9. Odpowiedzi
Na śniadanie dostali po pół bochenka chleba i wodę w drewnianym naczyniu. Jedno na celę. Chleb był świeży i wyjątkowo smaczny. Nie tylko skręcało ich już w żołądkach, ale pieczywo miało bardzo ciekawy, pociągający zapach.
W czasie posiłku głównie głos Aelity roznosił się po areszcie. Byli tu sami, albo przynajmniej inni więźniowie nie dawali ani znaku życia, ani nie dostali swojej porcji.
Sam w ciszy rwał kawałki chleba. Tylko Varian mógł dostrzec, jak przejmuje się całą sprawą. Rudowłosy zadręczał się świadomością, że zawalił i naraża na niebezpieczeństwo całą grupę. Wątpił, by reszta została w ich małym obozie. Z pewnością najpóźniej jutro wyruszą na poszukiwania, a jeśli elfy ich zauważą, również tutaj trafią i będzie jeszcze gorzej. Przecież nie mogą zapomnieć o swojej misji i powrocie do domu. Jest liderem, musi temu zaradzić. Nie może zawieść grupy.
— Musimy stąd uciec — powiedział pewnym, choć trochę chrypliwym głosem. Uśmiechnął się przy tym zawiadacko, patrząc spod rudej, lokowanej grzywki na kolegę. Nie zauważył nawet, że przerwał swoim towarzyszom rozmowę o niczym.
— No raczej — mruknął ten.
— Wiesz, że kolejny grupowy plan nie wypali? Cały czas coś się psuje — powiedziała kpiąco Aelita, dając wrażenie, jakby miała ich kompletnie gdzieś.
— Nie no, z tym akurat trochę przesadziłaś — westchnął blondyn. — Aż tak źle nie jest.
— Róbcie co chcecie. Ja zamierzam poczekać jeszcze jeden posiłek, a później sama coś wymyślę. Wy możecie polegać na sobie — zakończyła triumfalnie.
— Odwaliło Ci? — chłopak aż spojrzał przez strzelinę.
— Może dodali jej coś do jedzenia — zasugerował Sam, kompletnie zbity z tropu.
Usłyszeli kroki i trzask drzwi. Za chwilę rozległ się głos elfa, tego samego co wcześniej, który przyszedł po naczynia.
— Ej! — Sam walnął w drzwi. — Co było w tym jedzeniu?
— Nic. I nie hałasuj wyrośnięty krasnalu, tu obowiązuje cisza.
— Krasnalu...? Jesteśmy LUDŹMI!
Sam zobaczył przez nieduże okienko w drzwiach, jak elf się oddala.
— Powiesz nam chociaż, kiedy wyjdziemy? — zawołał jeszcze, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Trochę zrezygnowany usiadł i oparł się o ścianę z desek. Pociągnął za jeden kosmyk włosów.
— To jak? Zakład, że pierwsza wymyślę jak stąd wyjść? — usłyszeli jak dziewczyna obok czerpie radość z całej sytuacji.
***
Christian przeciągnął się na łożu. Był jeden plus zawieszenia misji – mógł spać ile tylko potrzebował. A potrzebował naprawdę dużo snu. W nocy, na jego warcie, nieznajoma poprosiła go o pomoc. Nie chciała sama tego zrobić, dlatego to Yoon, choć z trudem, przebrał Nica, a dziewczyna zanurzyła stare spodnie i bieliznę we wrzącej wodzie. Wytłumaczyła, że w ten sposób pozbywają się toksyn, które utrzymywały się w ubraniu i w jakiś sposób wciąż oddziaływały na ciało. Posiedział obok niej tylko chwilę, a później powiedział, że jest już zmęczony i kończy wartę. Nie pamiętał, czy obudził Melanię, ale nie miało to dużego znaczenia. Ta nowa przecież i tak czuwała. Nawet nie widział argumentów ku temu, by jej nie ufać. W czasie, gdy szeroko ziewał, postanowił sobie, że zrobi co w mocy jego żartów, aby tylko zatrzymać ją z nimi jak najdłużej.
— Dobrze, że już wstałeś — usłyszał z boku. — Zastanawiałam się, czy cię obudzić. Rozumiesz... Z Lili bardzo już chcemy zadać tej dziewczynie pytania, a wolimy, żebyś wtedy był na nogach.
Chris się uśmiechnął uwodzicielsko do Melanii i położył prawą dłoń na swoim wielkim brzuchu, siedząc i utrzymując ciężar ciała na drugiej ręce.
— Mam nadzieję, że pozwolisz mi najpierw zjeść śniadanie?
W dziewczynie jakby coś pękło i uśmiechnęła się rozbawiona.
— Zupa z wczoraj właśnie się grzeje.
Podniosła się z klęczków i zauważyła, że Lili stoi przy ognisku, nakładając zupy. Podeszła do niej marszcząc brwi.
— Pomiata tobą i każe Ci przynosić jedzenie? Już proponowałam jej, nie chciała.
Nie wiedziała do końca dlaczego to powiedziała. Wiedziała, że nieznajoma taka nie jest i będąc przy niej czuła się bardzo spokojnie. Ufała jej i wiedziała, że chce im pomóc. Była również świadoma, że koleżanka ma trochę inne zdanie.
Lili odpowiedziała trochę speszona:
— Nie o to chodzi... — spojrzała jej w oczy. — Nico się przebudził.
Czym prędzej obie tam podążyły. Różowowłosa podała dziwnej dziewczynie zupę, a ona nabrała łyżkę i zbliżyła ją do ust chorego.
— Nadal ciężko oddycha, ale otworzył odrobinę oczy, sama widziałam. Nie śpi. Jest trochę lepiej — wytłumaczyła Lili, mówiąc nie za głośno.
Chory się skrzywił i przełknął. Powoli przekręcił się na plecy głośno stękając.
— Gorączka na razie spadła — powiedziała nieznajoma. — Nicolas, dasz radę usiąść?
— Na razie..? — dziewczyny spojrzały po sobie, ale nie otrzymały odpowiedzi.
Minęła krótka chwilą zanim chłopak sucho i cicho odpowiedział.
— Wszystko cholernie boli... — wydusił. Nie otwierał już oczu.
Nieznajoma z uwagą nakarmiła go zupą, a później ten zasnął. Otarła mu twarz, po czym wszystkie udały się do ogniska.
— Możecie pytać — rzuciła, gdy wszyscy usiedli. Chris też już tam był.
Melania zebrała myśli.
— Dalej nie wiemy dlaczego to robisz i kim jesteś.
— Ani jak piękna pani się zwie — dodał z poważnym uśmiechem czarnoskóry. — I skąd pochodzi.
Nie musieli długo czekać na odpowiedź. Dziewczyna w przeciwieństwie do wczorajszego dnia, teraz nie miała żadnych tajemnic i jak zawsze odpowiadała płynnie.
— Mam na imię Nora. Jest to imię z waszego świata, stamtąd pochodzę. Kiedyś byłam w podobnej sytuacji co wy. Od kilku lat mieszkam w Wielowzgórzu, ponieważ to jest mój prawdziwy dom. Jestem kimś dosyć znanym... i mam tu wiele przyjaciół. Przyjaźnię — to słowo wyraźnie ledwo przeszło jej przez gardło. — się z Piorunem oraz księżniczką Avalon. To właśnie oni polecili mi pilnować waszej misji. Czuwam nad wami i dbam, by nie stało się wam nic złego. Miałam pozostać nieujawniona, aż do samego końca. Właśnie dlatego wam pomagam, bo tak samo jak inni chcę, by ta misja się powiodła.
— Dlaczego nie możecie sami wypełnić tej misji? — zasugerowała niepewnie Lili.
— To nie takie proste. Stało się coś dziwnego. Wielka Księga, o której może Piorun już coś wspominał, zrobiła nam małego psikusa... Widzicie, ukazują się tam przepowiednie i wskazówki. To dzięki niej funkcjonujemy. Jest to najwyższa księga w całym Wielowzgórzu. A teraz powierzyła zadanie właśnie wam, dlatego my nie możemy nic zrobić. Jedynie pomóc, ale jest tam jasno napisane, że musicie przebyć całą wędrówkę do zamku Lokuncji razem. Tą samą, którą przeszła kiedyś inna grupa nastolatków.
— To znaczy, że ta księga się na was pogniewa, jeśli pójdzie coś nie tak? — zainteresował się Christian.
— Powiedzieć co się stanie, nie mogę wam powiedzieć. Ale z pewnością nie wrócicie do domu, a tu zrobi się nieciekawie.
— To teraz... — zaczęła Mel. — Możesz rozjaśnić o co chodzi z tym, że to jest Twój prawdziwy dom, ale jesteś z naszego świata?
Nora się do nich uśmiechnęła.
— Wychowywałam się w waszym świecie. Dopiero niedługo po pójściu do szkoły, dowiedziałam się, że moja prawdziwa matka pochodzi z tego świata. Jeśli myślicie, że właśnie wygłaszam jakąś wielką tajemnicę, to się mylicie. Wszyscy o tym wiedzą — uśmiechnęła się szeroko. — Jedyne co, to nikt nie wie o mojej misji pilnowania was. Zamieszkałam tu, bo u was nie mogłam zostać. Po prostu.
***
— Te pierścienie mogłyby się w końcu do czegoś przydać...
Varian spojrzał na dłoń przyjaciela, którą ten wyciągnął przed siebie i przyjrzał jego pierścieniowi. Żółty, mocno wyróżniający się na tle jego czarnych ubrań, ze znakiem czterolistnej koniczyny.
— Na razie nie przynosi nam szczęścia — wyszczerzył się. — Mój też nie zamienił mnie jeszcze w wilkołaka — spróbował zażartować, wskazując na swój. Niebieski, z psią łapą.
— Na razie będą nadal bezużyteczne. Więc co zrobić? Jak nas w końcu wypuszczą i jakoś się uwiniemy strażnikowi, dalej jest ich więcej, znów nas złapią, jak Aelitę i nie wiadomo jak to się skończy. Jak będziemy chcieli coś tu rozwalić, żeby się wykraść, usłyszą.
— Może jakoś wyjątkowo zareagują jak zobaczą pierścienie? — podsunął Varian.
— Krasnoludki z początku nam nie zaufały, bo myślały, że Chris nie jest jednym z nas i nie pasowała im liczba. A nas jest tu tylko trójka! Jak powiemy gdzie jest reszta, to i tak nie wiemy jakie dokładnie mają zamiary — westchnął Sam.
Od śniadania słyszeli jedynie odgłosy dreptania, wstawania i skakania Aelity. Za to teraz, przerwał to dźwięk powolnego otwierania się drzwi.
— Myślisz, że to już obiad? — mruknął Sam.
Wtedy otworzyły się ich drzwi, a w nich stała Aelita. W niewielkim świetle, pochodzącym jedynie z ich słoja ze świetlikami, jej jasne oraz długie włosy, niesamowicie się wyróżniały. Dumna z siebie, założyła pasmo za ucho.
— Gdybym zdała się na was, wszyscy byśmy tu zdechli. Pozwólcie, że od teraz będę polegać tylko na sobie. Nie musicie dziękować — uśmiechnęła się.
Chłopcy patrzyli na to zupełnie zdezorientowani. Pierwszy otrząsnął się Varian i podniósł się z podłogi.
— Jak ty to... — powiedział cicho z wydechem Sam.
— Chodź, stary — mruknął blondyn.
Dziewczyna wskazała pręgę przechodzącą przez jej czoło.
— To dzięki mojej bliźnie, mówię wam. Wystarczy, że dotknęłam zamka i już świat staje otworem!
— Mów ciszej! - syknął trochę już zniecierpliwiony jej osobą Varian. — Zaraz nic nie wyjdzie z tej naszej ucieczki.
Wystawił rękę w kierunku rudego, a ten po chwili ją chwycił i się podniósł. Oczy miał szeroko otwarte, a twarz niezbyt ciekawą. Nie mógł dopuścić się do świadomości, że właśnie uratowała go dziewczyna. A to on jest liderem. To on powinien ich uratować.
***
— To znaczy, że od początku za nami chodzisz i wczoraj w nocy, gdy część się rozdzieliła, wszystko widziałaś... I nic z tym nie zrobiłaś? — wywnioskowała Lilian.
— Byłam w tym czasie w lesie i stamtąd was obserwowałam — kiwnęła głową. — Nie będę zdradzała moich sztuczek, skąd wszystko wiem — mrugnęła rozbawiona. — ale proszę nie obwiniajcie mnie o nic. Ja tylko nadzoruję. Wy podejmujecie wybory. Dbam oto, byście przeżyli.
"Byśmy przeżyli" - powtórzyła w myślach Mel.
Jeszcze chwilę rozmawiali. Później Nora zajrzała do chorego i powiedziała, że idzie na krótki spacer, ale nie muszą się martwić, wróci. Christianowi z początku się to nie spodobało, ale w końcu na to przystał, przekonując ją, że jak spróbuje dzisiejszego obiadu, to już w ogóle nie będzie się chciała od niego oddalać.
— Nie mogę się doczekać, szefie kuchni — odparła z szerokim uśmiechem i wyruszyła w stronę przeciwną do lasu. Polana była ogromna. Z dala otoczona innymi drzewami, a tam teren był odrobinę zróżnicowany.
— Może ktoś powinien za nią pójść, żeby się upewnić, czy możemy jej ufać?
Chris się zaśmiał.
— Daj spokój... Owszem, pewnie skontaktuje się jakoś z Piorunem, ale wolę, żebyśmy się już więcej nie rozdzielali — powiedziała spokojnie Mel. Przez chwilę wpatrywała się w oddalającą się postać ich nowej, tajemniczej towarzyszki, po czym uśmiechnęła pocieszająco do Lili.
— Zobaczycie, ja jeszcze przypilnuję, żeby nam pomagała do końca. Nie odważy się nas opuścić.
O dziwo głos Christiana brzmiał zupełnie poważnie. Dziewczyny spojrzały na niego zdziwione, a później zerknęły po sobie. Wtedy chłopak się roześmiał i zabrał za obmyślanie wyjątkowego posiłku...
____________________________________
Może w te koronaferie was trochę zabawię jeszcze jednym rozdziałem. Jak widać, ten nie za długi 1800 słów, ale idealny, by zatrzymać na chwilę akcję i wasze postacie mogły się wypowiedzieć...
Tu możecie się wyrazić swoją radość i zażalenia na rozdział:
Varian, Sam i Aelita
1. Jaki masz plan? Pomysły na wspólną ucieczkę? A może jednak zostajecie?
2. Przemyślenia odnośnie sytuacji.
Chris
1. Jesteś zadowolony z odpowiedzi Nory?
2. Mówiłeś, że możesz usługiwać Nicowi. Na razie jesteś z siebie zadowolony?
3. Masz jakiś pomysł na akcję ratunkową?
4. Wiesz już, co chcesz upichcić?
Mel i Lili
1. Jak wygląda Twoje nastawienie do Nory? Jesteś zadowolona z jej odpowiedzi? Coś Cię jeszcze nurtuje?
2. Masz jakiś pomysł na akcję ratunkową?
Nicolas
Pytań nie mam (no przepraszam), ale możesz się wypowiedzieć, jeśli tylko masz ochotę ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top