20. Lis, przeznaczenie i sposób na każde drzwi

Lilian nie mogła się poruszyć. Nic też nie widziała. Mimo to, nie czuła się źle. Miała nadzieję. Estel. Nadzieję, której nie odczuwała bez przyczyny. Nie wiedziała skąd przychodziła, ale to nie było ważne.

Pamiętała, jak w podstawówce, odbywał się konkurs plastyczny. Należało zilustrować coś związanego z przyrodą. W tym czasie jej ulubionym filmem, był "Mój przyjaciel lis", dlatego poprosiła mamę, by pokazała jej zdjęcie jakiegoś lisa, na wzór, po czym narysowała na środku kartki swoje ulubione zwierzę. Uzupełniła jakoś pustą przestrzeń i dodała jasne kolory. Była bardzo zadowolona z tego rysunku. Lis wyglądał jak prawdziwy lis. Niestety, nie dostała informacji o rozstrzygnięciu konkursu. Nie wiedziała, czy ktoś docenił to, że narysowała prawdziwego lisa. Nie wiedziała, czy udało jej się coś osiągnąć. Być zauważoną.

Teraz było inaczej. Wygrała konkurs. Konkurs przeznaczenia. Wszystko zależało od niej. Wszyscy na nią liczyli. A ona postanowiła ich nie zawieść.

Nie wiedziała ile minęło czasu, zanim na piersi, w miejscu serca, poczuła miękkie ciepło. Od tego momentu rozlewało się po jej całym ciele, a ona czuła się coraz lżejsza i lżejsza, aż w końcu poczuła czyjąś obecność i otworzyła oczy.

Zamiast metalowego posągu stał przy niej nimok. Opierał na niej swój pysk, nieruchomo stojąc. Ze zdziwieniem, Lilian stwierdziła, że nie ma tego samego koloru, co nimok, który zaatakował ich w lesie. Ten był blady, szary i wyglądał... jakby bardzo cierpiał. Spojrzenie ciemnych oczu miał znużone, oddech drżący, ciało wychudzone. Dziewczyna nie byłaby zaskoczona, gdyby ktoś jej powiedział,
że od środka trawi go jakaś choroba i powoli umiera. Poza tym, na czole zauważyła coś przypominającego guza, a na żebrach, przy kręgosłupie dostrzegła dwa wybrzuszenia.

Powoli położyła dłoń na grzbiecie nosa, a zwierzę tylko odrobinę cofnęło głowę. Przejechała po miękkiej sierści, a później dostrzegła, że nimok patrzy w stronę okna.

Wiedziała, że nie wyprowadzi go po schodach. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zaczęła szukać czegoś, czym mogłaby wypiłować, bądź wybić deskę dzielącą okno. Zajrzała pod półki złożone na drugim końcu pomieszczenia, a później rozejrzała w koło wiadra. Nigdzie jednak nie było żadnych niebezpiecznych przedmiotów i Lilian zaniechała poszukiwań. Podeszła do metalowych drzwi i z progu zaczęła wpatrywać się w strome schody. Nie było szans, by nimok poradził sobie z zejściem. Zwłaszcza w swoim stanie.

Usłyszała za placami ciche rżenie. Zwierz stał przy oknie, tęsknie patrząc za przyrodą.

- Spróbujesz poradzić sobie z tą ścianą? - zapytała cicho. - Wiem, że źle się czujesz, ale to jedyna droga ucieczki.

Nimok zaczął lekko uderzać kopytem o ścianę pod oknem. Robił to coraz mocniej, aż deski zaczęły pękać.

***

- Dlaczego pomagacie Lokuncji? Nie możecie robić tego z własnej woli - stwierdził Varian. Jednym uchem słuchał rozmowy kolegów i koleżanek, drugim był przy wilkach. Chciał skorzystać z okazji na dłuższą rozmowę ze zwierzętami w tym świecie.

Wilki lekko się uśmiechnęły.

- Lokuncja jest naszą Panią. Możesz nie rozumieć naszej wierności, ale zostaniemy przy niej. Aż do śmierci. Wierzymy w nią.

- W takim razie dlaczego nam mogliście?

- Wcale nie. To wy podaliście poprawną odpowiedź - odparł drugi. - Ten świat rządzi się różnymi zasadami, tak samo - ta klatka ma swoją: Odpowiedz poprawnie na pytanie. Każdemu należy się kolejna szansa, a my jesteśmy tylko strażnikami.

- Nadal nie rozumiem, czemu się z nią trzymacie.

- Nie musisz. Ale to, że jej towarzyszymy, nie oznacza, że zawsze się zgadzamy że środkami, które dobiera.

- Hm, no dobra - odparł nieprzekonany, mimo powagi wilków. - Jak macie na imię? Mogę was pogłaskać? - zapytał w momencie, gdy Sam spojrzał w jego kierunku.

Od razu dostrzegł, że nie da się chłopaka odciągnąć od rozmowy z magicznymi stworzeniami. Varian co chwilę się ożywiał i wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Jakby wcale nie byli w niebezpiecznej sytuacji, za jaką Sam uważał obecną.

- Skoro wilki nas przepuszczą, po prostu się wymknijmy i poszukajmy Lilian - stwierdził Nicolas. - A jeżeli spotkamy Lokuncję, możemy się na nią wszyscy rzucić. Jest nas więcej, powinniśmy dać radę.

- Skąd wiesz, że wilki wtedy nas nie zaatakują? Może mieć więcej zwierząt pod swoją władzą. A ten potwór z piwnicy? Hmm? - spojrzał na niego Chris czekając, aż chłopakowi uda się coś odpowiedzieć.

- Też myślę, że najlepiej będzie się po prostu wymknąć. Po drodze możemy poszukać przedmiotów do obrony - zabrał głos Sam. - Tylko nie wiem, czy jest sens iść do Lilian. W końcu to jej przeznaczenie. Na pewno sobie poradzi, a my musimy się ratować.

- Przecież musimy ją znaleźć! - zaprotestował Chris. - Wierzę w nią, ale co jeżeli potrzebuje naszej pomocy? Chociaż wsparcia z boku!

- Poradzi sobie.

Nicolas wypowiedział to w taki sposób, że wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

- Skoro to już jest ustalone... Co z Norą? - podsunęła Melania.

- Może to ona była za tamtymi drzwiami?! - Aelicie rozbłysły oczy z przejęcia.

- Nora płakała? - powiedział nieprzekonany Nicolas.

Samuel przyjrzał się Aelicie, po czym popatrzył krótko na każdego z nich, nawet na siedzącego za nim Variana, który głaskał wilki za uszami. Wiedział, że nie powinni się już rozdzielać, jednak byli coś winni Norze i nie mogli jej tutaj zostawić.

***

Wybrana została Aelita, ze względu na swoją naturę i pierścień. Najlepiej znała ten budynek z całej ich szóstki, a poza tym, potrafiła chodzić bezszelestnie i było najbardziej prawdopodobne, że to właśnie jej uda się znaleźć pierścienie, które zabrała im Lokuncja. Tylko ona ze swoim pierścieniem miała szansę niezauważalnie otworzyć drzwi miejsca, gdzie była Nora, nawet jeżeli mylili się co do miejsca jej uwięzienia.

Drugą osobą był niestety Nicolas. Dla niego niestety. Samuel wolał pozostać z grupą, a drugim najszybszym, tuż za nim, był właśnie Chico. Reszta miała zostać na miejscu, jako przykrywka i wrażenie tłumu, gdyby Lokuncja wróciła.

Aelita prowadziła chłopaka przygaszonym korytarzem, którego wcześniej nie widział. Do klatki trafił z Samem i Norą nieprzytomny, i nawet nie wiedział jak się w niej znalazł. Christian twierdził, że po prostu się pojawili, a Varian mówiąc o tym jak błądził w tunelach z Melanią, twierdził, że w ich przypadku ziemia się po prostu uniosła i okazała podłogą więzienia. Teraz Nicolas miał okazję zobaczyć rezydencję w której gościli. Zaskoczyły go obrazy na ścianach oraz wystrój wnętrza jak z końca dziewiętnastego wieku. Doszli do czegoś w rodzaju holu, gdzie zobaczył schody, te, o których musiała im mówić wcześniej dziewczyna. Zobaczył też drzwi wyjściowe.

Aelita wykonała ruchy rękoma, jakby mieszała zupę i wskazała na lewo schodów. Kuchnia. Poszli stawiając długie, ciche kroki. W kuchni panował lekki nieład, zlew był pełen, a wszędzie stały brudne kubki z innymi naczyniami. Podłoga sprawiała wrażenie dawno nie mytej. Aelita dała znać, by chłopak poczekał i zajrzała przez przejście do wielkiego salonu.

Nicolas cierpliwie stanął przy ścianie i patrzył jak dziewczyna znika mu z oczu. Po dłuższej chwili wróciła i szepnęła:

- Jest na tarasie. Nie wiedziałam, że ma taras... - stwierdziła z podziwem. - Są tam też pierścienie. Trzeba ją zmusić, żeby wyszła. Bez zastanowienia. Zrób jakiś hałas i się schowaj, a ja w tym czasie odzyskam je.

Znów wyszła i zobaczył, jak chowa się pod stolikiem w rogu ściany, w salonie. Również przeszedł do dużego pomieszczenia i zaskoczył go nieład, który można było określić tylko słowem "artystyczny". Obrazy, sztalugi, farby, słoiki - były tylko połową wystroju. Mieściła się tu masa mniej lub bardziej dziwnych przedmiotów i trochę kanap. Zlokalizował otwarte okno, za którym dostrzegł postać kobiety, odwróconej do niego tyłem. Przez chwilę myślał, by coś wysadzić, ale nie miał czasu, by eksperymentować chemicznie. Postanowił więc zwalić sztalugę i stołek za jednym zamachem, w taki sposób, by Lokuncja była przekonana, że sprawcą jest dalej w pomieszczeniu, gdzieś ukryty.

Usłyszał ruch z tarasu, więc energicznie popchnął wybrane przedmioty i jak najszybciej oraz jak najciszej w obecnej sytuacji się dało wybiegł z pomieszczenia, lecz zamiast do kuchni, pobiegł bliższym wyjściem. Po drodze zauważył białe, niewysokie drzwi i błyskawicznie się za nimi ukrył.

Było tu zupełnie ciemno i nie mógł stać do końca wyprostowany. Przypominało mu to składzik na miotły, choć niewiele widział. Wsłuchał się w dźwięki z zewnątrz i stwierdził, że Lokuncja szuka sprawcy zamieszania. Postarał się wyczuć ścianę kończącą schowek, ale nie mógł jej znaleźć, dlatego uznał, że pomieszczenie musi być dłuższe, niż mu się nie wydało. Stojąc bokiem do drzwi, przy ścianie, wysunął prawą stopę w bok, szukając oporu, jednak w tym momencie zsunął ją po kilku stopniach, tracąc lekko równowagę. Upadł i zaczął żałować, że tak szybko zgodził się być przynętą. Po chwili podniósł się i zaczął zastanawiać nad, teraz już świadomym, zejściem na dół.

Tam były mniejsze szanse, że zostanie odnaleziony. Rozważył plusy i minusy, z czego z drugich niewiele sobie zrobił i zaczął powoli schodzić po schodach. Nie chciał znów się wywrócić, lub wpaść na ścianę, gdyby schody gwałtownie skręcały. W końcu nie wyczuł kolejnego stopnia i podłoga zrobiła się płaska. Nic nie widział. Wyczuł ścianę przy schodach i za nią stanął.

Zamknął oczy. Nie było żadnej różnicy.

Zaczął zastanawiać się, na co czeka. Nie ustalał wiele z Aelitą. Nie wiedział, czy będzie go szukać czy załatwi sprawę z pierścieniami i sama pójdzie szukać Nory. Dotknął palca, na którym brakowało pierścienia. Wcześniej nie był świadomy, jak mu go brakuje...

Nagle poczuł, jak coś lekko i miękko przesunęło pod kolanami. Nie wiedział, czy ma żałować, że nic nie widzi.

- Witaj - usłyszał w głowie.

Nicolas poczuł lekki niepokój, mimo, że głos nie wydawał się groźny.

- Czuję, że jesteś spięty. Nie dziwię Ci się. I mimo tego, co zrobiłem wcześniej, nie życzę Ci źle.

Co zrobiłeś? - zapytał po chwili w myślach, wygrywając ciekawością ze strachem.

- Mogę najpierw przeprosić? - zapytał głos. - Przepraszam. Musiałem to zrobić. Przeze mnie zachorowałeś, wdychając wodę z zaczarowanego strumyka - mówił z żalem. - Teraz chcę Ci pomóc, tak samo jak reszcie twoich przyjaciół.

Nie przekonuje mnie to - odparł chłopak z niesmakiem. - Kim jesteś? - dodał po namyśle.

- Huan, jestem lisem.

Nicolas zobaczył przed oczami przemykającą rudą kitę między krzakami.

No dobra, kojarzę cię. Tylko czemu chowasz się w tych ciemnościach?

- To mój dom, moja nora - wyjaśnił Huan. - Pozwól mi pomóc - powiedział błagalnie.

Nicolas zastanowił się. Jak miałby im pomóc lis, który mieszka z Lokuncją? Chyba, że jest więziony, a on tylko nazywa to miejsce domem, ponieważ mieszka tu tak długo. Nie dało się jednak ukryć, że zwierz mógł stąd wychodzić i topić ludzi w strumieniu.

- Huan! - rozległo się wołanie, wraz z gwałtownym strumieniem światła, który lekko przysłaniała czyjaś sylwetka. - To byłeś ty?

Teraz chłopak mógł zobaczyć lisa, z którym rozmawiał. Był zwykłych rozmiarów i siedział w miejscu, na przeciwko schodów, z równo ułożonymi łapami i położonym obok nich ogonem. Miał zwrócony pysk do światła. Nicolas stwierdził, że dobrze zrobił, stając za ścianą.

- Tak.

Lokuncja zdenerwowana burknęła.

- Przy kolacji porozmawiamy, co Ci strzeliło do głowy - dodała i zatrzasnęła drzwi. Usłyszeli jej oddalające się kroki.

- Co zrobiłem? - zapytał lis.

Nicolas przekręcił niepełnie oczami.

Zwaliłeś kilka rzeczy w salonie.

- Na sztaludze był obraz?

Możliwe.

Lis sprawił wrażenie, jakby westchnął, a Nicolas zaczął się zastanawiać, czy prócz przesyłanych przez niego myśli i nieświadomie uczuć, lis widział też niektóre obrazy, o których myślał. Stąd wiedział o sztaludze.

- Tak - odparł lis.

***

Czuła, że jest bezpieczna. Lokuncja rozejrzała się tylko po parterze i nie wchodziła na górę, więc musiała jedynie wyczuć moment, kiedy przemknąć po schodach. Miała wrażenie, że wiedźma usłyszy jej głośno bijące serce, ale najwyraźniej ten dźwięk przez stres potęgował w uszach Aelity. Teraz spokojnie szła od schodów prosto korytarzem na piętrze, z powrotem do drzwi, gdzie wcześniej słyszała z Lilian czyiś szloch. Włożyła na palec swój pomarańczowy pierścień z rysunkiem gwiazdy i stanęła przed klamką, wsłuchując się w dźwięki po drugiej stronie.

Panowała tam cisza, ale nie wykluczało to, że postać, prawdopodobnie Nora, nadal tam była. Przyłożyła więc dłoń do dziurki od klucza, po czym powoli nacisnęła klamkę i zajrzała do środka.

Miała wrażenie, jakby coś błysnęło, ale wydarzyło się to zbyt szybko, by wyłapała ruch. Nora siedziała po lewej stronie, przy ścianie, patrząc zaskoczona w stronę drzwi. Obok niej unosił się borówkowy motyl, wielkości dłoni rocznego dziecka. Wleciał dziewczynie za włosy, w czasie gdy wciąż wpatrywała się w Aelitę, która cicho weszła i zamknęła za sobą drzwi. W pomieszczeniu, prócz dużego łóżka z piękną, kwiecistą, brzoskwiniową narzutą, robioną najprawdopodobniej w jakiś wiązany sposób lub na drutach, umeblowanie było skąpe, choć dość estetyczne.

- Hej... - zaczęła niepewnie Aelita, lekko zdezorientowana sytuacją.

Nora szybkim ruchem nadgarstka otarła jedno oko.

- Hej - powiedziała niegłośno, lekko się uśmiechając. - To ty byłaś przeznaczona? Czy może odgadliście zagadkę?

- To drugie - oddała uśmiech blondynka. - A Lilian poszła wypełnić swoje przeznaczenie. Teraz staramy się uciec, ale przyszliśmy po ciebie - wytłumaczyła. - Nicolas chowa się na dole, a reszta czeka w klatce. Powinnyśmy iść do Lilian?

- Nie, raczej nie - odparła Nora. - I cieszę się, że przyszłaś. Uciekajmy stąd szybko - powiedziała ze swoim pewnym uśmiechem. Wstała i podeszła do Aelity.

- Mam też pierścienie - przypomniała sobie dziewczyna.

- To tym bardziej musimy się spieszyć.

Po tych słowach wyszły ostrożnie z pomieszczenia, a gdy były już przy schodach, usłyszały szybkie kroki Lokuncji.

***

Varian aż podskoczył, gdy do pomieszczenia weszła pani domu. Obleciała ich wszystkich szybkim wzrokiem i podeszła bliżej, mocno stawiając kroki.

- Gdzie pozostała dwójka? - zapytała bez wstępu. - Jak mogłam wcześniej nie zauważyć...


Wszyscy milczeli, nie chcąc się zdradzić oraz właściwie nie wiedząc co na to odpowiedzieć.

- Pięknie... - westchnęła. - Kiedy wam mówiłam, że macie zmienić zagadkę, na jakąś trudniejszą? - zwróciła się z wyrzutem do wilków, które nawet nie podniosły głów. Westchnęła. - Rozumiem, że teraz, gdy macie otwartą klatkę, macie zamiar szlajać się po moim domu?

Nikt nie potrafił się poruszyć z miejsca. Wydawało się im to nienaturalne - wyjść z klatki i rzucić na Lokuncję. Albo przejść po prostu obok, bo wydawała się nieuzbrojona. Nie wiedzieli, jakie zaklęcia i czy jakiekolwiek działają w tym świecie, a kobieta część z nich z pewnością znała.

Ta chwila być może mogłaby trwać długo gdyby nie nagłe wyskoczenie ze szpary w drzwiach rudego lisa, który przebiegł się obok klatki po śpiących sylwetkach wilków. Zwierzęta cicho warcząc podniosły głowy i zaczęły wstawać, lecz lis biegł już dalej. Wskoczył na stół, wywracając książki i papierzyska, a wilki podbiegły w jego stronę. Huan przebiegł między nogami Lokuncji i czmychnął za drzwi. Dwa duże zwierzęta ruszyły za nim, wybierając trasę obok Lokuncji, jednak i tak popychając ją lekko do tyłu.

Varian postanowił wykorzystać zamieszanie i szybko wybiegł z klatki za drzwi, lekko oglądając się za siebie. Sam szybko pojął co trzeba zrobić i pociągnął za sobą Christiana. Pobiegli za blondynem, a Melania po krótkim falstarcie ruszyła za nimi.

***

Nicolas wszedł powoli po schodach, gdy po dźwiękach na górze, ogarnęło go wrażenie, że Aelita dokonała swojego i uchylił lekko drzwi. W tym momencie, między jego kolanami, błyskawice przemknął Huan, biegnąc ku następnym otwartym drzwiom, gdzie czekała reszta grupy. Usłyszał, że coś tam się dzieje i ostrożnie przeszedł do holu.

Zdziwił się, spotykając tam zarówno Aelitę jak i Norę. Spojrzeli po sobie, po czym wlepili wzrok w drzwi wiadomego pokoju. Wybiegł stamtąd Varian i reszta chłopców.

- Ale imprezka - wysapał Chris widząc, że są w komplecie.

- Chodźcie za mną! - rzuciła Aelita i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych prowadząc grupę, a chłopcy pobiegli za nią. Tylko Nora stała jeszcze w miejscu oceniając sytuację.

- Zoltan, Szczygieł! Nie moglibyście chociaż raz mi pomóc w czymś, na czym mi zależy? - usłyszeli sfustrowane wołanie Lokuncji, która w tym momencie złapała Melanię za nadgarstek. Spanikowana niespodziewanym dotykiem, dziewczyna próbowała się wyrwać. Na korytarzu były tylko one i Nora.

Przez chwilę wszystkie tak stały. Nora patrząca na Melanię, Lokuncja to na nią, to Norę i Melania usiłująca się uwolnić. Wielkie wilki wbiegły z powrotem do pomieszczenia, a Lokuncja wolno puściła Melanię, która zaskoczona, pospiesznie zniknęła wiedźmie z oczu razem z Norą.

Wiedźma, a właściwie czarodziejka, stała w miejscu wpatrując się w korytarz.

***

W dłoniach miała drzazgi, ale starała się o tym nie myśleć. Wyrywała właśnie ostatnią z blokujących desek. Stawiała duży opór.

Lilian naparła z jeszcze większą siłą, próbując rozmyć w wyobraźni obraz zakrwawionych dłoni, po czym upadła z kawałkiem drewna w dłoni. Wbiła w niego wzrok, powoli oddychając. Dokonała tego. Teraz mogły obie wylecieć. Ona oraz ten nimok, którego wypukłości na grzbiecie były skrzydłami. Ułożyła deski jedna na drugiej obok zwierzęcia, po czym wdrapała się na jego grzbiet. Gdy objęła szyję nimoka, ten wstrząsnął całym ciałem. Lilian przerażona, wzmocniła uścisk, a zwierzę ruszyło do przodu. Dziewczyna poczuła się, jakby lewitowała w powietrzu.

Zmysły ją nie zwodziły. Nimok unosił się, co chwila machając szarymi skrzydłami. Czując wiatr we włosach, uniosła lekko głowę i spojrzała w dół. Leciała na wierzchowcu ponad trawiastymi pagórkami.

Róg nimoka rozbłysł. Światło to, nie równało się ze słońcem, więc Lilian nie mogła tego dostrzec ze swojej pozycji. Zaczął zniżać lot. Znów chwyciła się mocniej, przytulając twarz do gładkiej sierści. W końcu poczuła nagłe zderzenie z ziemią, a później zwalniający galop zwierzęcia. Byli przy jabłoni, gdzie wcześniej spotkała Aelitę.

Gdy zwierzę się zatrzymało, nie potrafiła się poruszyć. Dopiero po chwili zsunęła się na ziemię i ledwo stanęła na nogach.

- Już po wszystkim - szepnęła z niedowierzaniem.

Usiadła na trawie. Nimok stał ze zwieszoną szyją. Spojrzenie miał znużone i drgały mu tylne nogi.

- Jeśli to ja, to przepraszam - zwróciła się do niego niepewnie.

***

Aelita przyłożyła dłoń do drzwi zamku Lokuncji.

Proszę, niech się zamkną, żeby już ich nie otworzyła! - pomyślała w lekkiej panice.

- Nie wierzę... - szepnął Varian patrząc w niebo. Reszta zbiegała ze wzgórza.

Pod chmurami wznosiły się pegazy.

_____________________________________

Rozbijam ten rozdział na dwa. Kolejny będzie którzy i mam nadzieję, że w weekend.
Brak pytań z mojej strony.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top