15 września 2116 roku
Z Marcinem wracałam do domu po trzeciej nad ranem. Trzymaliśmy się za ręce, a on obejmował mnie od tyłu tak, by jego płaszcz ogrzewał nas oboje. Byłam rozgrzana od herbaty, którą końcu wypiliśmy i od jego ciała, które ogrzewało mnie lepiej niż gorący napar czy wełniane okrycie. Śmialiśmy się, gdy deptaliśmy sobie po stopach lub potykaliśmy się o własne nogi, aż w końcu dotarliśmy do drzwi wejściowych, o które się oparłam, by jeszcze się z nim nie rozstawać. Przywarł do mnie i zaczął mnie całować.
– Kocham cię – wyznałam, a Marcin odwzajemnił moje wyznanie. Westchnęłam od jego pocałunków na mojej szyi – Wróć do domu.
Oderwał usta od mojego ciała i przygryzł dolną wargę. Popatrzył mi prosto w oczu. Jego źrenice dygotały to na prawo to na lewo.
– Nie mogę – powiedział. – Nie teraz. Powoli, muszę wszystko sobie poukładać.
Ciężko wypuściłam powietrze z płuc. Nie chciałam zaakceptować jego woli.
– W domu sobie poukładasz. Proszę, wróć – nalegałam, ale on przecząco kiwał głową. Zaczęłam się irytować. – Marcin, o co ci chodzi? Kochamy się! Nie zdradzamy, dzisiejszy dzień udowodnił, jak wiele dla siebie znaczymy, że może być dobrze. Jakikolwiek masz problem, to rozwiążemy go razem.
Jednak on na te słowa się wyprostował i skrzywił, jakby go coś bolało. Z początku myślałam, że to znowu brzuch, ale on uśmiechnął się szyderczo i oparł rękę o drzwi tuż obok mojej głowy.
– Ty naprawdę jesteś głupia, wiesz? – W jego głosie słychać było złość. – Dobra, nie ma co przeciągać. Dzień się skończył. Masz co chciałaś, wylizałem ci pizdę, a teraz spierdalaj.
Nie ruszyłam się z miejsca. Skuliłam się w sobie i patrzyłam na niego. Nie poznawałam go. To nie był mój Marcin, nie mój mąż.
– Ale... – zaczęłam.
– Co "ale"? Czego nie rozumiesz? Ruchać mi się chciało, a ty jesteś na zawołanie. Zamoczyłem już i nie jesteś mi już potrzebna. Możesz wracać do siebie.
Wyprostowałam się, nie wierzyłam mu. Z całej siły pchnęłam go w bark. Zaskoczyło go to i lekko się zachwiał, ale nie zmienił pozycji, więc zrobiłam to znowu. Wiedział, że się zamierzam, ale się nie ruszył i tylko przyjął cios.
– O co ci chodzi? Dlaczego nam to robisz?! – krzyknęłam.
– Nam to robię? – zakpił, a potem wybuchł. – Kurwa, Monia! Robię to dla nas, dla was! Dla ciebie i dzieci! Nie wiem, czy nie zauważyłaś, ale ja piję! I kurwa nie mogę przestać! Jestem zwykłym, jebanym alkoholikiem, a ty chcesz, żebym wniósł to do naszego domu?! Czyś ty kurwa oszalała?!
– Poradzimy sobie...
– Poradzimy sobie?! Ja sobie kurwa nie radzę sam ze sobą! Żyłaś kiedyś z pijakiem?! – Pokręciłam przecząco głową. Dobrze wiedział, że wychowywałam się w szczęśliwym domu, więc to pytanie miało tylko na celu podkreślić moją ignorancję i udało się mu. Poczułam się głupio. – Większość swojego dzieciństwa żyłem z nachlaną kurwą, która ceniła bardziej jebanego sadystę niż własne dzieci i nienawidziłem jej z całego serca, a teraz jestem dokładnie taki jak ona. Pierdolony synek mamusi! Chodzę tak samo napierdolony jak ona i jedyne co mogę zmienić, to nie ciągnąć was za sobą, jak ona ciągała mnie! Bo najlepsze co mogła mi dać, to mnie porzucić, ale nawet tego nie zrobiła.
Wyciągnęłam do niego rękę, by go pocieszyć. Tak bardzo go kochałam i nie mogłam go po takim wyznaniu zostawić.
– Wsadź sobie w dupę swoją litość, dziewczynko z przedmieścia – warknął i złapał mój nadgarstek tak mocno, że moją buzię wykrzywił grymas bólu.
Pociągnął mnie, żebym odsunęła się od drzwi. Otworzył je i mocno zatrzasnął za sobą. Chciałam odejść, bo wspomnienia z dnia dzisiejszego wydawały mi się tak odległe jak cała reszta naszego wspólnego życia. Zeszłam po schodkach pod domem i uzmysłowiłam sobie, że u niego w mieszkaniu ktoś jest. Kornelia. Poczułam ukłucie zazdrości. A co jeśli ją będzie chciał?
Potrząsnęłam głową, bo moje obawy były absurdalne. Ufałam Kornelii, była innym człowiekiem. Jednak co, jeśli teraz jest z nim ktoś inny? Ktoś kto dobrze zrozumie, co czuje osoba, która przed chwilą się tak uzewnętrzniła? Co jeśli w środku jest Kiki?
Doszłam do kamiennej ławki przy fontannie. Odwróciłam się i usiadłam. Chciałam wiedzieć, o której wyjdzie z mieszkania asystentka mojego ojca, choćbym miała zamarznąć siedząc tak do rana.
Wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą przez jakieś pięć minut, gdy zobaczyłam idącą w moim kierunku postać chłopca. Miał na sobie czarne, dresowe spodnie, opinający umięśnioną klatkę piersiową podkoszulek oraz bose stopy, które spokojnie kładł na kamiennej posadzce mimo listopadowego mrozu. Bruno podszedł do mnie, jakby nigdy nic i wyciągnął w moim kierunku swoją dresową bluzę.
– Jest ciocia zbyt lekko ubrana. Rozchoruje się ciocia.
Wzięłam od niego okrycie i zadałam mu pytanie, które zadaje chyba każdy dorosły widząc małego chłopca o czwartej nad ranem.
– Gdzie są twoi rodzice?
– Mama śpi, a tata miał jakieś nocne wezwanie do pracy – odpowiedział.
– A ty dlaczego nie śpisz?
Jego widok był niesamowity, jakby był jakimś duchem, który pojawił się wtedy, gdy go potrzebowałam i wciąż nie dowierzałam w jego istnienie.
– Obudziły mnie hałasy. Wujek krzyczał. Znowu jest pijany?
Potrząsnęłam przecząco głową.
– Nie, tylko był zdenerwowany. Przepraszam cię za to.
Wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne. Odwrócił się, żeby odejść. Nie planowałam go powstrzymywać, ale coś jeszcze mnie niepokoiło w jego zachowaniu.
– Bruno, nie jest ci zimno?
– Wyszedłem na chwilę.
Popatrzyłam na jego stopy, które zrobiły się czerwone od chłodu kamienia.
– Ale twoje stopy cię nie...
– Ból to stan umysłu – przerwał mi i skierował się w stronę mieszkania.
Może i chciałam z nim dłużej porozmawiać, ale zatrzymywanie go na takim chłodzie o tak wczesnej godzinie było nierozsądne, miał przecież tylko jedenaście lat i był mi drogi jak syn, więc zamiast tego założyłam tylko jego bluzę pod kurtkę i siedziałam dalej. Pachniała karmelkami, które tak lubił i dla pocieszenia znalazłam nawet jedną w przedniej kieszeni.
Na ławce siedziałam jakieś pół godziny, gdy drzwi mieszkania się otworzyły i zobaczyłam Kornelię, która lekkim krokiem pokonywała kamienne schodki przed wejściem, szczelnie owijając się przy tym płaszczem w panterkę. Zatrzymała się dopiero, gdy zorientowała się, że ktoś siedzi przy fontannie. Podeszła do mnie wolnym krokiem, dobrze mi się przy tym przyglądając. Popatrzyłam na nią z wyrzutem.
– Nie spałam z nim! – powiedziała krótko, bo wiedziała, co chodzi mi po głowie.
Usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem. Wiedziała, że potrzebuję teraz wsparcia przyjaciółki i chciała być przy mnie.
– Więc dlaczego dopiero teraz wyszłaś? – zapytałam.
– Bo on płakał. Zostałam póki się nie wypłakał i nie zasnął.
– Dlaczego płakał przy tobie, a mnie odepchnął? Przecież, to ja jestem jego żoną...
Nie rozumiałam, dlaczego usilnie mnie odtrącał. Nawet gdy próbował, to ostatecznie odchodził, a Kornelii pozwolił być przy sobie. Zazdrościłam jej tego, tak samo jak tego dnia, gdy podszedł zapytać o Artura. Nie okazałam jej tego, ale i tak to wiedziała. Potarła moje ramię i wypuściła głośno powietrze z płuc.
– Miałam kiedyś klienta – zaczęła. – Miał wszystko. Dom, nawet samochód, świetną pracę, piękną żonę i rodzinę. Przychodził do mnie, ale nie po seks, bo nigdy nie zdradził żony. Kochał ją i liczyła się tylko ona. Przychodził, by rozmawiać. Opowiadał o swoich problemach. O tym, że miał problemy w pracy, że musiał założyć podwójna hipotekę na dom, że żona wydawała za dużo na torebki i buty, że lekarz wykrył u niego problemy z sercem i kazał mu się nie denerwować. Często nerwy mu puszczały i płakał mi na kolanach. Głaskałam go wtedy po głowie i pocieszałam, a gdy poczuł się lepiej, to wracał do żony i udawał, że wszystko jest w porządku.
– I dlaczego to robił? – zaciekawiłam się, bo zupełnie nie rozumiałam takiego postępowania.
– Uważał, że ją chroni. Stworzył jej piękny świat i tak bardzo kochał, że nie chciał jej go zabierać.
– Myślisz, że Marcin też uważa, że mnie chroni?
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, jakby właśnie rozmawiała z małą dziewczynką.
– Słoneczko! On jest o tym przekonany! Chociaż jego argumentacja robi się coraz bardziej zawiła i przestaję go rozumieć. Gdybym ja miała to co on, to bym z tego nie rezygnowała. Mam wrażenie, że jest coś o czym nikomu jeszcze nigdy nie powiedział i to sprawia mu największy ból. Zaś alkohol mu o tym przypomniał albo ma sprawić, że zapomni. Musisz czekać. Może w końcu zdoła o tym powiedzieć. Bądź dla niego ciepła i nie rezygnuj z niego. Zasługujecie na szczęście razem.
Skinęłam głową. Miała rację. Też to czułam. Byłam prawie pewna, że jeśli chodziłoby tylko o alkohol, to dałby radę tak jak u Martyny, i wystarczyłoby mu trzymać mnie za rękę. Być może z dokumentacji wynikało, że nie zasługiwał na swoją pracę, ale nikt nie był w stanie wykonywać jej lepiej od niego, a jeśli chodziło o mnie, to nigdy nie pokocham nikogo mocniej od Marcina i nie chcę nikogo innego niż on. Nawet jeśli jakiś papierek twierdził inaczej. Moje serce wiedziało lepiej.
– A ty nie chcesz dzielić z kimś życia?
– Z twoim ojcem dzielę życie. – Zaśmiała się.
– Ale czy on ci daje coś więcej niż tylko towarzystwo? Wiesz, czy byś nie chciała z nim... no wiesz. Nie brakuje ci tego?
– Pytasz, czy bym chciała się z nim kochać i czy brakuje mi seksu? – Popatrzyła na mnie uważnie.
– Właściwie to tak, o to pytam.
Zamyśliła się na chwilę i ciężko odsapła.
– Seksu mi nie brakuje. Podejrzewam, że każdej, która straciła dziewictwo w wieku pięciu lat z pięćdziesięcioletnim facetem nie brakuje takich wrażeń... – Mówiła o tym ze swobodą, jaka była dla mnie niezrozumiała, ale dla niej to był tylko etap w życiu, jak nauka chodzenia.
– Zostałaś zgwałcona?
– Nie, był moim pierwszym klientem. Ojciec dostał za to dużo kasy! – Zaśmiała się, a mi żołądek ścisnął się na myśl o tym okrucieństwie.
– Twój własny ojciec ci to zrobił? – Nie mogłam uwierzyć.
– On nie był moim prawdziwym ojcem, głuptasie! – Jej delikatny głoś świergotał jak u skowronka, zupełnie zaburzając znaczenie słów, jakie wypowiadała. – Mój alfons handlował dziećmi. Kazał nam mówić do siebie "tato".
Zrozumiałam, że ona nigdy nie wybrała drogi, którą szła całe życie i nigdy nawet nie miała okazji poznać rozkoszy współżycia z mężczyzną z miłości.
– Teraz rozumiem, dlaczego nie myślisz o moim ojcu w ten sposób.
– To nie tak. On jest inny. Myślę, że bym chciała z nim spróbować się kochać jak z mężczyzną, a nie klientem, ale ciężko, gdy ktoś ciągle myśli o kobiecie ze zdjęcia na swoim biurku, a ja urodą nie mogę się równać z twoją matką...
Zdziwiłam się, bo Kornelia mimo swojej szczupłości była piękną kobietą. Czasem udawała głupią, ale taka nie była. Miała piękne, czarne włosy obcięte na pazia i bardzo jasną cerę, a usta naturalnie czerwone i namiętne. Wyglądała jak królewna Śnieżka i to bardzo seksowna. Nie wiem, jak mogła tego nie widzieć, dlatego z czystym sumieniem ją w tym uświadomiłam.
– Wracajmy do domu. Zaczyna być już prawie całkowicie widno – powiedziała i pomogła mi wstać.
Wkradałyśmy się do własnego domu jak nastolatki, ale i tak zostałyśmy przyłapane. Piotr siedział przy wyspie kuchennej i pił kawę. Czekał na nas.
– I jak poszło? – zapytał.
Kornelia go wyminęła i poklepała po ramieniu. Przyłożył swoją dłoń do jej ręki, a ona ją wysunęła, ale nie dlatego, że tego nie chciała. Była po prostu zmęczona.
– Nie pytaj. Idę spać – powiedziała i ciężko stukając obcasami, powlekła się do swojej sypialni w skrzydle mojego ojca.
– Aż tak źle? – Zmarszczył brwi.
– Nie, było cudownie, ale jak poprosiłam, żeby do nas wrócił, to wpadł w złość i wszystko się posypało.
– Wystraszył się, Moniko. Nie rezygnuj. Wierzę, że jesteście dla siebie stworzeni.
Podeszłam do niego i go przytuliłam. Były mi teraz bardzo potrzebne ramiona mężczyzny.
Usiadłam na blacie wyspy kuchennej jak dziecko i nalałam sobie kawy do kubka. Przyglądałam się ojcu z uważnością.
– Nie idziesz spać? – zapytał.
– Chciałam najpierw, o czymś z tobą porozmawiać.
Skinął głową i czekał na pytanie.
– Ty i Kornelia. Myślałeś o tym, żeby dać jej więcej fizyczności?
Wyprostował się i przestał opierać o blat. Najwidoczniej to pytanie mu nie leżało. Złapał się za nasadę nosa i potarł, jakby myślał. Zaczął kręcić głową.
– Ona ma straszne przeżycia, nie chciałbym...
– Ona jest kobietą, tato. Potrzebuje czułości.
– Mogłaby być moją córką... – usprawiedliwiał się.
– Ale nie jest. Jest dorosłą kobietą.
– Nie jestem jak tamci, co robili jej krzywdę. Nie chcę, by tak pomyślała. Różnica wieku... Ona jest dzieckiem.
Dotknęłam jego twarzy i zmusiłam, by na mnie spojrzał. Jego źrenice drżały, był wystraszony. Przerażała go perspektywa bliskości z nią, ale nie dlatego, że jej nie pożądał. Przerażało go, że mogłaby w nim ujrzeć jednego z wielu, którzy płacili za jej dziecięce ciało.
– Na pewno? Widzisz w niej tylko dziecko? – zapytałam, bo wiedziałam, że to nieprawda.
– Ona, ona jest... Nie wiem, czy ona tego...
– Ona tego chce, tato.
Spojrzał na mnie zaskoczony i dopiero teraz zrozumiał, że Kornelia rozmawiała o tym ze mną. Pojął, że nie jest to moja własna inicjatywa, mówiłam w jej imieniu.
– Jest tego pewna?
– Jest pewna, że chce spróbować.
Skinął głową na znak, że weźmie sobie to do serca, ale zaraz po tym naszły go wątpliwości.
– Mam prawie sześćdziesiąt lat. Jak ja sobie poradzę z taką młodą, śliczną dziewczyną? – powiedział bardziej do siebie, niż do mnie.
– Jeśli sprzęt masz sprawny – zażartowałam – to sobie poradzisz.
Zesztywniał na całym ciele. Najwidoczniej nie planował mówić tego na głos i był zaskoczony usłyszaną odpowiedzią.
– O mój sprzęt się nie martw. Wszystko z nim ok.
Rozbawiłam go, ale też dał mi znak, że nie będziemy kontynuować naszej rozmowy.
– Zrobić ci tosty? – zapytał, ale odmówiłam.
Wolałam pójść się wykąpać i w końcu położyć. Skorzystałam z łazienki przy głównym salonie, bo był tam prysznic i przejście do pralni. Ściągnęłam z siebie bluzę pachnącą karmelkami i powąchałam przed wrzuceniem do pralki. Nastawiłam tryb odświeżania i wróciłam do łazienki. Rozbierałam się, było mi niezwykle ciężko. Jakbym zrzucała z siebie kamienie zamiast ubrań. Gdy zsunęłam z siebie stringi i zobaczyłam, że są na nich resztki białej wydzieliny i uświadomiłam sobie, że cały wczorajszy dzień miał miejsce. Ta cudowna część i ta okrutna na końcu, a mi po tym zostały tylko czerwone majtki i resztki spermy, które ostatecznie wrzuciłam do kosza z brudną bielizną.
Ciepła woda zmywała ze mnie resztki złudzeń. Musiałam się tylko umyć. Porządnie wyspać. Najlepiej przespać cały ten cholerny dzień, obudzić się w poniedziałek i zacząć od nowa życie. Z dziećmi, które zasługiwały na matkę, która przy nich będzie. Ale bez męża. Bez mojego ukochanego. Dla moich cudownych trzech skarbów musiałam przeżyć resztę mojego przyszłego, samotnego życia i nie okazywać im, jak bardzo cierpię z powodu samotności.
Ubrałam na siebie ciepły, wygodny dres i ruszyłam w stronę sypialni. Mój ojciec zobaczył coś za oknem. Podszedł do niego i odsłonił firankę. Spojrzał na mnie, jakbym powinna o czymś wiedzieć, ale nie był pewien czy nie pozwolić mi iść spać i nie zaprzątać mi głowy. To sprawiło, że i ja podeszłam do firanki. Przez ogród szło siedem osób. Sara miała zaciętą minę. Biała sukienka falowała wśród roślin przy ścieżce. Zaraz za nią szedł Bruno ze zwieszoną głową okrytą kapturem innej czarnej bluzy. Korowód zamykał Borys z Tomaszem na rękach, a przed nim szła jego żona prowadząc za rękę wystraszonego Tymona i Olafa, który też zaczął trenować w centrum szkoleniowym Biura Bezpieczeństwa i zaczynał przypominać posturą starszego brata. Miał tylko włosy ciemnegoblondu i w przeciwieństwie do Bruna, zawsze się uśmiechał.
Wybiegłam na zewnątrz, a gdy tylko córka mnie zobaczyła rzuciła się w moje objęcia. Wstałam i spojrzałam pytająco na przyjaciół.
– Wejdźmy do środka – powiedział mój ojciec, który wyszedł za mną. – Tam wszystko opowiecie.
Dowiedziałam się, że nad ranem Sara znalazła ojca siedzącego na sofie w salonie, który trzymał w ręce butelkę whiskey i pił ją duszkiem. Na podłodze leżała kolejna, już pusta. Gdy ją zobaczył podobno tylko wybełkotał: "Idźcie do ciotki" i zaczął pić dalej. Była wystraszona, więc posłuchała. Pobiegła do wujostwa i stojąc w piżamie poprosiła o pomoc. Borys poszedł po chłopców i ich rzeczy, a potem zjedli śniadanie i zebrali się do nas.
– Dlaczego to zrobił? – zapytałam. – Nigdy nie pił przy dzieciach...
Nie odpowiedzieli od razu. Natalia wpierw poprosiła dzieci, by przeszły do drugiego salonu i dopiero, gdy zamknęła za nimi drzwi Borys powiedział:
– Poszedłem do niego, żeby zrobić z nim porządek. Wybacz, Monika, ale byłem gotowy mu nawet wpieprzyć za to zachowanie, ale on tam siedział i pił, a gdy zapytałem: "Co chce osiągnąć?", powiedział, że chce umrzeć i próbuje się zapić.
Zerwałam się na równe nogi. Byłam gotowa w tej chwili do niego biec. Wiedziałam, w jakim był stanie. Wiedziałam, że mówił poważnie, a ja nie mogłam pozwolić, by stała mu się krzywda. Był moim życiem, bez niego byłam martwa. Mógł nie chcieć życia ze mną, ale nie mógł nie chcieć żyć. Musiałam go ratować.
Borys jednak złapał mnie za przedramię i nie pozwolił nigdzie się oddalić. Spojrzałam na niego wyzywająco. Jakim prawem mnie szarpał? Spróbowałam wyrwać rękę, ale nie dałam rady.
– Uspokój się! – powiedział głośniej, niż zamierzał. – Co się szarpiesz? Siadaj.
Był na tyle władczy, że go posłuchałam. Natalia objęła mnie ramieniem i skarciła męża, za to zachowanie. Uspokoił się.
– Ale on... On naprawdę może sobie zrobić krzywdę – tłumaczyłam swoje zachowanie.
– Wiem – przyznał Borys. – Zrozumiałem to, gdy wymierzyłem mu pierwszy cios, a on z zakrwawionym nosem zaczął się śmiać i prosił, bym nie przestawał. On się kara, Monika. Za to, co się między wami wydarzyło, za tę sytuację. Czuje się winny i nie radzi sobie z tą winą.
Wiedziałam to, ale nie potrafiłam dotrzeć do niego na tyle, by poznać przyczynę poczucia winy. Nie mówił mi o tym. Zasłaniał się alkoholem i swoją matką jak tarczą. Usprawiedliwieniem dla całego zła, a ja miałam wrażenie, że on pije, by zapomnieć i było mu najłatwiej stać się tym, kim najbardziej gardził, a teraz gardził sobą. Chciał, bym tak samo go nienawidziła jak on kobietę, która go zrodziła.
Był jeszcze jeden obraz, który zaprzątał mi teraz głowę. Widok mojego męża z krwawiącą twarzą. Sam w mieszkaniu.
– Uderzyłeś mojego męża? – wyjęczałam, a mój głos brzmiał żałośnie, ale myślałam o jego pięknej twarzy i nie potrafiłam tego zaakceptować.
Dla Borysa nie był to powód do dumy. Spojrzał na mnie przepraszająco. Wiedziałam, że nie wytrzymał, bo zabierał dwóch małych, przerażonych chłopców w piżamkach, podczas gdy ich ojciec usiłował zrobić sobie coś niewybaczalnego. Każdego, by to wyprowadziło z równowagi, a on dodatkowo traktował nas jak rodzinę.
– Nic mu nie jest, Monika. Dodałem mu do whiskey taką dawkę leków nasennych, że pośpi z dziesięć, dwnaście godzin i obudzi się z okropnym bólem głowy, a potem z nim pogadam.
Natalia mnie obejmowała i pocieszała, a ja kuliłam się coraz bardziej w sobie i czułam się coraz bardziej zmęczona.
– Połóż się, kochana, spać i odeśpij ostatnią noc – powiedziała moja przyjaciółka. – Bruno mówił, że byłaś w nocy pod domem.
Bruno! Dopiero teraz przypomniało mi się o bluzie w pralce. Pobiegłam do łazienki i wyciągnęłam pachnącą już lawendą bluzę. Zapach karmelek zniknął. Złożyłam ją na szybko i zaniosłam bawiącemu się z moją córką chłopcu. Skinął głową, gdy mu ją dawałam.
– Przepraszam. Zjadłam ci karmelka – przyznałam.
– Był dla cioci. Jem waniliowe karmelki, gdy jestem smutny. Miałem niestety tylko jednego, ale cioci był potrzebny bardziej.
– Chodź do mnie, mój mały bohaterze. – Kucnęłam i rozłożyłam ręce, by go przytulić, a on podszedł do mnie i objął mocno swoimi silnymi ramionkami.
Pocałowałam jego czarne loki na głowie. Pachniał karmelkami i faktycznie były one waniliowe. Pomyślałam, że zbyt często widzę, jak je zjada, a przecież były dla niego lekiem, a nie smakołykiem. Sam to przed chwilą powiedział.
Przespałam resztę dnia i większość nocy. Jak dobrze, że miałam przyjaciół, którzy tak bardzo się o mnie troszczyli. Nie wszyscy jednak tej nocy spali i to była jedyna dobra informacja z tego dnia...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top