19. Nieuwarunkowana groza

Z bliska ten niewielki zamek, przypominał raczej dom, paropiętrową chatę i był odrobinę mniej przerażający. Po obu stronach drzwi mieściły się grządki z kolorowymi kwiatkami, zadbanymi i bez - psujących efekt - chwastów. Mimo to, widząc ciemne deski oraz zniszczony, szpiczasty dach, Lilian przeszły ciarki. Miała wrażenie, że za chwilę z okien wyfruną nietoperze i zaczną krążyć nad budynkiem, ostrzegająco piszcząc, przed niebezpieczeństwami czyhającymi w środku.

Drzwi były wysokie na dwa i pół metra i również wykonane z ciemnego, lecz bardziej brązowego drewna. W porównaniu do reszty domu, nie łuszczyły się od słońca, ale lśniły jak świeżo wypastowane. Dwa uchwyty w kształcie kanciastych liter "u", końcami wmocowanymi powierzchnię, nie wiedzieć czemu, sprawiały niepokojące wrażenie, jakby ktoś obserwował przybyszów. Pod jednym z nich mieściła się dziurka na klucz.

- Powtórzę nasz plan - oznajmiła Aelita. - Zaczniemy od znalezienia piwnicy. Przeważnie tam znajdują się lochy. Pamiętaj pilnować tyłów, a gdy zobaczymy coś podejrzanego jaki jest nasz sygnał?

Lilian zrobiła dwa dźwięki za pomocą paznokci kciuka i środkowego palca. Widząc to, Aelita kiwnęła głową.

- Mam nadzieję, że w środku nie czekają nas żadne pułapki i inne niebezpieczeństwa poza Lokuncją. W fantasy zawsze główni bohaterowie spotykali wiele niedogodności. Niby jakoś z tego wychodzili... - przerwała. - Mam nadzieję, że nam też się uda.

- Też na to liczę - powiedziała Lili.

Aelita dotknęła bez ostrzeżenia zamka, a drzwi same odrobinę się uchyliły. Dziewczyna miała wzrok pełen wewnętrznej gotowości, za to różowowłosej zrobiło się niedobrze. Obawiała się, co czeka ją za drzwiami, ponieważ nie miała podstaw, by przynajmniej to sobie wyobrazić. Nic nie przychodziło jej do głowy, a nawet jeśli tak by się działo, tym bardziej nie wkroczyłaby do środka. Gdyby wiedziała, że Aelita za nic w świecie nie weszłaby tam, tak pewna siebie, bez niej, może dodałoby to jej otuchy.

***

Za drzwiami znajdował się hol. Było tu trochę rupieci, a pod wieszakiem, na którym wisiało kilka płaszczy, wznosił się stos butów. Aelita rozejrzała się po suficie, a później przeszła do przodu, by otworzyć kolejne drzwi - tym razem przyprószone czasem, pomalowane na biało, opatrzone na większości wysokości w szyby. Czuły się, jakby nieproszone weszły do domu jakiejś samotnej, roztargnionej kobiety, która na ich widok zaproponuje kawę i przeprosi za bałagan.

Lilian niepewnie chwyciła za uchwyt drzwi wyjściowych i pociągnęła. Gdy między skrzydłami została mała szparka, zawahała się, po czym zamknęła je do końca i poszła za Aelitą. Dziewczyna czekała na nią z twarzą blisko szyby, co chwilę przez nią zerkając.

- Spokojnie tu - podzieliła się spostrzeżeniem, mówiąc ledwo słyszalnym szeptem. Następnie zaczęła powoli popychać drzwi, którym brakowało klamek. Obie spłoszone znieruchomiały, gdy rozległ się wysoki pisk zawiasów. Aelita zerknęła na koleżankę, po czym poszerzyła przejście tylko odrobinę, by mogły się obie po kolei zmieścić. Tym razem obyło się bez hałasów.

Cisza na korytarzu mocno je onieśmielała. Aelita gestami dłoni, wskazała lewą stronę, a następnie zakomunikowała, by Lilian udała się w prawo, tam gdzie rozciągał się korytarz. Dziewczyna odkiwnęła głową i chwilę patrzyła, jak blondynka rusza w kierunku pomieszczeń, które mogły być kuchnią i salonem. Zerknęła na schody, które również znajdowały się po prawej, po czym ruszyła wgłąb korytarza.

Przy suficie można było dostrzec gromadzący się pajęczynami kurz. Na ścianach wisiały obrazy owoców, panoram górskich, a na niektórych dostrzegała nawet zwierzęta. Z zachwytem oglądała dobrze dobrane barwy i rolę światła. W korytarzu znajdowały się cztery pary drzwi. Dwie po lewej, jedne po prawej i jedne w ścianie naprzeciwko niej, na samym końcu. Stojąc pomiędzy nimi wszystkimi, słyszała jakaś rozmowę, ale trudno było jej wyłapać słowa. Po chwili stwierdziła, że mówi tylko jedna osoba.

Postanowiła wrócić do Aelity. Jeszcze raz zerknęła okiem na obrazy, starając się przejść szybko i cicho, po czym doszła do schodów. Po obu ich stronach można było przejścia wgłąb piętra. Poszła na prawo, jakby uznała to za lepszą kryjówkę i za chwilę znalazła się w salonie. Aelita najwyraźniej rozglądała się za klapą w podłodze. Widząc Lilian, wskazała w koło siebie.

Rzeczywiście. Było na co patrzeć. Coś, co w dziewiętnastym wieku, w ich świecie, można było nazwać przytulnym salonikiem, starającym się wyjść z mody ubiegłego czasu, tutaj prezentowało się jako malarska pracownia. Wokół stało parę niedokończonych obrazów, masa słoików z wodą, kwiaty, rozkwaszone owoce i inne barwniki. Okna były odsłonięte z wielkich, pozłacanych zasłon, zdobionych girlandą, przez co w pomieszczeniu było wiele światła, a jedno z wiszących dzieł zwracało największą uwagę.

Lilian patrzyła na obraz przedstawiający masę tkanin w których kryło się dziecko. Śpiący niespokojnie noworodek.

- Też mogłabym oglądać je godzinami... Ale musimy iść dalej. Chyba wiem, gdzie musimy sprawdzić teraz - oznajmiła cicho Aelita.

Wróciły się do miejsca, gdzie się wcześniej rozdzieliły, i mieściły schody. Pod nimi, co nie zdziwiło zresztą żadnej z nich, mieściły się niewysokie, lecz nie za niskie dla nich drzwi, prowadzące do zwykłego schowka... Lub gdzie jeszcze gdzie indziej.

Aelita ponownie użyła dłoni z pierścieniem i dotknęła zamka, po czym otworzyła drzwi bez najmniejszego zawahania. Wydały lekki hałas ocierającego się drewna. W środku była krótka, płaska powierzchnia, a dalej znajdowały się schody, prowadzące na dół. Zobaczyły wiszące kiście czosnku oraz zioła, a przy ścianach stało parę słoi. Na pierwszych schodach również dostrzegły coś, co wyglądało na konfitury, lub dżemy.

Na dole było zupełnie ciemno.

- Idziemy.

Im były niżej, tym bardziej Lilian skręcało w żołądku. Drogę oświetlała im tylko cienka, słaba smuga światła z góry, która i tak w pewnym momencie przestała cokolwiek dawać, a dziewczyny stanęły w piwnicy, kapiącej się w egipskich ciemnościach. Tylko Melania byłaby w stanie coś w nich teraz dostrzec.

- Na górze nie było świecy, może jest gdzieś tu jakiś włącznik światła?

Lilian stała w ciemnościach w oczekiwaniu na dalsze instrukcje. Czuła, że są w nieodpowiednim miejscu i powinny szukać gdzie indziej, ale się nie odezwała. Bała się spowodować jakikolwiek dźwięk.

Po chwili coś niedaleko niej rozbłysło i Lilian dostrzegła w poświacie światła dziwnie wygiętej lampy naftowej, twarz Aelity. Zaczęły chodzić po pomieszczeniu i próbowały znaleźć kolejne przejście, lub jakieś kraty, ale nie dostrzegły nic wartego uwagi. Dopiero po kilku minutach, Lilian poczuła dziwny chłód na ramieniu i jeszcze bardziej niż wcześniej, zapragnęła wrócić na górę. Złapała przewodniczkę za rękaw, a ta odwróciła się w jej stronę. Przez chwilę wpatrywała się w nią pytającym wzrokiem, a później jej twarz, w świetle, znieruchomiała. Widząc to, Lilian przeszedł dreszcz, a Aelita zrobiła paznokciami ustalony gest, który doszedł do uszu obu dziewczyn. I nie tylko.

W ciemnościach lśniła para bursztynowych oczu. Nie wiedziały do kogo należą, ale z pewnością do jakiegoś zwierzęcia. Aelita nie miała odwagi, by podejść i oświetlić mu pysk. Stworzenie zaczęło cicho warczeć.

Dziewczyny zaczęły wycofywać się w stronę schodów. Ślepia podążały wolnym ruchem za nimi, a Lilian wyobrażała sobie podniesioną wargę zwierzęcia, ukazującą parę ostrych kłów; grożącą, że jeśli podejdą bliżej, będzie zmuszone ich użyć.

Czuły jak ich serca zaczęły prędzej bić. Aelita potknęła się tyłem o pierwszy schodek i rozległo się wysokie, szybkie szczeknięcie. W porównaniu do ciszy, jaka dotąd panowała, brzmiało jak grzmot rozpoczynający burzę. Lilian chwyciła szybko towarzyszkę, zmuszając do podniesienia się i obie pobiegły prędko na górę. Lampa naftowa zgasiła się gwałtownie, ale żadna z nich o tym nie myślała. Szybko dotarły do drzwi na szczycie, gwałtownie je za sobą zamykając. Dopiero teraz uświadomiły sobie, że z pewnością było to słychać.

- Może chodźmy na górę - zaproponowała pośpiesznie Lilian.

- Tak - stwierdziła bardzo powoli chłonąc Aelita. - Stwór nas nie goni, ale nie wiadomo, czy zaraz ta wiedźma skądś nie wyjdzie.

Poszły z pędem po schodach i lekko zwolniły, gdy minęły półpiętro. Już nie były narażone, że ktoś zobaczy je z korytarza na dole. Za to ten na górze był coraz ciekawszy i po chwili dziewczyny wkroczyły na pokrytą fioletowym dywanem powierzchnię. Można było wejść wyżej, ale zatrzymały się na razie tutaj.

- Ktoś płacze - szepnęła Lilian.

Aelita w tym momencie również to usłyszała. Ktoś pociągał nosem i starał się tłumić łkanie, jednak nie zawsze mu wychodziło.

- Znajdźmy, które to drzwi.

Zanim ruszyły się z miejsca, usłyszały otwierające i zamykające się drzwi na dole, a następnie, że ktoś wchodzi po schodach w ich stronę. Obie nie miały wątpliwości, że zbliża się Lokuncja. Lili dostrzegła na końcu krótkiego korytarza szafę, a gdy była już przy niej, by się ukryć, zauważyła, że Aelita zamiast pójść za nią, stanęła przed jednymi z drzwi.

***

Lokuncja była kobietą, która z pewnością ukończyła trzydziesty rok życia. W obuwiu miała na oko metr siedemdziesiąt wzrostu i była dość szczupła. Rysy twarzy miała ostre, oczy zielone jak pistacje, nos szczupły, cerę jasną. Bardzo różnie mogli ją sobie wyobrażać, lub wcale nie myśleć o jej wyglądzie, gdy jeszcze w ich świecie usłyszeli o wiedźmie od Pioruna, jednak zapewne wbrew pozorom, nie była brzydka, stara, złowieszcza i apatyczna. Nie miała też brodawek. Wydawała się raczej gnuśna, uczuciowa, choć to skrywała i nie była okropna w stosunku do swoich więźniów. Traktowała ich dość normalnie, czasem chłodno i z dystansem.

Prócz tego, nie uśmiechała się. Nawet złowieszczo, skoro już został przytłoczony ten wyraz. Była po prostu poważna i zamyślona, jakby coś ją trapiło, a przy okazji rozmyślała nad swoim planem, którego nie znali. Jest inna niż złe charaktery we wszystkich kreskówkach - pomyślał Chris. - Nie mówiła nam jeszcze o swoich planach o przejęciu kontroli nad światem, lub wytępieniu konkretnych ras. Tamte zawsze opowiadały o wszystkim swoim ofiarom.

- Przecież widzę, że próbowaliście rozmawiać z moimi wilkami - mruknęła. - Widzę po waszych wymuszonych pozach.

Samowi zrobiło się trochę głupio, że Lokuncja nie nabrała się na ich szybką zmianę czynności, której efektem musiali wyglądać zbyt sztywno.

- Wytrzymacie jeszcze trochę. Wystarczy, że zdobędę pierścień waszej ostatniej koleżanki, a najpóźniej pojutrze obudzicie się w swoich łóżkach - Mówiąc to zamyślonym głosem, podeszła do okna i przez chwilę tak stała, przyglądając się czemuś. Następnie chwyciła książkę z biurka.

- Właściwie, do czego są ci potrzebne? - odważył się zapytać Sam. Zrobił to, ponieważ wiedział, że nikt inny nie da rady o to zapytać, a dzięki temu miał szansę dobrze pokazać się w oczach pozostałych.

- To was nie dotyczy. Nie jesteście z tego świata, więc nie musicie wiedzieć. I tak byście nie zrozumieli.

W ciszy przyglądali się, jak kobieta zbiera kubki z krzesła i biurka, mając pod pachą wcześniej nabytą książkę. Mieli wrażenie, że są ignorowani. Gdzieś w głębi budynku, rozległy się głuche hałasy, ale nie wydawała się tym przejęta.

- Może pani pomóc? - zaproponował niepewnie Varian, gdy Lokuncja, niosąc pełno kubków, podeszła do drzwi.

Na chwilę się zatrzymała, ale później nacisnęła łokciem klamkę i wyszła z pomieszczenia. Teraz mogli spokojnie rozmyślać nad rozwiązaniem zagadki.

***

- Nie wiem. To nie brzmi jak typowa zagadka z odpowiedzią: czas, woda, wiatr... I tym podobne - wywnioskował po dłuższym namyśle Sam.

- Powiedziały, że każdy z tego świata zna odpowiedź. To może być część zagadki, lub podpowiedź - stwierdził Varian. - Jednak brzmiało bardziej jak to drugie. Może chciały przez to powiedzieć, że to coś powszechnego, każdy to zna?

- Problem w tym, że nie znamy tego, co wszyscy w kucykowie - mruknął Nico.

- Jak ja nie lubię zagadek! - westchnął Chris. - Te, które są tylko dopcipem są lepsze. Na przykład ta, którą opowiadał mi pewien znajomy z Nowego Jorku. Kiedy trup przechodzi przez przejście dla pieszych?

- Nie wiem, czy to czas na dopcipy, Chris - starała się nie obrazić go Melania.

- Jak sobie chcecie, na razie nic lepszego nie wymyślę. Obudźcie mnie jak coś ruszy do przodu.

- No, dalej, mogą to być nawet głupie pomysły. Każdy może nas doprowadzić na prawidłową odpowiedź - zachęcił Sam, sam mając pustkę w głowie.

Nie był świadomy, że Nicolas miał w tej chwili sporo "głupich pomysłów". Wysadzenie klatki było tylko ostatecznością, ale miał w głowie same rzeczy, do których by się nie przyznał. Musiały wydawać się, dostatecznie prawdopodobne, żeby się do tego przemógł. Rozmyślał o tęczy i jej siedmiu kolorach. Odpowiedź godna tego świata, zresztą świtało mu, że Nora o niej wspominała. Podobno wszyscy wiedzieli, że przybyli do tego świata, a była ich siódemka. Jednak trzeba było podkreślić, że z niego żadna dama nie była, a w zagadce było ich tylko pięć. O co chodzi w takim razie? Cztery pory roku?

- Cztery pory roku - mruknął.

Po chwili Samowi rozbłysły oczy.

- Tak! Nora o tym mówiła! - powiedział uradowany. - Ich księżniczka (jak w zagadce!) jest zaprzyjaźniona z królestwami czterech pór roku, czy jakoś tak. To ona musiała być na obrazie! Każdy z nich ma bramę z jakimiś znakami. Jeśli się nie mylę, chyba płatki śniegu, liście, kwiaty i promienie słońca. To musi być odpowiedź!

- Tylko co z tą damą, którą trzyma za rękę? I dlaczego nie trzyma tamtych, chociaż się z nimi przyjaźni? - dopytał Varian nieprzekonany.

- Szkoda, że my nie słyszeliśmy tej opowieści, byłoby prościej - powiedziała zawiedziona Melania.

- Może piątym jest jej zamek? - zaproponował rudowłosy.

- Chmurzasty Zamek - chrząknął Nicolas.

- Ale co z trzymaniem się za ręce? - przypomniał znów blondyn.

Chłopcy dalej dyskutowali na ten temat i starali się wymyślać pasujące teorie. Melania czuła, że ich pomysł jest zbyt przekombinowany i zaczęła się zastanawiać, z czym kojarzą jej się cztery bramy.

- Pamiętam, że na obrazie u krasnoludków, - zaczęła - w który wpatrywała się Lilian, była przedstawiona kobieta w tiarze... prawdopodobnie księżniczka...która była jakby połączeniem tych wszystkich bram, o których mówiłeś. Trzymała klucz...

- A wokół niej, były świecące znaki! Pamiętam! - przerwał jej Varian.

Mel kiwnęła głową.

- Cztery. Obudzę Chrisa - zaproponowała.

W tym momencie czarnoskóry uniósł się ze swojego kąta, objaśniając, że wyjątkowo nie zdążył zasnąć i uważnie wszystkiego słuchał.

- Pamiętam, że jednym ze znaków było słodziaśne serduszko, takie różowe oraz niebieski kryształ - oznajmił z zadowoleniem.

- Mi z tymi bramami skojarzyło się teraz słońce. Na pewno tam było - podsunęła Melania.

- Oraz koniczyna. Czterolistna, jak na moim pierścieniu - stwierdził poważnie Sam. - Myślę, że to wszystko jakoś się klei.

- Czy to nie dziwne, że część znaków jest też na naszych pierścieniach? - mruknął Nicolas, powoli zakopując w swoim umyśle rasistowskie teorie rozwiązania zagadki oraz chęci do eksperymentowania chemicznego, które najwyraźniej niedługo nie było już wcale potrzebne.

- Tak, to zastanawiające, chociaż nasze pierścienie mają inne kolory.

- To jak? Odpowiadamy i zwijamy się stąd? - zaproponował Chris. - Słońce, serce, kryształ, koniczyna, klucz.

- Myślę, że lepiej będzie poczekać na odpowiedni moment, by stąd wyjść. Gdy będziemy pewni, że Lokuncja nie idzie akurat w naszą stronę - odparł rudowłosy.

- A to nie był po prostu romb, zamiast kryształu? - zapytała Melania w zadumie.

- Zaraz się okaże.

Varian przysunął się bliżej szczebli, pod którymi leżały dwa wilki i zapytał, stając się nie mówić zbyt głośno.

- Chyba mamy rozwiązanie. Czy mamy określoną ilość szans? - zapytał.

Jeden z wilków otworzył oczy i odpowiedział chłopakowi, nie patrząc na niego.

- Nie. Lecz wolelibyśmy dostawać przemyślane odpowiedzi.

- Rozumiem. Nasza odpowiedź na pytanie brzmi: chodzi o słońce, serce, koniczynę... romb... i klucz. Musimy podać kolory?

- Jesteście blisko poprawnej odpowiedzi. Zastanówcie się jeszcze raz - wilk zamknął oczy, jakby dając do zrozumienia, że na bieżącą chwilę zakończył rozmowę z więźniami.

***

W szafie było ciemno i miękko. Wisiały w niej swetry i płaszcze, które przyjemnie gładziły Lilian po twarzy. Pomyślała, że podobnie musiała się czuć Łucja, z jednej z książek, w czasie gry w chowanego. Również się skryła do szafy, chociaż w jej przypadku była to zwykła zabawa. Lili się nie bawiła.

Przy nogach miała parę pudeł, więc musiała dziwnie ułożyć stopy, by móc stać. Opierała się o jedną wewnętrzną ściankę i nasłuchiwała odgłosów z zewnątrz. Alelita z pewnością zdążyła się ukryć w jednym z pokoi.

Słyszała, jak ktoś wchodzi po schodach. Później idzie, jakby w stronę szafy. Kroki były spokojne i stawiane bez zawahania. Dziewczyna wstrzymała oddech, a później doznała wrażenia, że postać się zatrzymała. Z szybkim biciem serca, modliła się, by osoba nie otworzyła drzwi jej ukrycia. Za chwilę usłyszała ruch, po czym rozległ się odgłos klucza i klamki. Była bezpieczna. Przynajmniej na razie.

Pomyślała o Aelicie.

Czekała na jakiegokolwiek dźwięki, świadczące o tym, że dziewczyna została znaleziona. Stłumiony głos Lokuncji ją przeraził, ale wyglądało na to, że musiała rozmawiać z osobą, której słyszała płacz. Nie wyłapała o co chodziło. Chyba o herbatę i jedzenie. Następnie postać zamknęła drzwi, ale nie odeszła daleko. Musiała otworzyć drugie.

Po chwili Lilian słyszała sprzeciwy Aelity i jej zawody, że przecież była tak blisko, a Lokuncja wszystko zepsuła. Mimo to, różowowłosa wiedziała, że w ten sposób chce sprawić złudzenie, że wiedźma znalazła kogo szukała i nikt więcej nie kryje się w jej domu.

Głosy cichły, a dziewczyna czekała.

***

Aelita była zawiedziona. Jej kryjówka nie była dostatecznie dobra, choć miała taką nadzieję, przez co nie mogła iść dalej z Lilian. Najwyraźniej to nie było jej przeznaczenie, ale rozumiała to. Ten świat rządził się swoimi zasadami, szanowała je i fascynowały ją. Już wystarczająco oszukała los.

Lokuncja zaprowadziła ją do miejsca, gdzie byli uwięzieni pozostali. Dziewczyna ucieszyła się na widok pozostałych, nawet na widok Chrisa, którego jedzenia, w tym momencie wcale by nie odrzuciła. Dobrze było ponownie znaleźć się wśród kolegów i koleżanki z klasy.

- Dobrze, że dziś przyszłaś - powiedziała Lokuncja zamykając wejście. - Wrócicie szybciej do domu. - I wyszła.

- Co z Lilian? - zapytali jednocześnie Melania i Sam.

- Na górze, w szafie - odparła Alelita.

- Jak to, w szafie? - zdziwił się Varian.

- Musiałyśmy się ukryć - oznajmiła dziewczyna i opowiedziała całą historię.

Później nadszedł moment nad podzieleniem się zagadką.

- Musimy coś poprawić. Odpowiedź nie jest całkowicie dobra - wyjaśnili, kończąc swoją opowieść.

- Na pewno klucz? - zamyśliła się Alelita. - Ja bym raczej powiedziała, że chodzi o gwiazdę, która była na kluczu. Jak na moim pierścieniu - stwierdziła i spojrzała na swój pierścień. - Nie mam go!!!

- Nikt z nas ich nie ma. Lokuncja je zabrała - powiedziała Mel.

- Po co? - zapytała zawiedziona blondynka. - Gdyby nie to, mogłabym otworzyć tę klatkę bez zagadek - stwierdziła. - Pewnie zna działania naszych pierścieni. Tylko skąd?

Varian znów usiadł blisko wilków i ponownie je zbudził. Tym razem oba wpatrywały się w niego z oczekiwaniem, sprawiając, że chłopak zamiast skupić się na odpowiedzi, zaczął zachwycać się wyrazem ich mądrych oczu.

- Nasza odpowiedź brzmi: Cztery damy to słońce, serce, romb i koniczyna. Piątym jest gwiazda - wymienił już trzeźwo.

Cała piątka przyjaciół stała nad blondynem i czekała na werdykt wilków. Aelita wyrażała zaciekawienie, Nicolas wyglądał, jakby próbował rozszyfrować zwierzęta, Melania wpatrywała się w Variana, a Sam i Christian spokojnie czekali na rozwój wydarzeń.

- To dobra odpowiedź - oznajmił większy wilk, a dźwięk jego głosu rozbrzmiał w umysłach wszystkich. - Drzwi są otwarte.

Wydało się, że oba stworzenia lekko się uśmiechnęły.

Varian odwrócił się lekko w kierunku pozostałych, po czym zachęcony ich spojrzeniami, sięgnął szczebli wyjścia. Drzwiczki nie opierały się, ale gładko otworzyły.

- Czy będą już przez cały czas otwarte? - zapytał Samuel.

- Tak - odparł wilk, robiąc przy tym potwierdzający ruch głową.

- Spróbujmy wpierw wymyśleć jakiś plan. Alelita będzie musiała opowiedzieć nam, jak wygląda budynek i wtedy zdecydujemy, co dalej, i kiedy. Nie możemy zapominać o Norze.

Varian zamknął wejście i przysunął się do pozostałych. Zerknął na Aelitę, tak jak wszyscy i dostrzegł podekscytowanie na jej twarzy.

***

Postarała się wyjść z ukrycia najciszej jak się dało. Słyszała odgłosy z kuchni, ale to nie zatrzymywało jej, by pójść w stronę schodów... i wejść jeszcze wyżej.

Nie zastanawiała się, dlaczego uważa, że powinna iść właśnie tam. Po prostu szła, czując jak cel się zbliża oraz jak bardzo pragnie do niego dojść. Weszła po schodach na kolejne piętro, urządzone w ciemniejszych barwach, a później chwyciła za klamkę drzwi, które prowadziły do kolejnych stopni. Poczuła zapach suchego drewna i kurzu. Była pewna, że idzie na strych.

Na górze nie było żadnego korytarza. Przed nią była ściana z solidnymi, metalowymi drzwiami, na której w koło nie wisiały żadne obrazy. Sufit zamykał się ostro, więc od razu pomyślała, że musi znajdować się w wieżyczce, którą widziała z zewnątrz. Dojrzała kilka pajęczyn i mieszkających na nich nieruchomych pająków. Spojrzała na nie z rezerwą, po czym podeszła do drzwi. Wyprostowała na metalu prawą dłoń i poczuła, że są zimne.

Muszę tam wejść - pomyślała.

Drzwi nie miały klamki, a dziurka na klucz była okrągła, ciemna, nie wybita na wylot. Wygląda raczej jak malutka dziupla. Lilian przejechała po niej dłonią i wyczuła cienkie wyżłobienia. Cofnęła się i lekko pochyliła, by przeczytać napis.

minna ungol

Nie wiedziała, co mogą oznaczać te słowa. Pomyślała, że warto spróbować coś z nimi zrobić. W końcu, w niejednej książce, lub filmach, główni bohaterzy musieli czytać napisy pojawiające, bądź kryjące się w różnych miejscach. Z namysłem się obejrzała i z lekkim oporem wymówiła:

- Minna ungol.

Przez chwilę nic się nie działo. Odeszła krok do tyłu, czyli tyle, na ile pozwoliła jej podłoga, i nasłuchiwała, wpatrzona w drzwi. Znieruchomiała zaniepokojona, gdy jeden z większych pajęczaków, zaczął zsuwać się po swojej nici na przeciwko jej twarzy. Na szczęście było to ponad dwa nieduże kroki przed nią. Zatrzymał się dopiero na wysokości dziurki od klucza, zgrabnie się do niej przecisnął i zniknął Lilian z oczu. Była zaskoczona, że potrafił tak ułożyć odnóża, by zmieścić się do niewielkiego otworu. Ledwo widoczna nić również znikała w środku.

Po chwili usłyszała cichy szczęk oraz pracę zawiasów. Metalowe drzwi się uchyliły. Lilian przez chwilę nie była pewna, czy podejść, jednak poczuła coś dziwnego. Poczuła coś co potrafiła nazwać tylko przeznaczeniem i gdy postawiła krok do przodu, nogi same szły, a ona przestała się bać. Uchyliła mocniej wejście i weszła do środka.

Pomieszczenie oświetlało światło z dość dużego trójkątnego okna, przedzielonego na pół. Podłoga była drewniana, jak w całym domu. W wielu miejscach zbierał się kurz. Na jednej ze ścian wisiały równo pojedyńcze półki z masą słoi, wypełnionych dziwnymi substancjami. Jednak najdziwniejszy był kształt, niemal po środku pomieszczenia.

Lilian podeszła, by przyjrzeć się dziwnemu posągowi. Był wykonany z lśniącego metalu, a kształtem mocno przypominał nimoka. Chciała go dotknąć, gdy wyciągając dłoń przed siebie, dostrzegła, że jej palce pokrywają się metaliczną powłoką. Przerażona wstrząsnęła ręką, ale to nic nie dało. Spróbowała zetrzeć metal lewą dłonią, jednak zaczęła przypominać już prawą. Metal obejmował jej ciało, idąc śladem żył, po czym uzupełniał cieliste luki.

Idąc za intuicją, podbiegła do okna i otworzyła je. Po drodze zahaczyła palcami o posąg, przez co rozległ się metaliczny dźwięk.

Do pomieszczenia wleciało świeże powietrze, a z nim wpadł do pomieszczenia lśniący pył. Nogi Lilian nie chciały się już poruszyć, najwidoczniej metalowa powłoka dotarła do kolan. Zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście nie zamienia się w metal.

Wtedy przyszedł spokój. Napełniła płuca powietrzem, które kojarzyło jej się z nadzieją i dostrzegła, że pył mieni się w kolorach tęczy.

- Estel anta senda - powiedziała, zanim metal dosięgnął jej ust.

______________________________________

Został przed nami prawdopodobnie już tylko jeden rozdział. Pojawi się jeszcze w lutym.

Pytania (prawdopodobnie ostatnie w tej książce!)

Chris, Nicolas, Samuel, Aelita

1. Już wiesz ile pomieszczeń w budynku zna Aelita. Co myślisz? Co robić?
2. Uważasz, że Lilian, gdy została ponownie sama, poradzi sobie?
3. Jak się będziesz czuł, gdy nadejdzie czas, by opuścić ten świat? Co będziesz chciał zrobić?

Lilian

1. Jak się będziesz czuła, gdy nadejdzie czas, by opuścić ten świat? Co będziesz chciała zrobić?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top