11. Burza

*WARNING*
Rozdział ma 4 tyś słów, jest długi, więc się przygotujcie na dużą ilość sytuacji.

*START*

Krople deszczu coraz to głośniej odbijały się od namiotu, a z dworu dochodził ich charakterystyczny szum. Nie byli mocno zmoczeni, tylko odrobinę, bo na szczęście udało im się na czas wszystko przenieść. Jedynie transport Nicolasa pociągnął za sobą lekko zmoczone fryzury i kilka mokrych koszulek.

Namiot zrobiony był z dziwnego materiału. Melania zauważyła, że jest podobny do tego nieprzemakalnego z ich świata, a jednak odrobinę grubszy i na pewno nie sztuczny. Nie dostrzegła też dotąd żadnych przecieków. Było na tyle dużo miejsca, że mogła stać prawie wyprostowana i w piątkę mieścili się doskonale. Bez problemu znalazł się kąt dla bagaży. Nie było tylko pewności jak to będzie, gdy rozłożą się do snu - z pewnością będą musieli się ułożyć blisko siebie i dziewczyna obawiała się, że mimo dachu nad głową, iglaste podłoże trochę namoknie.

Christian przeciągle jęknął z niezadowoleniem.

- Perliczka jest cała, ale co z moim omletem?...

Siedział oparty o bagaże, wciąż jeszcze odpoczywając po fizycznym wysiłku.

Czyli nie potrzebnie wchodziłam na to drzewo... - pomyślała Lilian, ponownie wstrząśnięta faktem, że kazano jej się bawić w Aelitę bez koniecznego celu. Spojrzała z żalem na chłopaka. Może przynajmniej te dwa nieduże jajka w dalekiej przyszłości uratują ich żołądki.

Melania pomogła dzielić posiłek czarnoskóremu, krojąc perliczę i wyznaczając kawałki bochenku chleba. Z tego co widziała, jeszcze dwa dni powinni przeżyć w ich pięcioosobowej grupie. Jeśli uda im się połączyć z resztą, będzie gorzej. Dobrze, że przynajmniej mieli Norę, która zdawała się znać ten świat. Mogła im podpowiedzieć, które rośliny są jadalne oraz które zwierzęta można upolować. Upolować. To było zupełnie co innego niż walka o ostatnią pierś indyka przed świętami. Czy ktokolwiek wiedział i potrafił się zdobyć na to, by zabić zwierzę dla przetrwania? Mogła spodziewać się tego jedynie po Aelicie, która od początku gimnazjum kreowała się na osobę włóczącą się nieustannie po lasach. Mimo wszystko trudno było jej sobie wyobrazić, by ktokolwiek z ich grupy miał coś takiego przygotować do spożycia...

Nora, od kiedy ułożyli Nicolasa na posłaniu rozłożonym w prawym kącie namiotu, bez przerwy się nim zajmowała. Znów mieliła w ustach papki, układając je na plecach chłopaka. Problem był tylko taki, że jego wyparzone ubrania, nie zdążyły się wysuszyć, a teraz znowu mokły w ulewie. Melania chwyciła jej porcję, by podać dziewczynie.

- Pozwól, że ja to zrobię - powiedział z uśmiechem Chris i przejął naczynie robiąc dwa kroki, by znaleźć się tuż przy nowej towarzyszce. - Oto perliczka, podana według mojego zamysłu, specjalnie, by skłonić Cię do pozostania w naszym gronie jak najdłużej - powiedział z uśmiechem. - Miał być jeszcze taki specjalny omlet, jednak nie zdążyłem go zrobić przed deszczem, a jak wiadomo, nie ma teraz możliwości rozpalenia ogniska. Za to ten drób powinien być równie smaczny na zimno!

Nie był pewien swoich ostatnich słów, ale warto było w nie wierzyć. Nora była im tu potrzebna, nie mógł jej zniechęcić.

Spojrzała się na niego i na naczynie, po czym wymusiła uśmiech.

- Naprawdę dziękuję.

Christian przyjrzał się jej zatroskanej twarzy, a później przerzucił wzrok na pełne wysiłku i cierpienia oblicze Nicolasa. Znów mocno się pocił i najwyraźniej miał wysoką gorączkę. Chłopak na chwilę się zawiesił i zmieszał.

- Jak mogę pomóc? Pielęgniarka Chris jest nieustannie do Twoich usług, jeśli chodzi o pomoc Nicowi, więc nie ważne co, j-ja mogę zrobić wszystko!

- Na razie nie potrzebuję pomocy, dziękuję. Najlepiej zjedz i...

- Ale... - dziewczyny stanęły koło nich. Lilian patrzyła na to przerażona. - Przecież jeszcze dziś rano było lepiej... - powiedziała cicho.

- Rano zdawało się, że do nas wrócił. Na pewno tak było - powiedziała Melania z przekonaniem.

- Najwyraźniej znów nas opuścił i siedzi gdzieś tam w środku.

***

Aelita błyskawicznie przeszła zadowolona przez szparę.

- Podoba mi się tu - powiedziała podekscytowana.

Sam rozejrzał się i zobaczył właściwie tylko kilka słoi na drewnianych półeczkach, pełnych świetlików, długi tunel, który w pewnym momencie skręcał i drzwi na którejś ze ścian.

Zamknęli wspólnymi siłami drzwi, a Aelita spróbowała je zamknąć przy pomocy pierścienia. Sam patrząc na to, przypomniał sobie słowa saletanki na targu. "Twój magiczny pierścień niesie za sobą wystarczającą ilość zdrowia i łaski z niebios...". Co tak naprawdę potrafił jego pierścień?

Varian podszedł do drzwi usadzonych w ścianie po lewej stronie i spróbował otworzyć.

- Zamknięte. Nikogo tam raczej nie ma, choćmy dalej.

Poszli więc głębiej w tunel i po chwili skręcili w lewo.

- Czuję się jak w labiryncie... - przyznał blondyn.

Sam czuł się tak samo. Odnosił wrażenie, że jak raz weszło się w elfickie tunele, to nie było już drugiego wyjścia. Ale było to ich jedyną nadzieją. Musieli jak najszybciej dołączyć do grupy, bał się, że wyruszyli w dalszą podróż bez nich. Czy potrafiliby to zrobić? Być może Nicolas zmanipulował ich w jakiś sposób i poszli dalej. Mieli jedzenie, kucharza, mapę i ich wszystkie bagaże. Jeśli poszli dalej, może chociaż wpadli na to, by zostawić ich plecaki i jakąś kopię mapy. Miał nadzieję, że ich zniknięcie nie wywołało u reszty grupy zbyt wielkiego niepokoju.

Na szczęście teraz jako lider, miał szanse wyprowadzić tą dwójkę z tuneli i w końcu przestać siedzieć w miejscu. Wiara w siebie wracała do niego zaskakująco szybko.

Szli w ciszy. Czasem tylko Varian zatrzymywał się, by popatrzeć na świetliki. Samuel widział, jak tego chłopaka mocno ciągnęło do zwierząt i z uśmiechem patrzył na to, jaką radochę sprawiało mu obserwowanie świecących owadów. Musiał go tylko co jakiś czas poganiać. Nie mogli pozwalać sobie na jakiekolwiek postoje, a nie chciał, by chłopak z niebieskimi pasemkami musiał ich doganiać. Dobrze, że trafił teraz na w miarę żwawych towarzyszy... Nie wiedział jak by to było, gdyby był z nimi Christian.

Co jakiś czas nadchodził kolejny skręt, ale nie natknęli się na kolejne drzwi. Parę razy stawali też przed wyborem dalszej ścieżki, gdy zaskakiwało ich rozwidlenie dróg.

- W pewnej książce fantasy czytałam, że jak idzie się labiryntem, należy zawsze iść w lewo, a jak się nie da - wtedy w prawo. Możemy wypróbować to na tunelach - zaproponowała podekscytowana. Na to też przystali.

Marsz nie był ciekawy. Dlatego też zaczynali dzielić się różnymi historiami ze swojego świata. To umiliło im odrobinę tą żmudną wędrówkę. Sam parę razy też zastanawiał się, czy nie zacząć z Aelitą rozmowy o tym jak niefajnie się wypowiedziała o nich na przesłuchaniu elfów, ale za każdym razem z jakiegoś powodu rezygnował.

- Myślicie, że już poszli za nami? - zagaił Varian.

- Myślę, że jeszcze nie, pewnie dopiero wieczorem będą oczekiwali od nas znaku życia - stwierdził rudowłosy. - Mnie bardziej ciekawi fakt, czy zorientują się którędy wyszliśmy.

- Pewnie ogłoszą alarm na wszystkie możliwe strony.

- Lub przemilczą, jak naszą otwartą celę, by nie dostać po łbie i zrobią wszystko na cichacza - wyszczerzył się Sam.

- I kto tu miał genialny pomysł, by wyruszyć po obiedzie? - powiedziała lekko Aelita brnąc do przodu na czele. Na chwilę się do nich odwróciła idąc tyłem. - Inaczej zdechalibyście teraz z głodu, a elfy szybko zorientowałyby się, że was nie ma.

Sama trochę denerwowało, że zamiast w pierwszej, mówiła o wszystkim w drugiej osobie.

Podróż zdawała się trwać w nieskończoność. Nie mieli tak beznadziejnej kondycji, by zaczynały ich już boleć nogi, jednak nawet Aelita zaczynała tracić nadzieję, że dojdą do końca, a nie było już sensu się cofać.

- Myślę, że jesteśmy tu pierwszymi ludźmi od bardzo dawna - stwierdził Varian. Wtedy usłyszeli szum. Dochodził z głębi tunelu przed nimi. Zatrzymali się i wsłuchali w równomierny dźwięk.

- To oni? - zapytała dziewczyna.

Sam wyrwał się do przodu i zaczął biec do przodu. Z pewnym namysłem, reszta za chwilę również za nim popędziła. Szum stawał się coraz głośniejszy. Aelita zaczęła się zastanawiać co mu odbiło i nie podobało jej się to, że nie potrafiła dotrzymać mu tempa. Rudzielec ze swoimi długimi kończynami był naprawdę szybki. Tak, że nawet ona nie potrafiła go dogonić.

W tunelu zdawało się, jakby zaczęło oddziałowywać jakieś inne źródło światła. Zatrzymali się dysząc przed wielką zasłoną z pnączy.

- Ten dźwięk... To przecież deszcz! - powiedziała ucieszona blondynka.

- Tak - odparł z uśmiechem Sam, starając się powoli wyrównać oddech.

Za chwilę cała trójka wyjrzała na dwór. Lało jak z cebra, niebo zakryły gęste, ciemne chmury, które nie pozwały przedostać się słońcu, a w koło widzieli tylko drzewa i masę zielonej trawy, tuż za nimi.

- Co teraz? - zapytał Varian chowając się z powrotem do środka.

- Musimy gdzieś to przeczekać, ale nie wiem, czy pozostanie tu jest najlepszym pomysłem - stwierdziła Aelita, wciąż lekko zerkając na dwór.

- A mamy jakiś wybór? - westchnął Sam. - Wydaje się, że będzie padać jeszcze długo. Jakieś pomysły, jak stąd wyjść nie moknąc przy okazji? - uśmiechnął się głupio.

- A może... - zaczął Varian. - Spróbujemy przeczekać tam - wskazał na drzwi, których wcześniej nie zauważyli przez swój pośpiech. Szybko do nich podeszli i zbadali. Wszystko wskazywało na to, że nikogo tam nie ma, a drzwi są zamknięte, ale to nie było dla nich problemem. Szybko sobie z nimi poradzili i weszli zaciekawieni do środka.

Było tam ciemno, więc Varian wziął z najbliższej półki słoik ze świetlikami i wspólnie za nim weszli. Pomieszczenie nie było duże, mniej więcej trzy razy większe od ciasnych celi w których jeszcze nie dawno byli zmuszeni przebywać. W środku stało jedno, wąskie łóżko, szafka z paroma przedmiotami, stolik, krzesło i kilka leżących luzem na nich strzał. Wyglądało to jak dawno opuszczone mieszkanie dla wartownika.

- Myślę, że tu będzie idealnie. Może nie wpadną na to, że tu jesteśmy, jeszcze jak zamkniemy drzwi... - stwierdził Sam.

- Ale zmyłka na wszelki wypadek też się przyda - powiedziała Aelita i za chwilę wyszła z pomieszczenia. Za chwilę zobaczyli, jak zostawia ślady w mokrym gruncie przy zasłonie, zdejmuje buty i do nich wraca. - To tak na wszelki wypadek, by nie zabłocić drogi do tych drzwi - dodała jeszcze z uśmiechem wskazując na obuwie i zamknęła zamek w drzwiach.

***

Po posiłku Chris zdecydował chwilę odpocząć w oczekiwaniu na jakiś znak od Nory, jednak nieświadomie zasnął na swoim miejscu i w namiocie unosiło się ciche pochrapywanie. Lilian rozmawiała cicho z Melanią na temat pozostałych. Martwiły się. Mijała już druga doba, od kiedy ich nie ma. Do tego trudno było uwierzyć, że zarazem był to czwarty dzień w Wielowzgórzu. Lili nie mogła uwierzyć, że są tu już tyle czasu. Z jednej strony czuła się w tym świecie niesamowicie, a z drugiej, przecież jeszcze niedawno siedziała przed domkiem na wycieczce klasowej.

- Mam nadzieję, że jakoś sobie radzą... Elfy nie mogły zrobić im nic strasznego. Inaczej przecież ta poleciała by do nich z odsieczą - uśmiechnęła się pocieszająco Mel.

- Też tak myślę - odparła Lili. - Chyba że... uważa sprawę Nicolasa za ważniejszą.

- To też właściwie oznacza, że nie zagraża im nic śmiertelnego. No, ewentualnie może być tak, że skoro jest tu, to nie może ich śledzić i pilnować, jak to robiła wcześniej.

- Mam nadzieję, że szybko wrócą, albo ich znajdziemy i jakoś wspólnie omówimy całą jej sprawę - zakończyła zmartwiona Lilian.

Zobaczyła jak Nora wstaje i przechodzi przez cały namiot do wyjścia.

- Wracam za minutę - zakomunikowała uśmiechając się i wyszła zanim dziewczyny zdążyły zapytać dokąd idzie.

- Super... - burknęła Lili. Przeniosła wzrok na chorego i zauważyła, że oddycha płytko i nierówno. Dokładnie tak jak było to na początku. Usłyszała jak deszcz znów się nasila, a z daleka doszedł ciężki dźwięk. Nie podobało jej się to. Usiadła odrobinę bliżej Melanii.

Chwilę potem Nora weszła z powrotem do namiotu. Podeszła do bagaży i wyjęła jeden bukłak z resztką wody, rzuciła go Melanii i wzięła kilka naczyń.

- Dacie mu pić? Wystawię szybko miski, żeby napełniły się deszczówką. Tu jest słodka i zdrowa - uśmiechnęła się i znów zniknęła na kilka sekund.

Melania nie miała innego wyboru i postarała się powoli, stopniowo, napełniać usta chłopaka wodą. Czuła się trochę dziwnie. Jednak z przerażeniem zauważyła, że cały odrobinę się trzęsie.

- Lili...

- Też to widzę...

Spojrzały się w stronę nowej znajomej, która grzebała w bagażach. Dopiero wtedy Lilian zauważyła, że jest ona zupełnie sucha, a przecież przed chwilą wyszła na gęsty deszcz.

- Nora, on się cały trzęsie - powiedziała odrobinę panicznie Melania.

- Wiem - odparła poważnie, widocznie przejęta. Podeszła do nich z kilkoma śpiworami, które rozpięła i przykryła nimi chłopaka. Później przyłożyła nadgarstek do jego czoła i szybko go oderwała.

Zagrzmiało. Dziewczyny lekko się odsunęły i obserwowały kolejne czynności zielonookiej. Ta zebrała papkę z pleców i przemyła je wodą, a na czole ułożyła zimny okład. Poleciła im, aby obudziły Christiana. W namiocie robiło się coraz ciemniej. Materiał jakimś cudem przepuszczał trochę światła z dworu, był naprawdę dziwny, jednak zaczynali się przemieszczać już prawie po ciemku.

Gdy Chris został nieprzyjemnie obudzony ze swojej drzemki i usłyszał, że z Nickiem jest coraz gorzej, poczuł lekką panikę, ale był gotów od razu pomóc. Potrzeba było tylko trochę światła.

- Nie brał ktoś może latarki? Aelita, czy może taki Sam...?

Rzeczywiście, w plecaku ich lidera znaleźli ją i natychmiast włączyli, kładąc z boku. W tym świetle zobaczyli, jak Nora układa kupkę nowo przeżutej papki na jednej z łopatek chorego. Kazała im usiąść i podsunęła miskę z mokrymi liśćmi jakiś ziół.

- Nie mamy wrzątku, a musimy działać szybko. Dlatego proszę was o pomoc. Musicie to pożuć dokładnie sześćdziesiąt sekund, a ja już będę to układać.

Chris wziął się za to z największym zaangażowaniem. Za chwilę wszyscy żuli w milczeniu. Bez przerwy towarzyszyły im krople deszczu, które co jakiś czas zmieniały ton. Do tego dochodziły grzmoty. W końcu burza była tuż nad nimi, głębokie brzmienie zdawało się pochodzić z otchłani ciemności. Jakby było wielkim smokiem, który szuka właśnie ich i ryczy z niezadowoleniem. Lilian przerażona trzymała przedramię Melanii, a prawą rękę zanurzyła w mokrych liściach, by włożyć je do buzi i przeżuć kolejną porcję. Bardzo nie lubiła burzy i starała się myśleć o tym, że jest tu Nora, która przecież nie pozwoli by coś im się stało. Nie było teraz ważne jej podejrzane zachowanie i to, że wróciła z ulewy sucha. Przecież przejmowała się ich życiem.

Zielonooka ponownie zmieniła chłopakowi okład na czole. Oddychał bardzo niespokojnie, mimo sterty śpiworów się trząsł, a w słabym świetle, po przyjrzeniu się, można było dostrzec jego mokre od potu, ciemne włosy. Zazwyczaj zaczesane do tyłu, teraz przylepiały się do zapoconego czoła, pełnego porów. Był blady, a na twarzy brak było jego zwykłej obojętności i niechęci do reszty świata. Po prostu się bezsilnie męczył.

Gdy na plecach były już ułożone papki z odległością od siebie na około pięć centymetrów, nadal siedzieli wpatrując się w niego, bądź zamykając oczy i w każdym wypadku słuchając odgłosów burzy. Przynajmniej nie wiało zbyt mocno.

Co jakiś czas Nicolas miał wymieniane okłady na czole. Właściwie, to co chwilę, bo wystarczały na krótko.

Czuwali. Nie wiedzieli nawet, która była godzina, nie mogli spojrzeć na słońce. Czekali, chociaż nie do końca wiedzieli na co.

W końcu Christian spróbował rozweselić ich jakimś żartem, ale szybko stwierdził, że to zły pomysł i kto chciał, ten coś zjadł. Musiało być już późno, gdy Nora gwałtownie podsunęła naczynie pod twarz chorego. Czarnoskóry spał na siedząco, a Lilian oparta wraz z koleżanką o jego plecy, również zapadła w spokojny sen. Burza już przeszła, a deszcz nie padał tak agresywnie.

Nicolas zaczął głęboko, mokro i dławiąco kaszleć, dlatego pod jego ustami szybko znalazła się drewniana miska od saletanów. Melania się wyprostowała i wlepiła w niego wzrok. Nora zdawała się wiedzieć co się dzieje, a Mel nie miała odwagi zapytać. Musiałaby wydobyć z siebie dźwięk w tej ciszy.

Chłopak kaszlał, a zanim skończył, z jego ust zaczął się wylewać średni, ciemna maź. Później się uspokoił i zaczął normalnie oddychać. Nareszcie. Uzdrowicielka utarła mu usta z płynu i spojrzała zmęczona na dziewczynę.

- Możecie iść spać. Już po najgorszym - uśmiechnęła się lekko.

Mel oddała uśmiech.

- Miał to w płucach? - zapytała cicho wskazując na maź.

- Tak - odparła Nora i zmieniła Nicolasowi okład na czole.

***

Bolały go wszystkie mięśnie i czuł się naprawdę słabo. W głowie miał niezwykłą ciszę, jakby po bardzo długim śnie. Jednak było już trochę inaczej. Jęknął w myślach. Najwyraźniej znów był na tym świecie, a tak mało brakowało by znalazł się po drugiej stronie... Postarał się poszperać w pustce umysłu. Powoli zaczęły się w nim pojawiać pojedyncze bardzo krótkie wspomnienia i obrazy. Ledwo wyróżniająca się w ciemnościach twarz Chrisa, jego lekko wybielałe dłonie. Zapach zupy w towarzystwie przeraźliwego bólu głowy. Ten zapach zdawał się dodawać mu wtedy sił... Chyba po prostu mocno się uderzył, chociaż nie mógł nigdzie odszukać tego faktu. Gdzieś mignęli mu ludzie i jakaś lalunia, której nie kojarzył, dlatego wątpił w autentyczność tego krótkiego obrazu. Pamiętał też przyjemny głos, który powtarzał jego imię. Wołał go. To musiał być Varian. Oczywiście tylko jego cokolwiek obchodził, choć nie żeby patrzył na jakiś specjalny sposób. Prócz przeraźliwego gorąca i uczucia jakby całe jego ciało pokrywało się lodem, który wysysał z niego energię - nic już nie pamiętał. Jedyną pamiątką był gorzko-słodki smak w ustach.

Zorientował się, że z jego ust wychodzi niewyraźny pomruk. Chciał coś powiedzieć? Być może, ale jedyne słowo, jakie przychodziło mu w tej chwili do głowy, to "cholera". Nie miał nic więcej do dodania.

W końcu zdecydował się otworzyć oczy. Wypadało spojrzeć na ten bury świat, po takiej przerwie. Nie wiedział jednak ile trwała i czy rzeczywiście owa zaistniała. Powoli obraz zaczął mu się ostrzyć, a plamy układać we właściwe kształty. Tyle, że za chwilę ponownie zamknął powieki, bo jakieś dwadzieścia centymetrów od niego spoczywał profil kogoś, kogo nigdy wcześniej na żywo nie widział i nie miał prawa istnieć. Chyba nadal nie do końca się obudził.

Postanowił, że obróci się na plecy, mięśnie brzucha nieprzyjemnie się upominały o odpoczynek. Poczuł wtedy, że ma na plecach jakieś świństwo i najwyraźniej pozbawiono go koszulki. Zarazem z czoła spadł mu jakiś materiał. Odszukał go dłonią i przyjrzał. To była jego bandana. Złożona, wilgotna... I wcale nie na swoim miejscu. Spanikowany sprawdził swoje nadgarstki i na jednym z nich autentycznie brakowało osłony. Przeklnął w myślach.

Leżenie bez świadomości, co Sam odwalił tym razem, zaczęło go odrobinę fustrować. Podniósł się więc z posłania i usiadł podpierając na dłoniach. Wyglądało to jak namiot. Naliczył tylko cztery osoby, w tym lalunie, która rzeczywiście tu była - głęboko spała, na plecach, niewielki kawałek od niego. Do tego te naczynia i jakieś papki. Złożył nogi po turecki i zawiązał bandanę na swoim miejscu. Teraz potrzebował już tylko prysznica, bo czuł się okropnie nie świeżo, koszulki, bo pół nagi zaczynał czuć się już trochę nieswojo oraz śniadania, a najlepiej od razu też obiadu.

Nie dostrzegł nigdzie swoich butów, ani ubrania, więc doszedł do wyjścia boso. Reszta jeszcze spała. Wyjrzał na dwór i postarał rozejrzeć się jak najdalej, jednak nigdzie nie dostrzegł drugiego namiotu. Żadnego śladu pozostałych. Tylko masa kałuż. Coraz bardziej zaczynał się zastanawiać co właściwie się działo i gdzie jest ich genialny dowódca Sam.

Wrócił do dusznego namiotu i odnalazł stertę bagaży. Poszukał swojego plecaka, by wydobyć z niego jakąś zapasową koszulkę. Najwidoczniej kto inny też już w nim grzebał, bo zauważył w nim niezły burdel.

Słysząc szmery, do głowy Lilian przyszła myśl, że to pewnie Nora. Dopiero po jakimś czasie wsłuchiwania się w nie, przeraziła ją myśl, że dziewczyna może coś kombinować, więc postanowiła, że udając, że nadal śpi, zacznie ją ukradkiem obserwować. Uniosła się lekko wypatrując jej wzrokiem... Ale zobaczyła tylko Nicolasa, który właśnie zakładał na siebie górną część garderoby.

Szturchnęła delikatnie Melanię, która po chwili przekręciła się w jej stronę i wymruczała:

- Daj człowiekowi spać, nie zmrużyłam oka pół nocy...

Lilian usiadła, a wzrok chłopaka skierował się w ich stronę.

- Nicolas wstał - wyjaśniła.

Melania gwałtownie się uniosła i rozejrzała po namiocie rozbudzona. Za chwilę reszta śpiących również zaczęła się kręcić i przeciągać.

- Wyjaśni mi ktoś, co tu się dzieje? - wychrypiał Nico. Z niechęcią pomyślał o tym, że jego struny głosowe jeszcze nie do końca się rozbudziły.

Na odpowiedź jednak musiał jeszcze trochę poczekać.

Najpierw musiał napatrzeć się na radosne uśmiechy, później wysłuchać teksty typu "witaj z powrotem wśród żywych" i dopiero, gdy upomniał się o uzupełnienie żołądka, Chris zerwał się z łoża i obiecał, że dopilnuje, by Nico jak najszybciej wrócił do swoich kolorków. Nawet kilka razy poczuł się tak, jakby zgromadzeni tu, chcieli go mocno wyściskać. Na szczęście było to jedynie wrażenie. W oczekiwaniu na posiłek, który błyskawicznie został mu zapodany, wybrał sobie miejsce nie zbyt blisko dziewczyn, a zarazem jak najbardziej oddalone od swojego posłania. Nadal siedziała tam tamta nieznajoma, która dotąd się nie odezwała. Tylko na niego patrzyła i kilka razy się uśmiechnęła. Czuł się z tym bardzo niekomfortowo.

W czasie, gdy pochłaniał posiłek oraz jego dokładki, Chris zaczął opowiadać swoją historię sprzed trzech nocy, o tym jak znalazł go chorego i popędził za Aelitą do lasu. Chico bardzo szybko uznał to za kompletną głupotę i brak odpowiedzialności, a dalsza historia tylko go w tym utwierdziła. Każdy przecież wie, że Aelita jest jak kot, który zawsze wróci, gdy tylko będzie potrzebować żarcia i nie da się uniknąć jej włóczenia. Przez złą reakcję Christiana, teraz grupa była rozdzielona, co było dla nich sytuacją do bani. Nico mógł się jednak od początku spodziewać, że w końcu do tego dojdzie. A dzielny lider Sam pobiegł wszystkich ratować w ciemno... Cały on, byle zrobić coś dla poklasku. Dziwiło go tylko, że Varian też tam polazł, zwłaszcza, że w swoim deja vu, też gdzieś go kojarzył...

- A później, to nawet zostałem Twoją pielęgniarką.

- Prawda, nie było z Tobą najlepiej. Od kiedy Nora tu była, cały czas z Tobą siedziała i starała przytrzymać przy życiu. Wyglądałeś okropnie i nawet ja zaczynałam się bać - wytłumaczyła Melania. - Dwa dni leżałeś prawie bez żadnego kontaktu z rzeczywistością i powodem była chyba jakaś ciemna flegma, która dostała się w jakiś sposób do Twoich płuc. Podczas wczorajszej burzy wszyscy nad tobą czuwaliśmy.

Zrobiło mu się odrobinę głupio, że wszystkich tak bardzo obchodziło jego życie. Słuchając o tym, jak o niego dbali, robiło mu się nawet trochę niedobrze. Dla niego samego jego życie liczyło się o wiele mniej. Przecież mogli pozwolić mu umrzeć, a jednak do tego nie dopuścili i sprowadzili pomoc.

- Raz nawet musiałem cię przebrać, bo według Nory całe twoje ciuchy przesiąkły potem pełnym toksyn i musieliśmy je wyparzyć. Przez deszcz chyba znowu są mokre, ale nie musisz się o nie martwić - pocieszył go Chris.

Wtedy chyba po raz pierwszy od kiedy go znali, zauważyli na twarzy Nicolasa niepewność. Czuł się dziwnie ze świadomością, że ktoś z nich widział go bez ubrań i czuł się lekko poniżony. Już sam nie wiedział czy się cieszyć, że ten obowiązek wziął na siebie Chris, a nie ta cała nieznajoma. Rozmowa w końcu przeszła właśnie na nią. Chwilę wcześniej właściwie wyszła bez słowa z namiotu i mogli rozprawiać o niej swobodnie. Opowiedzieli mu o niej wszystko co wiedzieli i trochę te informacje go uspokoiły. Przypomniał już sobie, że gdy był chory, to ten głos brzmiał znajomo i rzeczywiście nie mógł należeć do nikogo z ich grona. Wspomnienie, które zdawało mu się nie mieć znaczenia w lochach krasnali, kiedy się obudził trochę wcześniej i usłyszał urywek rozmowy, teraz nabierało sensu. To musiała być właśnie ona.

- Szczerze mówiąc jeszcze nie jestem jej do końca pewna, ale nie wydaje się mieć złych zamiarów. Chociaż wczoraj na przykład, gdy wróciła z ulewy, nie było widać, że jest mokra. Było ciemno, prawda, ale przypatrzyłam się uważnie - podzieliła się odkryciem Lilian.

- Jak ona to zrobiła? - zainteresował się Chris.

- Możesz się jej zapytać - zażartowała Melania. - Zresztą, kto wie co ona umie. Podobno przez cały czas nas obserwowała.

- Zastanawiam się czy to prawda - stwierdziła Lili.

Nicolas przez chwilę pomyślał. Warto się podzielić swoim dowodem?

- Myślę, że tak.

Wszyscy skierowali na niego wzrok. W końcu od dawna się nie odezwał. Nie zadawał pytań, tylko słuchał.

- Dlaczego?

Westchnął.

- Niech wam będzie - mruknął. - Słyszałem ją już, jak błagała krasnale, żeby nas wypuściły i wyjaśniała kim jesteśmy - powiedział obojętnie.

Nastała cisza.

- Czyli raczej nie ściemnia - powiedział wesoło Chris i wyszedł z namiotu, by namierzyć obiekt ich rozmów.

Na razie Nico mógł stwierdzić parę rzeczy. Są w bagnie i na łasce tej całej Nory, która uratowała mu życie, a teraz nie odzywała ani słowem - co właściwie mu pasowało. Sam z resztą nie wiadomo do końca gdzie są, ale ma to związek z elfami, a ta dziewczyna jak i Chris zdają się o tym coś więcej wiedzieć. I nareszcie - wygląda na to, że nikt nie zauważył jego nadgarstków. Chwała Panu, o ile w ogóle istnieje.

Zostaje jeszcze geneza tego jak zachorował. Zaczynał się zastanawiać, czy ta sprawa w lesie przy Jeziorze Łabędzim, gdy Varian sobie już poszedł miała jakiekolwiek znaczenie... Wolał się jednak z nikim nie dzielić tym co tam się stało.

___________________________________

A tak trochę tajemniczo wyszło na koniec. Jakieś teorie co się mogło stać? Bo w sumie nawet autor postaci nie ma pojęcia. xd

W końcu skończyłam pisać rozdział, bo nie mogłam się powstrzymać...

Christian, Mel, Lili

1. Proszę o relację z wydarzeń w rozdziale.
2. Nicolas nadal jest osłabiony, jak uważasz, co najlepiej zrobić? Iść w końcu szukać reszty?

Nicolas

1. Jak uważasz, co powinniście teraz zrobić?
2. Co myślisz o zachowaniu osób tutaj.

Aelita

1. Jak zareagujesz na rozmowę z Samem na temat tego, jak niezbyt w dobrym świetle przedstawiałaś fakty o nim i Varianie, mówiąc o nich otwarcie jak o gamoniach?
2. Co myślisz o kryjówce?
3. Jak zareagujesz na fakt ponownego zejścia się z resztą oraz na widok Nory?

Sam i Varian

1. Co myślisz o kryjówce?
2. Jak zareagujesz na fakt odnalezienia się z resztą grupy oraz na widok Nory?
3. Tu możecie się jeszcze wypowiedzieć na jakiś temat, jeśli tylko macie taką ochotę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top