13. Między drzewami

Narastająca cisza zdawała się jeszcze mocniej napinać. Przez materiał wpadało do namiotu nieliczne światło, a kilka promieni przedzierało się przez szpary u wejścia. Wszędzie unosił się rześki, błotnisty zapach ziemi, wody i trawy. Powoli nabierał duchoty w zamkniętej przestrzeni. Lilian byłaby skłonna się nim rozkoszować, gdyby nie to grobowe napięcie. Na nic były słodkie śpiewy ptaków, przy tym jak się teraz czuła. A czuła się, jakby ze wszystkich stron ją coś zgniatało, a jednocześnie wcale nie dotykało. Było po prostu bardzo blisko i potwornie dręczyło.

Siedzenie w tego rodzaju ciszy było po prostu okropne.

W głowie odliczała do powrotu reszty grupy. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jakie poczucie bezpieczeństwa dawał jej fakt, że zawsze ktoś był w pobliżu. A teraz jedyną taką osobą był Nicolas Chico. Ignorował jej obecność, jakby była wyjątkowo nieprzyjemną nicością. Nie patrzył na nią, po prostu siedział na swoim posłaniu, z pustym naczyniem po naparze. Wcześniej patrzył. I ten wzrok przedzierał ją na wylot. Jakby to ona była winna całemu złu tego świata. Była świadoma jak bardzo chłopak nie jest zadowolony z jej obecności, co doprowadzało ją niemal do paraliżu. W szkole nigdy nie gadali. Ona siedziała cicho, przy ścianie i razem z koleżankami patrzyła jedynie na wygłupy chłopców chociażby podczas lekcji matematyki. Nicolas siedział w pierwszej ławce, bo musiał, a i tak zawsze uchodziły mu na sucho różne dziwne akcje, których dokonywał za plecami nauczycielki. Zawsze z siedzącym z tylu Samuelem.

Nigdy, przenigdy nie byli zmuszeni rozmawiać. Nie mieli o czym.

Jeszcze raz na niego zerknęła. 

Wyglądał jakby chciał kogoś zabić. 

To wszystko znów zaczęło ją przygniatać, dłużej już nie chciała znosić tego uczucia, więc po prostu wstała i wyszła. Świeższe powietrze od razu lepiej jej zrobiło. Poszła kawałek przed siebie i skupiła się na pięknu przyrody. Przecież poradzi sobie. Tamtą herbatę z ziół od kobiety ze straganu już wypił, nie miał się czym zadławić. Za moment jednak się odwróciła i wróciła przed namiot. Wybrała osłonecznione miejsce, gdzie dostrzegała sporo kwiatów i wzięła się za plecenie wianka. Jak dobrze, że w tej magicznej krainie rosły stokrotki.

Nie mogła ujrzeć wyrazu ulgi swojego towarzysza, gdy opuściła namiot. Nicolas zobaczył tylko poruszający się za nią materiał wejścia i był zadowolony, że udało mu się ją sprowokować do opuszczenia schronienia. Odstawił kubek i wstał do swojego plecaka. Po naparze poczuł się trochę lepiej. Był osłabiony, ale umysł zdawał się pewniejszy. Nie było obaw, żeby odleciał. Wygrzebał z kieszeni odtwarzacz i skierował się na swoje posłanie.

Za chwilę leżał, gapiąc się na spadzisty sufit ze słuchawkami w uszach. Kojące dźwięki powoli sunęły do jego umysłu i rozpraszały się eterycznie po całym ciele. Pogłośnił. Uporczywie naciskał klawisz dźwięku, a później zamknął oczy i skupił się wyłącznie na fantazjach wiolonczeli. 

Z pewnością długo tak odpoczywał. Nie zasnął, ale jego myśli były w zupełnie innym świecie. Dlatego czyjś głos miał trochę prościej, by wyrwać go z transu. Niechętnie zatrzymał odtwarzacz, kolejno otworzył oczy i usiadł. Zmierzył wzrokiem postać. Dziewczyna raczej nie siedziała tu długo.

Lilian wyglądała, jakby żałowała swoich słów i prędko chciała stąd zniknąć.

- Co chcesz? - bąknął wlepiając ślepia w jej twarz.

- Pytałam się, czego słuchasz... - odparła i nagle cała zebrana odwaga z niej uszła. - Co nieco słyszałam, bo jest... była dość głośno i brzmiała odrobinę onirycznie.

Zignorował dziwne słowo i westchnął w myślach. Jego reputacja miała właśnie osiągnąć jeszcze większe dno. Spojrzał na czubek głowy dziewczyny. Miała na sobie wianek z jakiś białych i fioletowych, drobnych kwiatów. W połączeniu z tymi różowymi włosami wyglądała, jakby tutejszy magiczny świat wziął ją sobie na własność. Jak dobrze, że przefarbowała je sobie jeszcze w ich świecie i jak dotąd nie spotkali żadnych kucyków Pony. Inaczej zacząłby się obawiać, że ten sam los spotkałby całą resztę, a on musiałby ich niańczyć.

- Nie ważne.

- Brzmiało jak...

- Nie mów o tym nikomu. NIKOMU - powtórzył.

- Dlaczego?

Swoją tajemniczą, słabą pasję ukrywał nawet przed Samem.

- Bo tak.

Lilian przyglądała się niepewnie chłopakowi z rodzącym się powoli lękiem. Dlaczego on zawsze taki był? Zawsze było, tak jak on chce. Tak było ZAWSZE do wycieczki klasowej.

- To nie jest wyjaśnienie - powiedziała za jednym tchem. - Skoro nie ma sensownego powodu, a nie chcesz, żeby inni wiedzieli, że słuchasz Beethovena i innych większych i mniejszych mistrzów muzyki klasycznej, nic nie stoi na przeszkodzie, żebym to ukrywała. - Nie myślała o tym jakie to było odważne. W tej chwili zadręczała się tylko tym, że ta sytuacja jest straszna i postępuje okropnie.

Chico znów spróbował swojej sztuczki z patrzeniem. Zauważył w oczach Lilian kryjący się strach.

- Masz - podał jej słuchawkę. - Ale w zamian milczysz. - Położył się, ale tym razem w poprzek. Zamknął oczy i po chwili włączył odtwarzacz. Ściszył odrobinę dźwięk.

Lillian wpatrywała się w niego zdezorientowana. W końcu spojrzała na słuchawkę. Nie rozumiała co się właśnie stało. Trzymała jeden z dwóch małych głośniczków połączonych kablem. Drugi miał Nicolas. W swoim lewym uchu. Najrozsądniejsze wydawało się zrobienie tego samego, zresztą obawiała się odmówić. Położyła się również w poprzek, w odległości na jaką pozwalał kabel i zaczęła słuchać kompletnie sparaliżowana. Poczuła dziwną satysfakcję. Radość. Dostrzegła wrażliwą duszę Nicolasa Chico, a to nie lada wyczyn.

***

Aelita na początku nie chciała jeść. Zaczynała mieć złe zdanie o jedzeniu z tego świata. Nie było wiadomo, który posiłek miał zamiar mocniej bądź lżej podtruć konsumenta. Po dłuższym namyśleniu, uznała, że na miejscu elfów zrobiłaby podobnie, a później, gdy chłopcy pochłaniali śniadanie przyszykowane przez czarnego, poczuła drobny ścisk w żołądku. Nie potrzebowała dużo, by zaspokoić głód. Zazwyczaj niewiele jadła, ale jednak minęło już trochę czasu odkąd spożyła coś konkretniejszego - czyli dziwną, choć smaczną zupę z chlebem w elfickich lochach, koło czternastej. Wczoraj. Nie zamierzała tknąć niczego z ręki Christiana, dlatego zadowoliła się pajdą chleba - choć była z tego świata, przynajmniej on jej nie piekł.

Za to czarnoskóry tłuścioch jak tylko rozdał głodnym to co miał odłożone specjalnie dla nich w plecaku, siedząc oparty o drzewo, zrobił sobie drzemkę. Pragnął wykorzystać tą krótką przerwę na regenerację sił. Nie mógł liczyć na nic dłuższego, dlatego starał się wykorzystywać każdą cenną minutę na jak najlepsze spożytkowanie - sen.

- Te dziwne konie, na których siedziały elfy wydawały się znajome, a jednak jakieś inne - zagaiła Melania. - Były dużo spokojniejsze. To niesamowite, że je okiełznali i oswoili.

Nora uśmiechnęła się szeroko.

- Wcale nie - Ton jej głosu świadczył o tym, że zaraz podzieli się z nimi jakimś nadzwyczajnym faktem. - Nimoki, to stworzenia, które rodzą się oswojone i trzeba dbać o to, by nie zdziczały. Przeważnie są bardzo łagodne. Wolność jest dla nich jak trucizna. Potrzebują jakiegoś humanoidalnego opiekuna.

- Pamiętam, królowa Saletanów o tym wspominała - pochwalił się Varian. - Gdy zdziczeją, stają się agresywne i zaczynają powoli umierać... - zastanowił się chwilę. - Czy to oznacza, że są nieśmiertelne, jeśli nie zdziczeją?

- Można tak to nazwać - kiwnęła głową. - To jedyny sposób śmierci dla nich. Niełatwo też o narodziny nimoka, nie rozmnażają się wcale tak szybko w każdych warunkach, dlatego nie ma jeszcze ich zatrzęsienia. Zdarzają się skrajne przypadki, gdy nimok rodzi się zdziczały. Raz takiego spotkałam. To niesamowite wybryki natury.

- Czymś się różnią? - zapytał Sam.

- Oswojenie może je zabić. Tak jak zwykłe nimoki umierają w cierpieniach, on żyje jako nieufny i niecierpiący zwierz, przez całe życie. Gdy się go oswoi, również umiera bardzo powoli, ale w wielkim szczęściu.

- W takim razie mają dużo lepiej - stwierdziła Aelita.

- Ja myślę, że oba mają dobrze. Po prostu te, które urodzą się zdziczałe, mniej cierpią przy umieraniu, a przecież żadne z nich nie musi umierać - stwierdził Varian kończąc posiłek.

- To prawda, trudno stwierdzić, które mają gorzej w ogóle. Trzeba też pamiętać, że jeśli się uwięzi nieoswojonego nimoka, również powoli umiera, jednak bardzo cierpiąc. Ale bardzo trudno takie odnaleźć, ponieważ rzadko się zdarza, by nimok zdziczał akurat będąc ciężarną.

- Fascynujące stworzenia - podsumował blondyn.

- Myślę, że możemy iść dalej - Aelita podniosła się ochoczo i stanęła obok Nory. - Możesz opowiadać po drodze.

- Chwila, jeszcze jem! - zaśmiał się lekko Sam. - Powiedziałbym, że kto chce, niech już idzie do obozu, bo to bliziutko, ale myślę, że będzie lepiej, jak się już nie będziemy rozdzielać.

Aelita lekko westchnęła i zaczęła chodzić w tą i z powrotem nie zbliżając się zbytnio do drzewa o które opierał się Chris. Sam podjął jakąś luźną rozmowę, a ona patrzyła sobie po pobliskiej zieleni. Od strony małego skupiska drzew po drugiej stronie ścieżki, niż się zatrzymali zauważyła wysoką zbliżającą się postać. Zamiast zaalarmować, zaczęła się przyglądać jej ruchom i spróbowała przyjrzeć rysom twarzy, lecz im bliżej był osobnik, tym głębiej trwała w przekonaniu, że rozpoznała go od razu.

Postanowiła milczeć, odnosząc wrażenie, że robiąc cokolwiek zepsułaby mu wejście. Uśmiechnęła się lekko i znów zaczęła chodzić to w jedną, to w drugą.

- Miałem racje, że się obijacie - mruknął z lekka odmieniony przez wcześniejsze wyczerpanie głos.

- Nicolas? - zaniepokoił się lekko Sam przyglądając się jego zmarniałej twarzy.

Nico popatrzył na jedzącego, ale nic nie powiedział.

- Miałeś zostać w namiocie - westchnęła Nora. - Czujesz się już lepiej?

- Co z Lilian? - dołączyła się Mel.

- Jestem za tym, żeby jak najszybciej ruszyć się z tego miejsca. Mam już dość zwlekania i tej krainy, a mam nadzieję, że gdy zrobimy co trzeba będziemy mogli wrócić do domu - mruknął nieprzekonany. Najbardziej zależało mu na tym, by wyglądać na zdrowego. - A Lilian jest w namiocie. Chyba śpi.

***

Złożenie namiotu nie zajęło dużo czasu. Nora zdawała się mieć wprawę, a chłopcy trochę jej pomogli. Lilian trochę czerwona, że nie udało jej się dobrze przypilnować kolegi, składała z Nicolasem i Mel posłania. Nie wypominali na razie jej tego za mocno, ale kto wie, co będzie potem? Tak czy siak, było jej głupio. Nie zauważyła tego jak chłopak wstał i wyszedł. Zorientowała się dopiero, gdy go nie było.

Aelita uważnie przyglądała się mapie i odmierzała palcami długości, by stwierdzić dokąd zdążą dojść przed zmrokiem. Jej robota była najprzyjemniejsza i bardzo jej się to podobało.

- Jelenia Dolina - oznajmiła. - Tam uda nam się dojść, patrząc na stan, tępo grupy i porę dnia. Jak będziecie się obijać, będziemy musieli nocować w lesie!

- Może być i las - stęknął Chris. - Byle było chociaż te dziesięć godzin...

Sam zostawił resztę przy ostatnich robotach z namiotem i przykucnął i obok Aelity. Jego łańcuchy zabrzęczały.

- A ta chatka? - wskazał punkt na papierze. - Myślę, że nie bez powodu zaznaczono ją na mapie.

- Bar pod Zupą? Brzmi dziwnie - stwierdziła. - Spójrz to jest na zasadzie albo-albo. Jak pójdziemy do twojego baru, później tylko narobimy sobie więcej drogi. A tak, to dojdziemy może nawet do połowy polany?

- Po środku jest jabłoń - napomknęła Nora.

Aelita spojrzała na Sama zadowolona, że przemawiał za nią kolejny argument.

- Zakładajcie bagaże i idziemy! - oznajmił rudowłosy, po czym przypomniał dziewczynie, by oddała mapę Lilian.

Nałożenie plecaków zajęło kilka chwil. Lider wziął namiot, nie pozwalając nieść go Norze, a potem popatrzył na samotnie pozostawiony bagaż. Rozejrzał się po rówieśnikach, próbując wypatrzeć tego, kto miał puste plecy.

- Nie ma naszej tęczowej głowy - powiedział zaskoczony Chris.

Samowi lekko zrzędła mina, ale szybko się opanował. Chciał sprawiać wrażenie spokojnego. Za to po twarzy Nory przeszedł cień niepokoju. Przerzuciła przez ramię plecak nieobecnego i ruszyła tą samą drogą, którą tu przyszli. Poszli za nią gęsiego i w parach.

- Nie kładźcie stóp gdzie indziej niż ja. A nawet jeśli, uważajcie.

Wpatrywała się w trawę i nagle skręciła w lewo stawiając ostrożnie kroki aż do drzew. Reszta grupy została na trawie, tylko Sam do niej dołączył.

Nagle usłyszał donośny krzyk apelujący do rychłej ucieczki. Kończyny zaczęły mu panikować, a nad głową przeleciało ogromne ptaszysko. Był to gigantyczny, biały łabędź, alarmujący swym skrzekiem o niebezpieczeństwie. O dziwo zmieścił się jakoś między pniami drzew i frunął jak szalony. Sam drgnął i wyrwał się do przodu. Zaczął biec za ptakiem w nadziei, że w tą stronę ucieknie przed niebezpieczeństwem. Z czoła zaczęły spływać krople potu, choć przebiegł dopiero parę kroków, a zielone oczy znacząco się rozszerzyły. Wtem ktoś złapał go za rękaw. Spojrzał panicznie na towarzyszkę.

- Biegnij!

Spróbował się wyrwać i na chwilę udało mu się uwolnić spod mocnego chwytu. Jednak nie postawił nawet trzeciego kroku, a dostał po piszczelach i runął na leśną ściółkę. Zacisnął szczęki.

- Co ty robisz?! Musimy uciekać!

- Choćbym nie wiem co, nie biegnijcie! - powiedziała głośniej dziewczyna, do pozostałej grupy.

- O co chodzi? - zapytał Christian.

Dziewczyna rozejrzała się w koło i poczęła stawiać ostrożnie kroki w stronę, gdzie biegł Samuel.

- Nie ruszaj się stąd. To zależy od twojego życia. Ucieczka nie będzie dobrym rozwiązaniem.

Nasłuchiwała i co jakiś czas rozglądała się na boki. Nie potrwało długo, aż przystanęła na dłużej i zaczęła obmacywać podłoże.

Reszta grupy stała przed drzewami i przyglądała się całej sytuacji, nie byli pewni, czy mogą się ruszyć i jednocześnie jakie zamiary ma Nora. Między drzewami zachowywali się naprawdę dziwnie. Dlaczego kopnęła Nicolasa? Dlaczego zaczął biec?

Aelita poczyniła robić kroki w ich stronę. Gdy zobaczyła jak reszta chce zrobić to samo, zganiła ich wzrokiem i wykonała jakiś ruch ręką. Szła ostrożnie, jak chwilę wcześniej dziewczyna przed nią. Gdy stała tuż przed drzewami, usłyszała ryk jakiegoś ptaszyska, które z niebezpieczną prędkością wleciało między drzewa. To był wielki łabędź. Jej nogi lekko zadrżały, zrobiła dwa szybsze kroki, a później przypomniała sobie, co powiedziała wcześniej tutejsza dziewczyna. Znała ją od jakiejś godziny, może trochę więcej, ale postanowiła zaufać. Szybkim krokiem czmychnęła za drzewo obok i postarała się wyzbyć otaczającej ją paniki. Później obejrzała się za siebie. Nie widziała niebezpieczeństwa. Tylko znajomych z klasy. Zrobiła pierwsze ostrożne kroki do przodu i patrzyła jak Nora wyjmuje z plecaka kulącego się Sama kawałek chleba. Rudowłosy miał zamknięte oczy i zasłonięte uszy dłońmi.

Szatynka szybko wrzuciła pieczywo do bagażu, który zdjęła ze swoich pleców i rzuciła nim przed siebie, w głąb drzew, prosto na skrawek trochę czystszej trawy. Wciąż czując niepokój, Aelita wpatrywała się w miejsce, gdzie plecak powinien teraz leżeć.

Nora szturchnęła parę razy Samuela i pomogła mu wstać.

- Już możemy uciekać. No chodź! Tędy! - Spojrzała jeszcze na Aelitę, która czując dziwną ulgę w nogach, pobiegła za nimi z powrotem do grupy.

Minęła ich biegnąc Melania.

- Co wy wyprawiacie?! Uciekajcie, nie tędy!

- Tędy! - zaprotestowała Nora i popchnęła dwójkę do przodu, a sama cofnęła się za Melanią.

Aelita dobiegła z chłopakiem do stojących na trawie niewielki kawałek od drzew. Sam lekko dyszał i poczuł jak panika go powoli opuszcza.

- Wariatkowo! Wszystkich powinni pozamykać w zakładzie psychiatrycznym! - powiedział niby żartem, a jednak lekko zaniepokojony Chris.

Nicolas zgadzał się z nim w stu procentach. Popatrzył na przybiegłych i na Norę, która wracała spomiędzy drzew. Lekko się zachwiał.

***

Nicolas...

Okropne słuchawki nie chciały współpracować. Przynajmniej Varian wyglądał zabawnie, przewracając się z chrustem. Wziął go tyle, że ledwo coś przed sobą widział, ale przynajmniej Nicolas miał robotę z głowy i mógł pobyć chwilę sam.

Nico... ko... ko?

- Varian? Potrzebują jeszcze więcej patyków? - westchnął słysząc szelest. Schował słuchawki do kieszeni. Znów ich nie rozplącze.

Usłyszał, jak kroki obchodzą go od tyłu za drzewem, o które się opierał. Obejrzał się za nie. Usłyszał jak kroki oddalają się w głąb lasu.

- Varian? - powtórzył. - Gdzie ty leziesz?

Nie idź tam.

Szatyn skierował swoje kroki za szelestami i cichymi odgłosami pękających gałązek. Czyżby Varian Axter starał się być niezauważony? A może robił to specjalnie, bo chciał Nicolasowi wyznać miłość, daleko od grupy? Skrywaną od wieków...

Absurdalny romantyzm.

Nie myślał już, czy słyszy cokolwiek. Po prostu szedł spokojnym krokiem przed siebie. Co jakiś czas schylał się, lub robił unik, by nie zahaczyć o jakąś niewielką gałąź. Zobaczył strumień.

Nico... Nicolas.

Woda płynę z lekkim łoskotem. Wesoło pluskała w miejscu, gdzie zrobił się malutki wodospadzik, idealny na prysznic dla myszy. Tafla przed spadkiem terenu poruszała się niezbyt szybko i okropnie lśniła w promieniach słońca. Nicolas bez trudu mógł dostrzec migoczący piasek na dnie, kamienie i małe ślimaczki wodne. Woda była jak szkło. Usiadł na klęczkach i włożył do niej dłonie, by jej trochę skosztować. Była rześka. Podniósł miseczkę z dłoni do ust i wypił. Nigdy nie pił tak dobrej wody.

Wróć.

Spojrzał przed siebie. Tylko jeszcze skrawek był oświetlony, dalej kontynuowało się zalesienie.

Nagle coś go pchnęło do przodu i wpadł twarzą do strumienia. Lekko zabolał go nos i poczuł jak woda mimowolnie wlewa mu się do płuc.

W końcu udało mu się podnieść głowę. Złapał się za chrząstkę. Za drzewami mignęła mu jeszcze ruda kita. Wytarł nos w jakąś chustkę i poczekał, aż przestanie krwawić. Zaklął w myślach.

Później wytarł twarz w koszulkę i ruszył z powrotem. Był trochę zaskoczony, że może oddychać, ale to dobrze. Najwyraźniej coś mu się wydawało.

To było niemądre. Poszedł za jakimś głupim zwierzem...

Nicolas...

***

Aelita i Samuel nadal mieli coś dziwnego w oczach, ale to powoli gasło. Siedzieli po turecku, uspokojeni przez Norę. Blondynka zdawała się być bardziej przy zmysłach niż Sam.

Nicolas powoli odleciał. Znów stracił przytomność i uzdrowicielka, jeśli tak mógł nazwać Norę, ponownie przy nim siedziała i przemawiała. Miała zamknięte oczy.

Christian bezczynnie stał. Co się tu właśnie stało? Dlaczego biegli? Melania zniknęła, jeszcze przed chwilą wszyscy zachowywali się bardzo dziwnie. Na dodatek choćby bardzo chciał, nie mógł się teraz zdrzemnąć, a z jego żartów nikt by się nie zaśmiał. Może Lilian. Choć też, wydawała się zdezorientowana.

Nicolas przewrócił się na bok i zwymiotował. Następnie powoli usiadł i uchylił się od Nory. Skupił się na oddechu.

- Żyję - zachrypiał.

- Musimy iść dalej - powiedziała dziewczyna do wszystkich, powoli wstając. Jej głos był lekko przygaszony.

- A co z Mel? - zapytała Lilian. - I z Varianem?

- Pamiętasz ten dołek, do którego prawie wpadłaś?

Pamiętała. Uratował ją lis. Nikomu o nim nie powiedziała. Sam zbadał dziurę przykrytą iluzją.

Rudowłosy skupił się na rozmowie.

- Oboje są w bardzo podobnym.

- Trzeba ich wyciągnąć! Nie możemy ich tam zostawić - zaprzeczył chłopak.

- Musicie iść dalej - odparła Nora, trochę bardziej stanowczo.

_____________________________________

3 tyś. słów!

Wiem, że rozdziału trochę nie było. W czasie, gdy mogłam go pisać, oglądałam seriale, czytałam książki, rozmawiałam na Skypie oraz ćwiczyłam grę na gitarze i ukulele. No i redagowałam po znajomości, przez co trochę was tu zaniedbałam. Mam nadzieję, że jeszcze coś pamiętacie. Przepraszam.

Dopóki autorzy Melanii i Variana się nie odezwą, nie będę pisała co się u nich dzieje. Pozostanie to dla wszystkich tajemnicą.

Jeśli chodzi o wakacje, mam nadzieje opublikować chociaż dwa rozdziały. Od 8-24.07 mnie nie ma, nie będę odpowiadała na wiadomości.

No i pytanka! :

Christian

1. Co myślisz o dzisiejszym zachowaniu grupy?
2. Czy będziesz się upierał o pomoc Melanii i Varianowi?
3. Czy uważasz, że Nora nadal powinna wam towarzyszyć?

Lili

1. Przemyślenia
2. Co myślisz o tym, co się działo między drzewami?
3. 
Czy będziesz się upierała o pomoc Melanii i Varianowi?
4. Czy uważasz, że Nora nadal powinna wam towarzyszyć?

Sam, Aelita i Nicolas

1. Co myślisz o zachowaniu Nory? Chcesz, żeby wam towarzyszyła?

2. Będziesz się upierał/a o pomoc Melanii i Varianowi?
+ przemyślenia jeśli macie ochotę





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top