03 stycznia 2118 roku
Moje życie wypełniło się pracą. Znów wpadłam w wir, który pochłonął mnie doszczętnie. Zaczęłam analizować dane, by bardziej zrozumieć system. Jak działał? Co wpływało na algorytm. Szukałam odpowiedzi i postanowiłam uporządkować własne życie, także w sferze uczuciowej. Czy przestałam umawiać się z Arturem? Nie, wręcz przeciwnie. Kochaliśmy się regularnie. Stało się to naszą normą. Wiedziałam, że chce pchnąć do przodu naszą relację, robił się przez to niecierpliwy. Nic jednak się nie zmieniało. W zasadzie podziwiałam go za ten upór. A może był to strach? Co gdyby zażądał więcej? Zapewne uzyskałby to, ale czy byłoby to trwałe? Wątpię. Nic, co jest na siłę, nie trwa wiecznie. Być może na tyle to rozumiał, aby dawać mi tylko tyle, ile sama chciałam otrzymać. Myśli krążące wokół Artura nie dawały mi spokoju. Przydział. Kim byli mężczyźni z mojej listy? Każdy miał jakąś listę, a Marcin ubolewał, że nie był na niej pierwszy. Czy miało to znaczenie? Nie dla mnie. Pracując w biurze do spraw przydziału personalnego nauczyłam się, że nie zawsze otrzymywało się to, co było dla nas najlepsze, a czasem należało podjąć decyzję, która ważyła na ludzkim życiu. Dlaczego nigdy mnie to nie interesowało? Mężczyźni z mojej listy. Kim byli? W związku, że i tak od kilkunastu minut wpatrywałam się tępo w monitor, a pracę odłożyłam na boczny tor, to ciekawość zwyciężyła. Wsunęłam przezroczysty dysk z uprawnieniami do komputera i zaczekałam, aż na monitorze pojawi się panel biura do spraw przydziału personalnego. Wpisałam swoje hasło i przyłożyłam kciuk do czytnika linii papilarnych. Tak uzyskałam pełny dostęp z racji obecnie sprawowanego stanowiska. Wpisałam swoje dane w wyszukiwarce i od razu wyświetliły się moje akta. Znałam je, czytałam już. Wciąż się z nimi nie zgadzałam. Nie miałam seksoholizmu, a akty seksualne przecież nie były u mnie w żadnym stopniu fetyszystyczne. Każdy człowiek lubi seks, jest naturalny. Tak okazuje się uczucia, a czasem nawet rozwiązuje problemy. Byłam zwykłą dziewczyną z przedmieścia.
Otworzyłam swoją listę przydziałów. Widniało na niej trzech kandydatów. Pierwszy miał 92% zgodności i był nim Marcin. Po wejściu w katalog opisany "Przydział 1 – 92%" wyświetliły mi się jego dane i zrobiło się ponownie smutno. Chciałam odzyskać chłopaka ze zdjęcia. Wspomnienie dni spędzonych w kapsule były takie żywe i prawdziwe. Chciałam, by jeszcze raz pieprzył swoje zasady i kochał się ze mną po raz pierwszy pod prysznicem. Kolejny kandydat miał ze mną zgodność wynoszącą 80%, kolejny 78%. Nie były to wybitne wyniki, ale z takimi również parowaliśmy kandydatów. Nie zaskoczyły mnie. Weszłam w pierwszego i zamarłam. Wyświetliła mi się dobrze znana twarz. Paweł Krzewiński. Mój były zastępca w biurze do spraw przydziału personalnego. Pracując w nim, nigdy nie nawiązaliśmy bliższej relacji. Nie spojrzałam nigdy na niego jak na mężczyznę innego, niż mój podwładny. Raz upomniałam go, by nie nazywał mnie "Monią", gdyż to zdrobnienie należy do mojego męża. Nic więcej. Co jeśli i on sprawdzał swoje dane? Też musiałam się w nich wyświetlać, musiał wiedzieć i dlatego budował taki mur wokół siebie. Z jego danych zauważyłam, że tak jak ja miał przypisane młodsze rodzeństwo. Brat. Patryk Krzewiński wyglądał znajomo. Być może po prostu byli do siebie podobni. Nie poświęciłam mu uwagi. Sprawdziłam kolejnego kandydata.
Chyba poczułam ulgę na jego widok. Subtelne wrażenie, że było mi przeznaczone spotkać go w życiu. To nie był przypadek. Moja zdrada wydała mi się uzasadniona. Jak mogłam się w nim nie zakochać? Choć z ogoloną na krótko fryzurą wyglądał naprawdę niekorzystnie. Artur Żak, mój Artur. Wpatrywałam się w jego dane, były wręcz wzorcowe. Dobry dom, dobra szkoła, dobre wyniki, dobry stan zdrowia. Wszystko w porządku. W aktach personalnych miał kilka zdjęć z poprzedniego życia. Drogie ubrania, akcesoria, porządni rodzice. Tak różne od zdjęć okaleczonego Marcina. Przytłaczająco nienaganne. Moją uwagę przykuło coś, co mnie zaskoczyło. Dopisek: "aneks ukryty". On również? To nie był jedynie przypadek Marcina? Przy aktach Artura też ktoś majstrował? Wiedziałam, że bez zgody ojca nie uzyskam dostępu. Jak to ominąć? Może wystarczy poprosić Piotra? A może zażądać tego?
Odpowiedź przyszła do mnie sama. Piotr stanął w moich drzwiach i oparł się o futrynę.
– Już siedemnasta – powiedział spokojnie. – Wracasz do domu na kolację, czy kolejny dzień spędzasz w pracy?
– W zasadzie to mam do ciebie prośbę – powiedziałam, ignorując jego przytyk. – Odtajnij dla mnie te akta.
Przekręciłam monitor w stronę ojca. Piotr oderwał się od futryny i podszedł niespiesznie.
– To on? – zapytał, a ja zrozumiałam, że od dawna zna moją tajemnicę. Wie, że w moim życiu jest inny mężczyzna. Nic mu nie odpowiedziałam. Przyłożył swój palec do czytnika linii papilarnych, a na ekranie ukazały się dane. – Pamiętaj Monika, że rodzice zawsze robią wszystko, by ich dzieci były szczęśliwe, nawet jeśli z marnym skutkiem. Nie zrobiłem nic złego...
Może powinnam okazać zainteresowanie jego wypowiedzią, ale tylko przekręciłam ekran w swoją stronę, a Piotr wyszedł z pomieszczenia, rozumiejąc, że zakończyłam z nim rozmowę. Z utajnionych akt wynikało, że Artur uzyskał inny wynik preferencji zawodowych, niż przyznano mu statut społeczny. Nie powinien być magazynierem. Nawet w magazynach nie powinien pracować. Z jego predyspozycji wynikało, że powinien być Kierownikiem działu analizy i logistyki. Mój ojciec zniszczył mu życie, aby poprawić moje, albo Marcina. Jaki miał w tym cel?Pozostało mi jedynie przeprowadzić własne śledztwo. Wprowadziłam jego poprawne dane do systemu i sprawdziłam powstałe zmiany. Pozornie nic się nie zmieniło, poza jednym. Wpierw na liście widniała u niego jedna pozycja: "Przydział 1 – 65%" i oznaczał on Paulinę. Z tak niskim przydziałem nie powinno się parować ludzi, chyba że nie było innego partnera, w ich przypadku nie było. Nie zmienia to faktu, że przydział ten nie przeszedł przez moje ręce, a ze słów Piotra wnioskowałam, że został on przeprowadzony pod stołem. Teraz Arturowi wyświetlał się inny komunikat: "Przydział 1 – 91%", a po wejściu w niego otrzymałam własne dane. Postanowiłam wprowadzić wszelkie informacje poprawnie i zobaczyć, jakie będą tego rezultaty.
Ponownie miałam na swojej liście trzech kandydatów:
Przydział 1 – 91% (Artur)
Przydział 2 – 80% (Paweł)
Przydział 3 – 79% (Marcin)
Nie potrafiłam się z nim zgodzić. Z jednej strony wiedziałam, że tak właśnie się prezentowały. Wiedziałam, jak wiele łączy mnie z Arturem. Jak dobrze jest nam ze sobą. Jego namiętność mnie uspokajała. Dała zadowolenie, ale nie wywoływała zwierzęcych żądzy. Z nim życie byłoby spokojne, ułożone. Poprawne, na wskroś poprawne. Może nawet nudne, ale taka zawsze byłam. Dziewczyna z przedmieścia. Jednocześnie bolał mnie wynik mojego męża. Nigdy nie zostałby wzięty pod uwagę, gdyby nie ingerencja Piotra. Pomyślałam o każdej spędzonej z nim chwili. O pożądaniu, które się we mnie budziło, gdy na niego patrzyłam, o namiętnych nocach, które z nim spędzałam, gdy pieprzyliśmy się jak króliki, a ja widziałam w nim swojego boga, i o chwilach, gdy bawił się z dziećmi, gdy trzymał je na rękach. Kochałam każdy fragment tego człowieka. Ten wynik był fikcją w obliczu moich uczuć. Zaprzeczały mu. To musiał być poważny błąd, który musiałam naprawić, by znaleźć każdą wadę systemu, która unieszczęśliwiła nie tylko mnie, ale setki a nawet tysiące ludzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top