Upiorze...

 Nie chcę już. Nieważne czego.

Pragnę, ale ochoty nie mam.

Patrzę z chęcią do wszystkiego.

Serce bije mocno, choć nie gnam.


Nie ma żadnej przyczyny, a boli.

Nie mam sił, choć chciałbym chcieć.

Czas jest najgorszy- kryształ niedoli.

Zapadnięty pod ciałem, chcę ciszę mieć.


Grawitacja rozciąga mi twarz.

Kolana się z impetem uginają.

Twardnieją skostniałe palce, ale trwasz.

Bezwładne na dywanie się rozlewają.


Czas jest najgorszy- tak powolny,

Ale jego bieg za szybki.

Sekund sposób na marność dowolny-

Małe akwarium, smutne rybki.


Ciało marionetki zamienia się w ciemny ołów,

By być za ciężką na teatr, a i zerwać linki może.

Marionetka chciała być jedną z tanecznych orłów.

Przykuta jest do ziemi. Upiór z nożyczkami pomoże.


Marionetki- sznurków oczekiwań pacynki

Chciałyby tańczyć, być lekkie, jasne i wolne.

Żaden ze starych palców ciągających za linki

Nie wpadł na to, że nie pomagają- takież oporne.


Leży w ciemności na scenie ciało metalowe.

Nie wie, czy zdoła na nowo zdrewnieć,

Nie wie, czy jeszcze podniesie ręce dębowe,

I czy serce nie zdąży wcześniej zdrętwieć


Choć linki, co oczywiste, ze strachem

Mówią o nożyc potworności,

Przestaną po odcięciu za jednym zamachem

I się dowiem, o rzekomej mych słów mylności.


Boję się jak cholera, ale krzyczę.

Upiorze, przybądź!

UPIORZE, PRZYBĄDŹ!


// Ja nie wiem, co to jest... i tak wgl znów trochę nieświadomie porównałem wolność do upiora... hmm...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top