11 września 2116 roku
Odwołałam spotkanie z Arturem. Trzy dni później zadzwoniła Martyna. Powiedziała, że niedługo wychodzi ze szpitala. Urodziła synka. Mateusza. Zaprosiła nas wszystkich do siebie. Problem był tylko jeden. Nie wiedziała, że obecnie sytuacja nie prezentowała się najlepiej, a nie uważałam, by było czymś słusznym obciążać tym kobietę, która właśnie powiła dziecko.
Mimo że była środa wieczór i Marcin pewnie był zachlany w barze lub u siebie, to zabrałam płaszcz i poszłam go poszukać. Pierwszym miejscem z oczywistych względów stało się nasze mieszkanie i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam w przeszkleniu drzwi zewnętrznych, że jest zapalone wewnątrz światło. Zapukałam do drzwi. Po chwili za drzwiami pojawił się cień, który zatrzymał się i skamieniał bez ruchu. Nie otworzył mi. Zapukałam ponownie.
– Marcin. Wiem, że jesteś w mieszaniu. Otwórz.
Nie uzyskałam odpowiedzi i wciąż stałam przed zamkniętymi drzwiami. Zaczęłam natarczywie pukać. Zaczęła mnie irytować ta sytuacja, więc stukanie w drzwi przybrało na mocy.
– Otwórz, musimy porozmawiać.
Cień się powiększył, ale nie zmieniło to nic w mojej sytuacji. Wciąż stałam na chłodzie i patrzyłam na liczbę 45b, a wejście było zamknięte. Miałam ochotę wyłamać zamek i rzucić się na niego, ale byłam bezradna.
– Marcin, chodzi o Martyn...
Zamachnęłam się pięścią i chciałam uderzyć w malowane drewno, ale wpadłam do środka. Lekko potknęłam się o próg. Nie przejęłam się tym. Wkroczyłam jak burza i udałam się do salonu. Poszedł za mną i szybko mnie wyminął. Zobaczyłam, jak chwyta butelkę i szklankę z niedopitym trunkiem ze stolika. Butelkę zakręcił i zaniósł do szafki kuchennej, a szkło wsadził do zlewu. Chwilę popatrzył na komorę, wyciągnął szklankę, dopił alkohol i odłożył z powrotem.
– Wybacz, ja nie wyglądam najlepiej – usprawiedliwiał się.
– Nic tu nie wygląda najlepiej – odpowiedziałam i rozejrzałam się po mieszkaniu.
W salonie były rozrzucone jego ubrania, mieszały się z licznymi okruchami chleba. Na dywanie była brązowa plama. Stolik kawowy miał kółka odbite od szklanek, nie przecierane chyba od miesiąca. W zlewie gromadziły się brudne naczynia, z których dobywał się kwaśny zapach rozprzestrzeniający się po całym mieszkaniu. Coś się ewidentnie psuło.
Złapał się prawą ręką za przedramię i pochylił głowę.
– Wiem, przepraszam. Jutro posprzątam.
Chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam.
– Nie przyszłam tu w sprawie tego w jakich warunkach żyjesz – powiedziałam.
Podeszłam do niego, bo stał nieznośnie daleko ode mnie i absurdalnym wydawała się mi rozmowa na taki dystans. Gdy zbliżyłam się do niego, zrozumiałam dlaczego go utrzymywał. Oczy miał przeszklone, a źrenice małe jak ziarenka pisaku. Był pijany. Do tego śmierdział. Nie chodziło o jego pot, bo ten zapach lubiłam, ale o to że pachniał przetrawionym alkoholem, który musiał niedawno zwracać z organizmu. Nie dałam mu jednak odczuć, że poczułam w tym momencie obrzydzenie. Udawałam, że tego nie czuję.
– Co z Martyną? – zapytał nieśmiało.
– Urodziła. Syna. Mateusza.
– To dobrze. – Uśmiechnął się.
– Zaprosiła nas na sobotę. Ona nic nie wie. Gdy odchodziła byliśmy razem, a teraz nie wie i dopiero co urodziła, dlatego w sobotę przyjdziesz. Będziesz ładnie ubrany, trzeźwy, będziesz ładnie się uśmiechał i udawał, że wszystko jest w porządku, jasne?
– Tak. – Skinął głową, a potem nieoczekiwanie chwycił się za usta i pobiegł do toalety na dole.
Poszłam za nim, by zobaczyć co się dzieje. Pochylał się nad muszlą klozetową i wymiotował. Chrapliwe dźwięki wydawały się z jego gardła, a wraz z nimi strumienie żółto-brązowej flegmy.Przykucnęłam przy nim i gładziłam jego plecy. Miał przepoconą koszulkę, która przyklejała się do jego skóry. Przetarł usta wierzchem dłoni, gdy skończył.
– Musiałem coś zjeść i się zatruć. Przepraszam.
– Zatrułeś się na pewno, ale wątpię czy jedzeniem. – Pomogłam mu wstać. – Chodź. Musisz się wykąpać i położyć spać.
Rozebrałam go do naga i wsadziłam pod prysznic. Patrzyłam, jak stoi nieruchomo plecami odwrócony do mnie. Nie poruszał się. Zrzuciłam z siebie płaszcz, a potem resztę ubrań i przekroczyłam próg kabiny. Przytuliłam się do jego pleców i pozwoliłam, by woda oboje nas obmywała. Poczułam, jak jego ciało drży, a potem odwrócił się do mnie i objął mnie mocno. Przylgnął do mnie z ogromną czułością. Rozpłakał się.
– Jestem okropnym człowiekiem – bełkotał. – Nie da się wybaczyć tego, co ci zrobiłem.
– Wszystko można naprawić. – Pogłaskałam go po głowie, ale on machał nią zaprzeczając.
Nie było sensu dyskutować z nim w tym stanie. Chwyciłam za aloesowe mydło do mycia i zaczęłam namydlać jego ciało. Mimo że przekroczył trzydziestkę, wciąż miał piękną budowę. Mięśnie mu zmiękły od siedzenia za biurkiem, a niezdrowy tryb życia sprawił, że schudł, ale wciąż był dla mnie niezwykle seksowny. Rozcierałam pianę na jego torsie i patrzyłam, jak spływa mu po brzuchu i zatrzymuje się na włosach łonowych. W tym czasie opierał dłoń na moim biodrze i delikatnie je głaskał. Przyglądał się mojej twarzy. Wiedziałam, że czuje się szczęśliwy z powodu tej bliskości.
Kiedy skoczyliśmy wyciągnęłam z szafki świeże ręczniki, bo te które miał zawieszone w łazience już się nie nadawały do użytku. Jednym okryłam siebie, a drugi przewiązałam mu w pasie. Poprowadziłam go na górę do sypialni. Wciąż jeszcze w nim utrzymywał się alkohol. Szedł sztywny i całkowicie zależny ode mnie. Gdy weszłam do sypialni zrozumiałam, że w niej nie sypia. Jej stan był nietknięty. Taki jaki zostawiliśmy wyprowadzając sie z domu. Biała pościel była idealnie położona na łóżku i przykryta narzutą z pluszu. Odsunęłam ją, pomogłam mu usiąść. Nałożyłam na niego bokserki i położyłam go na materacu. Chciałam przykryć go kołdrą, ale złapał mnie za rękę.
– Połóż się ze mną. Nie zasnę tu bez ciebie.
Zrzuciłam ręcznik i weszłam naga do niego do łóżka. Wtuliłam się w jego bark i nakryłam nas kołdrą i miękkim kocem. Objął mnie i po chwili zasnął.
Zaś ja długo zasnąć nie mogłam. Czułam jego dłonie na swoich plecach i pośladku. Marzyłam o tym, że za ścianą śpią małe niemowlęta, a na dole nastolatka i mała córeczka. Marzyłam o tym, że świat się zatrzymał w tym właśnie momencie i nic więcej dalej się nie wydarzyło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top