8. Po deszczu przychodzi tęcza
Arisa ogarnęła nagła panika. Stracił poczucie otaczającego go świata - błędnik jakby zupełnie przestał funkcjonować. Nie wiedział gdzie jest góra, a gdzie dół, i czy takie rozumienie w ogóle istnieje. Czuł jednocześnie klaustrofobiczną przestrzeń wąskiej studni, jak i enigmatyczny bezmiar wody. Nic czego można by się chwycić, nic czego można by się podeprzeć. Wszędzie była tylko woda. Do tego nigdy jeszcze nie próbował otwierać oczu pod wodą.
Zwiotczałe ręce przygniatało ciążenie wody i każdy ich ruch zdawał się nie mieć sensu, dopóki żywioł nie zaczął sam wypychać go ku powierzchni. Zaczął więc walczyć mocno, by dotrzeć tam jak najszybciej, zanim przestanie mu się wydać, że wciąż ma powietrze w płucach.
Wtedy poczuł pod kolanami mokrą paćkę. Stanął na stopach, wyprostował się. Woda sięgała mu powyżej kolan. Reszta jego ciała była na powietrzu.
Z ubrań, włosów i dłoni spadała ciecz. Mokre, gęste, ciemne włosy ściśle przylegały do jego czoła, lekko przysłaniając widoczność i nie poddając się powiewowi silnego wiatru. Przemoczona koszulka nagle stała się niewiarygodnie chłodna, a nogi zamoczone w wodzie były jedyną częścią ciała, której nie obszedł dreszcz. Uniósł chude, zaplastrowane palce i rozsunął kosmyki włosów. Niebo było szare. A może bardziej granatowe. Nie musiał rozglądać się za brzegiem, bo był akurat kilkanaście metrów przed im.
Wiatr należał do porywistych. Aris odnosił wrażenie, że powietrze chce go wywrócić z powrotem do wody, ale trzymał pion, powoli przesuwając się ciężkim krokiem do przodu. Jeszcze trochę - pomyślał. Zaczął padać drobny, ostry deszcz, ale mimo to, kędziory zaczęły latać mu na wszystkie strony, w zależności od powiewu. Wiatr wysuszył je na tyle, że nie trzymały się już razem. Nagle poczuł jak zamiast nich jego twarz uderza coś szorstkiego. Strącił pośpiesznie liść i wyszedł całkowicie z wody. Plaża była znikoma i już za chwilę stanął na trawie. W zasięgu miał tylko kilka drzew, które i tak kołysały się tak mocno, że nie byłby zaskoczony, gdyby któreś z nich za chwilę znalazło się w układzie horyzontalnym.
Przy jednym z nich stała jakaś postać. Chciał krzyknąć, ale wtedy masa powietrza uderzyła go prosto w twarz, napełniając płuca, o ironio, taką ilością tlenu, że aż odbierając na chwilę dech. Wytrzeszczył szeroko oczy, po czym się pochylił, gwałtownie oddychając. Stał tak przez chwilę, a gdy zrobił krok do przodu, jakaś masywna, odrobinę nieprzyjemna dłoń złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Jej właściciel wystraszył go swoim niewielkim rozmiarem i siłą z jaką go trzymał. Przez chwilę myślał, że to zwierzę. Być może wilk. W końcu słyszał dziś coś o wilkach. Ale się odezwał.
- Biegnij za mną - zawołał stwór. Puścił go i zwijając się, potoczył się dalej bez niego.
Aris nie widział lepszego rozwiązania, niż go posłuchać. Biegnąc za nim, dostrzegł inną, podobną kulę, toczącą się w przeciwnym kierunku. Zapamiętał to i uważnie poruszał się śladem swojego przewodnika. Woda nieprzyjemnie chlupotała mu w butach. Miał nadzieję, że będą miały później szansę się wysuszyć.
Przed nimi ukazała się mała wioska, składająca się z kilkunastu, małych domków. W większości okien paliło się słabe światło.
***
W progu stanęła mająca ponad pół metra trollica.
- Ale jesteście słodcy! - prawie wykrzyknęła, cała ociekając od deszczu.
Sześcioro nastolatków siedziało przy drewnianym stole, którego blat składał się ze zbitych kilku desek, opatulona kocami i czymś na wzór ręczników. Żadne z nich nie odezwało jeszcze się do siebie wzajemnie. Powody były różne.
- Zamknij w końcu te drzwi, do gruzdziarki! - huknął masywny troll siedzący z nimi w środku. - Zaraz zamiast podłogi będziemy mieli tu bagno! Zdecyduj się!
Trollica zamknęła drzwi, po czym odwróciła się do gości.
- Czekaliśmy na was już od paru tygodni. Nora dała nam znać, że wy również zostaliście zaproszeni na uroczystość, co więcej, jako jedni z kandydatów! Dlatego zostawiła mi parę rzeczy dla was na przebranie. My trolle nie nosimy takich ubrań jak elfy czy ludzie, a jeśli się zaraz nie przebierzecie, na jutro dostaniecie kataru. - Położyła na stole torbę, po czym ochoczo zaczęła przyglądać się każdemu z nich. Nikt się nie poruszył.
- Bardzo dziękujemy - odezwała się w końcu cicho Lilian. Jej oczy lśniły.
- Ty musisz być Lilian - podekscytowała się dawczyni, na co dziewczyna kiwnęła głową. - Wyglądasz trochę inaczej, niż mi Cię opisywano, ale rozpoznałam Cię bez trudu! A ty - spojrzała na przeciwległą stronę stołu. - musisz być Nicolas! Spodziewałam się więcej starych twarzy, ale to nic! Naprawdę bardzo miło mi was poznać!
- Dobra, Artihe, nie angażuj się w to zbyt emocjonalnie, oni i tak niedługo stąd wyjadą - mruknął drugi troll.
Wtedy przerwało im kolejne otwarcie i zamknięcie się drzwi. W progu stał kolejny troll i chłopiec - zupełnie rozwichrzony przez wiatr.
- Nie no, żartujecie sobie! Trolle? Cholerny Chris i te jego przyprawy! - wykrzyczał Eric. Zaraz zbeszcił się w duchu za własne słownictwo.
- To my już sobie poradzimy... - zwrócił się do trolli Nicolas. Nie mógł uwierzyć, że Chris zamiast przyleźć tu z nim, wepchnął do studni swojego kuzyna.
***
Riley, tak jak i większość osób, których nie widział teraz po raz pierwszy, był przekonany, że są poddani masowemu naćpaniu, kolokwialnie ujmując. Nie dość, że grill, na którego go zaproszono był zwyczajnie nieciekawy, to jak się okazało, gospodarz nie miał dobrych intencji. Nawet go tu teraz z nimi nie było. Nie spodziewał się takich rzeczy po Christianie.
Do tego czuł się bardzo niezręcznie. Na czas zmiany ubrań dziewczyny weszły do sąsiedniego pokoju (domek posiadał zaledwie dwa), jednak to nie wystarczało, by czuł się komfortowo. Przynajmniej trolle wyszły. Jednak był zaskoczony, że ani na obiedzie, ani tutaj, nie było ów zielonowłosej dziewczyny, która zaprosiła go do Chrisa. To było dziwne.
- Możemy już wrócić? - usłyszeli głos Rae.
- Jasne - zawołał Aris, i przebrany, jak reszta chłopaków, usiadł za stołem.
Nicolas zmierzył wzrokiem Lilian. Nie widział jej od ponad dwóch miesięcy, martwił się, a teraz nawet nie wiedział co powiedzieć. Wyglądała inaczej. Jej jasnoróżowe, falowane włosy, były teraz krótkie, proste, i brązowe. I miała grzywkę.
Wszyscy usiedli do stołu. Eric co chwilę się krzywił i wyjął z nerki płyn do dezynfekcji rąk. Pomieszczenie było dość ciemne, oświetlone tylko lampą naftową i paroma świecami. Sufit był niski, ale każdy z nich mógł chodzić wyprostowany, a szare ściany budowały niewielką, lecz wystarczającą przestrzeń, by wszyscy się pomieścili.
- Błagam was, nawet jeśli uważacie to za sen, iluzję, czy cokolwiek innego, nie zachowujcie się jak wariaci - powiedział z wyrzutem Nicolas, kierując wymownie spojrzenie na Erica. - Kilka dni i się przyzwyczaicie. Nie musicie wierzyć, ale zachowujcie się kulturalnie. Dzięki.
Nastała niecała minuta ciszy.
- Przyznaję, miejsce w którym się znajdujemy wygląda dość realnie - zaczął rzeczowo Aris. - Jestem skłonny stwierdzić, że fakt, że przed chwilą mocno zmokłem i przebiegłem jakiś kilometr jest prawdą. Jeśli zaś chodzi o trolle, z tym jest gorzej. Jednak chętnie posłucham dalej o magicznych wilkach.
- Jakich wilkach? - zapytała Lotta spoglądając szybko po wszystkich i zatrzymując się na Lilian.
- No... - zaczęła cicho, ale natychmiast jej przerwano.
- A ty kim właściwie jesteś? - zapytał podejrzliwie Eric. - Jesteś halucynacją? W ogóle skąd się tu obie pojawiłyście? - Znał oczywiście Lilian i po dłuższym czasie ją rozpoznał, jednak nie rozumiał czemu i jak dziewczyny przyłączyły się do tej bandy.
- Jestem Lotta Eryka Malinowska, chodzę do drugiej klasy liceum - przedstawiła się niebieskowłosa. - Chętnie bym się dowiedziała kim jesteście i co tu robimy. Oraz czy ktokolwiek prócz Lilian i tego w czerwonych włosach coś o tym wie. Przepraszam, ale nie wiem jak masz na imię.
- Nicolas. Chico - mruknął w odpowiedzi wywołany.
- Bardzo mi miło - uśmiechnęła się. - To może na początku chcielibyście się wszyscy przedstawić?
- Jasne. Mów mi Rae - zaczęła rudowłosa.
Aris z upodobaniem przez resztę czasu obserwował po kolei reakcje otaczających go ludzi na wypowiedzi innych. Sam nie mógł pochwalić się bliższą znajomością z kimkolwiek obecnych.
- To teraz możesz nam powiedzieć, Nico, coś więcej o magicznych wilkach - zaproponowała Rae.
- O co chodzi z tymi wilkami, powiecie w końcu? - zapytała z nadzieją Lotta.
- Gdy byliśmy na grillu, Nicolas razem z gospodarzem, którego imienia nie pamiętam, opowiadali nam, że coś podobnego już im się kiedyś wydarzyło - wyjaśnił sprawnie Aris. - Tylko wtedy przyszły do nich mówiące wilki, a tym razem wskoczyliśmy do studni i zamiast wilków, przyszły trolle.
- I pogoda jest o wiele paskudniejsza - napomknął ponuro Nicolas.
- Więc dlaczego się tutaj znaleźliśmy? - kontynuowała Rae. - Nie, żebym uznała ją już za prawdziwą, ale tamta trollica wspominała coś o tym, że zostaliśmy gdzieś zaproszeni.
- Wiem niewiele więcej niż wy. Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie Nora i to ona będzie z wami rozmawiać. - Nicolas wstał od stołu i wziął z rogu śpiwór, który zaraz zaczął rozwijać na jednym z posłań. Bowiem część podłogi była pokryta miejscami spoczynku składającymi się ze słomy i kocy. - Mam nadzieję, że dopiero do jutra - powiedział jeszcze w ramach pożegnania, zanim się położył.
Wszyscy patrzyli w jego kierunku.
- Ja nie wiem czy dam radę już zasnąć. Ani czy w ogóle - stwierdziła Lotta. - Zadziało się za dużo dziwnych rzeczy, a przez drzwi wchodzi okropny świst wiatru.
Riley chciał rzucić, że ma wrażenie, że gdyby poszedł spać, rano obudziłby się w jeszcze bardziej ześwirowanym miejscu, ale nie udało mu się. Za bardzo się speszył.
- Lilian - Lotta zwróciła się nagle do koleżanki - skoro Nicolas nie chce nam więcej powiedzieć, może ty to zrobisz? Opowiesz nam, co działo się ostatnim razem? - uśmiechnęła się. Pomyślała, że wysłuchanie o rzekomej przeszłości może okazać się sporym wyjaśnieniem dla teraźniejszości. Bez względu na to, czy byłoby prawdą.
Lilian za to chwilę walczyła ze swoimi emocjami, ale bycie w Wielowzgórzu, dodawało jej odwagi. Nawet, jeśli jeszcze nie do końca wierzyła, że znowu tu jest. To miejsce uważała za źródło swojego życia, za swój dom. Tutaj nie musiała myśleć o zasadach panujących w jej "prawdziwym", dlatego chciała z tego korzystać.
Ta smutna od paru miesięcy osóbka spojrzała na swoich nowych towarzyszy i oznajmiła:
- Mogę opowiedzieć wam bajkę na dobranoc.
***
Eric nie potrafił szybko zasnąć w tak brudnym i nieznanym miejscu. Po histerycznych protestach przekonano go, że skoro nie chce spać na podłodze, może rozłożyć się na stole, przeciwko czemu i tak przez chwilę się buntował, choć tylko dla zasady; dobrze wiedział, że nie było lepszego wyjścia.
Myślał z przestrachem o ilości roztoczy w ofiarowanym mu śpiworze i kocach. Jedynym pocieszeniem było dla niego to, że inni mają gorzej, a zwłaszcza ten Nicolas Chico, który poszedł spać najwcześniej, czyli leżał w tym najdłużej.
Nie możność zaśnięcia przyczyniła się do tego, że prawdopodobnie jako jeden z niewielu wysłuchał opowieści Lilian do końca. Z początku dziewczyna zaczęła trochę nieśmiało, ale obsadziła początek swej opowieści nie za wcześnie i nie za późno - najpierw nieokreślona grupa młodzieży, (w której skład wchodziła ona, Nicolas, Christian, a nawet Riley i Carla, czy jak kto woli, Carl, oraz cała reszta rocznika wyżej jego gimnazjum) przyjechała autokarem na wieś w ramach szkolnej wycieczki. Słuchał jak poetycznie opowiada o tym, jak każdy z nich znajduje pierścienie o różnych kolorach, a wypowiadane przez nią imiona czasem przywoływały w jego myślach bardziej wyraźne twarze.
Gadające wilki brzmiały lamersko, a w krasnoludki był nawet w stanie uwierzyć, po tym, co dziś zobaczył. Słysząc o chorobie, którą ktoś sobie nabył krztusząc się (wiedział, że Lilian opowiedziała to w jakiś magicznych słowach) wodą ze strumienia, miał nadzieję, że to Nicolasa spotkał wtedy ten zaszczyt. Poza tym, zrozumiał, że grupa nastolatków przeszła kawał drogi, po drodze byli stopniowo porywani, a od pewnego momentu podróżowała z nimi Nora, dziewczyna o bujnych falowanych włosach, w które miała wplecione jakieś kamyki, a do tego również kiedyś mieszkała w ich świecie. Zawsze ich też ratowała. Dopóki Lilian nie została sama i nie spotkali wiedźmy. Podsumowując: skazywali się na wiele niebezpieczeństw, aby uwolnić trójnogiego, to znaczy o trzech parach nóg, skrzydlatego, dzikiego konia, którego zła kobieta potrzebowała do czegoś złego, tak samo jak pierścieni, choć nie wiedzieli czego. Koniecznie potrzebowała obu tych rzeczy. Nie rozumiał dlaczego nie wystarczało uciec z samymi pierścieniami. Czy przeznaczenie - marenwe - było takie ważne?
Obudził go śpiew ptaków.
Od twardego stołu miał obolałe plecy i chyba tylko przez to, od razu po przebudzeniu przypomniał sobie gdzie jest. Gdy się podniósł, marzył o prysznicu i swoim naturalnym mydle. Rozejrzał się. W pomieszczeniu był sam. Nagle się przeraził. Co jeśli tym razem porwano wszystkich na raz i został tu tylko on? Nie miał zamiaru być wybrańcem - Chris nic mówił, tego nie było w umowie.
Cały napięty, jak nigdy, przekonany o fakcie grasujących po nim obcych organizmach, dotarł do drzwi i lekko je uchylił. Poraził go blask porannego słońca.
- Patrzcie, ten mały obudził się przed południem - zawołała Rae.
Zaraz zobaczył jak na trawie przed domkiem Riley, Aris, Nicolas i Lotta grają w coś na rodzaj siatkówki jakąś starą, niehigieniczną piłką. W tym czasie Rae i Lilian siedziały na kocu, tuż pod ścianą budynku, w cieniu.
Jak to się stało, że ten ponurak dał się zaciągnąć do gry?
W dodatku dopiero teraz zaczął słyszeć odgłosy gry.
- Przepraszam, ale zapomniałam jak masz na imię - uśmiechnęła się z zakłopotaniem Lilian.
- Eric. Co oni wyprawiają? Ta piłka wygląda tak, jakby od dawna leżała w jakiejś zapleśniałej piwnicy, a przy każdym odbiciu uwalniało to, co się w niej wylęgło - zakomunikował z odrazą.
- No cóż, chyba jako jedyny trzeźwo myślisz - stwierdziła Rae. - I wychowywałeś się w sterylnych warunkach - dodała w myślach.
- Rae!!! Jeśli za chwilę nie zmienisz Nicolasa, zanudzę się na śmierć! - zawołała wesoło Lotta. - Jest strasznie sztywny, a potrzebuję kobiecego teamu!
Rudowłosa zrobiła minę, która jasno mówiła: Nicolas, jesteś beznadziejny, nie to, co ja.
Za chwilę zrobili wymianę, ale chłopak zamiast dołączyć do Lilian, stanął obok gry i udawał, że go to interesuje. Za to brunetka odniosła dziwne wrażenie, że Nicolas jej unika i może rzeczywiście na tyle się zmieniła... że przestał ją lubić.
Nie, oni tylko nie mieli okazji porozmawiać, a on zawsze był zamknięty - pomyślała.
Eryk tylko zdezynfekował ręce i zdecydował się usiąść obok Lilian. Długo siedzieli w milczeniu, aż w końcu zdecydował się zapytać:
- Coś mnie ominęło?
- Na niebie, po deszczu, pojawiła się tęcza - odparła, a jej ton wydał mu się tajemniczy.
______________________________________
Może mogłabym napisać więcej, ale wydaje mi się, że jest w porządku. Napisałam wiele w czasie świąt, ale dopiero usiadłam, by trochę to dopracować.
Jak życie? Ewentualnym maturzystom życzę jutro powodzenia! I składam gratulacje ukończenia szkoły!
Błagam, zawracajcie uwagę i podpowiadajcie, jeśli chodzi o zachowania waszych postaci.
Pytania do wszystkich:
1. Jakie towarzyszą ci emocje z zaistniałymi sytuacjami? Co myślisz?
2. Myślisz sobie: Kim jest ta Nora? Lub co myślisz o rychłym jej spotkaniu?
3. Wolisz pływać statkiem, czy latać na jakimś zwierzęciu?
4. Ewentualnie odczucia do członków waszej grupy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top