5. хладно сърце
Idąc z Kurtem korytarzem, Cedrik zbił z uśmiechem piątki paru napotkanym Gryfonom, którzy rozradowani życzyli mu powodzenia. Na szczęście nie widział na ich piersiach żadnych wrednych plakietek, więc mógł to zrobić bez wyrzutów sumienia. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało, nie mógł spać całą noc z ekscytacji. Został reprezentantem Hogwartu!
No coż, jednym z nich, poprawił się szybko.
Nie rozumiał, jak to właściwie się stało, ale serce nakazywało mu wierzyć Harry'emu, że to nie on za tym stał. Nie znał go nawet zbyt dobrze, nie na tyle, aby móc to obiektywnie ocenić, ale wierzył, że chłopaka po prostu wrobiono. Miał tylko ogromną nadzieję, że nie będzie miał przez to żadnych kłopotów. No z drugiej strony, chcąc nie chcąc, podwajało to szansę ich szkoły na wygranie, a to chyba było najważniejsze, prawda?
Chociaż, próbując zasnąć tej nocy, kiedy Puchon leżał w swoim łóżku, nasłuchując chrapania swoich kompanów, nie mógł przestać wyobrażać sobie siebie z wielkim pucharem i toną galeonów. Jaki ojciec byłby z niego dumny! Matka na pewno zalałaby się łzami. Kumple nie daliby mu żyć, bardziej niż teraz. Cedrikowi Diggory'emu nigdy nie zależało na podbiciu świata, ale nie umiał się nie uśmiechnąć, słysząc słowa dyrektora o wiecznej chwalę.
Kiedy wchodzili do biblioteki, Kurt palnął go po przyjacielsku w ramię.
- Stary, jesteś prawdziwą gwiazdą! - ekscytował się, uśmiechając się szeroko - Skończysz tą szkołę jak prawdziwy król! Nie dość, że tych cholernych OWUtemów nie będziesz pisał... Ygh, jak ja ci zazdroszczę! Tylko szkoda, że musisz dzielić tą swoją sławę z kimś innym...
- Mówiłem wam, abyście byli mili dla Harry'ego - upomniał go blondyn, ściszając lekko swój głos. Nie chciał się narażać pani Pince - Nie uwierzę, że zrobił to specjalnie. Z resztą, sam widziałeś jego minę. No niczym Oliver Wood i Rose Harvest, kiedy odwołają mecz Quidditcha!
- Uważam po prostu, że nie powinniśmy niczego wykluczać - Kurt uniósł ręce w poddającym się geście - Nigdy nic do niego nie miałem, ale musisz przyznać, że to trochę podejrzan... Jasny gwint, chowaj się!
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odepchnął go za regał, oboje prawie się wywrócili i wpadli na stolik obok. Cedrik, nieco oszołomiony, rzucił przepraszające spojrzenie nieco wybitym z rytmu dwóm Krukonkom. Jedna rzuciła mu dosyć ostre, wręcz przeszywające spojrzenie, więc szybko zwrócił się do Kurtem, obdarowując go zdziwionym spojrzeniem.
- Co to miało być?!
- Ona tam jest! - syknął nieco wyższy chłopak spanikowany. Zajrzał za siebie, po czym zbliżył się do Cedrika i złapał go za ramiona - Idź tam do niej!
- Ja? - myślał, że się przesłyszał - Czemu ja miałbym tam iść?!
- Przeproś ją ode mnie! Ja nie dam rady, cały się trzęsę, wyjdę tylko na kretyna! A ty jesteś taki kulturalny, no nie bez powodu połowa lasek się do ciebie ślini! - Kurt spojrzał na niego z błaganiem w oczach - Ced, proszę! Naprawdę mi głupio za tamtą sytuację, a sam do niej nie zagadam! Nie teraz...
- No dobra - zgodził się Puchon, a jego towarzysz westchnął z ulgi - Ale, masz do niej niedługo zagadać. Jesteś naprawdę w porządku chłopakiem, Kurt. Dariyia to doceni. Chwilę z nią porozmawiam, może uda mi się czegoś dowiedzieć. Nie marnuj swojej szansy. Może nie bez powodu znalazła się w delegacji.
Kurt podniósł ku niemu wzrok, ale pokiwał głową. Ostatni raz rozejrzał się dookoła siebie, po czym przebiegł pomiędzy regałami, chcąc jak najszybciej i jak najciszej opuścić bibliotekę, praktycznie się za nim kurzyło, aż spadło parę kartek ze stolika, przy którym siedziały tamte dwie Krukonki.
- Świetnie - mruknęła z irytacją okularnica, schylając się, aby je zebrać.
Cedrik nie zwracał już na nią uwagi. Lekko wychylił się zza regału, dostrzegając znajomą Bułgarkę. Siedziała sama przy stole, praktycznie otoczona przez armię najróżniejszych książek. Ze skupieniem przeglądała ich zawartość, co jakiś czas odgarniając niesforne kosmyki włosów, które wymsknęły się z jej warkocza. Chyba zawsze widywał ją w jakoś spiętych włosach, pomyślał. Jej koleżanka ze szkoły również ciągle miała je związane, może w Durmstrangu mieli takie zasady? Chłopak wziął głęboki wdech i ruszył w jej stronę.
Szedł powoli w jej stronę, a ona nawet nie uniosła głowy w jego stronę, zapewne nie spodziewając się, że chce z nią porozmawiać. Rzucił szybko wzrokiem na to, co aktualnie czytała. Książka pisana była strasznie małą czcionką, ale słowo Hogwart rzuciło mu się w oczy parę razy. Uczyła się o ich szkole?
- Mogę ci w czymś pomóc? - usłyszał jej chłodny głos. Nadal na niego nie spojrzała, ale widocznie już nie czytała. Nie brzmiała nie zirytowaną, jej głos był dumny. Miała bardzo przyjemny dla ucha, wschodni akcent, musiał to przyznać - Czy zamierzasz tu stać cały dzień i zasłaniać światło?
- Chciałem z tobą porozmawiać - wyjaśnił miłym tonem Cedrik.
- O czym mielibyśmy rozmawiać?
W końcu obdarzyła go spojrzeniem. Jej ciemne oczy były lekko przymrużone, przyglądała mu się podejrzliwie. Przez ten wzrok przez chwilę nie umiał znaleźć odpowiednich słów, zmroził go całkowicie. Nie był przyzwyczajony do tak chłodnego tonu głosu. Nigdy by sobie tego nie przyznał, ale działał jakoś na ludzi. Nie chodziło tu a manipulację, starał się po prostu być sympatyczny i często dzięki temu jego rozmówcy również odnosili się do niego sympatycznie. Nie było w tym żadnej filozofii. Tymczasem z każdym kolejnym słowem Dariyi miał wrażenie, że ją jakoś uraził, niestety nie wiedział jak.
- O Kurtcie, moim przyjacielu. Jest mu strasznie przykro, że cię obraził - powiedział po chwili - Prosił, żebym ci to przekazał. No naprawdę mu głupio.
- Kurt musiałby się bardzo postarać, żeby mnie obrazić. I gdyby rzeczywiście było mu tak przykro, to nie wysyłałby ciebie. Ale nie musi, bo nie ma takiej potrzeby - dziewczyna wzruszyła ramionami - Możesz iść.
Znowu wbiła wzrok w książkę, podpierając się na łokciu. Przez chwilę Cedrik rzeczywiście chciał odejść, nie chciał męczyć Dariyi, która widocznie wolała być sama. Ale obiecał przecież Kurtowi, a nie cierpiał łamać obietnic. Musiał się trochę postarać. Zerknął na książkę, a potem znowu na Bułgarkę.
- Czytasz o Hogwarcie? - spytał. Miał wrażenie, że usłyszał, jak nastolatka mamrocze coś pod nosem, prawdopodobnie po bułgarsku, możliwe, że coś w stylu ''cholery''. Nie odpowiedziała mu, przenosząc nieco zirytowany wzrok na ścianę na przeciwko. Puchon wykorzystał to, aby usiąść na krześle obok niej. Dyskretnie zerknął na książkę przed dziewczyną, po czym znowu na nią spojrzał - Czytasz o Turnieju Trójmagicznym. O tym w 1792.
- Lubię wiedzieć o tym, co się dzieje dookoła mnie - wyjaśniła, z jakimś wyrzutem w głosie. Spojrzała na niego ostro - A Turniej w 1792 bardzo dobrze przedstawia realia tego turnieju. Jest bardzo niebezpieczny. Trzeba być bardzo dobrze przygotowanym.
- Czy to jakaś dobra rada? - Cedrik, nieco rozbawiony, uniósł brew do góry - Jestem wdzięczny.
- Nie mogę ci przecież dawać żadnych rad, jestem z Durmstrangu, a ty z Hogwartu. Na dobrą sprawę, nie powinniśmy nawet rozmawiać - stwierdziła brunetka, zamykając książkę. Lekki huk rozszedł się po pomieszczeniu.
- Zasady Turnieju nie zabraniają rozmawiać uczniom z różnych szkół.
- Istnieje wiele niepisanych zasad, Cedrik.
Widział po niej, że zamierza odejść. Nieco spanikował, z tej rozmowy przecież praktycznie nic nie wyszło, więcej złego niż dobrego! Praktycznie gorączkowo przesuwał wzrokiem po biurku, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, tematu do bardziej swobodnej rozmowy. W końcu, natknął się na pusty kubek, praktycznie na krańcu biurka, położony bezpiecznie, aby nie zabrudzić niczego przypadkiem. Znowu spojrzał na Dariyie, dostrzegając trochę kremu w kąciku jej ust. Uśmiechnął się lekko sam do siebie, pomysł sam przyszedł mu do głowy. Pochylił się nieco bardziej, kiedy ta układała porozrzucane lektury.
- Masz trochę... w kąciku ust - wskazał palcem, wybijając ją z rytmu.
Początkowo nie zrozumiała, o co mu chodzi. Zdezorientowana, przyłożyła palec w miejsce, które wskazywał, aż natknęła się na resztki kremu. Szybko wytarła go, znowu mrucząc coś pod nosem.
- Też macie piwo kremowe w Durmstrangu? - zapytał zaciekawiony. Spodziewał się jakiejś odzywki, jednak ona tylko pokiwała niedbale głową, coraz bardziej śpiesząc się z pakowaniem swoich rzeczy - To z kuchni jest bardzo dobre, ale nie umywa się do tego z Hogsmeade. W ten weekend mamy wyjście. Na pewno ci posmakuje.
- Wyjście jest dla uczniów Hogwartu - zauważyła dziewczyna, wzdychając lekko - Z resztą, pewnie będę miała jakieś zajęcia.
- Mogę załatwić to tak, żebyś nie miała.
Rzeczywiście, gdyby pogadał z profesor Sprout i jako dobry kolega zauważył, że wszyscy uczniowie powinni móc udać się do Hogsmeade aby odpocząć oraz zacieśnić wspólne więzy, na pewno poszłaby z tym do dyrektora, który zasugerowałby to pozostałym Karkarowowi i Madame Maxime To byłby świetny pomysł, przy okazji zrobiłby dobry uczynek dla innych. Wszystkim należał się przecież dzień wolny. Mogliby zaaranżować spotkanie Dariyi i Kurta.
Dariyia spojrzała na niego z niedowierzaniem. Znowu nieufnie mu się przyjrzała.
- Czego ode mnie chcesz, Diggory? - nie rozumiała - Nie jestem dla ciebie interesująca. Chcesz omamić jakąś dziewczynę, masz ich w Hogwarcie na pęczki. Mnie i Annę... Zostaw mnie.
Znowu zabrało mu mowę. Jej rozumowanie było dla niego nie do zrozumienia. Jak ona w ogóle mogła tak myśleć? Za kogo go miała? Może od kogoś usłyszała coś niemiłego? Zdawał sobie sprawę, że koleżanki Cho od ich zerwania mówią o nim nieprawdziwe głupoty. Może dotarło to do Dariyi? Gwałtownie posmutniał, nie chciał jednak po sobie tego pokazać, dla Kurta, więc zdobył się na lekki uśmiech.
- Uznajmy to za prawowite przeprosiny Kurta, za tamtą sytuację. Może mówiłaś, że nie potrzebujesz przeprosin, ale czy naprawdę masz zamiar odmówić dobremu, kremowemu piwu?
Nie umiał rozszyfrować jej intencji z tego wzroku, serce biło mu jak szalone. To mogło się udać, albo nie udać i wszystko spartaczyć. Znikąd wzięło go na śmiech, chociaż się powstrzymał. To żesz Kurt wybrał sobie dziewczynę, pomyślał rozbawiony. Zdecydowanie nie będzie miał z nią łatwo.
- Dobrze - zgodziła się, a na jego twarzy pojawił się szerszy uśmiech - Ale tylko na chwilę. Skoro będę już mogła wyjść, to wykorzystam to, aby spotkać się z babcią...
- Masz babcię w Anglii? - zainteresował się Cedrik, przechylając głowę - Chodziła do Hogwartu?
- Muszę iść - oznajmiła Dariyia, szybko wstając. Nie chciał już na nią dalej naciskać, chociaż jej towarzystwo z każdą minutą zaczynało się robić coraz bardziej przyjemne. Miała już odejść, ale spojrzała na coś za nimi, po czym na niego - Powinieneś chyba porozmawiać ze swoją dziewczyną.
- Dziewczyną?
Odwrócił głowę do tyłu, dostrzegając Cho, stojącą przy regałach. Co chwilę przerzucała wzrok z niego na Bułgarkę i na odwrót. Nie wiedział ile tutaj już stała, ile podsłuchała i po co to robiła i chyba naprawdę nie chciał wiedzieć. Znowu zastygł w miejscu. Marzył, żeby mógł po prostu pstryknąć palcem i znaleźć się w swoim pokoju, uniknąć tej konfrontacji. Może ciągle ją przekładał i zachowywał się niedojrzale, ale na samą myśl o takiej rozmowie bolało go serce. Wydarzenia z zakończenia poprzedniego roku pojawiły się w jego umyśle, rozsyłając niepokój i żal po całym jego ciele.
- Miło się z tobą... - kiedy spojrzał do przodu, Dariyi już tam nie było, szła z torbą pełną książek do wyjścia biblioteki. Chciał za nią iść, ale nagle Krukonka pojawiła się przy nim, z zaszklonymi oczami. Puchon, wstał, kręcąc głową, nie miał ochoty na tę rozmowę, ani teraz, ani nigdy.
Niestety, Cho zastąpiła mu drogę, nie pozwalając mu przejść. Nie chciał się przez nią przepychać, ludzie mogliby to źle odebrać. Nie chciał dać jej jednak satysfakcji, więc uparcie odmawiał spojrzenia na nią, regał przed nim zasługiwał już na więcej uwagi i patrzenie na niego było mniej bolesne.
- Nie możesz poświęcić mi nawet pięciu minut? - westchnęła cicho dziewczyna - Musimy pogadać.
- Nie mamy o czym - stwierdził słabym głosem Puchon - Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Mogę to wszystko wyjaśnić.
- Może i możesz, ale ja nie chcę, abyś mi nic wyjaśniła, Cho. Już dosyć widziałem.
Najzręczniej jak mógł, ominął ją i ruszył do wyjścia. Był już przy nim, kiedy usłyszał ponownie jej głos.
- Nic do niego nie czuję. To był błąd.
Widocznie nauczył się czegoś od Bułgarki, bo bez słowa ruszył przed siebie, znikając jej z oczu. Nie dostrzegł jednak, jak Dariyia obserwowała ich dwójkę, ukryta wśród półek. Odprowadziła go wzrokiem, po czym spojrzała na Cho, stojącą bezradnie na środku biblioteki. Przyjrzała się jej. Nie miała zielonego pojęcia, co zaszło między tą dwójką, ale jednego była pewna. Ta Cho musiała go bardzo, ale to bardzo zranić. Widać to było po jego twarzy, w jej towarzystwie był już Księciem Hufflepuffu, tylko zwykłym chłopcem.
I tortury samego Grindelwalda by nie wymusiły na niej takiego wyznania, ale właśnie tego chłopca polubiło jej chłodne serce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top