Bonus Świąteczny

Te święta spędzamy w Warszawie razem z rodzicami Mariny, których traktuje jak dziadków, z mamą taty i siostrą Mariny, jej mężem i dziećmi. Gdy spałam w spokoju, nawiedził mnie mały, ale słodki szatan, czyli Amelka - siostrzenica Mariny i córka Mai.

- Lenka! Czas wstawać! - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam gest. Usiadłam na łóżku, a brązowooka cały czas mi się przyglądała z uśmiechem.

- Tak, pobawimy się później. - zaśmiałam się, a dziewczynka przytuliła mnie i wybiegła radosna z pokoju. Leniwie stałam z wygodnego łóżeczka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne legginsy i szarą bluzę. Przebrałam się, a następnie poszłam do łazienki się ogarnąć. Spięłam włosy w kucyka i zeszłam na dół.

- Cześć, wszystkim. - uśmiechnęłam się, a mnie zaatakowała Ashley, czyli najładniejszy pies pod słońcem. Razem z Karmelkiem oczywiście. Pogłaskałam ją i usiadłam przy barku, gdzie na talerzu, leżały kanapki z sałatą, serem żółtym i pomidorem. Wzięłam jedną i ugryzłam kęs.

- Cześć, Lenka. - ucałowała mnie babcia Szczęsna w czoło, a później babcia Łuczenko. Dziadek poklepał mnie po ramieniu.

- Dobrze się spało? - odezwała się mama Mariny. Przytaknęłam.

- Tylko jeden mały urwis mnie obudził . - uśmiechnęłam się, a wszyscy spojrzeli na Amelkę, która bawiła się z Ashley. - Tak w ogóle to gdzie tata? - spytałam.

- Pojechał na miasto po coś. - powiedziała Marina, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Jak dokończysz jeść to udekorujesz pierniki z Amelką, okej? - przytaknęłam i dokończyłam jedzenie kanapki. Dziewczynka usiadła obok mnie na krzesełku i zaczęła dekorować pierniki. Poszłam w jej ślady. 

Gdy skończyłam robić pierniki, wzięłam się za robienie innych czynności. Szatynka pomagała mi we wszystkim, więc szybciej mi szło i już około czternastej byłam wolna. Dziewczynka spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Kiwnęłam głową na tak i zaczęłam liczyć. Jak doliczyłam do piętnastu poszłam szukać małego urwisa. Przeszukałam prawie cały dom, ale Amelki nigdzie nie było. Przypomniało mi się, że nie zajrzałam do garażu. Otworzyłam drzwi, a w rogu garażu zauważyłam dziewczynkę.

- Mam cię, Amelka. - zaśmiałam się i wzięłam ją na ręce. Poszłam z nią do salonu. Położyłam ją na kanapie i zaczęłam łaskotać, a dziewczynka śmiała się w niebo głosy. W końcu przestałam, a ona wycieńczona śmianiem się, zaczęła oglądać jakąś bajkę, która leciała w telewizji. Natomiast ja poszłam do kuchni, gdzie prawie wszyscy byli. 

- Nabawiłaś się już? - odezwał się tata, a ja przytaknęłam. Stwierdziłam, że jednak wrócę do dziewczynki i obejrzę z nią bajkę, bo nic ciekawszego do robienia nie miałam. Usiadłam wygodnie na kanapie. Tak się wciągnęłam, że nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

***

Zostałam obudzona przez babcię Ałłę. Amelka też przed chwilą wstała. Przetarłam oczy i leniwie wstałam z sofy. Zerknęłam na zegarek, na którym była godzina siedemnasta dwanaście, a o osiemnastej ma być kolacja wigilijna. Poszłam na górę. Otworzyłam szafę. Chyba z dziesięć minut stałam przed nią, nie mogąc się zdecydować co ubrać, aż w końcu wybrałam pudrowo-różowy sweterek i czarną spódniczkę. Poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Wytarłam ciało i ubrałam czyste ciuchy. Zrobiłam makijaż, a włosy postanowiłam, że zostawię proste, ale zepnę je po bokach. Wróciłam do pokoju, gdzie na nogi nałożyłam rajtuzy w kolorze cielistym. Psiknęłam się perfumami, a na rękę założyłam bransoletkę i zegarek. Zeszłam na dół, gdzie już prawie wszyscy byli. Gdy każdy już był przy stole, zaczęliśmy sobie składać życzenia. Podeszłam do Mariny.

- Skarbie, życzę Ci żebyś cały czas była taka uśmiechnięta jak jesteś, dużo zdrowia, więcej wspólnych chwil, szczęścia, wspaniałego chłopaka i spełnienia marzeń. - powiedziała, a ja ułamałam kawałek jej opłatka.

- No, więc życzę Ci, aby twoja kariera dalej się ciągła długo i długo, żebyś zawsze mnie wspierała w trudnych momentach, szczęścia, zdrowia i czego sobie zażyczysz. Kocham cię, Mamo. - łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, a brunetka zdziwiła się na te słowa. Na jej policzkach również pojawiły się łzy. Przytuliłam ją. 

- Też cię kocham, córciu. - uśmiechnęła się i mocniej przyciągnęła mnie do jej ciała. Wszyscy zaczęli klaskać, a Szczęsny przyszedł do nas i przytulił mnie i Marinę. 

Usiedliśmy przy stole, zaczęliśmy spożywać jedzenie. Rozpakowaliśmy prezenty, a o dwudziestej pięć, wszyscy poszliśmy do salonu, gdzie będziemy oglądać film pt. Kevin sam w Nowym Yorku. Uśmialiśmy się z tego filmu, a o dwudziestej trzeciej trzydzieści zaczęliśmy się zbierać na pasterkę. Ubrałam kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki. Na stopy założyłam kozaki i wyszłam z domu.

***

WESOŁYCH ŚWIĄT DLA WSZYSTKICH!! 🎄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top