XVI wiersz
Puste kartki, zniszczone wszystkie datki.
Mienią się kolorami tęczy, coś je dręczy.
Lampa na biurku stoi, światło twoje oczy koi.
Żarówka wybucha, wiatr silny już dmucha.
Kwas z ogórków w słoiku, nie chce ci się siku?
Chodzisz po mieszkaniu, ulegasz zmieszaniu.
W pomieszczeniach brak jest czystej wody,
Na ścianach porozwieszane martwe płody.
Światło przez dziurę nieśmiało się przebija,
Na podłodze leży drętwa kosodrzewina.
Mówisz: ,,Luzik", doprawdy soczysty arbuzik.
Cieknie po twojej brodzie, jest już w ogrodzie.
Uderzasz w cegłę, podsuwasz wszystkie meble.
Patrzysz tępo na drzwi, kartka w nich tkwi.
Twoje imię i nazwisko, przenosisz się nad urwisko.
Nie umiesz czytać? Lepiej zacznij teraz gdybać.
Podeszła do ciebie, w oczy piękne popatrzyła.
Dotykając, dotkliwie się zaklęta żaba oparzyła.
Zaczęła biegać w kółko, tańczyć z tobą równiutko.
Po życia cudowny kres, toż to żart jakis jest.
Zbliżała się noc, otuleni jesteście w ciepły koc.
Pocałunek jej sprawiłeś, wnet się w osła zamieniłeś.
Żaba w śmiech wpadła, do urwiska sobie spadła.
Nastał dzień nowy, zyskałeś różowe podkowy.
Jednorożcem z cukru stałeś się, gdzieś na życia dnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top