XIX

Sen miałam miły
Rozbite szyby
Domek w gruzach
Dach w arbuzach
Tynk leci różowy
Spadły podkowy
Snem człowieczym był
Łzy wszystkie moje zmył

Miał mnie za nic
Tak jak życia nić

Śmieje się w twarz
Sznur ludzi leci znasz
Z klifu sypie
Oczy okryje
Gruz hen lecący
Za klif gnający
Krew wysysa mu
Zostanie nic tu

Jestem sobie latającym orzełkiem
Chaos w mej głowie się sprytnie chowa
Takim tam ptaszkiem elemelkiem
Rzuconym jak latająca podkowa
Szczęściem dla kogoś nie dla siebie
Moje serce nigdy nie będzie już w niebie
Rzucona w wir czasu papierków tych
Zaciskam pięści by nie wykonać złych
Ruchów mych do których zostaje zmuszona
Czuję się jakby powoli bardzo duszona
Bo moja dusza skruszona na kawałki
Ja naprawdę lubię malutkie pędraki
Są słodziutkie jak wszystko by mogło być
Lecz nie nauczyło się jeszcze dobrze żyć
Nie nauczy się wcale próżno mieć nadzieję
Spoglądając w górę widzę młode gołębie
I te słodziutkie robaczki w ich gębie
Tak właśnie to się skończy rychło
Jak życie ich tak nasze czychło

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top