... i czego się ryjesz?!
"I czego się szczerzysz głupio?", zapytać chciałem,
patrząc na portret w pokoju moim wiszący.
"Kim on jest? Czemu się tak cieszy?", myślałem.
Cóż za dusza rogata, że jego wzrok taki drwiący.
Czyż nie widział on żadnych srogich znojów?
Czyż jest aż tak głupi, by na oślep iść przez życie?
wtedy odpowiedział jak jeden z tych gnojów:
"Chodzi ci o farbą powagi grzechów zakrycie?"
"Czy miałbym zamiast tego w miejscu stać?", Mówił.
"Czy miałbym marnować czas, aż mi go przybędzie?".
"Czy może cały żywot na to, bym dobrą trumnę zamówił?"
"Taki człowiek, jakim jesteś, taki spotkany przez ciebie będzie."
Zbliżam się do niego, a on do mnie znacznie.
Teraz niechący, delikatnie mu w twarz dmucham.
Chmurka pojawia się przede mną pokracznie.
Od tamtej pory, zawsze tego siebie z lustra słucham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top