13. Koniec dnia
- Nie ma mnie! - powiedział Tae, który schował się pod kocykiem.
- Hm... Gdzie się schowałeś? - powiedziałam, rozglądając się po pokoju.
Oczywiście, że to zabawa. Wiedziałam, gdzie on jest. U mnie na łóżku. Siedzi, schowany pod kocykiem. Na chwilę tylko wyszłam do łazienki...
- Nie powiem. - powiedział swoim dziecinnym głosem, czym mnie strasznie rozbawił.
- No wiesz co? Schowałeś się zbyt dobrze. Nie umiem cię znaleźć teraz i mi smutno. - powiedziałam smutnym głosem, siadając bez siły na łóżku, tyłem do niego. Oparłam ręce o kolana, a na nich wsparłam swoją głową o podbródek.
- Akuku! - krzyknął, odkrył się kocem i mocno przytulił od tyłu. Zrobił to tak nagle, że aż pisnęłam przestraszona.
- A więc tu się schowałeś! - powiedziałam, udając zaskoczoną, że był akurat pod kocykiem. - Ty cwaniaku!
Taehyung, bardzo z siebie zadowolony, śmiał się głośno i mocno się do mnie tulił. Przypominało to trochę, jakby był moim synkiem, który ma z osiem lat, a nie mojego kolegę z pracy, mający dwadzieścia trzy lata zaledwie.
No dzieciak no...
Teraz działa się rzecz dla mnie dziwna... Jeszcze chyba z nikim coś takiego mi się nie przytrafiło. Może to wydać się specyficzne, ale jeszcze z żadną osobą, z którą przebywałam, nie siedziałam przez długi czas w ciszy. Trochę, jakbyśmy napawali się pustką, która nas otaczała, a do funkcjonowania wystarczał nam tlen i wzajemne ciepło, które dawaliśmy sobie wzajemnie przez dotyk.
Patrzyliśmy oboje w stronę okna, przez które wpadało już coraz mniej promieni słonecznych. Firanki zaczął spowijać cień zbliżającej się nocy. Wspólnie z Taehyungiem obserwowaliśmy to zjawisko. Coraz ciemniej i ciemniej...
Z tego transu wybudziło mnie dziwne uczucie na głowie... Lekki dreszcz spowodowany ruchem włosów, o którym nie wiedziałam. Spojrzałam na swoje lewe ramię, gdzie powinny opadać moje włosy, ale zauważyłem, że V trzyma je w swojej lewej ręce i oplata wokół dwóch palców – drugim i trzecim. Nawet chyba tego nie zauważył, bo cały czas patrzył w okno. Dopiero po jakiś dziesięciu sekundach zorientował się, że na niego patrzę, a on bawi się moimi włosami.
- Masz miłe włosy w dotyku... - powiedział swoim niskim, cichym, a zarazem głębokim głosem, co wręcz przyprawiło mnie o dreszcz.
- Dziękuję... - powiedziałam równie cicho, ale też nieśmiale.
Taehyung się uśmiechnął pod nosem, przypatrując się moim włosom. Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam, jak ludzie bawią się moimi włosami.
- O czym tak myślisz? – spytałam z lekkim uśmiechem, a on na mnie spojrzał, zatrzymując pracę dłoni i pozostawiając moje włosy w bezruchu.
- Mogę zrobić Ci warkocz? – spytał mnie znowu cicho. Ale to nie zabrzmiało, jak normalne pytanie. To raczej brzmiało...
... Wyjdziesz za mnie?
KaRin, ogarnij dupcię!
- J-jasne. – odpowiedziałam i zdjęłam gumkę, którą miałam na nadgarstku. Wcześniej, czyli rano, miałam przecież spięte włosy. Dlatego miałam gumkę na ręku, a nie gdzieś schowaną.
Po co ja wam to tłumaczę, skoro ja mam zawsze w razie czego gumkę na ręce! Mam długo, cieniowane włosy, a przezorny zawsze zabezpieczony.
Taehyung wziął ode mnie gumkę do włosów i usiadł skrzyżnie za mną. Ja też tak usiadłam, tyle, że przed nim i wyprostowałam plecy. Zgadywałam, że on tego nie zrobił i chętnie patrzyłabym na jego skupioną twarz. Już wtedy nie zachowuje się, jak dziecko, a tak wygląda.
- Chcesz może szczotkę? – spytałam, nagle sobie przypominając, że nie mam ich uczesanych.
- Hm... Możesz podać.
Wstałam z łóżka, podchodząc do szuflady przy biurku. Na szczęście była tam rzecz, której „szukałam". Podeszłam z powrotem do łóżka i zanim usiadłam, podałam mu szczotkę.
- No to teraz siadaj. Pobawimy się w fryzjera. – Powiedział dumnie Taehyung z uśmiechem, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to dobry pomysł. Ale usiadłam posłusznie, tak jak poprzednio.
Czesał włosy bardzo delikatnie, jakby bał się, że jednym ruchem je zniszczy. Wydawało mi się, że mijały wieki, zanim zajął się pleść warkocz. Przyjemny dreszcz ogarnął moją głowę oraz górę szyi. Uwielbiam to uczucie. Mam wrażenie wtedy, jakbym się roztapiała, a wszystkie negatywne myśli oraz wspomnienia spływały ze mnie, jak woda z kaczych piór.
- Wiesz co, KaRin? – zaczął cicho, ale nie wytrącił mnie z tego stanu. Jego głos był teraz miodem na moje uszy. – Mimo tego, że Twoje włosy nie są grube i proste, a delikatne i lekko falowane, łatwo się z nich robi warkocz. Nie sprawiają żadnego problemu.
- A może to twoje magiczne ręce? – spytałam z uśmiechem, zamykając oczy.
- To na pewno po części coś dało. – zaśmialiśmy się oboje. – Ale to chyba i tak głównie zasługa twoich włosów, wiesz?
-... Nie wiem. – znowu się zaśmiałam, Tae chyba też.
- No to wiedz to. – powiedział poważnym głosem, ale czułam w jego tonie radość.
- Ale co? – mój śmiech nie miał końca. Chłopak prychnął pod nosem.
- To, że twoje włosy są bardziej magiczne, niż moje palce. – powiedział, a ja powoli czułam coraz mniejsze dreszcze. Widocznie schodził warkoczem coraz niżej i zaraz skończy go robić.
- Zapamiętam. – powiedziałam z szerokim uśmiechem.
Wcale nie zapamiętam... Według mnie i tak to nie prawda.
- Voila! – powiedział po chwili. – Zaczekaj jeszcze sekundkę i się nie ruszaj, dobrze?
- Dobrze. – powiedziałam, prostując się i starając się nie ruszyć ani o milimetr.
Czekałam jeszcze jakieś pół minuty, mając nadal zamknięte oczy. Nie chciało mi się otwierać powiek. Bardziej w mojej głowie widniało pytanie – „Co Tae tam robi jeszcze, skoro nie dotyka moich włosów?
- Okej. – powiedział, kładąc głowę na moim ramieniu, a przed naszymi twarzami wystawił telefon. Przyjrzałam się temu, co jest na ekranie. Czy to...
- Czy to ten warkocz, który mam teraz na sobie?
- Prawie trafiłaś. – odpowiedział. – To jest TWÓJ warkocz, zrobiony PRZEZE MNIE, który teraz masz na sobie.
Spojrzałam na jego twarz w szoku, ale szybko odwróciła wzrok znowu na telefon. Jego dziecięcy uśmiech, który mówi, że jest dumny z tego, co zrobił, zbyt mnie onieśmielił.
A może też fakt, że praktycznie dotykamy się policzkami..?
- Jest śliczny i przeuroczy. – powiedziałam z zachwytem, biorąc jego telefon do ręki.
- Opisałaś ten warkocz, jakbym ja opisał ciebie. – powiedział V z rozbawieniem.
Ale Tae... To nie było zabawne...
Czułam, jak moją twarz oblewa rumieniec. Szybko założyłam kaptur od kigurumu na głowę i zaciągnęłam go na twarz, żeby chłopak nie zauważył moich zaczerwienionych policzków.
- No i co się chowasz? Smoczku? – nadal był widocznie rozbawiony i próbował się ze mną drażnić.
Ja akurat nie lubię krok po kroku. Ja lubię od razu przechodzić do sedna.
- Ja ci sam SMOCZKU! – krzyknęłam i cisnęłam w niego poduszką.
~*~
Zamknęłam drzwi od mieszkania i podbiegłam jeszcze na górę, na balkon w moim pokoju. Szybko tam wparowałam, jak rakieta wojenna i obserwowałam go z góry. Trochę, jakby księżniczka patrzyła na pewnego rycerza z nadzieją, że zostanie właśnie przez niego uratowana i...
KaRin, koniec tych fantazji. Wróć do horroru, czyli do realistycznej sytuacji.
Gdy już miał zniknąć, odwrócił się jeszcze w stronę balkonu. Od razu zaczęłam mu machać, a on z rąk ułożył wielkie serce. Po chwili popatrzył na mnie ostatni raz i poszedł dalej, znikając już z mojego pola widzenia.
Weszłam z powrotem do pokoju, zamykając drzwi od balkonu i westchnęłam cieżko. Usiadłam na ziemi, tuż przed nimi i patrzyłam na swoje odbicie na szybie.
On był u mnie aż pół dnia bez przerwy, a mam wrażenie, jakby to i tak było za mało... Dlaczego? Jest dla mnie kimś, kto otwiera bramy do świata bez zmartwień i smutku.
Właśnie...
Co z Choi?
Spojrzałam odruchowo na drzwi mojego pokoju. Przez cały dzień nie miałam z nim styczności. Ale musiał wiedzieć, że Taehyung był w naszym domu. Kto by go niby wpuścił, jak nie mój brat?
Wstałam z podłogi i powolnym krokiem szłam w stronę wyjścia z mojego pokoju. Im bliżej byłam drzwi, tym serce bardziej chciało wyskoczyć i nie być świadkiem konfrontacji z Choi. Dotknęłam klamki i chwilę się jeszcze zastanawiałam, czy to, co robię, ma jakikolwiek sens. Z jednej strony się bałam, że może znowu coś zrobiłam nie tak, ale z drugiej martwiłam się o niego i naszą relację. Może dobrze by było porozmawiać i się pogodzić? Rodzina w końcu jest najważniejsza...
Ścisnęłam klamkę i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu, jakby z każdej strony w każdej chwili mógł wyskoczyć na mnie potwór. Jak tylko mogłam, niesłyszalnie zamknęłam drzwi i ruszyłam na palcach w kierunku schodów. Gdy już z nich zeszłam, zauważyłam, że Choi siedzi przed telewizorem i ogląda jakąś komedię. Ale nie słyszałam, aby się śmiał. Był w bezruchu, jak zahipnotyzowany.
Stałam, opierając się ręką o poręcz schodów. Sama patrzyłam na telewizor. Może on się nie śmiał, bo ta komedia była słaba? Jednak moje założenia były mylne. Po chwili sama zaczęłam cicho chichotać do tego momentu, kiedy ekran telewizora nie zgasł. Zakryłam dłońmi usta.
No to wpadłam, pewnie mnie usłyszał...
Chłopak odwrócił się na kanapie w moją stronę, kładąc łokieć na oparciu mebla. Jego wyraz twarzy był raczej obojętny, a wręcz trochę...
Współczucie?
- Dzień dobry. – powiedział, uśmiechając się sztucznie po sekundzie.
- Dobry wieczór... - powiedziałam ciszej, nie ruszając się z miejsca.
- Racja... - powiedział cicho, odwracając wzrok na bok i stukając końcówkami palców o oparcie kanapy. – Jak tam się bawiłaś z Taehyungiem?
- No... Dobrze. – powiedziałam cicho, wzruszając ramionami. Brat za to oblizał wargi, wyraźnie starając się, aby tykająca w nim bomba nie wybuchła.
- Ty go tu zaprosiłaś?
- Nie...
Spojrzał na mnie i już wiedziałam, że to dopiero początek. W jego oczach, jakby dwa ogniki, widać było wewnętrzną złość. Szkoda, że nie znam powodu, dla którego jest taki zły. To ja powinnam mieć do niego pretensje, ponieważ złamał naszą wspólną obietnicę.
- Jasne. Ty go nie zaprosiłaś. Możesz mnie nie rozśmieszać? – milczałam. – Przecież nie ma powodu, aby tutaj przychodził sam V, Kim Taehyung, ryzykując zauważeniem przez byle jakiego przechodnia.
- To nie ja go zaprosiłam. – zaczęłam międlić w dłoniach rękawy ze zdenerwowania. – Byłam zaskoczona, że on przyszedł. Nie spodziewałam się tego...
- Ale jednak się tak stało. – powiedział i wstał z kanapy. Nie podszedł do mnie. Stał jedynie i miał we mnie wlepione swoje zaczerwienione oczy. – I wydaje mi się, że nie zdajesz sobie z pewnych rzeczy spraw. – ponieważ nie umiałam z siebie wydobyć ani jednego dźwięku, kontynuował. – Po pierwsze, jak już wspomniałem, mógł się narazić na atak od mediów. Kolejna głupota. Jak ta wasza impreza w dormie! – ostatnie zdanie było zdecydowanie podniesionym tonem. – Po drugie. Dekoncentrujesz zespół. To kino, ta impreza i teraz ten nagły przyjazd Taehyunga. Nie widzisz, że oni ciężko pracują, a muszą mieć siłę? Oni niedługo mają nagrania, potem nowy teledysk i trasa koncertowa. Kobieto, obudź się! – krzyknął, klaszcząc w dłonie dwa razy. – Ty sobie od wczoraj siedzisz w domu, a niektórzy z nich dzisiaj i wczoraj pracowali w studiu!
- Przecież o tym doskonale wiem! I to nie moja wina! – nie wytrzymałam i sama zaczęłam na niego krzyczeć.
- A czyja?! Od kiedy ciebie poznali, stałaś się dla nich wszystkich najważniejsza i nie skupiają się na pracy, a na tobie! Myślisz, że tego wszystkiego nie widzę?
- Ale to nie moja wina! Zrozum, nikogo nigdzie nie zapraszałam i nie rozpraszam ich, a przynajmniej nie specjalnie!
- W każdym razie jest jeszcze trzecia kwestia. – powiedział już spokojniej. – Jeżeli się dowiedzą lub domyślą się czy jakkolwiek sobie wymyślą, że cokolwiek złego stanie się BTS przez ciebie, ja cię nie obronię, a wręcz oberwę także. Niedługo będziesz dorosła. Za miesiąc. Wyleją i mnie i Ciebie.
Serce stanęło mi w gardle...
- Ale...
- A teraz zejdź mi z oczu i zostaw w spokoju. – powiedział, siadając znowu na kanapie, tyłem do mnie.
Pobiegłam na górę, a gdy już weszłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie plecami. Nie umiałam uspokoić oddechu.
Nie może się tak zdarzyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top