15 kwietnia 2118 roku
Gdy wychodziłam z mieszkania przy alei Kwiatu Lotosu 45B, już wiedziałam, czego naprawdę w życiu pragnę. Nie rozumiałam, jak mogłam być tak ślepa, by tego nie zauważyć, by zwątpić i przestać o to walczyć. Może Paweł był mi jakoś w życiu przeznaczony. Pozwolił mi namacalnie doświadczyć tego, kogo potrzebowałam najbardziej w chwili opresji. O kim myślałam. Kogo pragnęłam widzieć, jako swojego wybawcę. Dostrzec, kto mnie uratował i u kogo szukałam pomocy. Nie był to Artur i choć jakaś niewidzialna siła pchała mnie do niego, a przy nim czułam się za każdym razem na miejscu. Artur sprawiał, że zapominałam o swoich troskach i czułam się ważna, ale nie stanowił mojej opoki w czasie kryzysu, był ucieczką od problemów. Bardzo słodką i rozkoszną, pełną wdzięku i akceptacji drogą ewakuacyjną. Napisałam do niego jedynie krótką wiadomość, w której oświadczyłam, że czuję się dobrze, nic mi nie jest, ale muszę odpocząć i poukładać myśli, więc odezwę się do niego, gdy będę gotowa. Wiedziałam, że nie będzie mnie szukał. Uszanuje moją wolę i będzie czekał na mój ruch. Z Arturem życie wyglądałoby zupełnie inaczej. To ja posiadałabym władzę, nie dominował mnie. Wszyscy wkoło postrzegali mnie, jako osobę silną, a tylko w objęciach Marcina czułam się uległa i w pewnym stopniu uwielbiałam być od niego zależna. Kochałam jego wolę, którą umiał mnie przytłoczyć, oddawać mu się i czuć, że moje ciało należy do niego. Tylko on potrafił mi to ofiarować.
Przyszedł czas rozstrzygnięć. Podejmowania dorosłych wyborów. Może i żyliśmy w świecie, gdzie nikt o sobie nie decydował, ale należało w końcu wziąć byka za rogi i odpowiedzialność za własne losy. Przyszedł czas dokonania wyboru i podjęcia kroków w tym kierunku, dlatego ponad miesiąc od feralnego zdarzenia z Pawłem, pukałam do drzwi jednego z kontenerów w strefie magazynowej. Nie byłam zapowiedziana, więc drzwi otworzyła mi miniaturka mojej przyjaciółki z lat młodości i uśmiechnęła się radośnie na mój widok.
– Dzień dobry, przyszła pani do tatusia? – zapytała ze swoją uroczą minką, która zawsze tak bardzo mnie rozczulała.
– Tak, jest tatuś w domu? – przytaknęłam jej i pochyliłam się jak do dziecka, choć miała już dziewięć lat i zaczynała stawać się panienką.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo w drzwiach stanął Artur z wyrazem twarzy, jakby zobaczył ducha.
– Wejdź – oznajmił bez namysłu. Chwycił córkę za ramię i sam przestawił się tak, aby zrobić mi przejście w drzwiach wąskiego kontenerowca.
Stanęłam w niewielkim salonie i przyglądałam się, jak Artur prowadzi Polę do jej sypialni, tłumacząc, że dziś nie będziemy grać w gry planszowe. Nałożył jej słuchawki na uszy i włączył muzykę. Podał do ręki książkę i kazał nie wychodzić, póki po nią nie przyjdzie, ponieważ "dorośli muszą porozmawiać". Zamknął drzwi do pokoju, a dziewczynka zniknęła za nimi z nosem w lekturze. Nie zdążyłam powiedzieć Arturowi, w jakim celu przyszłam, gdy przyparł do mnie i zaczął mnie całować.
– Tęskniłem za tobą – wyszeptał mi do ucha, a moje ciało zaczęło kruszeć w jego ramionach.
Wiedziałam, że robię źle. Łamałam swoje zasady, które niedawno sobie narzuciłam i założenia, które ustaliłam przed przyjściem tutaj, ale jego słodkie pocałunki rozmiękczały mi kolana. Zaczęłam odwzajemniać pieszczotę, całkowicie się w niej zatracając. Czy myślałam w tym momencie o Marcinie? Ani trochę...
Dłonie Artura powędrowały do guzików mojej bluzki i zaczęły ją rozpinać. Nie zabroniłam mu. Pragnęłam, by dotknął mojej nagiej skóry. Sama wsunęłam mu dłonie pod koszulkę i dotknęłam jego smukłych pleców. Odsunął się na chwilę, spojrzał na mnie błędnym wzrokiem i szybkim ruchem ściągnął z siebie T-shirt. Nasze usta ponownie się spotkały, a na podłogę upadła moja satynowa bluzka. Jego szczupłe palce błądziły po moim ciele, drażniły moje sutki przez materiał stanika, a ja stawałam się coraz bardziej wilgotna. Wygięłam plecy w łuk w jego objęciach i przekręciłam się, od razu zrozumiał moje intencje. Odpiął zamek w mojej spódnicy i zsunął ze mnie skórzany materiał. Wiłam się w jego ramionach, stojąc jedynie w bieliźnie. Artur całował moją szyję i obojczyki, a jego dłonie podszczypywały moje pośladki. Jęknęłam z podniecenia, jego lędźwie przylgnęły instynktownie do mojego tyłka. Poczułam twardego członka, który prężył się w spodniach. Chciałam zażądać by mnie zerżnął, ale powstrzymałam się, gdyż chciałam dać przyjemność z tego zbliżenia również Arturowi, a takie propozycje jak ta, zawsze osłabiały jego zapał. Prawa dłoń powędrowała do jego karku i przyciągnęła go, pragnąc kolejnego pocałunku. Jego ręka wsunęłasię pod materiał koronkowych majtek, a delikatny palec powędrował wzdłuż sromu, szukając niewielkiego zgrubienia. Zesztywniałam, moje nogi odmawiały posłuszeństwa, więc musiałam podtrzymywać się, ale ciało pozostawało napięte i drżało z namiętności. Artur nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha:
– Tak dobrze?
– Nie przestawaj... – błagałam, dając mu tym samym dowody swojej satysfakcji.
Jego dłoń poruszała się rytmicznie w mojej bieliźnie, aż doznałam spełnienia. Silny skurcz opanował moje ciało, a po chwili ciepło zalało moje wnętrze, zapewniając mi kojący orgazm i pulsowanie w kroczu, które świadczyło, że pragnę kontynuacji i kolejnych doznań. Nie byłam zaspokojona. Podeszłam do wersalki i oparłam się na niej kolanami. Ręce przyłożyłam do ściany kontenera, a głowę opuściłam nisko. Czekałam. Artur zawsze się domyślał, dlatego po chwili usłyszałam jak w pośpiechu odpina pasek spodni i stanowczo chwyta mnie za biodra. W mojej wyobraźni, wbijał się we mnie z niezwykłą dzikością. Przebija mnie, a ja krzyczę, nie mogąc opanować dźwięków wydobywających się z mojego gardła. W rzeczywistości poczułam delikatne pocałunki między łopatkami. Jego oddech, ciepły i przyjemy, pieścił mój kręgosłup, a między udami czułam, jak przesuwa się jedwabista główka. Wszedł we mnie powoli, ostrożnie wsuwając się minimetr po minimetrze. Kochał się też delikatnie, ale dawał mi tym ogromną przyjemność. Wewnętrzne uczucie spełnienia, choć nie do końca zaspokojenia... Nie był Marcinem.
Po wszystkim opadł na wersalkę i podciągnął spodnie do góry, zapinając ponownie pasek. Zawsze szybko się ubierał. Nigdy nie zapominał, że za ścianą było jego dziecko. Również zaczęłam się ubierać, a gdy zapinałam ponownie satynową bluzkę, zdyszany odezwał się z nieskrywaną nadzieją w głosie:
– Napijesz się czegoś? Chcesz pograć z nami w gry planszowe? Pola lubi twoje towarzystwo, jesteś dla niej namiastką...
– Nie kończ – przerwałam mu stanowczo, co go zdezorientowało, ale po chwili zaskoczenia, ponownie się uśmiechnął. – Właściwie, to przyszłam tu porozmawiać.
Zrozumiał powagę sytuacji. Musiał się domyślać, że kiedyś ten dzień nastanie lub łudzić się, że może go odwlekać w nieskończoność, aż zmienię zdanie. Przetarł dłonią twarz i wyprostował się na wersalce. Skinął mi głową na znak zgody i czekał na mój ruch. Wyciągnęłam ze swojej torebki służbowy tablet. Nie mogłam ujawniać nikomu informacji z niego, ale dla Artura zrobiłam wyjątek. W końcu to, co miałam mu przekazać dotyczyło go bezpośrednio. Weszłam w odpowiedni plik i przekazałam mu urządzenie.
– To twój prawdziwy przydział – oznajmiłam.
Wzruszył ramionami. Widok tego, jakie stanowisko powinien otrzymać nie robiło na nim wielkiego wrażenia.
– To tylko praca... Nigdy nie zastanawiałem się, co powinienem robić. Nawet nie wiedziałem, co chciałbym robić. Wiesz, może dlaczego obniżyli mi kompetencje?
– Z zaniżonymi kompetencjami na twojej liście pojawiała się Paulina, wcześniej była tylko jedna osoba... – zaczęłam niepewnie, tak naprawdę nie wiedząc, z której strony chcę ugryźć ten temat.
– Monika! – przerwał mi, zmęczonym głosem. – Bez tych całych badań wiem, że jesteś miłością mojego życia. Wiem, kto powinien być mi przydzielony w kapsule.
– Nie dziwi cię to? – zaskoczyłam się.
– Dziwi? Nie. – Przysunął się do mnie i ujął moje dłonie w swoje dłonie. – Monia! – Złamał zasadę. – Jestem wściekły! Cały czas walczę o okruchy tego, co zostało nam odebrane i być może kiedyś uda się nam...
– Artur – tym razem mu przerwałam. – Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle. Kocham cię... – Tym razem ja złamałam zasadę i bardzo szybko tego pożałowałam. Artur uśmiechnął się szeroko, a jego oczy rozbłysły.
– Też cię ko...
– Zaczekaj. – Wyciągnęłam rękę w jego kierunku i powstrzymałam w momencie, gdy usiłował mnie pocałować. – Zaczekaj, aż skończę mówić.
Pokiwał głową na potwierdzenie. Jego zapał przygasł, ale wciąż się w nim utrzymywał. Musiałam go zranić, by wszystko poukładać zgodnie z planem. Nie było innej drogi.
– Kocham cię... – powtórzyłam – ...ale Marcina również kocham i czuję, że to z nim powinnam być. Czuję, że to on jest miłością mojego życia. To prawda, że mamy dopasowanie, ale z nim również je posiadam. Nasi ojcowie namieszali w naszym życiu to prawda. Sztucznie doprowadzili do naszego małżeństwa, ale uważam, że w jakiś sposób odwzorowali zdarzenia z powierzchni. Powinnam spotkać Marcina i być może w normalnych okolicznościach zraniłby mnie, a ja odnalazłabym się w twoich ramionach, ale nawet wtedy moje decyzje byłyby powodowane tym, co przeżyłam z nim. Artur, byłeś wtedy, gdy cię potrzebowałam i dziękuję ci za to... ale...
– ...to pożegnanie – dokończył za mnie, a ja skinęłam niepewnie głową.
– Posłuchaj, to dopiero projekt, ale rozmawiam z prezydentami z Syreniego Śpiewu i Wód Neptuna. Wiesz o tym, że na terenie naszego kraju powstały trzy Wieże?
– Tak – przytaknął. Odsunął się i oparł łokieć o ścianę swojego domu. Zdystansował się, ale nie planował ani mnie żegnać, ani być niemiły. Wysłucha mnie, zrozumiałam to z jego postawy. Nieważne, jak dotkliwie go zranię. On zawsze będzie na mnie otwarty. Jego postawa tylko upewniła mnie w tym, że musiałam zrobić to, co planowałam. Poprawił się i ponownie skinął głową. – Tak, wiedziałem, że są inne Wieże na terenie naszego kraju.
– Więc wspólnie ustaliliśmy, że połączymy nasze systemy. Tak, by dopasowania były jeszcze dokładniejsze i aby powstała szersza opcja przydziału.
– Dobrze, a co to ma wspólnego ze mną? – zapytał, starając się nie pokazywać po sobie goryczy.
– W Wieży Wód Neptuna mogą ci zapewnić nowe stanowisko pracy, zgodne z twoimi predyspozycjami. Zapewniłam ich, że szybko się uczysz i bez problemu opanujesz zaległości. Byłbyś tam kierownikiem działu do spraw zaopatrzenia medycznego i miałbyś nowy przydział partnerki. W Wodach Neptuna wprowadzono program polegający na tym, że osoby, które z różnych przyczyn utraciły partnera mogą ubiegać się o nowy przydział. Program wyselekcjonował dla ciebie...
– Nie chcę innej kobiety – zaprotestował. – Odkąd urodziła się Pola jestem samotnym ojcem, dobrze mi z tym. Jeśli chciałbym, aby w moim życiu była inna kobieta, to tą kobietą możesz być tylko ty.
– Dobrze wiesz, że Pola potrzebuje matki, a ta kobieta... – Wyciągnęłam w jego kierunku tablet ze zdjęciem delikatnej, czarnowłosej dziewczyny, która mimo posiadania trzydziestu czterech lat, wciąż wyglądała na kobietę po dwudziestce. – Dwa lata temu straciła męża, ma córkę dwa lata starszą od Poli i potrzebuje pomocy, bo bez męża nie ma wystarczających dochodów, by mieszkać w strefie mieszkalnej. Tam na tę strefę mówią "kanały"...
– Nie jest w moim typie – odpowiedział, nie obdarzając zdjęcia spojrzeniem i dumnie unosząc podbródek.
– Nie popatrzyłeś! – prychnęłam, a on zamrugał oczami i przesuwając po mnie wzrokiem, skierował się w stronę tabletu. Musiał się zaskoczyć, bo nieco spuścił z tonu.
– Nie jest brzydka, całkiem ładna... – przyznał, by po chwili ponownie unieść dumnie głowę. – ...ale to nic nie zmienia.
– A zmieni to, że będziesz zarabiał cztery razy więcej niż do tej pory? Że dostaniesz mieszkanie w strefie mieszkalnej i Pola będzie miała własny pokój? Normalny pokój. W Wodach Neptuna mają specjalny program stypendialny dla dzieci takich jak Pola, nie tylko otrzyma darmowe zajęcia dodatkowe, ale przy jej wynikach chcą jej opłacić pełnopłatną placówkę. Ona kocha wodę, prawda?
– Tak... – odparł niepewnie. – Ocean, ryby i wszystko, co z tym związane.
– Więc pracując w magazynie, dobrze wiesz, że dostawcą ryb jest dla nas Neptun. Jest tam ogromne oceanarium i laboratoria, w których pracują naukowcy nad stworzeniem nowych gatunków i przywróceniem wymarłych. Baseny wodne pełne ryb. Pola mogłaby się realizować w przyszłości. Z jej inteligencją i możliwościami w Wieży Orła Południa nigdy nie otrzyma takiej szansy. Jeśli nie zrobisz tego dla siebie, zrób to dla niej...
– A jeśli nie? – W gardle utworzyła mu się gula, której nie umiał ukryć. Przełknął głośno ślinę i popatrzył na mnie zaczerwienionymi oczami. Odsapnęłam ciężko, bo również zbierało mi się na płacz.
– Możesz zostać, jeśli chcesz. Nie zmuszę cię do wyjazdu. Musisz jednak wiedzieć, że ja wrócę do męża. Zrobię wszystko, by do niego wrócić, byśmy znowu byli rodziną. To koniec, więcej się nie spotkamy i jeśli uważasz, że lepiej dla nas jest byśmy widywali się naulicy i tęsknili za sobą, zamiast ruszyć na przód, to musisz wiedzieć, że ja nie podzielam tej opinii.
– To wygnanie – podsumował oschle.
– To szansa. – Skinęłam głową, jakbym zgadzała się z jego stwierdzeniem. – Szansa na nowe, lepsze życie. Zwłaszcza dla Poli. – Poprawiłam się niepewnie na kanapie, schowałam tablet do torebki i przyciągnęłam ją bliżej siebie. – Czas na mnie.
Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Artur wstał za mną i otworzył drzwi pokoju córki.
– Nie chcesz się pożegnać? – zapytał.
Mała dziewczynka siedziała na łóżku, nie zareagowała. Wciąż miała na uszach słuchawki i nos wetknięty w książkę. Nie wiedziałam, co miałabym jej powiedzieć. Nie umiałam się żegnać, nie w tym przypadku.
– Powiedz jej, że to nie miało nic wspólnego z nią, i że jest cudownym dzieckiem, niesamowicie podobnym do swojej mamy, która była wyjątkowa...
Stanęłam w progu i skinęłam głową na pożegnanie. Nie było nic więcej do dodania. Zrobiłam krok do wyjścia, ale nie wyszłam. Artur chwycił mnie i odwrócił do siebie.
– Pozwól chociaż mi się pożegnać...
Nie prosił o pozwolenie, ale nie musiał go uzyskiwać. Jego usta wbiły się w moje i zaczęły namiętnie całować moje usta. Znów poczułam miękkość w kolanach. Oplotłam ramiona wokół jego szyi i pozwoliłam mu na pieszczotę. Nie przejmowałam się sąsiadami, którzy na nas spoglądali. Od dawna wiedzieli, że odwiedzam barak Artura i domyślali się, że nie gramy w karty. To i tak nie miało już znaczenia. Ostatni jego pocałunek, był jak marzenie senne. Spił rozkosz z moich warg i wyszeptał mi czule do ucha, łamiąc nasze zasady.
– Zawsze będę cię kochał, Monia. Tylko ciebie...
Nie odpowiedziałam. Spuściłam głowę i ruszyłam przed siebie starając się powstrzymać łzy, które nieznośnie chciały uciekać z moich oczu. Nie pozwolę im, będę silniejsza od bólu, który czułam. Nie doszłam do szybu windowego. Usłyszałam przeraźliwy krzyk dziecka i natychmiast go rozpoznałam – Pola. Odwróciłam się i pędem pobiegłam z powrotem do baraku, z którego przed chwilą wyszłam.
Artur leżał na progu baraku, w którym mieszkał, a po jego twarzy ściekała krew. Był przytomny, ale oszołomiony. Jego córka stała nad nim i darła się w niebogłosy, a łzy spływały jej po policzkach. Była przerażona, a osobą, która usiłowała ją uspokoić był nie kto inny, a mój mąż, który zakrwawioną dłonią, starał się postawić jej ojca z powrotem na nogi.
– Hej, śliczna. Zobacz, tacie nic nie jest... – szeptał i poklepywał zakrwawioną dłonią pierś Artura, który krzywił się z bólu na ten gest.
– Tatusiu! Tatusiu! – wołała Pola.
Podbiegłam do nich bliżej, oszołomiona stanęłam na rozstawionych nogach i również krzyknęłam:
– Marcin! Co tyrobisz?!
Mój mąż zatrzymał się w pół ruchu, by po chwili puścić koszulkę Artura. Stanął w dziwnej pozie, która miałaby sugerować, że nie on jest winny zdarzenia. Podbiegłam do niego i odepchnęłam od mojego kochanka. Artur podciągnął się nieznacznie i usiadł w progu swojego baraku. Objął ręką córkę i chciał uspokoić, ale ona wciąż płakała. Odwrócił do mnie twarz. Zobaczyłam, że krew spływa mu w trzech miejscach. Z łuku brwiowego, nosa i kącika ust. Chciałam do niego podejść, ale się wzdrygnął.
– Zabierz go, Monika – burknął gardłowo, bez siły. – Po prostu go zabierz...
Chciał ochronić córkę. Nie myślał o sobie. Teraz jedyne, co mogłam zrobić, to posłuchać jego polecenia. Chwyciłam Marcina za ramię i odciągnęłam. Tłum ludzi patrzył za nami, ale nikt nie wyszedł z chęcią pomocy Arturowi, który zniknął za drzwiami, wspierany na ramieniu przerażonej dziewczynki. Nikt mu nie współczuł. Nie wytrzymałam. Wściekła odwróciłam się do męża i krzyknęłam na niego.
– Co ci odwaliło?
– Mówiłem, że nie ręczę za siebie – warknął w odpowiedzi. Wsunęłam ręce we włosy i ponownie spiorunowałam go wzrokiem.
– Co ty tu robisz? Śledzisz mnie?!
– Śledzę?! – Zaśmiał się sarkastycznie. – Pilnuję cię! Mało ci napaści w życiu? Prosisz się o kolejną?!
– Nic mi tu nie groziło!
– Jak w tę noc, w którą próbowali cię okraść?!
– Artur by mi nic nie zrobił! – poprawiłam się i nieco spuściłam z tonu, ale Marcin spiął się i najeżył, jak wściekły pies.
– Wsadził ci tylko kutasa w dupę! – wrzasnął tak głośno, że jego ślina poleciała na moją buzię, a ja podskoczyłam konwulsyjnie.
Zareagowałam instynktownie. Nie zastanawiałam się. Moja dłoń zacisnęła się w pięść, a potem rozluźniła i z całej siły uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Pierwszy raz tak zareagowałam. Pierwszy raz poczułam, że nie nie ma prawa na mnie wrzeszczeć. Nie godziłam się na wyzwiska i upokarzanie. Marcin zaskoczył się policzkiem, ale nie wyglądał na przejętego. Kąciki jego ust lekko się uniosły, a barki opadły. Jakby spadł z niego ciężar. Jakby mówił mi całym sobą: "Nareszcie". Nie rozumiałam jego reakcji, więc odsunęłam dłoń. Marcin sapnął.
– Naprawdę nie wiedziałem... Wierzyłem ci, gdy mówiłaś, że z nim nie sypiasz. Liczyłem na to, że mnie nie okłamujesz...
– To się przeliczyłeś! – krzyknęłam. – Jestem zwykłą kurwą, która daje dupy w miejskiej toalecie!
Przypomniałam mu o jego pierwszej miłości i to jak skończyła młoda prostytutka.
Odwróciłam się ostentacyjnie na pięcie i ruszyłam w stronę windy prezydenckiej. Marcin ruszył w milczeniu za mną. Planowałam go ignorować. Nie miał prawa mnie oceniać, zwłaszcza że sam nie był mi wierny. Zrozumiał, pierwszy raz w życiu zrozumiał, że nie byłam idealna. Sądziłam, że poczuję się z tym lepiej, ale coś we mnie umarło. Monika – dziewczyna z przedmieścia, przestała istnieć. Sądziłam, że przy szybie windowym się rozstaniemy. On wsiądzie do miejskiej, a ja do prezydenckiej i rozjedziemy się w swoich kierunkach. Bez słowa i bez pożegnania. Stało się jednak inaczej. Marcin delikatnie chwycił mnie za ramię, co sprawiło, że się do niego odwróciłam. Nie planowałam być dla niego miła i wyrozumiała.
– Muszę się napić... – prawie szepnął.
– Chyba sobie żartujesz! – prychnęłam oburzona jego słowami.
– Nie – odpowiedział speszony. – Naprawdę czuję, że muszę się napić. Zostań ze mną i przypilnuj mnie...
– Zadzwonię po kogoś – zasugerowałam, gdy dotarło do mnie, że nie żartuje i naprawdę potrzebuje wsparcia.
– Nim przyjedzie Kornelia, będę już pijany. Monika, proszę...
Skinęłam głowąna znak zgody. Byłam na niego wściekła, ale to nie zmniejszało mojej miłości. Potrzebował pomocy i prosił mnie o nią. Niezaprzepaszczę jego starań w wytrwaniu w trzeźwości, bo był zazdrosny o mojego kochanka i wyżył się na nim, gdy się o nas dowiedział. Nie zasługiwał na to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top