14
Pomogła Marinie rozpakować zakupy, a następnie odłożyć je na swoje miejsce. Bramkarz gdzieś się ulotnił, zostawiając płeć piękną. Szatynka przyglądała się dziwnie Lenie.
- Coś się stało, że tak na mnie patrzysz? - odezwała się blondynka, patrząc na mamę.
- To ja powinnam ci zadać to pytanie. - odparła Szczęsna, na co Lena westchnęła. - Widzę, że płakałaś. Wiesz o tym, że możesz mi wszystko powiedzieć.
- Bartek. - mruknęła Lena. - Sama nie wiem czy go kocham, jeszcze przyszedł rano tutaj. Ja po prostu nie wiem. Muszę to przemyśleć. - mama przytuliła córkę. - Wyjdę się przewietrzyć do parku.
- Tylko wróć za niedługo, bo musisz się spakować. - blondynka uniosła brew do góry. - Wracamy do Turynu. - kiwnęła głową, że rozumie. Zabrała tylko telefon z pokoju, a następnie wyszła na spacer do parku.
Do: Artur 🧟♂️
Idę do parku niedaleko twojego domu jak chcesz to przychodź
Po chwili dostała odpowiedź.
Od: Artur 🧟♂️
Daj mi pięć minut!
Zajęła miejsce przy wolnej ławce i czekała na swojego przyjaciela. Rozmyślała nad Kapustką. Co byłoby jakby znowu byliby razem? To pytanie krążyło jej po głowie. Poczuła szarpnięcie za rękę.
- No wreszcie! - zaśmiał się brunet. - Wyglądałaś jakbyś była w jakimś transie. Jak sytuacja z Bartkiem? - blondynka westchnęła i zaczęła opowiadać o jej byłym. - Rób to co uważasz za rozsądne. Nie zwracaj uwagi na innych. Jak chcesz z nim być to rób to, a nie owijasz w bawełnę.
- Tyle, że ja się boję!
- Czego niby?
- Tego, że nam znowu nie wyjdzie, a ja później będę cierpiała. - mruknęła.
- Lenka, bez ryzyka nie ma zabawy. - uśmiechnął się Sikorski. - Przemyśl to. - przytulił ją. - Powinnaś wracać do domu, jeżeli lecisz dziś do Turynu.
- Masz rację, zasiedziałam się. Do zobaczenia. - przytuliła go na pożegnanie.
- Widzimy się za jakiś czas, skarbie. Tylko masz do mnie pisać i dzwonić, bo jak nie to znajdę cię tam w tym Turynie. - zaśmiał się i poszedł w stronę swojego domu.
Szczęsna od razu zaczęła się pakować po powrocie do domu. O siedemnastej miała lot do Włoch. Po niecałej godzinie była już spakowana. Nie potrzebowała dużo czasu. Miała teraz kilka godzin wolnego. Zeszła na dół. Jej brzuch prosił się o jedzenie. Akurat Marina zrobiła spaghetti. Lena zajęła miejsce w salonie i wzięła się za jedzenie swojego posiłku.
- Jesz tak szybko, że aż ci się uszy trzęsą. - zaśmiał się jej ojciec, siadając obok niej.
- Jak jestem głodna to się nie dziw. - odparła blondynka.
- Jak z Bartkiem? - Lena zdziwiła się na te słowa. Jej mają ją wydała! - Nawet jeśli chcesz z nim być to ja nie mam nic przeciwko. Kapi to dobry chłopak tylko wcześniej mu się w głowie poprzewracało. Wiem, że mu na tobie zależy, bo słyszałem jak rozmawiał z Zielińskim. Tak podsłuchiwałem, ale nie o to teraz chodzi. On naprawdę cię kocha, więc jeżeli go kochasz to rób coś, bo z tego co wiem za jakieś trzydzieści minut leci do Leicester. - powiedział Szczęsny, wstając z sofy. - No ruszaj tą dupę, bo wiem, że go kochasz! Zawiozę cię na lotnisko. - Lena zerwała się szybko, nawet nie zabierając komórki. Założyła buty, a następnie wsiadła do auta Wojtka. Ruszyli w stronę warszawskiego lotniska. Po niecałych dziesięciu minutach byli na miejscu. - Jak coś to dzwoń. Powodzenia, skarbie! - krzyknął z uśmiechem, Szczęsny.
Lena wbiegła na lotnisko, rozglądając się do okoła. Podeszła do pani przy kasach.
- Przy którym terminalu jest lot do Leicester? - zadała pytanie, rudowłosej.
- Przy pierwszym. - rzuciła krótko. Blondynka pobiegła w tamtą stronę, lecz zatrzymał ją ochroniarz.
- Proszę pokazać bilet, a wtedy wpuszczę panią. - odparł mężczyzna.
Przecież ja kuźwa nie mam biletu! Nie dostanę się tam! - pomyśłała.
Blondynka postanowiła złamać prawo i wbiec tam. Miała wszystko gdzieś. Przebiegła dalej w stronę terminalu pierwszego. Słyszała za sobą krzyki ochroniarza. Dotarła na miejsce, a drzwi do wejścia do tunelu były zamknięte. Szybko je otworzyła i pobiegła dalej. Na końcu przejścia nie było wejścia do samolotu. Odleciał. Nie zdążyła. Popłakała się. Ochroniarz złapał ją i wyprowadził. Policja skuła ją w kajdanki i kazała jej wsiąść do radiowozu. Pojechali na komisariat.
- Twoi rodzice już tutaj jadą. - powiedziała policjantka. - A teraz powiedz mi dlaczego wbiegłaś tam bez zezwolenia?
- Musiałam się spotkać z mo...przyjacielem. Chciałam mu coś wyznać, ale jego samolot odleciał. Nie myślalam o konsekwencjach. - odparła Szczęsna.
- Rozumiem, ale to nie jest powód dla łamania zasad. Dostaniesz mandat w wysokości pięciuset złotych. Twoi rodzice będą musieli zapłacić za niego. Mam nadzieję, że to ostatni taki wybryk, panno Szczęsna. - odparła policjantka. Do pomieszczenia weszli Szczęśni. Wojtek spojrzał poważnym wzorkiem na córkę. Policjantka wytłumaczyła mu całe zajście. Bramkarz zapłacił za mandat i we trójkę wyszli z komisariatu. Wsiadli do samochodu.
- Dziecko jak pozwoliłem ci za nim pójść to nie musiałaś łamać tych zasad. - odezwał się Szczęsny.
- Co teraz z wami? - spytała mama, a Lena wytarła łzy.
- Chcę polecieć do niego. - rzekła, a rodziców zamurowało. - Mówię poważnie. Przebukujcie mi bilet na Leicester. Wyjaśnię z nim tą sytuację i wrócę jutro. Proszę was.
- Dobra, ale jeszcze raz zrobisz taką głupotę to do osiemnastki będziesz siedziała w domu i nigdzie nie wychodziła! Obiecuję ci to. - powiedział jej ojciec.
Leicester nadchodzę. - pomyślała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top