13 stycznia 2118 roku
Obudziłam się owinięta kocem, a na skraju łóżka dostrzegłam ułożone ubrania. Prosty, męski T-shirt oraz krótkie, dresowe szorty, i dobrze, bo ubrania z wczoraj miałam ochotę spalić, szczególnie majtki. Marcina nie było, ale z kuchni dochodził zapach parzonej kawy i sadzonych jajek. Ubrałam się niezgrabie i poczłapałam do salonu, gdzie zastałam mojego męża przy wyspie kuchennej, jak staranie układał cząstki pomidorów, zupełnie tak, jak robił to kiedyś. Poczułam się z tym dobrze. Usiadłam przy marmurowym blacie i wychyliłam się, by mógł mnie pocałować. Uśmiechnął się do mnie, przysunął mi talerz z jedzeniem, ale nie wykonał gestu, którego pragnęłam.
– Twój ojciec ma niedługo dzwonić – wyjaśnił, a w jego głosie brzmiała niepewność. – Zainteresował się tym wydarzeniem. Mówi, że osoby z psycho/socjopatią nie były kierowane do Wieży. Jest wstrząśnięty tym zdarzeniem.
– Dobrze – odpowiedziałam, upijając łyk kawy, a Marcin zmarszczył brwi.
– Jesteś pewna, że chcesz być przy tej rozmowie? – Skinęłam głową, a on nie protestował, choć wyraźnie chciał to zrobić. Po chwili przełknął łyk kawy ze swojego kubka tak szybko, że lekko się zakrztusił. – Zapomniałbym, twój przyjaciel wczoraj próbował się dodzwonić na twój identyfikator. Dowiedział się o sytuacji z wiadomości i chciał dowiedzieć się, czy nic ci nie jest.
– Mójprzyjaciel? – zapytałam, nie rozumiejąc, o kim mówi.
– No ten magazynier, mąż twojej zmarłej przyjaciółki... Odwiedzasz go często.
Zakrztusiłam się kawą i poprawiłam niezgrabnie na barowym krześle.
– Dzwonił? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.
– Tak, powiedziałem mu, że jesteś bezpieczna i w porę pojawiła się ochrona. Zadzwoń do niego, jak poczujesz się pewniej. Pewnie chciałby usłyszeć to od ciebie.
– Nie jesteś zły?
– Wiesz... – Chrząknął przeciągle. – Poukładałem sobie to w głowie. Wiem, że z początku byłem o niego zazdrosny. Bałem się, że z nim sypiasz, a wtedy nie ręczyłbym za siebie, ale potem zrozumiałem, że możesz po prostu potrzebować wsparcia, którego ci nie dawałem. Nie mogłaś na mnie liczyć, ale teraz walczę z tym i staram się nie pić. W zasadzie to od miesiąca jestem trzeźwy, chodzę też na terapię.
– To dobrze... – odpowiedziałam, czując się okropnie i mając ochotę ukarać się na milion sposobów.
– Oceniałem cię przez pryzmat moich własnych czynów. – Pokiwał głową, jakby sam sobie potakując. – Wybacz, Monia.
Coś mnie tchnęło, aby mu wszystko wyjaśnić. Ujawnić się. Przyznać do zdrady i błagać go o wybaczenie. Błagać, by wciąż mnie kochał i był ze mną, by nasza rodzina wyglądała znowu tak, jak dawniej. Żałowałam wszystkiego, co pchnęło mnie w objęcia Artura. Nie potrafiłam wyjaśnić Marcinowi, że to on jest miłością mojego życia, on też nie chciał tego słuchać, bo wierzył, że nie zasługiwał na mnie. Byłam podła, wredna. Czułam się jak ladacznica. Otworzyłam usta, a Marcin mi przerwał, bo na jego bransolecie zaczęło migotać czerwone światełko.
– Twój ojciec dzwoni – oświadczył i kliknął guzik, kierując identyfikator na ekran telewizora, by włączyć wideorozmowę.
Na ekranie telewizora pojawiła się twarz Piotra, a ja wraz z Marcinem przeniosłam się na narożną kanapę w salonie, by i on nas dobrze widział. Mój ojciec musiał nie spodziewać się mnie przy tej rozmowie, bo nie był pewny, czy rozpocząć w mojej obecności.
– Jak się czujesz? – zapytał, zamiast koncentrować się na celu połączenia.
– Dobrze. – Skinęłam głową i odruchowo wysunęłam dłoń, by położyć ją na udzie Marcina. Zawahałam się, ale on zdążył zauważyć ten gest i chwycić mnie za rękę. Poczułam się bezpiecznie z jego wsparciem. – Możesz mówić, co ustaliłeś.
– Chciałbym wpierw ustalić, co robiłaś w jego biurze. Od jego sekretarki dowiedziałem się, że nie było to formalne spotkanie.
Przytaknęłam, nie widziałam powodu, by ukrywać prawdę.
– Prowadziłam prywatny wywiad. Chcę ustalić, jak poprawić funkcjonowanie systemu, myślę o nowej ustawie. Miałam z nim zgodność, więc chciałam porozmawiać o tym.
– To prawda, mieliście 80%, ale...
Piotr zaczął mówić, ale przerwał, gdy zorientował się, że Marcin puścił moją dłoń i zabrał ode mnie rękę. Nie usłyszał jednak tego, co ja.
– Więcej ode mnie... – mruknął pod nosem mój mąż i wyraźnie się zachmurzył.
Chciałam mu wykrzyczeć, że to psychol i nie umywa się do niego, ale obawiałam się, że nie poprawię tym sytuacji i jedyną reakcją, jaką uzyskam będą słowa: „No, właśnie!". Milczałam, choć serce mi pękło, bo nie wierzyłam w dane z komputera.
– Powiedz, czego się dowiedziałeś? – burknął Marcin, a dłoń, która jeszcze niedawno mnie dotykała powędrowała na nasadę jego nosa. Piotr zreflektował się i odchrząknął.
– No, dobrze... No, to przy wprowadzaniu projektu w życie, mieliśmy przygotowany wywiad dotyczący każdej z osób wchodzącej do Wieży. Sytuację rodzinną, materiałową, dokumentację ze szkoły, ważnym czynnikiem w algorytmie jest – jak nazywa to Filip – czynnik przypadku i prawdopodobieństwa...
– Co to znaczy? – zapytałam zaciekawiona, a mój ojciec pokiwał głową, jak miał w zwyczaju, przed tłumaczeniem się tak, jakby mówił: "No dobrze, teraz ci wyjaśnię".
– Algorytm miał odwzorować życie zewnętrzne, czyli doprowadzić do połączenia takich ludzi, którzy spotkaliby się na górze. Miał z założenia zastąpić...
–...przeznaczenie... – przerwał mu mój mąż, bo on już zrozumiał, to co właśnie do mnie dotarło. Powinnam spotkać Marcina w swoim życiu. – Tyle, że założył twoje marzenia.
Tego stwierdzenia już nie zrozumiałam. Mój ojciec najwyraźniej też nie, bo zmarszczył brwi. Marcin wyglądał na lekko poirytowanego, chrząknął i wyjaśnił swój punkt widzenia.
– Gdyby moja matka się nie skurwiła, a Moniki matka zachowała się jak moja i polazła za kochankiem, to byśmy się spotkali, ale widzisz Piotr, problem leży gdzie indziej. Mój ojciec mógł wybaczyć matce zdradę, ale tego nie zrobił, bo miał swoją dumę, a Moniki matka, odeszła z tobą tylko w twojej wyobraźni, bo miała męża, który był z nią pomimo jej romansu i wychowywał Monię, jak swoją córkę. Twój algorytm oparł się na twoich marzeniach, a nie rzeczywistości...
– Nieprawda! – Piotr przerwał wywód Marcinowi i zaczął pośpiesznie go korygować. – Ojciec nie tylko dlatego wziął cię do siebie, że chciał cię osadzić w projekcie. Miałeś się do niego przeprowadzić. On nie znał daty rozpoczęcia misji "Odrodzenie". Zamieszkałbyś z nim i poszedł do tej samej szkoły, co Monika. Poznałbyś ją na zewnątrz. W wielu hipotetycznych symulacjach, zawsze miałeś ją poznać...
– Tak jak innych fagasów z jej listy... Mając ich do wyboru...
– Marcin! – przerwałam mu jego wybuch złości. – Wybrałabym ciebie!
Patrzył na mnie, a ja nie potrafiłam odgadnąć jego myśli. Twarz Marcina była, jak wykuta w kamieniu, nie wyrażała emocji. Odchrząknął i skierował wzrok z powrotem na ekran telewizora.
– Czyli ten psychol miał poznać Monikę? – zapytał.
– Tego nie wiem – przyznał szczerze mój ojciec. – Jak powiedziałem na początku, mamy dane Pawła Krzewińskiego. Sprawdziłem je, był zapisany do tej samej szkoły, co Monika...
– Nie pamiętam go... – Tym razem to ja przerwałam ojcu.
– Tak. – Pokiwał głową. – Miał nauczanie indywidualne i... Zanim mi przerwiecie! – Uniósł rękę, bo Marcin otwierał już usta. – W jego papierach wszystko wyglądało idealnie. Matka zajmowała się domem, a ojciec był prywatnym psychiatrą z własną praktyką. Zamożni ludzie, z pokaźnym majątkiem. Wzorowi obywatele. Zero mandatów czy wykroczeń. Czyste karty. Ich syn uczył się w domu, miał wynajętych dodatkowych korepetytorów i nauczycieli. Dbali o jego wykształcenie.
– Snoby – burknął Marcin, a Piotr to potwierdził.
– Tak, snoby. Właśnie w tym problem, że na papierze wyglądało to jak snobizm, ale jego ojciec był psychiatrą. Prawdopodobnie zdiagnozował syna i nigdy tego nie zgłosił oficjalnie, aby i on miał czystą kartę, albo aby ich się nie pobrudziły. Nie ustalimy już tego. Teraz Paweł jest na diagnostyce u Filipa, jeśli stwierdzi u niego socjopatię, to zostanie usunięty z Wieży.
– Co to znaczy? – zapytałam się, bo obawiałam się najgorszego.
– Monia... – szepnął pobłażliwie Marcin, jakby był zmęczony. – Nikt nie otworzy włazu na górze... – Przyłożył dwa palce do skroni i udał, że naciska spust. Otworzyłam szerzej oczy.
– Robimy to bardziej humanitarnie. Nic nie poczuje, zaśnie – wtrącił się Piotr, aby mnie uspokoić. Nie pomogło.
– A co z jego rodziną? – zainteresowałam się.
– Jego żona i dzieci zostaną poddani programowi terapeutycznemu i będą pod obserwacją. Pani Krzewińska, z tego co zostałem poinformowany, martwi się o przyszłość dzieci, niekoniecznie męża. Wychodzi na to, że niezbyt się dogadywali. Ona jest bardzo poukładaną osobą, była w szoku, gdy dowiedziała się, co się wydarzyło. Zgodziła się na badania dzieci i bardzo pragnie zapobiec nieszczęściu. Zwróciła też naszą uwagę na brata Pawła.
– Tak, Paweł ma brata. Wychowywał go. – Przypomniałam sobie.
– Tak, to kolejny punkt, który był na korzyść w jego statystykach przydziału. Wspólne wychowywanie rodzeństwa, może przybliżyć...
– Czyli Martyna mogła wychowywać się z jego bratem? – oburzył się Marcin i lekko odsunął na kanapie, jakby chciał zwiększyć dystans między nami.
– Na szczęście do tego nie doszło – przyznał Piotr ze spokojem. – Nie denerwuj się, Marcin, ale sprawdziliśmy też jego brata i jest nim nijaki Patryk Krzewiński. Być może nic wam to nie mówi, ale chłopak był na szkoleniu w BBWW i trafił do obsługi po tym, jak na ćwiczeniach złamano mu nogę w kolanie i pobito do nieprzytomności, a długotrwała rehabilitacja nie przyniosła rezultatów. Może to szczęście w nieszczęściu, ale gdy odwiedziła go Gwardia, odkryli, że planował zrobić coś waszej córce...
– Bruno... – szepnęłam. – To ten chłopak, którego pobił Bruno.
Marcin siedział i nie wyrażał emocji. Zaciął się w sobie. Gdybym go teraz dotknęła, byłby twardy jak skała. Aby go uspokoić przysunęłam się delikatni i przytuliłam męża. Zaskoczył się i objął mnie odruchowo. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam, że pojawiły się w nich łzy.
– Przepraszam... – powiedziałam do niego cicho. Nic nie odpowiedział.
– Monika, Marcin – rozpoczął oficjalnie mój ojciec. – Nie martwcie się. Sytuacja już jest opanowana. Wasza rodzina już jest bezpieczna. Paweł jest u psychiatry, a jego brat w areszcie. Żaden z nich już nie zagrozi nikomu z moich bliskich. – Pokiwałam do ekranu głową i mocniej wtuliłam się w pierś męża. – Kocham was, dzieciaki. Trzymajcie się!
Piotr pomachał do nas i po chwili połączenie się zakończyło. Patrzyłam na Marcina, wciąż się nie poruszał.
– Przepraszam... – szepnęłam ponownie. – To moja wina...
Spojrzał na mnie zaskoczony i wzdrygnął się, jakby nie kontrolował własnych mięśni.
– Nie bądź śmieszna! – oburzył się. – Nie jesteś niczemu winna!
Wstał pospiesznie, sprawiając mi zawód, że utraciłam z nim kontakt fizyczny. Musiał to zauważyć, bo pochylił się i pocałował mnie w czoło.
– Prześpij się, musisz być zmęczona...
– A ty?
– Muszę pozałatwiać kilka spraw. Odpocznij i się nie martw. Jestem przy tobie...
Dotknął mojego policzka i pogładził go z czułością, a następnie sięgnął po koc i okrył mnie. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i faktycznie, mimo że przespałam noc, to wciąż czułam się wyczerpana, najwidoczniej emocjonalnie. Zamknęłam oczy i nim zasnęłam, pomyślałam o Arturze. Uświadomiłam sobie, że go nie potrzebowałam. W chwili kryzysu chciałam, by to Marcin był przy mnie i to on przy mnie teraz był fizycznie. To go wybrałam.
Nim usnęłam oczami wyobraźni widziałam, jak chłopak w skórzanej kurtce idzie korytarzem mojej dawnej szkoły, budząc swoją postawą lęk, a w moim brzuchu rodzą się motyle.
Tak, tak właśnie by było...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top