8. Świetliki nadziei

Najpierw zobaczyła Christiana. Trochę ubrudzonego. Zaraz później dostrzegła smukłą dziewczynę. Była... Ładna. I nieco starsza. Mel przez chwilę zastanawiała się, czy nie jest ona elfką, ale z pewnością była z tego świata. Miała trochę dziwny strój, we włosach masę błyskotek...

Starsza dziewczyna szła obok chłopaka w milczeniu, a ten, gdy byli już tuż przy obozie uśmiechnął się do dziewczyn z dumą.

- Sprowadziłem pomoc!

Obie zaniemówiły, nie wiedząc jak zareagować na ten widok. Gdyby nie jej obecność, która trochę dezorientowała, z pewnością rzuciłyby się chłopakowi na szyję, pod wpływem emocji i ulgi. Przynajmniej musiały się martwić o jedną osobę mniej.

- Gdzie on jest? - zapytała bez zbędnych wstępów nieznajoma. Lili szybko się otrząsnęła wskazując na końcu obozu śpiwór. Za chwilę wszyscy poszli w tamtą stronę i obserwowali jak tajemnicza postać kuca przy chorym chłopaku. Spojrzała na niego z uwagą i dystansem, po czym lekko przyłożyła przegub do jego czoła. Później otarła go z potu chłopaka o swoje spodnie, po czym ostrożnie obróciła na brzuch. Rozpięła śpiwór i ostrożnie podwinęła mu koszulkę. Twarz miała jakby się czegoś bardzo obawiała, ale podchodziła do tego ze zdrowym rozsądkiem.

Wszyscy śledzili jej poczynania, jak po kolei dotyka z wprawą rozpalonych łopatek i żeber chłopaka, który w tym czasie co jakiś czas wydawał z siebie ciche, zmęczone jęki. Później obróciła go na plecy i zrobiła to samo, ale szybko zauważyła, że tu ból był jeszcze gorszy. Przyłożyła dłoń do jego serca wczuwając się w bicie. Ta chwila uwagi, trzymała wszystkich w jeszcze głębszej ciszy. Gwałtownie chwyciła za plecak przy łożu i zaczęła go przeszukiwać, zostawiając koszulkę podwiniętą.

Lili spojrzała niepewnie na Nicolasa i za chwilę jej oczy stały się jakby większe. Cały w pocie, męczarniach, blady na ciele, tylko między żebrami jakby czerwieńszy... Ścisnęła w przestrachu dłonie.

- Nie pił wody.

Ze zdziwieniem spojrzeli na bukłak w jej dłoniach.

- I? Co mu jest? - zapytał Chris z wyjątkowym zatroskaniem.

- Musiał się czegoś nawdychać i zrobił najgłupszą rzecz jaką mógł - Wyjęła koszulkę z jego plecaka, rozcięła kawałek swoim nożem i zmoczyła go, by otrzeć choremu twarz. - Potrzebuję dużo wody, możecie dać jakieś wasze rądelki i miski. I zagotujcie wodę, trzeba wyparzyć mu ubrania - powiedziała patrząc najpierw na murzyna, a później na dziewczyny.

- Jasne... - wydukała Mel.

Za chwilę wzięli się do pracy. Tylko nieznajoma cały czas przy nim siedziała i coś szeptała, pomrukiwała i dawała wody. Nico był w zupełnym amoku, czynniki zewnętrzne wcale do niego nie docierały i wyglądał jakby odbywał wewnętrzna, bolesną walkę.

Lilian, przynosząc wody ze strumyka, podsłyszała parę słów i były one z pewnością do niego. Powtarzała: "No pij, pij Nico", "Nico, dasz radę, tylko się napij, wygrasz to". Sprawiało to, że jeszcze bardziej zaczynała się martwić. Cała sprawa coraz bardziej ją przerażała, a tożsamość dziewczyny stawała się jeszcze bardziej zagadkowa.

W pewnym momencie coś ją olśniło. Przecież miała coś w plecaku. Dostała to od krasnoludków, tamta kobieta mówiła, że to się jeszcze przyda, z pewnością chodziło jej o ten moment! Szybko podeszła do swojego plecaka i wyjęła zawiniątko. Tajemnicze zioła. Zamknęła je pewnie w dłoni i z mniejszą pewnością, ale wewnętrzną zawziętością stanęła obok nieznajomej.

- Przeszkadzam? - zapytała nieśmiało. Tamta otworzyła oczy ze spoconym czołem i oderwała rozłożone dłonie od klatki chłopaka. Podkręciła lekko głową i zmusiła się do uśmiechu. - To się chyba przyda. Dostałam to i to... To musi być na teraz - stwierdziła z przekonaniem.

Wystawiła dłoń przed siebie pokazując skarb. Tamta go wzięła, otworzyła i lekko powąchała, mieląc w palcach.

- Teraz nie... Ale później na pewno pomoże - odparła z pocieszającym uśmiechem. Odłożyła zawiniątko na bok i spróbowała napoić chłopaka.

Różowowłosa, nie kryła zawiedzenia. Jednak postawa tej drugiej znów ją zamyśliła i zdobyła się na odwagę, by zadać pytanie, które nurtowało wszystkich. Mel właśnie doniosła wodę i też była obok.

- Kim ty właściwie jesteś?

- To nieistotne.

"Ale dla nas... " - pojawiło się w myślach dziewczyny, lecz wtedy usłyszała głos Melanii.

- Ale dla nas owszem.

Wypowiedziała to odrobinę za szorstko, niż miała w zamiarze. W końcu ta nowa starała się uratować życie ich koledze. Ale nie wyglądała na urażoną. Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie, wprawiając dziewczyny w dziwny nastrój.

- Jak woda się zagotuje, przynieście ją tutaj i jakieś czyste naczynie. Zostawcie nas wtedy samych. Czas na pytania będzie później... Skoro i tak będę musiała tu zostać dłużej niż chciałam.

Tyle musiało im wystarczyć. Za niedługo Christian przywlókł wrzątek i dziewczyna w wolnej misce zaczęła zaparzać jakieś zioła. Usiedli wszyscy przy ognisku i obserwowali z odległości jej poczynania. Widzieli jak wpierw zdejmuje koszulkę chłopaka przez głowę, a później wrzuca do gorącej wody, jak ochładza mu klatkę i robi chłodne okłady na twarzy, a później po przemyciu pleców, okłada na nich papkę z ziół.

Czarnoskóry, by zająć czymś ręce, zaczął przygotować posiłek. Począł żartować, wymyślając ckliwe porównania na temat tego, co właśnie dzieje się w jego żołądku i dopiero gdy w powietrzu zaczęły się unosić różne zapachy, dziewczyny zaczęły również odczuwać głód.

- To teraz mów, skąd ją wytrzasnąłeś i dlaczego połowy nie ma - zaczęła Mel, patrząc uważnie na chłopaka. Lili przysiadła idąc w ślad za koleżanką.

- To było tak - wydał z siebie zabawne chrząknięcie. - Była moja wachta. W pewnym momencie Aelita zorientowałem się, że nie ma jej tam, gdzie być powinna i tylko widziałem, jak znika gdzieś w lesie. Biegacz ze mnie żaden, ale zmartwiłem się nieco, bo przecież tam jest niebezpieczne, więc obudziłem Sama i poleciałem jak prosiak za... Za czym prosięta biegają? No, nie ważne... Ale biegłem tak, że z początku nawet zapomniałem, że jestem zmęczony. Idę w tym lesie, trochę już zmachany, myślę gdzie też ona mogła pójść i wtedy coś mnie, łup! Czuję igły i jak spadaaam... Obudziłem się z rana wśród prześlicznych ptaszyn, które nie chciały mi pomóc... Na placach mam pewnie wielką śliwę po konarze, który mnie walnął - zaśmiał się. - Myślicie, że dodaje mi odrobinę słodyczy? W końcu śliwki są... No tak, jasne, wracam. Musiałem wyjść z takiego rowu i to mnie potwornie zmęczyło, a ten las nie tylko nie chciał się skończyć, ale też nie mogłem nigdzie znaleść niczego jadalnego. Właśnie - Pogrzebał w kieszeni i wydobył srebrną bransoletę. - Znalezłem to.

Dziewczyny przyjrzały się błyskotce.

- Czy to nie Sama?...

- Musieli pójść mnie szukać, chociaż kazałem zająć się Nicolasem... Ale w końcu znalazłem te trujące jeżynki! - wykrzyknął szczęśliwy. - Mój jedyny ratunek, abym nie padł z głodu. Już chciałem dać uciechę żołądkowi, a tu słyszę jak dosłownie z drzewa spada zielonooka kometa, która w jednej chwili wyrywa mi smakowitą truciznę. I co począć? W jednej chwili się zorientowałem, że dużo wie, wyprowadziła mnie z lasu i już chciała odejść, ale ją złapałem i właśnie tu przyprowadziłem.

- W takim razie pewnie nie wiesz kim jest? - dopytała po przetrawieniu słów Mel.

- Nie jest elfką, ale na pytanie czy jest człowiekiem już odpowiedzieć nie chciała... Jestem pewien tylko tego, że chce dla nas dobrze.

- Ja nie jestem jej pewna - powiedziała cicho Lils. - Nie do końca. Jest chyba miła, ale wolę, żeby stąd zniknęła jak skończy. Wygląda zbyt zwyczajnie. Znaczy, włosy i strój... Ale nie wygląda zbyt magicznie.

- Za to na moje zaufanie nie zasłużyła - podsumowała krótko czarnowłosa.

Gdy zjedli, słońce powoli zaczęło zachodzić. Zastanawiali się co może się teraz dziać z resztą, a Chris wspomniał coś o śpiącym zamku.

- Z chęcią bym teraz do niego wpadł. Z pełnym brzuchem, to musi być idealne miejsce na odpoczynek - westchnął układając się do drzemki.

- O tym też Ci powiedziała?

- Uhum. Mówiłem, że dużo wie - mruknął jeszcze i za chwilę zaczął odpływać w w krainę Morfeusza.

Melania spojrzała w stronę nieznajomej. Wyraz twarzy miała wcale nie podejrzany. Jednak nie potrafiła jej zaufać, za mało o niej wiedziała. Przyglądała się, jak mieli w ustach zioła, które spowrotem układa na plecach chłopaka. Na chwilę przerywa pracę, by zmienić mu chłodne okłady. Widzi jak się uśmiecha i zaczyna wpatrywać w jego twarz.

- Myślisz, że może być głodna? - zapytała Lilian.

- Skąd ona się urwała... - wyszeptała Mel. Przeniosła wzrok na koleżankę. - Zaniosę jej. Teraz ja spróbuję się czegoś dowiedzieć.

Wzięła porcję jedzenia i ruszyła w kierunku dziewczyny. Usiadła powoli obok i również zaczęła się wpatrywać w Nicolasa.

- Lepiej mu?

Ułożyła wzrok na jej twarzy, tym razem przypatrując się uśmiechowi ulgi i błyszczącym zielonym oczom, które miały w sobie coś tajemniczego. Patrzyła na usta, które otworzyły się do odwiedzi.

- Właśnie udało mu się spokojnie zasnąć.

Mel uznała, że to dobry znak i uśmiechnęła się w duchu. Spojrzała na naczynie, które trzymała w rękach.

- Jesteś głodna?

Nieznajoma obróciła głowę w jej stronę i posłała jej przyjemnie zaskoczony uśmiech.

- Może trochę. Nie myślę teraz o tym, ale dziękuję - Odebrała od niej porcję i odłożyła na bok. - Pomożesz mi zbierać liście babki? Chodzi o dokładnie takie jakie macie w swoim świecie.

- No... Mogę - odpowiedziała z przeciąganiem.

Podniosły się, by zaraz klęknąć w trawie. Melania skupiła się na pracy, intensywniej wszystko przemyślając.

- O co chodzi z tą papką? - zapytała swobodnie.

- Zbiera toksyny. Wszystko wchłania się właśnie do niej. Nauczyłam się tego od pewnych trolli z wyspy na Morzu Brunatnym. Jest za górami, do których zmierzacie i nie polecam w nim pływać - uśmiechnęła się. - Pływają tam stwory, które łatwo zarażają różnymi paskudztwami.

- Tu jest morze? - zapytała zaskoczona. - Właściwie jak duży jest ten świat, na czym polega?...

Dziewczyna z koralikami się podniosła z garścią liści.

- Sama wielu rzeczy nie wiem. Wielowzgórze to tylko taki... Kontynent. Cały Avalon, tak Avalon, jest mniejszy od waszego świata, ale też nie mały. Wiem, że chcesz się zapytać o moje imię, ale pytania zostawicie na jutro. Połużcie się spać, odpocznijcie, ja będę czuwać całą noc.

- Nie dasz rady... - zaprotestowała dziewczyna.

- Daj liście... Dziękuję. Spokojnie, wytrzymam. Jeśli chcecie, możecie ustawić warty, ale pierwszą mam ja! - powiedziała żywo i z uśmiechem. - Rozumiem, że możecie mi nie ufać. Ułożę babkę na ziołach, aby trzymały wilgoć, a ty już idź.

***

Długi tunel, wciąż zakręcał w którąś ze stron, lub nie znacznie prowadził w dół. Ściany w całości były zrobione ze zbitej gliny z ziemią. Koloru nie dało się wszędzie dojrzeć, jednak w miejscach światła można było go określić jako czysty, zimny brąz. Owymi światłami były świetliki. Do ścian tunelu, co dziesięć, a później co około pięć metrów, były przymocowane półeczki na których stały duże, szklane naczynia z wieloma otworami. Na dnie leżały drobne owoce i jasny, gęsty pył, które świecące stworzenia spokojnie spożywały. Niektóre chodziły po ściankach naczynia, bądź latały gdzieś obok dla rozgrzewki. Najdziwniejsze jednak były te, które leciały z głębi tunelu. Leciały prosto, przed siebie i zatrzymywały się na którejś z mijanych półek. Po lewej stronie działo się to samo, tyle że owady leciały w stronę niezbadanego jeszcze tunelu, nie wyjścia. Wręcz przeciwnie, zdawały się stamtąd tu zlatywać. Na szczęście wolno latających stworzeń nie było tak dużo, by można było odczuwać niepokój, albo wrażenie, że to miejsce należy wyłącznie do insektów. Po przebyciu większego odcinka można było zobaczyć jedno latające światełko.

Podłoże z początku również gliniane, z czasem pokryło się kamieniami i kaflami stworzonymi z półszlachetnych materiałów. Były w kolorach jaśniejszych od otaczającej wszystko gleby, takich jak szarości, zgaszone turkusy czy róże.

Korzenie bardzo rzadko dostrzegało się w suficie. Im było się zresztą dalej, tym było ich mniej, na co z pewnością wpływał spadek terenu. Prócz tych paru elementów, tunel zdawał się wyglądać wciąż tak samo i nie ciekawie. Nawet jeśli z początku podekscytowany podróżnik był oszołomiony niecodziennym korytarzem, w końcu zaczynało mu brakować czegoś nowego. Zaskakującego. Czujność stawała się coraz mniejsza, a najciekawszą rzeczą stały się własne buty i od czasu do czasu, jakiś wyróżniający się świetlik.

Gdyby ciche szmery nie przywróciły naszego podróżnika na tory czujnego myślenia, z pewnością nie zauważyłby pierwszego rozczłonkowania tunelu. Po lewej stronie, gdzieś po środku między dwoma półkami światła, ściana gwałtownie była wciśnięta, a właściwie, to jej nie było. Wyżłobione wejście na krztałt prostokątna, dalej u góry odrobinę się zapkraglało. Było tam zupełnie ciemno. Nieznaczne światło wydobywało się z jednej strony tunelu, co wskazywało, na skręt korytarza.

Postać z uśmiechem odkryła przejście. Chwilę zastanowiła się nad wyborem drogi, ale ciekawość wygrała i zniknęła w ścianie. Może w końcu czekało na nią coś innego, niż masa ziemi i świetlików? Tunel rzeczywiście w pewnej chwili gwałtownie skręcał i gdzieś dalej można było dostrzec światło ze szklanego naczynia. Obok postaci przeleciał samotny świetlik. Leciał w stronę światła, dlatego podróżnik spróbował dotrzymać mu kroku. Owad był oczywiście szybszy, więc doleciał do słoja szybciej i zdążył się na szybko posilić. Następnie zdaje się, że ten sam, wyleciał przez jeden z otworów i poleciał dalej przed siebie. Postaci udało się nadążyć i nagle zobaczyła, jak stworzenie znika w ścianie. Poczekała, aż wzrok przyzwyczai się do ciemności i zobaczyła coś ciekawego. Z pozoru był to ślepy zaułek zanurzony w mrocznej ciemności, ale po lewej, gdzie zniknął owad, znajdowało się coś nowego. Drzwi. Wykonane z drewna, oprawione w żelazne łączenia, choć raczej lekkie.

Postać sięgnęła do klamki, ale znów przeżyła zawahanie. Jeśli za drzwiami był pokój i tam ktoś był, już było po niej. Chociaż dotąd nikogo nie spotkała, w każdej chwili z kolei, ktoś mógł się wydobyć zza zakrętu korytarza. Postanowiła dokładnie obejrzeć drzwi w poszukiwaniu choćby niewielkiego otworu. Prędko znalazła dziurkę idealną dla świetlika. Zajrzała przez nią z uwagą, jednak jedyne co dostrzegła, to słabe, ciepłe światło. A później usłyszała szmer. Spróbowała dostrzec źródło dźwięków, ale miała za małe pole widzenia. Podniosła się i spojrzała orientacyjnie w stronę jedynego słoika w korytarzu. Nikogo nie dostrzegła. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie w jak bardzo samotnej i bezbronnej sytuacji się znalazła. Nie była w towarzystwie innych jak zawsze, a tutejsi mieszkańcy mieli niezidentyfikowane zamiary.

Nie mogła nic uczynić w momencie, gdy drzwi się otworzyły. Mogła tylko odskoczyć, by nie dostać nimi w twarz. On jednak ją zobaczył i w jednej chwili zwyczajny wyraz twarzy przeszedł poprzez zdziwienie w niezadowolenie i niesamowitą pewność siebie. Zaskoczona dziewczyna na którą padała teraz smuga światła, błyskawicznie wertując myśli w głowie, zdecydowała się wślizgnąć przez drzwi, zanim wysoki mężczyzna zdążył zareagować. Wbiegła pędem i na bieżąco musiała wybierać strony, w które dalej ruszać. Było tu dużo jaśniej, na ścianach zaczynały się pojawiać lampy. Podłoga była płaska, pełna jasnych kafli. Zauważyła pojedyncze meble, a nawet obrazy.

Usłyszała za sobą krzyk, widziała przelotem, że mija kolejnego człowieka, może nawet dwoje. Szeroki korytarz, skręt w prawo i schody. Usłyszała kogoś z dołu. Oddech przyspieszył jej jeszcze bardziej z emocji, wysiłek już tak nie górował. Trzeba było wybrać jakieś drzwi - pomyślała. Przed sobą zobaczyła smukłą, bardzo wysoką kobietę ubraną w prosty, ale pewien sposób elegancki strój. To wrażenie sprawiały chyba liczne, drobne akcenty w formie ozdób. Włosy miała bardzo długie i po części upięte, a co najważniejsze, w kolorze brązu, bardzo podobnym do kor drzew.

Blond włosa uciekinierka pospiesznie się cofnęła, lecz z góry zobaczyła dwóch mężczyzn.

- No dobra, przepraszam że tu weszłam! Ale nie musicie mi nic złego robić, nie jestem nie bezpieczna!

Przynajmniej dopóki czuję się bezpieczna - dodała w myślach.

Nic to jednak tamtych nie obchodziło. Na próżno szukała szczeliny między którymś z ciał, między którym mogłaby się przecisnąć bez ryzyka pojmania. Zresztą, dalej musi być ich więcej, już nie przejdzie niezauważona. Westchnęła.

- Tylko kogoś szukam, naprawdę!

Nie widząc sensu oporu, tylko wydała z siebie dźwięk niezadowolenia, gdy mężczyzna unieruchomił jej dłonie.

- Wpierw będziesz musiała powiedzieć jak tu weszłaś, później możesz rozwodzić się nad swoimi zamiarami.

- Zresztą chyba nawet wiem kogo szukasz... - uśmiechnęła się rozbawiona kobieta. - Zaprowadźcie ją do celi obok tamtych... Ja pójdę złożyć raport.

- Się rozumie - odparł mężczyzna stojący z boku. Następnie dodał coś w języku, którego dziewczyna kompletnie nie zrozumiała. Uznała to za coś bardzo irytującego.

***

- Ej! Może odrobinę wolniej? Prawie depczesz po moich piętach!

Był to pierwszy głos, który Sam usłyszał od chwili przebudzenia prócz własnego i przyjaciela, który siedział na przeciwko niego, oparty o ścianę ze zbitych desek na krzyż. Oboje zwrócili głowy w stronę drzwi wykonanych z solidnego drewna, choć z tej pozycji nie widzieli nic przez wąskie okienko. Przynajmniej wisiał nad nimi słój pełen jasnych świetlików, który pozwalał im nie siedzieć w ciemnościach.

Usłyszeli chrzęk kluczy i zamykanie drzwi.

- Obok są twoi przyjaciele, możesz z nimi swobodnie rozmawiać, ale jest obowiązek ciszy i spokoju - powiedział męski, dźwięczny głos. Pasował idealnie do kogoś bardzo przystojnego i ułożonego.

- Łaskawie dziękuję za uwolnienie mych rąk - powiedziała ironicznie Aelita.

- Jeszcze dziś otrzymacie posiłek - powiedział jeszcze głos, zanim usłyszeli kroki i cichą rozmowę w niezrozumiałym języku.

- Chłopaki, naprawdę tam jesteście?

W szparze między deskami za Varianem, Sam dostrzegł parę zielonych, prawie szmaragdowych oczu. Chłopcy wymieni zaskoczone spojrzenia.

- Aelita? - zdołał wykrztusić z ulgą blondyn.

- Poszliśmy cię szukać... chyba wczoraj. Dlaczego opuściłaś obóz? - zapytał Sam siadając bliżej ściany.

Oczy dziewczyny jakby rozbłysły.

- Wręcz czułam jak te drzewa z lasu mnie wołają, nie mogłam tego tak zostawić... Zresztą, czy patrzenie na nocne niebo z korony drzewa nie zbliża cudownie do natury? Ale oczywiście musieliście narobić tego wielkiego hałasu i zaraz elfy was dostrzegły. Moglibyście nauczyć się chodzić ciszej. Mnie na przykład wcale nie zauważyły. Kto wie, może nawet wzięły za kogoś ze swoich? - dodała z lekką ekscytacją. - Ale widzicie, w końcu wyszło tak, że to ja poszłam was ratować - powiedziała z uśmiechem. Chłopcy mogli go dokładnie zobaczyć, bo teraz siedziała trochę oddalona od szpary i to właśnie on w tym momencie był najlepiej widoczny.

- No, głupio wyszło - przyznał Sam. - Jednak hałas to nie nasza sprawka.

- Nie? - odparła dziewczyna, lekko jakby zbita z tropu.

- To nie byliśmy my. Zresztą, myśleliśmy, że to jakiś leśny stwór się obudził.

Aelita zaśmiała się na słowa Variana.

- To brzmiało bardziej, jakby ktoś potrącił jakąś ciężką gałąź.

- Nie widziałaś może Christiana? To on pierwszy za tobą poszedł - przypomniało się rudemu.

Dziewczyna przyjęła ten fakt jakby z odrazą, ale podkręciła głową.

- Jak tylko kroki elfów niosących was ucichły, zeszłam z drzewa i poszłam za wami. Szły trochę pokręconą drogą. Do tego ich tajnego wejścia w jamie można była dojść o wiele prostrzą drogą. Nawet nie pomyślałam, że ktoś jeszcze może tam być.

- Miejmy nadzieję, że nic mu nie jest - westchnął Varian. - Ciekawe jak reszta zareagowała, gdy nas rano nie zobaczyła. Jak myślicie, która może być godzina?

Aelita obliczyła szybko w głowie czas od warty Christiana, czas wędrówki w lesie i w tunelu.

- Myślę, że wszyscy mniej więcej teraz wstali, chyba że dziś wyjątkowo zrobili sobie dłuższą drzemkę. Zresztą, dużo elfów też jest na nogach, musi być ranek.

- Mnie najbardziej ciekawi, czy nas stąd wypuszczą... - mruknął Sam.

_____________________________________

Powitajcie rozdział liczący 3tyś słów! Druga połowa już nie sprawdzana, ale chyba tragicznie nie jest.

Pytanka!

Melania

1. Co możesz teraz powiedzieć o tajemniczej dziewczynie?

2. Jakie pytania chciałabyś jej zadać?

3. Co myślisz o Nicolasie?

4. Jakie działania chcesz podjąć, lub uważasz za słuszne w związku ze zniknięciem reszty?

Inne

Lilian

1. Co możesz teraz powiedzieć o tajemniczej dziewczynie?

2. Co myślisz o Nicolasie?

3. Jakie działania chcesz podjąć, lub uważasz za słuszne w związku ze zniknięciem reszty?

Inne

Christian

1. Co możesz teraz powiedzieć o tajemniczej dziewczynie?

2. Jakie pytania chciałabyś jej zadać?

3. Co myślisz o Nicolasie?

4. Jakie działania chcesz podjąć, lub uważasz za słuszne w związku ze zniknięciem reszty?

Samuel, Varian i Aelita

1. Co myślisz o sytuacji w której się znalazłeś? Ogólne przemyślenia, przetrawienie wydarzeń

+ Aelita

2. Co myślisz o tej małej wyprawie, która polegała na śledzeniu elfów aż do jamy z tym długim tunelem?

Nicolas

Pytań nie mam, nie wiem właściwie jak będzie wyglądał jego stan w kolejnym rozdziale, ale jakaś reakcja po przebudzeniu, gdy będzie kontaktował, na twarz nieznajomej by się przydała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top