21. To dopiero początek
Żadne z nich nie spodziewało się takiego obrotu sytuacji. Pegazy wylądowały tuż obok nich, a później zabrały na swoich grzbietach, aż do jabłoni. Lilian już tam czekała.
- Piorun! - zawołała z uśmiechem Aelita.
Sam zszedł z grzbietu jasnego pegaza i począł iść w stronę drzewa. Jeszcze nie dotarła do niego nagła zmiana otoczenia. Przed chwilą wyczekiwali ucieczki w klatce, a teraz znajdowali się parę kilometrów od zamku. W dodatku wszyscy znajdowali się w otoczeniu pegazów. Ten tłok wysokich istot był nienaturalny.
Niedaleko drzewa stał na wszystkich sześciu nogach, ze zwieszoną głową nimok. Wszystkich zaskoczyła jego poszarzała sierść i kruchość wysokiej postawy. Varian zaczął się w mu przypatrywać.
- Lilian! - wykrzyknął Christian. - Przepraszam, że musiałaś samotnie pomóc księżniczce pegazów! - W jego ustach brzmiało to bardzo głupio. - Gdyby tylko zgodzili się do ciebie pójść i ci pomóc, zaserwowałbym ci jakiś układ cheerlederski, żeby było ci raźniej.
- Dziękuję - uśmiechnęła się lekko. - Miło z twojej strony.
- Gdzie jest ta księżniczka? - zapytał Sam.
Lilian wskazała w stronę nimoka.
- Tak, to jest księżniczka, którą mieliście uwolnić. Teraz jest już prawie wolna - odparł Piorun. - Cieszę się, że udało wam się dopełnić przeznaczenia.
- Dlaczego prawie? - zapytał Varian.
- Ponieważ to dziki nimok - odparła Nora. - Urodziła się dzika. Więzienie ją zabijało, tak samo jak pozwolenie na relację z Lili, czyli oswojenie - spojrzała w stronę zaskoczonej dziewczyny.
- Nie wiedziałam... - zająknęła się.
- Nic złego nie zrobiłaś. To był jej wybór. Oswojenie to piękne uczucie, choć w ich przypadku niszczące. Ale teraz... To ty musisz dać jej wolność.
Koleżanki i koledzy z klasy stanęli bliżej siebie, obserwując co dziewczyna dalej zrobi. Lilian spojrzała to na Norę, to na Pioruna, to na nich i podeszła bliżej zwierzęcia. Ukłoniła się. Za jej przykładem poszli Nora, Piorun, a później też Varian i Chris. Wciąż pochylona rzekła:
- Mirima, rant.
Zerknęła na zwierzę, któremu rozbłysły oczy, a później również się ukłoniło, dostojnie pobiegło i odleciało. Jak na zawołanie podniosła się reszta pegazów. Nicolas schylił się, chroniąc na wszelki wypadek głowę, bojąc się, że dostanie kopytem, lub którymś skrzydłem. Wkrótce pozostali na wzgórzu pod jabłonią sami.
- Lilian, co to było? - odezwał się Chistian.
- Co?...- zapytała niepewnie dziewczyna.
- Mówiłaś jakimś dziwnym językiem - stwierdził Sam.
- Co ci się stało w ręce? - zapytała Melania podchodząc do niej i przytulając.
- Może pomoże pierścień Sama? - zauważył Varian.
- Co ty tam takiego robiłaś?... - oglądała dalej dłonie czarnowłosa.
- Właśnie! Jak tam było? - zapytała Aelita.
Lilian trochę przytłoczona spojrzała niepewnie w stronę Nory, która tylko się do niej uśmiechnęła.
- No... Był tam pokój, gdzie wszystko, co żywe po jakimś czasie zamieniało się w metal, a kluczem były...
- Czekaj, czekaj, zacznij od początku, od szafy - stwierdziła przejęta blondynka.
- Jeszcze będzie na to czas - powiedział Piorun stając obok. Ożywienie grupy się wyciszyło. - Teraz proszę usiądźcie na trawie. Pewnie zastanawiacie się po co było Lokuncji to wszystko. Wasze pierścienie - tu Aelita aż podskoczyła i sięgnęła do kieszeni. Oddała z dumą przedmioty właścicielom. - oraz ten dziki, wyjątkowy nimok, którego bardzo trudno odszukać. Sami nie wiemy co planowała, wciąż tylko się domyślamy i z pewnością nie chodzi o nic dobrego. Ale teraz uwięziliście ją na jakiś czas w zamku i tak prędko nie znajdzie znów naturalnie dzikiego nimoka.
- Dlaczego ten dom nazywacie zamkiem? - zapytała marszcząc brwi Mel.
Piorun spojrzał w stronę drzewa i machnął lekko ogonem.
- To jej królestwo, ten dom. To jedyne co posiada.
Melania nie wyglądała na do końca zadowolona odpowiedzią, ale nie drążyła tematu.
- Co teraz? Wrócimy? - zapytał Varian.
- Tak. Przyszedł czas, abyście wrócili do swojego świata.
Nagle pierścienie wszystkich zalśniły. Kora stojącego obok drzewa również rozbłysła. Przyjaciele spojrzeli na to zaskoczeni.
- Kto pierwszy? - zapytała Nora.
Chris poczuł się dziwnie. Zdawało mu się, że spędził tu tyle czasu, że nie będzie już musiał wracać. Pomyślał tęsknie o swoim łóżku, lodówce i spiżarni, po czym wstał.
- Ja mogę. - Spojrzał na przyjaciół. - Pod warunkiem, że utrzymamy nasze relacje po powrocie - uśmiechnął się zabawnie. - Trudno objąć słowami co teraz czuję i jak będę tęsknił za tym miejscem, ale czuję, że powinienem pójść pierwszy. Chociaż raz - zażartował. - Poza tym, mnie też trudno objąć. - Chce ktoś sprawdzić?
Za chwilę Nora objęła go krótko na pożegnanie i chłopak poszedł w stronę świetlistego pnia. Wszyscy wstali.
- Dziękuję za wszystkie pyszne posiłki - powiedziała Nora.
- To nie ściema, prawda? Nie zderzę się za chwilę ze ścianą, prawda? - rzucił jeszcze, patrząc po kolei na wszystkich, po czym zniknął w świetle.
Kolejna poszła Aelita. Pomachała uśmiechnięta Norze i Piorunowi patrząc ostatni raz z uśmiechem na malownicze pagórki tego świata. Później Varian poważnie stanął blisko drzewa, kierując pytanie do Pioruna.
- Wrócimy tu jeszcze? - zapytał.
Piorun uśmiechnął się z błyskiem w oku.
- Niektórzy z was pewnie tak.
Nieświadomie reszta ustawiła się w kolejce. Nicolas złapał gwałtownie Samuela za przedramię. Ten spojrzał zaskoczony spod rudej grzywki na przyjaciela, po czym uśmiechnął się półgębkiem. Nico miał szklane oczy.
- Spokojnie, tam - wskazał na świecącą korę drzewa. - znów będzie jak dawniej. Może nie będziemy bujać się na huśtawkach, próbując napluć na szyby samochodów, ale będziesz mógł zawsze na mnie liczyć - przytulił chłopaka.
Nora z Melanią uśmiechnęły się na ten widok, stojąc przy drzewie.
- Co powiedziała ci Lokuncja?
Nora lekko się uśmiechnęła i nie dała odpowiedzi.
- Powiesz mi chociaż, czy jeszcze tu wrócę? Albo się zobaczymy? - dopytała czarnowłosa.
- Myślę, że tak, jeszcze się zobaczymy. Ale trudno mi teraz powiedzieć gdzie.
Uścisnęły się mocno na pożegnanie.
Kolejny był Samuel. Poprosił jeszcze o chwilę i podszedł do Lilian, tłumacząc się, że dziewczyna nie może pokazać się w ich świecie z takimi dłońmi. Ujął je w swoje, a ona lekko syknęła czując kłucie i pieczenie. Przeczekał chwilę, a gdy puścił, wszystkie rany i zadrapania się zagoiły. Na trawę spadł krótki deszczyk drzazg. Uśmiechnął się do niej i szepnął "Dobra robota", spojrzał jeszcze raz melancholicznym wzrokiem wkoło, po czym i on zniknął w świetle.
- Nicolas..? No idź - zachęciła go Lilian.
Chłopak stał w miejscu nie potrafiąc się poruszyć. Jego wnętrze zabraniało mu wracać do domu i szarej codzienności. Słowa Sama go pocieszyły, lecz wciąż potrzebował jeszcze chwili, by odważyć się przejść do krainy śmierci, gdzie nieustannie życie zmuszało go do tego, by po raz kolejny okazać swoją słabość i nosić maski, by tę słabość ukryć.
- Idź pierwsza.
Lilian się zawahała, ale w końcu podeszłą do portalu. Rzuciła niepewny wzrok na Norę, która zdawała się już za nią tęsknić. Rozłożyła ręce i Lili zatonęła w jej uścisku.
- Pięknie sobie poradziłaś. Nie ma się co dziwić, skoro to było twoje przeznaczenie - uśmiechnęła się. - Stałaś się częścią tego świata i jestem pewna, że jeszcze tu wrócisz. Nie zapomnij o nas.
- Na pewno nie zapomnę - uśmiechnęła się. Już miała pójść, gdzie zniknęła reszta jej towarzyszy, gdy znów się odwróciła. - A ty gdzie teraz pójdziesz? - zapytała.
- Pójdę w stronę tęczy - odparła.
***
Dziesięć dni. Minęło dziesięć dni w Wielowzgórzu. Wszyscy jednak czuli się starsi o parę miesięcy doświadczeń. W rzeczywistości minęło tylko pięć godzin. Pięć godzin w ich świecie.
Mieli niewiele czasu, by się przebrać i zmyć z siebie cały pot przygód. Gdy wrócili z lasu, cała wycieczka szkolna jeszcze spała, ale wiedzieli, że nie mogą trzymać cały poranek łazienek tylko dla siebie.
Nicolas wszedł do na kafelki po Varianie i Samuelu, z którymi między innymi dzielił domek. Stojąc pod prysznicem puścił ciepłą wodę i zaczął rozmyślać o ostatnich chwilach w Wielowzgórzu. Tak jak wtedy, i teraz przeszedł po nim lekki dreszcz. Nie wiedział, czemu pozwolił Norze dotknąć jego głowy, by mogła zajrzeć do wspomnień z zamku Lokuncji. Zwłaszcza, że się zapytała. A później mu podziękowała. Czuł się po tym bogatszy o coś, ale nie wiedział o co.
- Huan mieszkał kiedyś w Republice Jesieni - powiedziała bez sensu, a na pożegnanie położyła mu dłoń na ramieniu i wpatrzyła z lekkim uśmiechem.
Wyglądała, jakby pogoda ducha, którą przybrała już ulatywała. Wyczerpywała swój limit czasu. Ale to nie było ważne. On też wrócił teraz do szarości.
Gdy znów przejdzie przez drzwi tej łazienki, będzie musiał wrócić do siebie sprzed paru dni i tak jak ustalili, czekać, aż stworzą się nowe sytuacje, by się lepiej poznać i ponownie zawrzeć przyjaźnie z Wielowzgórza. Zaczynała się nowa zabawa.
Te krople wody brzmią jak Chopin - pomyślał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top