Cichy Bajarz II

Uderzenia ciężkich kopyt budziły grozę wśród polnych zwierząt.

Już dawno nikt tak prędko nie pokonywał dróg kreślących granice między lasami i nie pędził po łąkach naznaczonymi unoszącymi się kwiatami. Jeszcze dawniej ktokolwiek robił to z uśmiechem, a tym odleglej tym kimś był elf. Jego nimok dyszał z wysiłku, ale też z radości. Na jego włosiu koloru ciepłego piasku, wydobywając się z pachwin, gromadziła się biała piana potu, a wszelkie miejsca, gdzie następowało trzenie, czy większa praca mięśni, widniały ciemniejsze plamy.

Biegniesz tak szybko, że czasem mam wrażenie, że twoje nogi już wcale nie dotykają ziemi i lecisz. Myślę, że niewiele brakuje, byś od tego zdziczał - pomyślał Navis, kierując to do swojego rumaka. - Widząc i czując to, co ty teraz, dziwię się innym i jestem skłonny stwierdzić, że to niezwykle szlachetna śmierć. Dlaczego wolność wam ją tak łatwo sprowadza?

Wiatr w kosmykach luźno związanego warkocza nigdy jeszcze nie wprowadzał go w tak endorfeniczny letarg jak dziś. Mógł wreszcie poczuć się jak bohater z książek Kate. Może jego własna misja nie była tak niebezpieczna, ach, co mówię, BŁACHA! to przecież tyle było przed nim tajemnic. Nigdy nie zapuszczał się tak daleko w Wielowzgórze i nie wybierał na morze.

Wieczorami zwalniał, i jeśli dał nimokowi odpocząć za dnia, przemierzał ścieżki wolniej też nocą. Codziennie siadał i robił zapiski w swoim zwoju, odmierzał drogę na mapie i liczył ile już przebył.

Najdroższa,

nie uwierzysz jak tu jest pięknie o tej porze roku. Jesień okazuje się, że ma o wiele więcej barw, niż dotąd zaobserwowałem w moim lesie. Choć Południowo-zachodnie Królestwo Elfów zachwyca, może się wstydzić przy bogactwie reszty Wielowzgórza. Dziwię się, że tak mało tęsknisz za tym miejscem. Moja dusza codziennie żywi się złotem i karminem.
Codziennie piszę w dzienniku do naszych elfich zbiorów. Dawno nikt tak daleko nie wyruszał, więc mogą stać się istotną pozycją w bibliotece. Odliczam przebyte i czekające mnie kilometry. Czasem się rozpraszam i muszę liczyć jeszcze raz. Myśl, że kiedyś szłaś tymi samymi szlakami, przepełnia mnie nieopisanym uczuciem.

Po paru dniach podróży stanął u podnóża gór. Od tej pory czasem chodził pieszo przy swoim nimoku, by trochę mu ulżyć.

***

- HEJ-HO, HEJ-HO, ZBIERAĆ MAKI BY SIĘ SZŁO! HEJ-HO, HEJ-HO, HEJ-HOOOO, TAK BARDZO DALEKO! - podśpiewywała Artihe dziarsko idąc na przodzie.

Sytuacja przedstawiała się następująco. Nikt nie protestował (a nawet jeżeli, to został bezczelnie zignorowany) przeciwko opuszczeniu osady górskich trolli i zgodzono się się pomóc Norze, do której Lilian robiła maślane oczy, a Nicolas zachowywał dziwnie. Oczywiście, to nie było nic nadzwyczajnego. W końcu zawsze był jakiś dziwny, ale przy tej dziewczynie wyglądał na trochę zakłopotanego. Trochę jakby nagle znalazł się w nowej sytuacji, gdzie musi odegrać nową rolę, ale niekoniecznie chce być do tego kompetentny. Ale to nie ważne! Najważniejsze było to, że Eric bardzo chciał wrócić do domu, zdzielić Christiana po głowie (oczywiście w gumowej rękawiczce, by nie przeszedł na niego kuzynowski łupież) i wziąć porządny prysznic. W Wielowzgórzu może nie było tak upalnie jak pod koniec wakacji, jednak nastolatek był przyzwyczajony do co najmniej dwóch myć dziennie. Czasem coś nadburkiwał, czy tam gdzie idą, przypadkiem nie ma higienicznej cywilizacji. Najgorsze jednak było to, że czuł jak oddala się od miejsca, przez które tu przybył, czyli zostawia przypuszczalną szansę na powrót.

Ta trollica jest dziwna - stwierdzili w myślach Eric, Aris, Nicolas, Riley, Rae i Lotta. To była jedna z niewielu rzeczy w której się teraz zgadzali jednogłośnie.

Lilian użyłaby co najwyżej sformułowania "specyficzna".

- Artihe, może opowiesz im dlaczego w piosence śpiewa się o makach? - zaproponowała Nora, przerywając zaangażowany śpiew.

Na niebie widoczne było słońce wchodzące w coraz ciemniejsze tony pomarańczu. Trollica szła w swoim wymyślnym stelażu zapewniającym cień tak żwawo, jakby chowające się promienie słońca w żaden sposób nie wpływały na jej sine ciało, zazwyczaj zupełnie skamieniałe w ciągu dnia.

- Doskonały pomysł, Noro! - pochwaliła ją. - Zawsze wiesz co należy powiedzieć.

Artihe obejrzała się na grupę uczniów i zwolniła, znajdując miejsce pośród nich.

- Maki... Piękne, czerwone, ale niezwykle delikatne! Nietrwałe, sezonowe, nie mogące przeżyć po zerwaniu dłużej niż doby... Pełne nasion!... Czy słyszeliście kiedyś o powiedzeniu "iść gdzie maki kwitną"?

Nastała krótka cisza, którą przerwała Lotta z lekko lekceważącym wyrazem twarzy.

- Chyba "tam gdzie pieprz rośnie" - skojarzyła.

- O, nie, nie! Mi teraz chodzi o maki. Z pieprzem, to jest zupełnie inna historia.

Powaga z jaką mówiła, odrobinę onieśmieliła część grupy. Nicolas ze swojego tyłu spojrzał kto teraz prowadził grupę. Nora.

- Wygląda na to, że trzeba wam zupełnie wszystko tłumaczyć! Ale to nic, to piękne urozmaicenie, choć nie dorównuje piękności oczu Lili. - Na te słowa wywołana odrobinę się zarumieniła. - Pola makowego nie znajdzie się tak łatwo w Wielowzgórzu. Być może Avalon, podczas swoich wielu podróży zdołała jakieś odnaleźć, ale z pewnością z nikim by się tą wiedzą nie podzieliła. To bardzo cenne i niebezpieczne odkrycia. Z makami od zawsze kojarzyło się, prócz chwilowego uniesienia, cierpienie. I oto odwołanie ze do naszych kwiatów! Piękne, cieszące, czerwone - ale krótkie. A gdy się je zerwie jeszcze szybciej obumiera. Za to nasiona - kojarzą się z bogactwem. Jest ich więcej, sieją kolejne maki i nasiona. A do tego podobno można robić z nich nadkrólewskie dania! Kto odkryje metaforę?

Słuchacze zostali niesamowicie zaskoczeni kolejnym wymogiem. Myśleli, że skończyło się już odpytywanie.

- Chodzi o to, że osoba w piosence chce iść na maki, bo tam gdzie są maki, jest bogactwo? - rzuciła Rae.

Trollica się zaśmiała.

- Jest wiele rozwiązań! - po czym przeszła do przodu.

Jaki był cel przytoczenia tej całej anegdoty o makach? Nikt nie wiedział.

- Maki. Gdyby ktoś mi powiedział, żebym wymienił dziesięć nazw kwiatów, wątpię, bym na nie wpadł. Jakoś nigdy nie klasyfikowałem ich jako kwiaty. Raczej jako chwasty - stwierdził Aris, chcąc zacząć jakąś rozmowę. Nie lubił niezręcznej ciszy. Oczywiście, mógł w niej obserwować jak zachowują się inni, ale w tym towarzystwie liczył, że rozmowa może doprowadzić do ciekawych wniosków na temat każdej persony.

- Ja myślę, że są dość urocze. Tam gdzie mieszkam, jest ich sporo. Zwłaszcza latem. Wtedy zawsze jestem w domu, więc myślę, że to właśnie one mi się kojarzą najbardziej z domem - stwierdziła Lotta.

- I ty też? - Aris zerknął na Lilian.

Dziewczyna, jakby wybudzona z transu, spojrzała na niego zdezorientowana.

- Nie wiem o czym mówisz...

- Tylko ty i Lotta nie byłyście na przyjęciu u Chrisa, myślałem, że się może przyjaźnicie i mieszkacie blisko siebie - zasugerował. Mimo faktu, który teraz przedstawił, tak naprawdę nie widział żadnych oznak zażyłości między dziewczynami, ale w inny sposób nie miał jak inaczej się o nich czegoś dowiedzieć.

Lotta się uśmiechnęła, jakby się szczerze cieszyła, że staje w centrum uwagi i może coś o sobie opowiedzieć.

- Nie, nie, to nie tak - zaśmiała się lekko. - Mieszkam na wsi z kuzynostwem i dojeżdżam do miasta do szkoły. W wakacje wracam do Polski, skąd pochodzę, a z tego co wiem, Lilian jest stąd... to znaczy, też z tamtąd co wy i niedawno się poznałyśmy. To przez Abrę, który jest naszym sąsiadem i Lili chodzi z nim do klasy. To znaczy, sąsiadem moim, Bartka i Ann. Lubię tu... to znaczy, tam być, jeździć z nimi na rowerach, wygłupiać się przy konsoli i...

***

To zbieg okoliczności.

Nie?

***

- Kocham cię, byłeś mi wierny, ale wiesz, że muszę cię tu teraz zostawić.

Port znajdował się u podnóża stromej, wysokiej na setki metrów skarpy. Było tu wiele straganów, ludzi i piachu. Navis nigdy wcześniej nie był w tak tłocznym miejscu - pomijając dzień premiery drugiej części książki Cichego Bajarza, kiedy to jeszcze nie spodziewał się takiego entuzjazmu wśród elfów i nieszczęśliwie stał w tłumie podnieconych czytelników. Od tamtego momentu darował sobie obserwowanie z bliska jak przyjmuje się każda kolejna część przygód Nelvora Tereva.

Navis pogłaskał czule swojego nimoka po łbie i powoli wyszedł z boksu.

- Wrócę tu, nie przejmuj się.

Miał nadzieję, że znajdzie tu stajnię dla oswojonych nimoków - nie raz słyszał, że w miejscach transportu, i czasem przy barach sąsiadujących z często odwiedzanymi drogami, znajdują się takie miejsca. Podróżnicy (a teraz do nich należał!), nie raz wypożyczają wierzchowce, aby dać odpocząć poprzednim, i tak następuje wymiana. A innym razem, tak jak teraz robił to Navis, pragną zostawić zwierzę pod opieką do czasu, aż będą powracać ze swojej wędrówki.

Wyciągnął rękę ku pełnemu słońcu i spojrzał na nie przez palce. Morze tak mocno pachniało! Po piasku chodziło się zupełnie inaczej, niż po małej plaży przy Jeziorze Łabędzim. Patrząc w górę na skarpę i przed siebie na czysty, wodny horyzont, czuł jaki wielki jest ten świat i jak wiele ma do odkrycia. To o tym marzył, o tym czytał w książkach Cichego Bajarza i to przed oczami miała jego ukochana...

- Nora? - Właściwie dawno jej nie widział i nie był pewien czy to ona. Widział ją kiedyś przelotem, Kate by od razu ją rozpoznała.

Usłyszał dźwięk statku, sygnalizujący, że za kwadrans odpływa. Poprawił torbę na ramieniu i ruszył ustawić się w kolejce, pełnej nieznanych mu postaci.

***

- Ile tu ładnych błyskotek... - rzuciła Rae, zakładając kosmyki włosów za jedno ucho i oglądając się za straganami. Za chwilę spotkała się z twardym spojrzeniem Nicolasa. - Ej, ej, Chico, wyluzuj. Żartowałam. Wiesz o tym.

- Wątpię - burknął i już nie patrzył na dziewczynę.

- Właśnie, wracając do tego... "innego" świata, w którym jesteśmy - podjął Eric. - Lilian już trochę opowiedziała o tym, co tu się działo, ale czym ten świat się tak naprawdę różni, poza faktem, że nie ma tu, no, powiedzmy, telefonów?

- Mów za siebie, mikrusie, ja mam swój, tylko nie łapie zasięgu - mruknęła Rae.

- Och, bądź cicho!

Nora odwróciła się w jego stronę i zaczęła iść tyłem.

- Są tu trolle, jak wiesz, są też wiedźmy, jak słyszałeś, czasem można spotkać gadające zwierzęta...

- Prawie jak w Narnii - zauważyła z uśmiechem Lotta.

- Mówiąc wiedźmy, miałaś na myśli tą... Lo... Lokuloko...

- Lokuncję - podpowiedziała Artihe, ocierając suchy pył z czoła. W pełni dnia bardzo się męczyła.

- Z opowiadań, nie wydawała się wcale taka wiedźmowowata - stwierdził z ukąsem Eric.

- Elfy, latające kwiaty, niebezpieczne rośliny, potwory morskie, są nawet smoki, choć pochowane i zazwyczaj uważane za legendy. Niebieskie ogniki - dusze niektórych odeszłych, oczywiście nimoki, czy...

- POTWORY MORSKIE?! - zerwali się się razem Eric z Rae.

- Mnie bardziej zdziwiły smoki - rzucił niezobowiązująco Nico i nawet się uśmiechnął, patrząc na tych dwoje.

- Nicolas, jesteś okrutny - oburzyła się Lotta, widząc to i zrobiła ruch, by położyć tamtej dwójce ręce na ramionach, tyle że Eric szybko odskoczył i huknął, by trzymać spocone ręce z dala od niego. - Ale płynąc statkiem nic nam nie zagrozi?

- W Narnii było nieco inaczej - zauważył trochę dramatycznie Riley, nieco przypominając o swojej ciemnej, ponurej sylwetce.

Nora odwróciła się z powrotem, by widzieć drogę przed sobą.

- Będzie dobrze. Tu jest zbyt płytko.

W tej chwili rozległ się sygnał statku.

- Nasz statek zaraz odpływa! Ustawcie się w kolejce, a ja polecę kupić bilety.

- Idę z tobą - powiedziała szybko Lilian.

- Ja też... - dołączyła się trollica.

Nicolas patrząc na to, stwierdził, że znów został z tymi świeżakami. Na szczęście nikt nie kazał mu ich niańczyć.

- No dobra, idźmy, nie chcę lecieć parę godzin na jakimś zmutowanym koniu... Wolę zdążyć na statek. Ej, Rae, jak mu było? - wskazał na emo-chłopaka.

- Emotek.

- Ale głupie. Emotek, dobrze kojarzę, że gdy w Narnii wskoczyli do morza, wrócili do domu?

***

- Za minutę płyniemy! - ogłosił jakiś postawny mężczyzna.

- Gdzie te dziewczyny? - niecierpliwił się Nicolas.

W kolejce stali tylko oni i może troje innych ludzi przed nimi. Od jakiegoś czasu musieli wszystkich puszczać, bo nie mieli biletów. Lilian i Nory nie było nigdzie widać.

- Przepraszam, proszę zejść z tej kładki. Statek już odpływa.

- Ale my czekamy na bilety! Zaraz tu przyjdą, obiecuję! - zaczęła nerwowo protestować Lotta.

- O ile wiem, bilety nie mają nóg - oznajmił ironicznie mężczyzna i zepchnął na piach grupę, razem z jakąś śniadą kobietą, która wciąż powtarzała, że zgubiła swój bilet.

Siedzieli przez chwilę w piasku zupełnie zdezorientowani.

- Czy one nas wystawiły? - zapytał niespodziewanie poważnym tonem Eryk.

Nicolas chciał odpowiedzieć, gdy nagle ujrzał na statku intensywnie rude włosy. Rae machała w ich kierunku na pożegnanie, trzymając coś w ręce.

- Mówiłam, że lubię błyskotki!!!

______________________________

Dobry wieczór, wszelkie błędy językowe proszę zgłaszać, bo pisałam na jednym wydechu pod koniec. Czyli od połowy Navisa w porcie do końca.

Pisałam to długo, co jakiś czas coś dopisywałam. Klasa maturalna to może żarty, ale dyplomowa, uwierzcie, nie. Ale akurat jestem chora i postanowiłam przy tym usiąść. Kiedy kolejny? Nie wiem. Postarm się najpóźniej parę tygodni po Wielkanocy - wtedy najgorsze już będę miała za sobą ;)

Czego chcecie więcej? Kogo? Czego wam brakuje? Co byście chcieli rozwinąć? Co piszę źle?

Dobrze do was wrócić, a ja chcę doprowadzić tę historię do końca, potrzebuję tylko trochę waszej pomocy.

Pytania:

Nicolas, Riley, Eric, Lotta

1. No dobra, to jak się teraz czujecie? :P
2. Jak myślisz, dlaczego dziewczyny nie zjawiły się na czas?
3. Będziecie musieli polecieć kawałek na pegazach.
4. Jak czujesz się w grupie?
5. Ewentualne przemyślenia, jak coś potrzebujesz

Rae

1. Jak czujesz się w grupie?
2. Jak myślisz, dlaczego dziewczyny nie zjawiły się na czas?
3. Dlaczego ukradłaś bilet?

Aris

1. Jak czujesz się w grupie?
2. Dlaczego odłączyłeś się od grupy, ale... na statek wsiadłeś?

Lilian, Artihe

1. Jak czujesz się w grupie?
2. Będziecie musieli lecieć kawałek na pegazach.
3. Ewentualne przemyślenia.

Navis

Do Ciebie pytań nie mam, ale daję ci prawo głosu w końcu, jeżeli chcesz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top