkoda tylko, że nie zabierał jej częściej do siebie, zamiast dawać coraz więcej pieniędzy.

Gdy przyszliśmy do apartamentu Martyny i Szymona, byli już w nim chyba wszyscy. Rodzice gospodarza, którzy praktycznie u nich mieszkali, zajmując się ich synem, oraz mój brat z żoną i synami. Chłopcy od razu przybiegli do siebie i po chwili już bawili się w salonie, a my przywitaliśmy się z obecnymi. Od dawna nie widziałam Mateusza i musiałam stwierdzić, że naprawdę wyrósł. Miał już osiem miesięcy i przestał być już niemowlęciem. Patrząc na niego zrozumiałam, że powinnam częściej odwiedzać Martynę niż Artura, ale nie miałam ochoty teraz myśleć o tym, że po raz kolejny myślałam tylko o sobie. Wręczyłam siostrze prezent, z którego bardzo się ucieszyła, a ja ucieszyłam się, że udało mi się go nie powielić. Podeszłam do Mateusza i chciałam go wziąć na ręce, ale zaczął płakać. Nie pamiętał mnie. Nie poznawał. Byłam dla niego obca.

– Musi się przyzwyczaić – powiedziała Martyna i zabrała ode mnie chłopca.

Zrobiło mi się przykro. Wiedziałam, że byłam sama sobie winna, ale i tak bolało. Świrowałam, gdy Martyna zniknęła na chwilę z mojego życia, a teraz ja zniknęłam z jej i miałam naprawdę słaby powód ku temu. Mimo, że myślałam, że jesteśmy ostatni, to niebawem zadzwonił dzwonek i siostra z dzieckiem poszła otworzyć. Zobaczyłam, jak mały chłopiec zapiszczał z ekscytacji na widok osoby za drzwiami i zaczął wyciągać do niej małe rączki.

– Jesteś jak zwykle ostatni! – Zaśmiała się Martyna – Diwa zawsze przybywa na końcu, co?

Zobaczyłam widok, od którego stanęło mi serce, a potem przyśpieszyło do niesamowitej prędkości i na nowo stanęło. Marcin wziął na ręce Mateuszka, który cieszył się jak oszalały. Mój mąż podrzucił chłopcem w powietrze i złapał, a potem wycałował mu małą buźkę.

– Kto tu jest diwą? – Zaśmiał się do mojej siostry i ucałował ją w policzek. Potem Martyna pomogła mu zdjąć płaszcz.

Wszedł z Mateuszkiem na rękach i przywitał się z wszystkimi. Dziecko do niego niesamowicie pasowało. Chciałam widzieć go takiego u siebie w domu. W naszym domu, z naszym dzieckiem.

– Na widok Moniki się rozpłakał!

Dobrze oboje wiedzieliśmy, że Martyna nie powiedział tego przypadkowo. Chciała zwrócić uwagę Marcina na mnie. Chciała, by do mnie podszedł i zrobił coś, cokolwiek, byle byśmy nawiązali jakąś relację. Zrozumiał ją i nie chciał się sprzeciwiać, a może też tego chciał.

– Cioci się boisz?

Nachylił głowę do małego chłopca, a mi wskazał rozłożony kocyk na podłodze z zabawkami siostrzeńca. Podeszłam do niego. Za swoimi plecami usłyszałam jak szepcze do chłopca.

– Pamiętasz? Opowiadałem ci o cioci, to super babka, najlepsza na świecie. Zobaczysz zaraz. Pobawi się z nami.

Poczułam, jak ściska mi się gardło, ale starałam się nie reagować. Usiadłam tylko obok koca i czekałam na to, co zrobi Marcin. Usiadł z małym chłopcem obok mnie i posadził go na kocu.

– Zobacz, ciocia jest fajna. Można jej dotknąć i nie ugryzie.

Żeby to udowodnić przyłożył swój palec do mojej łydki i delikatnie na nią nacisnął. Poczułam delikatny impuls. Subtelną przyjemność z jego dotyku, nawet tak prozaicznego. Mała rączka lekko klepnęła miejsce, w którym przed chwilą znajdował się jego palec.

– Tak! Właśnie tak! – Zaśmiał się i sam powtórzył gest chłopca.

Jego otwarta dłoń owinęła się wokół mojej nogi i nacisnęła ją delikatnie. Zrobił to jakby nieświadomie, a gdy się zorientował zsunął dłoń i zacisnął w pięść.

– O której zaczyna się ten program? – zapytał, żeby zrobić cokolwiek innego i móc się ode mnie odwrócić.

– Za pół godziny. – Szymon podał Marcinowi szklaną butelkę wody gazowanej i stuknął nią w swoją butelkę z piwem.

– Często odwiedzasz Martynę? – zapytałam, bo wyglądali, jakby nie stukali się tak po raz pierwszy.

– Przychodzę w niedziele. Martyna wtedy często ma jakieś sprawy służbowe, ona ciągle pracuje, a Szymon zajmuje się wtedy Mateuszem sam – powiedział i ściszył głos praktycznie do szeptu. – Woli moje towarzystwo niż matki.  

Uśmiechnął się i znowu zaczął mówić normalnie. 

– Obejrzymy coś w telewizji, stare nagrania meczy, pogadamy o motoryzacji i tam takie męskie sprawy. Przy mnie może wypić piwo, bo ja nie mogę i spędzamy taki męski dzień we troje.

– Nie pijesz? – zaskoczyłam się.

Naprawdę chciałam, by przytaknął i powiedział, że ten straszny etap już za nim, ale tylko się skrzywił i wiedziałam już, że nie może dać mi tej odpowiedzi, na którą czekam.

– Nie powiedziałbym, ale Filip mówi, że to dobry początek.

Był skrępowany tą rozmową. Nie chciał mi dawać nadziei, bo sam szczególnej nie posiadał, ale chciał bym wiedziała, że się stara. Złapałam go za rękę i delikatnie ją ścisnęłam, a potem położyłam mu dłoń na policzku.

– Cieszę się. – Pogłaskałam go po delikatnym zaroście. – Często rozmawiasz z Filipem?

– Chodzę do niego w każdy poniedziałek, ale do piątku najczęściej już się napiję...

– To nic – pocieszałam go. – Z każdym dniem będzie lepiej. Jesteś silny. Dasz radę.

Potrząsnął głową twierdząco, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zmienił temat.

– A co u was? Jak sobie radzicie?

Nabrałam głęboko powietrza w płuca i wypuściłam powoli.

– Jakoś, ale z Sarą trzeba porozmawiać o sprawach damsko-męskich. Zaczyna przeginać z pewnymi rzeczami.

Marcin spojrzał na córkę, która wyglądała wzorcowo jeśli chodzi o ubiór, a jej zachowanie było jak najbardziej ułożone i nie wykonywała żadnych gestów, które mogłyby świadczyć, że nie wie, co to przyzwoitość. Mój mąż wzruszył ramionami, jakby nie wiedział, o co chodzi.

– Teraz tak wygląda, bo bardzo się wystraszyła, ale jeszcze dwa tygodnie temu, była inna i gdyby nie Bruno...

– No właśnie – przerwał mi – wygląda, jakby go przeciągnięto przez imadło...

– Można powiedzieć, że go przeciągnęło przez imadło. Sara sprowokowała szesnastoletniego chłopca i ten zakatował Bruna.

– Ale wszystko ok? Nikomu nic się nie stało?

Położył mi rękę na kolanie i zbliżył twarz do mojej. Był przejęty, a Mateuszek w tym czasie machał rączkami i wciąż klepał mnie po łydce.

– Tak, nic się nie stało... To znaczy, Bruno jest poobijany, a Sara wystraszona, ale mało brakowało i by stało się nieszczęście. Najgorsze, że to wszystko sprowokowała Sara. Porozmawiasz z nią, Marcin? Ja nie potrafię, nie rozumiem dlaczego tak działa...

Tym razem to ja zbliżyłam twarz do niego i dotknęłam jego kolana. Nasze usta były niebezpiecznie blisko siebie. Odsunął się i zabrał rękę z mojej nogi.

– Ty jesteś jej matką. Z matką powinna porozmawiać o takich sprawach – powiedział z nutą pretensji, jakby wiedział, że próbuję zrzucić na niego odpowiedzialność.

– Tak, ale ja sobie nie radzę – przyznałam. – Nie rozumiem jej. Nie znałam twojej mamy i nie wiem, dlaczego tak postępowała. Nie wiem, gdzie popełniała błędy i jak przestrzec przed nimi Sarę.

Byłam przejęta tym, co mówię i nie zwróciłam uwagi, że moja ręka przesunęła się z kolana na wewnętrzną część uda. Położył na niej swoją dłoń, żeby uniknąć dalszego jej przemieszczania, ale też bym jej nie zabierała. Popatrzył w kierunku naszej córki, a potem na mnie i zaśmiał się, jakbym powiedziała coś nieodpowiedniego.

– Sara nie jest jak moja matka!

– Ale... – zaskoczyłam się jego reakcją. 

Zawsze wydawało mi się, że mówił o swojej matce, że jest osobą, która wykorzystywała swoje walory dla osiągania celów.

– Ona wygląda jak moja matka, ale nie zachowuje się jak ona. Moja matka zachowywała się inaczej, zupełnie inaczej. Ona zawsze miała dużo koleżanek, nie była zamknięta w sobie, jak Sara. Otaczała się ludźmi. Chodziła na imprezy i lubiła się bawić. Gdy jeszcze była z moim ojcem, pamiętam, że jeździliśmy nad morze i zawsze się ze mną bawiła, ale nie jak mama z synem, ale jak dziecko z dzieckiem. Miała w sobie takie dziecko, nieujarzmione. Sara jest nad wyraz poważna, może czasem infantylna, ale ona jest jeszcze dzieckiem i wielu spraw nie rozumie. Ma prawo się tak zachowywać.

Pierwszy raz odkąd poznałam Marcina, powiedział coś o swojej matce, co nie świadczyło, o tym że była złym człowiekiem. Pierwszy raz w życiu usłyszałam, że ma o niej jakieś dobre wspomnienia, a przede wszystkim ma wielką skrywaną tajemnicę. On bardzo ją kochał i nie rozumiał, dlaczego go krzywdziła. Było to dla mnie ogromnym szokiem i delikatnie się od niego odsunęłam. Moja ręka trzymana przez niego zaczęła się wysuwać mu z dłoni, ale chwycił ją mocniej i przytrzymał drugą. Miał w oczach wypisane pragnie mojej bliskości, a ja pragnęłam go, więc nie zastanawiając się, co pomyślą inni i czy dzieci narobią sobie nadziei, przesiadłam się tak, by oprzeć się o tors Marcina plecami, i wtulić w niego. Nie protestował. Objął mnie mocno i oparł swoją głowę na moim obojczyku. Poczułam, jak delikatnie odgarnia moje włosy z szyi i dotyka ustami zostawiając swoje pocałunki. Chciałam wyciągnąć do niego dłonie i jakoś go dotknąć, ale Mateuszek zaczął się po mnie wspinać chcąc do nas dołączyć i musiałam go asekurować, żeby nie upadł. Miałam niezwykły przebłysk z przeszłości. My siedzący w podobnej pozycji na dywanie i mała Sara bawiąca się z nami. Dobrze było to poczuć.

– Myślałam, że twoja mama nigdy się tobą nie zajmowała... – zaczęłam ostrożnie mówić i bałam się, że to przerwie nasze czułości, ale się pomyliłam.

– Do piątego roku się zajmowała. Nie wiele pamiętam z tego okresu. Głownie zabawy i to jak się śmiała, ale nie potrafię powiedzieć, co się wtedy działo w jej życiu. Wiesz, odkąd chodzę do Filipa, to wiele z nim rozmawiam o swoim życiu. On znał moją matkę osobiście i uświadomił mi, że chyba żadne z moich rodziców nie było ze mną do końca szczere w sprawie ich rozstania. Ona mówiła mi, że nie chciała być z frajerem, który nie umie o nią zadbać, a on, że go zdradziła i odeszła, bo zależało jej tylko na pieniądzach. Niby obie wersje się pokrywały, ale Filip powiedział mi coś zupełnie innego. Był zaskoczony tym, że ja tak to widzę, że tak mi to opowiadali.

Wciągnął powietrze do ust i powoli wdmuchiwał je w moje włosy, co wywołało u mnie dreszcze, których nie mogłam przed nim zataić. Odchyliłam głowę i spojrzałam mu na twarz. Uśmiechał się z satysfakcją, widząc reakcję mojego ciała.

– Co ci powiedział Filip? – zapytałam.

– Powiedział mi, że moja matka była bardzo infantylna i nieporadna życiowo, gdy poznała mojego ojca. Śmiała się w barze z koleżanką i Piotr zwrócił na nią uwagę, ale ona nie szukała romansu tylko stabilizacji. Zwróciła uwagę na mojego ojca, który był dużo spokojniejszy, chociaż skoro jestem do niego podobny, to nie wiem, czy to prawda – zwątpił nagle w to, co opowiadał.

Wyciągnęłam do niego dłoń i dotknęłam jego twarzy.

– Jesteś spokojny – powiedziałam. – Jak się nie złościsz masz w sobie taki relaksujący spokój, a twój głos brzmi jak szum oceanu w muszli, gdy opowiadasz. Bardzo mnie wycisza. Kocham cię za to... Mów dalej.

Na potwierdzenie moich słów pokazałam mu wtulonego w moje ramiona Mateusza. Spał, a jego usteczka rozchylały się w dziecięcym dziobku. Uśmiechnął się delikatnie, gdy to zobaczył.

– Podobno bardzo się kochali. Ona sprawiła, że on zaczął się bawić, śmiać i wygłupiać, a ona była bardzo szczęśliwa, że ma kogoś, kto nie traktuję ją jak dziewczynę na raz. Podobno bardzo dużo razy się nacięła na tym, że mężczyźni ją wykorzystywali i bardzo bała się powtórki. Potem pojawiłem się ja. Byłem nieplanowany, ale bardzo się cieszyli i zorganizowali skromny ślub dla znajomych i rodziny. I wszystko było jak w bajce póki mój ojciec nie pokłócił się z Piotrem. Miał wyrzuty sumienia, że w programie wezmą udział tylko wybrani. Uważał, że dla każdego powinno być miejsce, że można poczekać i rozbudować projekt tak, by każdy mógł przeżyć, ale były to mrzonki. Nie da się zbawić całego świata. Odszedł od projektu i nie chciał mieć nic wspólnego z rządem. Moja matka była załamana. Była jak dziecko we mgle, nie pracowała, miała małe dziecko, a on się z tym nie liczył. Nie myślał o rodzinie, a o swojej ideologii. Bardzo się pokłócili i ona wyszła z domu. Mój ojciec odchodził od zmysłów, bo nie wróciła na noc, a ona do niego nie zadzwoniła. Zadzwoniła do Filipa i poprosiła, by po nią przyjechał. Podobno była bardzo zdenerwowana. Powiedziała mu, że obudziła się w cudzym mieszkaniu, półnaga i zrozumiała, że odbyła z kimś stosunek. Nie wiedziała z kim, bo od razu uciekła z tego mieszkania i zadzwoniła po profesora. Filip ją przekonał, że musi powiedzieć o tym mojemu ojcu, bo została wykorzystana, a on na pewno zrozumie. Powiedziała, a on nie zrozumiał. Nie potrafił jej wybaczyć zdrady. Nie wiedziała, co robić. Spakowała się, zabrała mnie i wyjechała, a on nigdy już jej nie szukał. Podobno Bazyli mnie odszukał i namówił moją matkę, by pozwoliła mi jeździć do ojca. Chciał jej pomóc, ale ona mu nie pozwoliła, była w ciąży z Markiem. Myślała, że gdy urodzi się Sara, to wszystko się zmieni, ale się nie zmieniło...

Byłam bardzo poruszona tą historią. Była bardzo złą perspektywą. Tostraszne jak jeden błąd zniszczył całe szczęśliwe życie tychdwojga i ich syna. Zastanawiałam się, czy naprawdę tak musiałosię to skończyć? Chciałam przytulić swojego męża, ale śpiącedziecko mi to uniemożliwiało. Lekko poruszyłam się w jegoramionach i zrozumiał moje intencje. Objął mnie mocniej i wtuliłw moje plecy. Jego nos delikatnie muskał mnie za uchem.

– Co ty byś zrobił na miejscu swojego ojca? – zapytałam.

– Gdyby ktoś cię tak wykorzystał? – zdziwił się i zawarczał cicho. – Nie chcę, o tym myśleć. Zajebał bym go...

– Chodziło mi bardziej, gdybym przespała się z innym...

– Ty? – prychnął i delikatnie skubnął zębami płatek mojego ucha. – Nie jesteś dziewczyną, która zdradza. To nie w twoim stylu. Ty jesteś cudowną matką... – Odgarnął mi pasmo włosów i wsunął ostrożnie za ucho. – ...żoną i najcudowniejszą kobietą, o jakiej można tylko zamarzyć. Nie zdradzasz. To nie ty.

Poczułam, jak zimny pot spływa mi po plecach. Nie wiedziałam, jak się odsunąć od Marcina i jednocześnie nie chciałam nigdy tego robić. Jego ciepło dawało mi ukojenie i radość, ale czułam się jak ostatnia suka. Prawie co noc chodziłam do innego, a on mi mówił z taką czułością, z taką pewnością w głosie, że nie jestem do tego zdolna. Tak bardzo chciałam, by była to nieprawda, by wrócił do domu, byśmy żyli jak dawniej, i tak bardzo chciałam pobiec do Artura i wypłakać się mu w ramię, by mnie przytulił i kochał się ze mną.

Uratowała mnie Martyna, która podeszła nieoczekiwanie i zabrała z moich rąk Mateusza.

– Chodźcie, gołąbeczki. Zaraz się zacznie.

Marcin się zaśmiał i rozluźnił ramiona. Wstał i podał mi rękę, by pomóc mi zrobić to samo. Gdy się odwróciłam zorientowałam się, że wszyscy na nas patrzą. Poczułam zakłopotanie, zwłaszcza gdy zobaczyłam wyraz twarzy swojej córki. Miała taką śliczną buzię, a w oczach jej widziałam nadzieję, że tego wieczoru jej tata wróci z nami do domu i już tam zostanie. Jak ja jej to wytłumaczę? Jak powiem, że tata zamiast pocałować ją na dobranoc powie: "Wieczór się skończył" i odejdzie. Marcin mógł mi łamać serce wiele razy, ale jak ja posklejam to zranione serduszko?

Mimo wszystko poszłam trzymając męża za rękę, mimo uśmiechów i wiary innych w to, że to coś znaczy. Że jest to coś więcej, niż potrzeba chwili. Marcin usiadł obok Sary, a ja obok niego. Mój mąż przełożył rękę nad głową córki i wsunął ją we włosy chłopca siedzącego obok niej, potrząsnął parę razy. Bruno skrzywił się lekko, ale nie wydał żadnego odgłosu bólu.

– Jak wygląda ten drugi? – Zaśmiał się mój ukochany.

– Dużo gorzej – odpowiedział chłopiec poważnie, bo dla niego to nie były żarty.

Marcin zsunął dłoń i położył ją na ramieniu chłopca, obejmując w ten sposób go i córkę. Sara została ściśnięta między nimi, ale taka bliskość jej nie przeszkadzała. Wydawała się być z niej zadowolona. Widocznie pasowało jej ciepło ojcowskiego ramienia, do którego się przytuliła. Drugim ramieniem Marcin dosięgnął moich pleców i czułam, jak wplata palce w końcówki moich włosów, próbując je nawinąć jak loki.

W telewizji zaczęła lecieć czołówka programu publicystycznego. Prowadziły go trzy osoby. Chłopak w odwróconej czapce z daszkiem i okularach był technikiem, odpowiadał za kamerę, ale miał też ujęcia jak z vloga, co czyniło go jednym z prowadzących. Przedstawiono go jako Michał "Miki" Mikołajczyk. Drugi chłopak był w granatowym sportowym garniturze i białej koszuli. Czarne włosy miał zaczesane w elegancką fryzurę, a mały wąsik pod nosem bardziej przypominał nastoletni niż męski. Wiktor Makintosz. Na sam koniec pojawiła się jak zwykle piękna Martyna Zielińska-Godlewska, w białej bluzce i skórzanej, czarnej spódnicy. Na głowie miała swojego standardowego irokeza, a dodatki robiły u niej całą kreację. Czerwone szpilki, paznokcie i zniewalające długie kolczyki. Kobieta warta grzechu, ale i niesamowicie ambitna, znająca własną wartość. To niesamowite, że wychowaliśmy ją z Marcinem, na kogoś, tak niesamowitego.

Program miał na celu pokazywanie różnych kontrowersyjnych sytuacji mających miejsce w Wieży i to jak one wpływają na atmosferę tłumu. Zobaczyłam na nagraniu sektor magazynowy, znałam to miejsce, byłam tam. Niedaleko znajdowało się targowisko, na którym ludzie sprzedawali kradzione rzeczy po to, by dorobić do niskiej wypłaty. Poczułam niepokój. Nie podobało mi się, że Martyna się tam kręci. To nie jest bezpieczne miejsce, a ona jest tylko młodą dziewczyną z dwoma nieopierzonymi chłopcami. Weszli do wielkiej kontenerowej katedry i pokazywali przebieg z odbywającej się tam mszy. Wyglądała jak każda inna, którą pamiętałam z powierzchni. Po ceremonii odbył się wywiad, w którym kapłan opowiadał o potrzebie duszy i tym, jak ważne jest by żyć z prawami boskimi. Wypowiadała się też pani doktor Aleksandra Liberman-Zielińska, która teraz nieśmiało spoglądał na ekran podczas, gdy wszyscy zwracali uwagę na jej obecność. Miała ważną kwestię do przedstawienia. Mówiła, że nauka nie wyklucza wiary, a wiara nie wyklucza się z nauką. Mówiła sama o swojej wierze mimo zajmowanego stanowiska i miała na szyi złoty krzyżyk, który zawsze nosiła. Jednak program nie pokazywał tylko i wyłącznie pozytywnych aspektów wiary. Umieszczone zostało w materiale potajemnie nagrane zgromadzenie w jakichś piwnicznych budynkach, chyba z ostatniego sektora, gdzie mieściły się spalarnie i wysypiska śmieci. Jakiś dziwnie ubrany mężczyzna mówił niezrozumiałe słowa i podrzynał gardło wierzgającej kurze, która zamiast trafić do przemysłu żywieniowego, trafiła w ręce tego człowieka. Martwe zwierzę drgało w ostatnich konwulsjach, a szaleniec oblewał się krwią i machał truchłem w kierunku tłumu, by i oni mogli zostać nią "poświęceni". Ludzie zachowywali się jak obłąkani, a wypytywani w sekrecie mówili opętane rzeczy o wybawieniu przez przyszłego proroka.

Program dawał niedosyt. Kazał samemu decydować, co dobre, a co nie i każdy mógł wybierać, co tak naprawdę z niego wyniesie. Podobało mi się to, ludzie mogli sami decydować. Pozwalał na kreatywność umysłową. Nie narzucał własnych standardów, jak to robiła Wieża od lat. Program był świetny, ale martwiło mnie jedno.

– Martyna, gdzie ty się włóczysz? to są niebezpieczne miejsca! 

Nie byłam zadowolona.

– Nie podobało ci się? – zapytała zaskoczona.

– Wprost przeciwnie! Program był świetny, ale wolałabym, żeby ktoś inny to robił. Tam gdzie chodzisz, może stać ci się duża krzywda, a ty lubisz zwracać na siebie uwagę. Skarbie... – Popatrzyłam na nią z troską.

– To moja praca! – Zrobiła ruch ręką, jakby mówiła o jakiejś błahostce. – Kocham ją! Tak samo jak rodzinę i nie potrafię wybrać. Na szczęście rodzina wybrała za mnie! – Odwróciła się w stronę Szymona i pocałowała go na znak wdzięczności. – Monika! Jesteś taka sama. Nie rezygnujesz z tego, co kochasz. Idziesz w to całą sobą, prawda?!

Zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się takich słów po niej. Ręka Marcina zaczęła delikatnie masować mnie po barku. Było to bardzo przyjemnie, ale nie wiedziałam, czy robi to, by mnie wesprzeć, czy potwierdzić słowa siostry i dać mi to do zrozumienia.

– Ale ja nie robię nic, co mogłoby zrujnować mi życie... – powiedziałam to, bo brakło mi argumentów, a jednocześnie sama, w głębi siebie, szydziłam ze swojej hipokryzji.

– Cysia to mądra dziewczyna – Szymon stanął w jej obronie. – Nie zrobi nic, bo byłoby zagrażające jej życiu lub zdrowiu. Poza tym w programie jest więcej osób. Te sceny na wysypisku kręcił Miki, nie było przy nim Cysi, ona wtedy siedziała w studio.

– Szymon sobie świetnie radzi z Mateuszkiem i nie trzeba się o nich martwić – przyznała Edyta z dumą w głosie z powodu syna.

– Mamo! – zajęczał młody mężczyzna. – Daj spokój! Jak siedzę w domu z Mateuszem to dzwonię po Marcina i przychodzi się nim zająć, a ja mogę sobie spokojnie piwo wypić i telewizję pooglądać...

– Ale... – próbowałam jeszcze jakoś oponować w sprawie niebezpieczeństwa w pracy, ale przerwał mi Marcin.

– Monia, Martyna jest bardziej narażona na to, że Szymon sobie na jajach grzyba wyhoduje niż, że stanie jej się krzywda w pracy.

– Dobre! – Zaśmiał się Szymon. – To może się zdarzyć! – przyznał, ale prawda była taka, że to było naprawdę mało prawdopodobne.

– Ani mi się waż! – Martyna klepnęła go w ramię i wstała do przebudzającego się syna. – Zapraszam teraz na małe after party.

Wszyscy zaczęli wstawać z kanap, a Marcin pocałował Sarę w czoło i poprosił, żeby poszła z Brunem potańczyć.

– Chodź – powiedziała córka i wyciągnęła rękę, ale chłopiec tylko mocniej wcisnął się w oparcie skórzanego mebla.

– Nie umiem – wydyszał, przestraszony perspektywą.

Sara nie ustępowała.

– Widziałam jak się ruszasz na treningu. Taniec jest o wiele prostszy, poradzisz sobie. – Chwyciła kolegę za rękę i wciągnęła do zabawy.

Zostaliśmy z Marcinem sami, a ja spojrzałam na swojego męża. Zastanawiałam się nad jego intencjami.

– Dlaczego nie przyłączamy się do reszty? – zapytałam.

– Chciałem spędzić z tobą jak najwięcej czasu sam na sam, zanim skończy się dzień... – Odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy i wsunął za ucho.

– "Zanim skończy się dzień"? A potem powrócimy każdy do swoich domów, tak?  

Nie chciałam, by mój głos zawierał gorycz czy żal. Chciałam, by zawierał rozczarowanie i chyba mi się udało. Marcin przybliżył się do mnie i delikatnie pocałował w czoło, a potem przytulił moją głowę do swojej piersi.

– Przepraszam – wyszeptał.

Mimo że powinnam go teraz odtrącić i powiedzieć, żeby sobie darował, to wiedziałam, że już nigdy w życiu nie sprawię, by był mi obojętny. Przyjmę każdy jego dotyk, ciepłe słowo, każdy pocałunek. Nigdy nie odmówię mu bliskości. Nie wiem, czy to wiedział, czy po prostu tak bardzo pragnął kontaktu ze mną, że był gotowy zaryzykować odrzucenie. Oparłam mu ręce na brzuchu i pozwoliłam się przytulać.

– Sarę przeproś, ona przeżyje to bardziej i to ja będę musiała ją pocieszać – zdołałam tylko powiedzieć, bo zranione serca dzieci było czymś ponad moje potrzeby i musiałam o nich pamiętać.

– Spójrz na nią – powiedział Marcin, a kiedy odwróciłam głowę i zobaczyłam córkę, delikatnie przysunął się do mnie próbując na nowo wtulić w siebie moje plecy. – Jest szczęśliwa. Jeżeli sprawię, gdy sprawię – poprawił się – że będzie smutna, to przy niej będziesz. Zawsze jesteś. Poproś Bruna, niech z Olafem przyjdą na noc. Pobawią się do późna i zapomni.

Absurdalne było to, co mówił. Chyba sam w to nie wierzył, ale było to wygodne rozwiązanie. Powinnam go wyśmiać, ale zamiast tego pozwoliłam mu, aby mnie objął. Oparłam się o niego i położyłam stopy na kanapie. Znowu mnie trzymał i rozkoszował się moją bliskością, a ja czułam się jak na pełnym relaksu wypoczynku. Spojrzałam na tańczące dzieci. Bruno całkiem nieźle się ruszał, choć był prowadzony przez Sarę. Wirowała wokół niego jak baletnica i można było zobaczyć bardzo rzadki widok jak chłopiec się uśmiecha. Pasował mu uśmiech do twarzy. Powinien robić to częściej. Śliczna blondynka obróciła się przed nim dwa razy i wtuliła w jego tors. Zaskoczył się tym, ale pozwolił jej na to. Złapała go za dłonie i owinęła jego ręce wokół siebie. Musiała umiejscowić je pod biustem, bo jego nadmiar sprawiał, że inaczej się nie dało. Nachylił się do niej i wyszeptał jej coś do ucha. Odwinęła się od niego i dyskretnie spojrzała w naszym kierunku. Nasze czułości zostały dostrzeżone i już wiedziałam, że będzie płakać. Tylko Bruno umiał ją uspokoić, gdy wpadała w histerię. Będzie mi potrzebny.

– Nie martwi cię to? – zapytałam, bo dwójka przyjaciół wyglądała jak Romeo i Julia, a w Wieży było to bardzo ryzykowne. – Wyglądają na zakochanych. Ciężko uwierzyć, że są tylko przyjaciółmi.

–  Nie wiem. Mają dopiero po dwanaście lat. Chyba nie myślą jeszcze o tych sprawach...

– Od Borysa wiem, że Bruno już się onanizuje. – Spojrzałam na męża, odwzajemnił spojrzenie i nie był pewny, co powinien powiedzieć. – Myślisz, że on już myśli o seksie? Jak to było u ciebie?

– Z onanizacją? – Zaśmiał się. – Czy ja wiem. Z tego co pamiętam, to chyba już się onanizowałem w tym wieku. U mnie to w ogóle szybko wszystko poszło.

– Jak to? – zdziwiłam się.

– Normalnie. Od małego w domu widziałem seks i wiedziałem, o co chodzi. Musiałem siedzieć na klatce schodowej, gdy matka z Markiem się pieprzyli i poczekać, aż skończą. Obok mieszkała stara prostytutka i też klienci od niej wychodzili. Nie podniecało mnie to, ale nie było to dla mnie czymś dziwnym. Wiesz, jeśli chodzi o Bruna, nie musi to być oznaką, że chce coś zacząć, albo myśli o kimś konkretnym. Chłopcy często w ten sposób rozładowują napięcia. Bruno ćwiczy z ojcem, a wiesz, że potrafi on dać mu w kość. Może tak pozbywa się stresu, to dość prosty sposób, ja potrafiłem walić konia nawet z nudów...

– Z nudów?

– No tak. Zacząłem budować swój pierwszy samochód w wieku trzynastu lat i często jak utknąłem albo na coś czekałem, to ot tak z nudów, żeby zabić czas potrafiłem się onanizować. Czasem nawet wpadałem przez to na jakieś rozwiązanie.

– A teraz? W dorosłości, też się onanizujesz?

Zaśmiał się, a ja podciągnęłam się bliżej niego. I poczułam, że ma zwód pod spodniami. Zignorowałam to tak samo, jak on to ignorował. Temat nie pozwalał, by jego członek nie reagował. Rozmawiając o seksie raczej można było się tego spodziewać. Przytulił mnie mocniej i wtulił twarz w moje włosy.

– Tak, teraz też – wyszeptał mi do ucha – ale, teraz myślę o bardzo konkretnej osobie, gdy to robię i pewnie też będę dzisiaj to robił, chyba że przyjdziesz do mnie i...

– Nie – przerwałam mu. – Nie przyjdę. Możesz wrócić z nami do domu i możemy się kochać, ile zapragniesz. W naszej sypialni czy gdzie ci się tylko zachce, ale musisz z nami wrócić. Wtedy jestem cała twoja.

Żeby jeszcze bardziej go zabolało, że tego nie zrobi, niby przypadkiem dotknęłam jego członka w spodniach i lekko ścisnęłam. Spiął się, zacisnął wargi i oparł czoło na moim ramieniu.

– To będę musiał sobie poradzić sam – skwitował i zmienił temat, bo czuł, że zaraz zrobi się naprawdę nie do wytrzymania. – Bruno zaczął się lepiej ubierać?

– Sara go chyba ubierała, ale nie wiem, czy wiesz, ty je kupowałeś...

– O! Ubieram już dzieci sąsiadów? – Zaśmiał się.

– Sara dostaje bardzo dużo pieniędzy od ciebie. Trochę jej na głowę walą zakupy w sklepach odzieżowych. Nie masz na co pieniędzy wydawać?

– Nie daję jej pieniędzy. Jest podpięta do mojej wypłaty jako konstruktor. Mam w końcu dwie prace, dwa stanowiska i dwie wypłaty. Jedna mi wystarczy, a tak Sara kupuje sobie, co chce i chłopcy też. Zresztą ty też możesz. Nigdy cię nie odpiąłem. To pieniądze dla was. Z bilingów wiem, że Tomek kupuje rożne części, Tymek sprzęt sportowy i słodycze, a Sara ciuchy. Jestem beznadziejnym ojcem, ale niczego im przynajmniej nie zabraknie – mówił, jakby to było zupełnie normalne.

– Nie podoba mi się to.

– Zamiast marudzić, chodź zatańczyć.

Wstał, wziął mnie za rękę i zaprowadził do reszty imprezowiczów. Objął wpasie, ale po chwili odezwała się do niego Martyna.

– Marcin będziesz coś organizował na urodziny? – zapytała.

– Nie, raczej będę nieuchwytny – przyznał, a mi zrobiło się smutno, bo już zakładał swoje pijaństwo.

Martyna pobiegła szybko do sypialni i przyniosła z niego jakiś prostokąt zapakowany w ozdobny papier.

– To Wielkie nadzieje Dickensa. Mówiłeś, że chciałeś je mieć.

Uściskał ją i podziękował Szymonowi, który dołączył się do składanych życzeń, a potem poszedł i schował książkę do płaszcza. Gdy wrócił objął mnie i zaczął ze mną tańczyć w rytm muzyki. Nie był dobrym tancerzem. Nikt go nigdy nie uczył, ale lubiłam w nim to, że się starał, a ja dobrze się bawiłam.

– Wielkie nadzieje? Nigdy jej nie lubiłam. Podoba ci się? – zdziwiłam się.

– Kiedyś nie... – Wzruszył ramionami. – ...ale teraz ją zrozumiałem. Słuchaj... – Pocałował mnie w czubek głowy i odsunął od siebie. – ...muszę już iść.

– Ale...

Nie rozumiałam, co się dzieje. Co takiego zrobiłam? Co powiedziałam? To tylko książka... O co mu chodziło? Nie było sensu się zastanawiać, to i tak nic nie dawało. Dla Marcina dzień się skończył i próby zatrzymania go skończyłyby się tylko agresją, jak zawsze zresztą.

– Powiedz chociaż dlaczego?

Popatrzył na mnie przez chwilę i zrozumiał, że nie będę go powstrzymywać przed odejściem. Pragnę tylko, by ta dziura w sercu wypełniła się chociaż odpowiedzią, bo pytania tylko ją pogłębiały. Nie chciał mnie ranić, więc wyciągnął zapakowaną w papier książkę.

– Bo jestem Pip'em – powiedział, skinął wszystkim głową na pożegnanie i wyszedł.

– Nie jesteś... – zdołałam tylko wyszeptać do zamkniętych drzwi.

Nie chciałam się rozpłakać, a byłam bliska łez, dlatego uniosłam głowę do góry i przyłożyłam dłonie do oczu, żeby powstrzymać niechcianą reakcję. Nabrałam powietrza do ust i wydmuchałam, a gdy poczułam, że moje oczy wysychają, odwróciłam się z uśmiechem na twarzy i klasnęłam w dłonie.

– No to co? Bawimy się dalej? – Zaśmiałam się teatralnie, ale nikt się nie poruszył.

Wzrok wszystkich był skierowany na mnie, a ich miny były pełne zakłopotania. Kornelia wtulała się w mojego ojca. Szepnęła do niego:

– Nie znam tej książki... – 

 ...ale Piotr nie zareagował. Zaciskał pięści. Czuł się dotknięty i czuł, że zarzut jest słuszny. Odnalazł siebie w tej powieści i był przerażony przypisaną mu rolą. Stara Havisham malowała mu się na twarzy. Jednak nie to przyciągnęło moją największą uwagę. W silną oliwkową dłoń była wsunięta delikatna, biała, a wzdłuż niej ciągnęło się smukłe blade ramię, aż do trzęsącego się podbródka i dygoczących oczu.

– Sarunia... – wyszeptałam, zbliżając się do dziecka.

– Tata nie wróci? – zdołała tylko wypowiedzieć nim się rozpłakała.

Uklękłam przed nią, a ona przywarła do mnie, puszczając rękę przyjaciela i obejmując mnie mocno. Zrobiłam to samo. Chwyciłam ją w tali, a drugą ręką głaskałam jej długie, proste włosy.

– Przepraszam, kochanie. Wybacz mi, tak bardzo mi przykro. Tak bardzo, bym chciała, by było inaczej – szeptałam do niej na uspokojenie.

Wiedziałam, co czuje. Czuje dokładnie to samo rozczarowanie, które ja czułam wielokrotnie po dniu spędzonym z Marcinem, gdy nagle odwracał się plecami i znikał. Nie rozumiała, że nie istniało potem. Dla Marcina było tylko tu i teraz. Kilka chwil spędzonych z ukochaną. Kilka chwil z czasów, gdy byliśmy razem, jak powrót do przeszłości.

Spojrzałam na chłopca stojącego nad nami. Był zły na mojego męża, ale wiedział równie dobrze jak ja, że jest bezradny. Był takim mądrym dzieckiem. Dorosły umysł uwięziony w ciele chłopca.

– Będę mogła na ciebie dzisiaj liczyć? – zapytałam, a on zdecydowanie skinął głową.

Podbiegło do mnie dwóch chłopców, których serca też cierpiały i musieli się przytulić. Objęłam ich wszystkich i całowałam po jasnych włoskach. Wszyscy mieli kolor włosów swojego ojca, a to sprawiało, że kochałam swoje dzieci jeszcze bardziej. Moje cudowne dzieci. Były całym moim światem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top