Do rodziców


Nie obchodzą Was moje uczucia ani marzenia

Ciągła krytyka, nic się nie zmienia

Chcę zrobić dobrze, a wychodzi źle
Kolejny raz zadrwicie, gdy zobaczycie mą łzę

Czuję, że nienawidzicie mnie

Nie chcecie

Czuję się jak piąte koło u wozu

Ten dom to kraina sercowego mrozu
Wasze słowa przeszywają mnie gorzej niż miecz 
Jestem jak wypijający z Was krew kleszcz

Te słowa, które wracają do mnie w snach

Przykre, bolesne, dudniące w uszach

Przez to wszystko nie mogę już spokojnie spać

Nie jestem pewna czy opłaca mi się dzisiaj kłaść

Paniczny lęk przed rozmową z Wami
Ucisk nagły, bolesny w krtani

Tylko patrzę, bo nie mogę nic powiedzieć

Chcecie o mnie wszystko wiedzieć

Czuję się jak śmieć, popychadło

To wszystko na raz na mnie spadło

Macie pretensje o to, że kocham

I o to, że czasem za późno wracam

Błędne koło

Nie jest mi wcale wesoło

A gdy piszę ten wiersz

Przeszywa mnie dreszcz

Chciałabym nie istnieć

Przestać w końcu myśleć

O tym co przykre

Ronię łzy mokre

************************

Powracam! Konto miało być usunięte, ale stwierdziłam, że jest tu za dużo wspomnień, których nie chcę stracić, ale także osoby, które chętnie czytają te wiersze. Pewna osoba prosiła mnie bym w następnym rozdziale wrzuciła kilka swoich zdjęć. Łapcie! 

~NightmareCraft

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top