7. Światło

Trochę już go irytował fakt, że ktoś puka do drzwi mieszkania, a matka nadal ich nie otworzyła. Słyszał je mimo głośnej muzyki w swoim pokoju i wydawały się coraz głośniejsze. W końcu odłożył książkę, którą właśnie czytał, wstał i udał się do przedpokoju. Kątem oka zobaczył jak rodzicielka ogląda telewizję w salonie. Albo ogłuchła, albo tak samo jak on, nie spodziewała się, by ktoś miał wejść bez dzwonienia przez domofon - westchnął. W końcu większość ludzi to robiła. Przez głowę przeszła mu myśl, że ktoś wpuścił kuriera i otworzył drzwi.

Przed nim stała niewysoka dziewczyna o sporym biuście i zielonych, pofarbowanych włosach. W jej lewym uchu zauważył sporą ilość kolczyków, co mu się nawet spodobało. Wyglądała na starszą od niego, a gdy się odezwała, poczuł jak rumieniec błąka mu się na twarz.

- Cześć - powiedziała i zdawało się, jakby szukała czegoś na suficie. Gdyby Riley nie był zestresowany faktem, że właśnie był zmuszony rozmawiać z dziewczyną, na pewno odczułby wrażenie, że dziewczyna musiała jeszcze przed chwilą mieć ułożone w głowie co chce powiedzieć, ale teraz wszystko jej uciekło.

- Hej...

- Chodzimy razem do szkoły - dodała szybko, a mu zaświtało w głowie, że rzeczywiście mógł ją wcześniej tam widzieć. - Chodzę do czwartej klasy. Wiem, że to pewnie za mało, żebyś mnie wysłuchał i wziął moją prośbę na poważnie, ale mam nadzieję, że dasz mi szansę - próbowała wyczytać cokolwiek z jego twarzy, ale wyrażała jedynie napięcie.

Czując jak jego ciało produkuje pot, Riley kiwnął lekko głową.

- Okej, więc, dobrze będzie, jeśli pojawisz się dziś pod tym adresem o czwartej - podała mu karteczkę. Riley ją odebrał i utkwił w niej wzrok, byle tylko nie patrzeć na dziewczynę. Skrawek papieru był w kratkę, jakby naprędce wyrwany z zeszytu, jednak zauważył, że wokół nazwy ulicy było pełno małych rysuneczków. - Wiem, że niedawno znalazłeś w swojej kieszeni pierścień i uwierz lub nie, ale nie jesteś jedyny w tym mieście. Będą tam inne takie osoby - słysząc to, poczuł się, jakby go namawiała na terapię grupową, tak jak jego mama starała się to zrobić od jakiegoś czasu. - Z tego co wiem, niektórzy chodzili z tobą do gimnazjum - dodała z natchnienia. - Słyszałam, że są sympatyczni. Ehh... Nie wiem, co mam zrobić, żebyś tam poszedł... Będzie dobre jedzenie..?

Nastała cisza, więc Riley uznał, że powinien teraz coś odpowiedzieć.

- Ok, może przyjdę.

- Super. Więc... Chris pozdrawia. To u niego będzie. Cześć.

- Cześć - ze wzrokiem w podłodze zamknął drzwi i wrócił do pokoju. Chyba wiedział, o którego Chrisa chodziło, więc nie był tak zaskoczony zaproszeniem. Na imprezy zwykle go nie proszano, bo każdy wiedział, że raczej nie przyjdzie, jeśli posiedzenie nie było tylko dla chłopaków. Wszyscy zdawali sobie sprawę z jego gynofobii i choć na początku była powodem do drwin, z czasem stała się dla wszystkich normalnością. Radził też sobie z nią coraz lepiej. Obiad brzmiał poważniej od imprezy, dlatego była szansa, że mógł się czuć w miarę komfortowo w tej sytuacji.

Wrócił do pokoju i spojrzał na zegar. Miał dwie godziny na decyzję. Tylko dlaczego zaprosiła go akurat ta dziewczyna?

Z powrotem się położył i chwycił za książkę.

- Riley! Otwórz kurierowi! - usłyszał głos matki z salonu. 

Chciał odkrzyknąć, że już to zrobił, ale się zreflektował i wyjrzał z pokoju. Wpatrywał się w drzwi wyjściowe, póki ktoś nie zastukał w nie dwukrotnie. Trochę zaskoczony poszedł i otworzył drzwi. Tym razem stał w nich kurier z paczką.

***

Puk, puk, puk - powtórzyła w myślach Lilian i dalej wpatrywała się w drzwi, przed którymi stał Abra. Za nimi było słychać tylko wołanie mówiące "Zaraz!" i hałasy przywodzące na myśl dźwięk książek, które właśnie spadają z regału. Abra odwrócił się do Lilian, po czym cofnął z zamysłem. Całe szczęście, bo chwilę potem drzwi otworzyły się gwałtownie na oścież. Oparci o klamkę stali Bartek i Lotta, a ich klatki piersiowe nerwowo się unosiły. Za nimi, ubierając dżinsową kurtkę, stała Anna.

- Wygrałam! Wiesz, że wygrałam - powiedziała szybko Lotta, a jej ton nie tyle co był podekscytowany, co zdawało się, że wypowiada najoczywistszy fakt.

- Hmmm, no nie wiem... - stwierdził Bartek, prostując się, jakby nie chciał by jego przegrana została ujęta w słowa.

- Zatem chodźmy w drogę! - zawołała. - Chciałabym dziś wam pokazać jedno miejsce. Bartek je już zna.

- Mówiłam już, że gdy z nami jesteś, jest jakoś tak kompletnie, w przeciwieństwie do tego, gdy wracasz do domu na wakacje? - zapytała Anna zamykając za sobą drzwi.

Anna miała ze sobą torebkę wypchaną po brzegi różnymi rzeczami. Zawsze miała ją ze sobą, gdy zdarzało się, że wychodziła do lasu na jakąś ekspedycję. Gdy szli przez polną drogę, torba obijała się od jej uda i uwalniała odgłosy jej zawartości. Ucichła tylko wtedy, gdy dziewczynka zatrzymała się, by podnieść kij, który już za chwilę posłużył jej za laskę.

Lilian chciała zapytać, czy będą iść daleko, ale jakoś zabrakło jej głosu. Co jakiś czas patrzyła za siebie. Obiecała Abrze, że przyjdzie się z nimi zobaczyć, a od razu po tym pójdzie na autobus. Po raz pierwszy postanowiła na weekend wrócić do miasta. Nie sądziła, że znajomi zabiorą ją na jakąś dłuższą wyprawę i obawiała się, że się spóźni. Zbyt często zdarzały jej się problemy z asertywnością.

- Nie wiem gdzie idziemy, ale powinnaś zdążyć na autobus - spróbował ją pocieszyć chłopak.

Lilian kiwnęła głową i szybko przemknęła wzrokiem po reszcie. Zwróciła się do niego cichym głosem, by nie zwracać na siebie uwagi, ale i tak wiedziała, że inni usłyszą o czym rozmawiają.

- Pewnie znasz Norę? 

- Norę?

- Przyjaźniła się z twoją siostrą.

- Acha, tak. Pamiętam ją dobrze. Często do nas przychodziła. Była miła - stwierdził.

Lilian odgarnęła lekko spoconą grzywkę i uśmiechnęła się do samej siebie.

- Ja nie kojarzę nikogo takiego - zamyślił się Bartek. - To było zanim się tu przeprowadziliśmy?

Lotta zainteresowana zaczęła iść tyłem, by widzieć twarze reszty. Zauważyła, że Abra wygląda, jakby szukał czegoś w swoich myślach.

- Chyba nie. Jakoś po tym. Ale nie musisz pamiętać - machnął ręką.

- Wiesz mo... - zaczęła znów cicho Lilian, gdy nagle przerwała parząc na granatowowłosą dziewczynę.

- Jesteśmy na miejscu! To na tym polu. Widzicie to niewielkie podniesienie? Taką górkę.

- Co to takiego? - zapytała Anna.

- Schron. Piwniczka. Spiżarnia. Nie wiadomo do kogo należy i jest zamknięta - odparł poważnie Bartek.

Weszli w wysoką trawę, a Abra powiedział coś o kleszczach. Lilian zastanawiała się, czy już się nie wrócić, ale nagle poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić. Spojrzała na siostrę Bartka, która już biegła do wzniesienia i wspinała na szczyt. Poszła więc zgodnie z resztą. Sucha trawa łaskotała ją po gołych łydkach i spowalniała lekko krok. Widziała drewniane drzwi umieszczone w pagórku. Były zabezpieczone łańcuchem i kłódką.

- Ciekawa rzecz, prawda? Niemal po środku tego pola - powiedziała Lotta stając obok niej. Teraz obie wpatrywały się w drzwi.

Lilian podeszła bliżej i dotknęła je dłonią. Drewno było nierówne, zniszczone przez codzienne potyczki z warunkami pogodowymi. Odchodziły od niego drzazgi, musiało wielokrotnie moknąć, marznąć i znów suszyć się na słońcu. Zaczęła opuszkami palców, bardzo delikatnie, gładzić powierzchnię. Drzwi nie miały nawet klamki, tylko metalową obręcz przez którą był przeciągnięty łańcuch. Powodziła dłonią w tamtą stronę, kiedy nagle wyczuła wypustki. Spojrzała pod palce.

- Lilian, unieś wyżej lewą dłoń - powiedziała jakoś dziwnie Lotta.

Brunetka odwróciła głowę i wykonała polecenie. Pierścień na jej palcu lekko lśnił.

- Spójrz na swój, Lotto - wyszeptała.

***

Dzień był niemal stworzony do późnoletniego grillowania, dlatego też Aris nie był zaskoczony, że w pewnym momencie, chodząc między budynkami wyczuł specyficzny zapach dymu. A gdy stanął pod drzwiami prawie-parterowca, nawet się ucieszył, gdy okazało się, że grill musi się odbywać właśnie tam, gdzie go zaproszono. W takich sytuacjach prościej jest zjeść niedużo, tak by nikt nikt nie zauważył, że coś jest nie tak.

Z wahaniem podszedł do otwartych na oścież drzwi i zajrzał do środka. Słyszał jak ktoś chodzi po domu, ale nikogo jeszcze nie zobaczył. Przekroczył więc jedną nogą próg, po czym powlókł za sobą kolejną. Czuł się trochę jak włamywacz, ale ograniczało się to tylko do tego uczucia. Gdy doszedł do lustra, nagle lekko podskoczył.

- Hej, czy tu mieszka Chris?

Aris Lu wpierw się wyprostował, po czym odwrócił z dumnym, szacunku wartym wyrazem twarzy. Chłopak, którego ujrzał, wyglądał na dość ponurego gościa. Był cały ubrany na ciemno, a emo grzywka z wygolonym bokiem mówiła sama za siebie.

- Myślę, że tak - oznajmił.

Wtedy z domu wyszła czarnoskóra, pulchna, wymalowana odrobinę kobieta. Powiedziała, że już wychodzi i by śmiało poszli do ogrodu, gdzie czeka Chris. Wytłumaczyła jak znaleźć odpowiednie wyjście i za chwilę już jej nie było. 

Aris kątem oka zauważył jak emoś zerka na jakąś małą kartkę, po czym wkłada ją z powrotem do kieszeni swojej wydziwianej kurtki. Zapamiętał to po czym skręcili do kuchni, by znaleźć wyjście na ogród.

- Zapomniałem, jestem Aris. A ty? - przedstawił się.

- Riley Spencer.

W ogrodzie zastali bardzo ciekawą scenę. Przestrzeń nie była zbyt wielka, za to w głównej mierze trawiasta, przyozdobiona kwiatami przy płocie, a prawie na przeciwko nich, stało drzewo, rozrośnięty orzech laskowy, kryjący w cieniu wiekową, ozdobną studnię. Tuż przy wejściu do domu, na drewnianym, składanym krześle siedział dość wysoki chłopak z charakterystycznym, czerwonym zabarwieniem końcówek włosów. Nie zwracał uwagi na otoczenie, tylko przeglądał jakiś nieokreślony magazyn. Na pograniczu cienia i słońca, przy podłużnym ogrodowym stole siedziała znana jednemu z imienia, drugiemu tylko z widzenia dziewczyna, jedząc pierwszą grillową potrawę. Na przeciwko niej siedziała blondynka, która zdawała się być w niezbyt komfortowej sytuacji. Kawałek dalej, za nią, niedaleko grilla, stali Chris w kuchennym fartuchu i o wiele od niego niższy chłopiec sprawiający wrażenie kogoś na rodzaj pomocnika.

- Eric! Podaj mi nóż! - zawołał dostojnie Chris.

- Przecież możesz sam po niego sięgnąć - burknął chłopak, podając mu nóż.

- Wybrałem cię na pomocnika, jesteś mi bardzo potrzebny - oznajmił krojąc mięso do szaszłyków.

Eric również miał na sobie fartuch, a do tego jednorazowe rękawiczki i przezroczyste okulary, jakie zazwyczaj zakłada się w pracowni chemicznej do eksperymentów. Jak zwykle był gotowy na wszelkie ewentualności przenoszenia się bakterii z surowego mięsa lub niepotrzebnego brudzenia się.

- Ta, a w tym czasie twoi koledzy na pewno mają ze mnie ubaw - zerknął na bok i przerwał krojenie warzyw. - Ktoś jeszcze przyszedł.

- Emotek, no, no, myślałam, że nie przyjdziesz - uśmiechnęła się zawadiacko Rae, patrząc na niego, a Rileyowi widocznie przyspieszył oddech. Rozejrzał się w poszukiwaniu zielonowłosej dziewczyny, która go tu zaprosiła.

Chris z entuzjazmem odwrócił głowę. Wytarł pospiesznie ręce w fartuch i ruszył przywitać gości. Nie zwrócił uwagi  na pojawiające się na czole chłopaka krople potu i wystawił do niego żółwika.

- Emotek! Dawno się nie widzieliśmy! Dostałeś się w końcu do tego plastyka? - zagadał, a tamten kiwnął głową. - Przyznam się, ale nie spodziewałem się, że to ty będziesz jednym z gości. Nicolas nic mi nie zdradził - spojrzał na drugiego gościa. - Poza tym, sądziłem, że przyjdzie was tylko jeden. Ale to nic, więcej dobrego towarzystwa! Wszyscy się zmieścimy. Jestem Christian Yoon - wyciągnął dłoń w stronę Arisa. - Dla przyjaciół Czarny Tata Świnka.

Aris oddał gest robiąc zaskoczoną minę po usłyszeniu pseudonimu czarnoskórego. Ten zaśmiał się, klepiąc go po ramieniu.

- Żartuję, żartuję, dla przyjaciół - Chris. Tak możesz mi mówić. Rozsiądźcie się, niedługo będzie więcej jedzenia. Rae była pierwsza, więc dostała już na próbę.

Christian wrócił do pracy, a Aris stwierdził, że dobry z niego gospodarz. Jednak "impreza" zapowiadała się drętwo.  Usiedli z Rileyem do stołu, choć tamten wybrał miejsce z brzegu, najdalej od dziewczyn jak się dało.

Nicolas postanowił zwrócić uwagę na powstałą grupę ludzi. Rae przestała dręczyć rozmową biedną dziewczynę Chrisa; nawiasem mówiąc, był zaskoczony, gdy ją zobaczył i to nie tylko tym, że przyjaciel jej nie wymyślił, ale też faktem, że ją dobrze znał, tylko pod inną płcią, jeśli można tak to określić; i zaczęła rozmawiać z Arisem. Nico był z tego nawet zadowolony, bo przypomniał już sobie Emotka z gimnazjum i pamiętał, że go dręczyła. On zresztą może też? Nie pamiętał.

Rudowłosa Rae spojrzała w jego kierunku, więc pospiesznie wrócił do przeglądania magazynu. Akurat miał otwarty artykuł o dadaiźmie.

Te pół godziny zeszło dość nudno. Zauważył, że Aris znalazł wspólny język z Carlą, a gdy na stół zostały postawione pierwsze grillowane potrawy zarówno mięsne jaki bez, Nicolas odmówił siadania z resztą i dołączył do grillującego Chrisa.

- Gdzie Lilian? Spóźnia się.

Christian westchnął po raz pierwszy ukazując Nicolasowi swoje zmartwienie całą tą sprawą z ich przyjaciółką. Nie odrywając wzroku od swojej pracy podał mu szaszłyk.

- Wiem. Naprawdę sądziłęm, że zaproszenie jej na "super obiad z Chrisem" pomoże... Przyrzekam, że potwierdziła zaproszenie! Może musimy jeszcze trochę poczekać.

Eric spojrzał na przybyłego krzywym spojrzeniem. Nicolas to zauważył.

- Możesz iść zjeść - powiedział beznamiętnie do kuzyna Chrisa, a ten potraktował to jako znak, że go tu nie chce i patrząc na niego spode łba, odszedł.

- Chyba musicie się w końcu polubić - czarnoskóry plasnął Nicolasa z uśmiechem w łopatkę. Chico nie skomentował tego.

- Ty im wszystko wytłumaczysz, prawda? - zapytał.

- Miałem nadzieję, że zrobi to Lilian, ale wychodzi na to, że tak. Najpierw oczywiście, niech napełnią brzuchy, to będzie im się lepiej słuchało! Może nie uznają tego za absurd.

- Gdybym wiedział, że jest szansa, żeby chcieli zebrać się ponownie w takim gronie, zasugerowałbym, aby dziś ograniczyć się do wieczorku zapoznawczego, a resztę opowiedział, gdy by się już z nami oswoili, jednak wątpię, by o tym marzyli - powiedział z lekką ironią.

- Nie moja wina, że nie dałeś im się polubić - odparł z uśmiechem Chris, przewracając karkówkę na drugą stronę.

Chwilę stali w ciszy, a Nicolas jadł swój szaszłyk.

- Póki jesteśmy sami... Gratuluję - powiedział i odchrząknął. - Wiem, że to głupio brzmi w moich ustach, ale wiem, że powinienem to powiedzieć.

- A za co te gratulacje? - dopytał się, dręcząc się z nim Chris. Naprawdę to cieszył się, że Nicolas przyjął Carly. Cieszył się, bo od dawna pragnął wprowadzić ją w towarzystwo swoich przyjaciół.

***

Wkurzało go to, jak traktował go Nicolas. Uważał się za takiego ważniaka! Za nie wiadomo kogo! Eric, bądź moim gołębiem pocztowym, Eric, idź już sobie, bo dorośli muszą porozmawiać... Jak on tego nie lubił! Usiadł przy stole, niestety między tym, na którego wołali Emotek, a Carlą, ale miał tam dosyć przestrzeni, by nie chłonąć potu i zarazków nieznajomych.

- I jak mały, obgadują nas tam? O czym mówią? - zapytała z pewną wyższością ruda.

Eric wzruszył ramionami.

- Kto ich tam wie. Gwoli ścisłości, jestem Eric, miło was poznać. Chyba - powiedział szczerze. - Jeśli jesteście pod wpływem jakiegoś łatwo przenoszącego się wirusa, to nie. Albo jeśli nie umyliście rąk. Mogę wam użyczyć mojego płynu do dezynfekcji, jeśli chcecie.

Niedługo później doszli do stołu Nico oraz Chris, który zajął miejsce przy swojej dziewczynie, otaczając ją ramieniem i zerkając na nią, by wyczytać z jej twarzy, czy na pewno może to zrobić.

- Smakuje wam? - zapytał się i od razu spotkał się z trochę niezręcznym entuzjazmem.

- No, to ile będziecie nas jeszcze trzymać w niepewności? Wytłumaczycie nam to, na co czekamy, czy mogę już iść? - zapytała znów Rae.

- No dobrze... - zaczął Chris i spojrzał na Erica. - Kuzynie, jesteś tu tylko dlatego, że darzę cię zaufaniem. Wszystko co tu usłyszysz zachowaj dla siebie lub wyprzyj z pamięci - powiedział oficjalnie.

- Do brzegu, Chris - mruknął Nicolas.

- Zaprosiłem was na posiłek (śmiało, jak masz na imię? Aris, aha, śmiało, dołóż sobie sałatki, jesteś taki chudy), ponieważ doszło do naszych uszu, że niedawno znaleźliście pierścienie. Takie kolorowe, z jakimś znaczkiem, trochę jak te kucyki w bajce, no, spójrzcie, też mam taki - pokazał swój platynowy z wyrysowanym okiem. - Nie jesteście jedyni. Każdy z was takie znalazł, prócz Erica i mojej Carly - imię ukochanej wypowiedział tak słodko, że temu pierwszemu zrobiło się niedobrze. - Różnica jest jednak w tym, że z Nicolasem znaleźliśmy je jakieś półtora roku temu i wiemy o nich odrobinę więcej niż wy. A prawie na pewno wiemy dlaczego je znaleźliście akurat teraz - powiedział z lekką dumą. - No, śmiało, pokażcie je, ty też Nicolas, niech wiedzą, że nie ściemniam.

Wszyscy trochę niepewnie wyjęli swoje pierścienie. Chłopcy za poleceniem Chrisa włożyli je na swoje palce.

- A więc czemu je znaleźliśmy? Dlaczego to takie ważne? - zapytał Aris.

- Ostatnio, gdy to my je znaleźliśmy oraz pare innych osób, przyszły do nas wilki - zaczął trochę absurdalnie, tak, że część osób się zaniepokoiła. - Na ich czele stał Piorun, tak miał na imię przywódca, który...

- Dobra, Christian, bez dziwnych i niezrozumiałych szczegółów - zastopował Nicolas i uchylił się w jego stronę. - Nie mamy ich straszyć - szepnął i zaczął żałować, że nie ma tu Lilian.

- No to co mam mówić?

Nicolas westchnął i się lekko, lecz nie do końca, wyprostował.

- Ostatnio, gdy je znaleźliśmy, oznaczało to, że jesteśmy potrzebni gdzieś indziej. Razem. W przeciągu doby znaleźliśmy drzewo, które miało na sobie te same znaki, co my na pierścieniach i dzięki temu znaleźliśmy się gdzieś indziej. W Wielowzgórzu. Nasi znajomi zgubili swoje pierścienie, a teraz jakimś cudem trafiły do was.

- I zmieniły kolory - dodał Chris.

- Jesteście tu, no bo, jacie - zirytował się lekko swoją żenującą pozycją. - Musimy odkryć o co chodzi tym razem.

Nastała cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć, a Chris zaczął szukać w myślach jakiegoś żartu dla rozluźnienia atmosfery. Nagle wstał Eric.

- Idę do łazienki.

- Nieźle zaplanowany żart - stwierdził z uznaniem Aris z wracając się do Nicolasa. - Serio.

- Uwierz, też tak na początku myślałem - mruknął Nico.

- Rozumiem, że my teraz też mamy poszukać jakiegoś drzewa, by przenieść się do innej rzeczywistości? - zapytała z powątpieniem Rae.

- Właściwie, to nie wiemy - stwierdził trochę niechętnie Chris. - Może jak poczekamy, znów przyjdzie armia wilków.

- Ta armia wilków wcale nie brzmi zachęcająco - stwierdził niezbyt głośno Riley. Wstał. - Chyba już pójdę.

- Nie, nie! To znaczy...- zaczął się plątać Christian, gdy nagle wstał również Nicolas i zaczął się wpatrywać w jakiś punkt. Widząc to, Rae odwróciła głowę w tamtą stronę.

Ze studzienki pod orzechem wydobywało się światło. Nie było to zauważalne na pierwszy rzut oka, ale wystarczyło chwilę tam utrzymać wzrok, by być pewnym. Za chwilę wszyscy podeszli w tamtą stronę, a Nicolas zajrzał do środka.

- Chyba mamy nasze wilki... - mruknęła Rae.

W studzience była woda. Nie przepełniała jej całej, ale do szczytu dzielił ją mniej więcej łokieć Nikolasa. Nienaturalnie lśniła, a na ścianie przykrytej wodą chłopak dostrzegł świecące znaki. Serce, gwiazda, koniczyna, księżyc, oko, romb kryształu, odcisk łapy. W różnych kolorach.

- Christian.

Czarnoskóry uniósł wzrok na przyjaciela. Trzymał się za ręce z Carly. Przeraziło go to, co widział w oczach Nicolasa. Zdecydowanie, nadzieję. Obłęd.

- Wchodzę tam.

Teraz wszyscy na niego spojrzeli.

- Głupi jesteś - stwierdziła trochę przestraszona, co starała się stłumić, Rae.

- A co, ty się nie odważysz? Może się założymy? - zaczął ją podpuszczać chłopak.

- Chyba ma rację - stwierdził Riley, mówiąc o Nicolasie. - Nie wiem czemu, ale tak czuję.

Chico oparł się o studzienkę i zaczął wpatrywać w głębiny.

- Chris, ale ty tam nie będziesz wchodził, prawda? - zapytała zaniepokojona Carly.

- Nie wiem - odparł szczerze Chris. - Nigdy tu nie było wody.

W końcu Nicolas, nie zdejmując butów, wspiął się na murek studni i zaczął powoli opuszczać ciało do środka. Gdy zanurzył się po pas, spojrzał krótko po wszystkich. Cały czas opierał się dłońmi na zewnątrz. Kolejne partie jego ubrania powoli stawały się mokre, aż w końcu chłopakowi wystawała już tylko głowa.

- Jak coś się stanie, to pomóżcie mi wyjść - zawołał. - Co ja robię ze swoim życiem... - dodał do siebie, po czym zamknął oczy i puścił się kamieni. Zatonął w głębinie studni.

Dla Lilian - pomyślał.

***

W drzwiach były wyrzeźbione symbole. Było ich dokładnie siedem, dobrze jej znanych. Serce znów przyspieszyło. Wielowzgórze było na wyciągnięcie ręki. Poczuła się bardzo szczęśliwa.

- Połóż dłoń obok mojej.

Lotta jak zaczarowana wykonała polecenie. Wtedy zza drzwi zaczęło wydobywać się światło. Lilian przesunęła dłoń, by je otworzyć. Chwyciła Lottę za dłoń i obie weszły w światło.


__________________________________________

Czy ktoś jeszcze czuje tą ekscytację co ja?
Nareszcie!!!!!!!!!!!!!!! To nie był najprostszy rozdział, ale pisało mi się go bardzo przyjemnie. A teraz przed wami taka niewiadoma! W czasie gdy ja wszystko wiem. Prócz tego, gdy to wasze odpowiedzi będą kluczowe dla powieści. Ja znam tylko moją wersję. Ale to później.

Proszę, odpowiedzcie teraz na pytania. Są dla mnie bardzo ważne, ponieważ nadszedł czas budowania waszych relacji. Muszę wiedzieć kto jak na kogo patrzy, a co najważniejsze - muszę poznać wasze postacie lepiej, by nie były puste. Przyznaję, mam problem z Lottą, Arisem i Rileyem. Napiszcie mi, co jest dobrze, co można zrobić lepiej i jak wy ich widzicie w tej powieści. :)

Pytania: (wszyscy będziecie już po drugiej stronie, Rae, Aris, Riley)


Rae, Aris, Nicolas, Riley, Eric

1. Co myślicie o obiedzie u Chrisa?
2. Co myślicie o sprawie z Wielowzgórzem?
3. Tu możesz napisać coś o swoim podejściu, uczuciach gdy będziesz już w Wielowzgórzu.
4. Co na razie myślisz o poznanych osobach?
+ dla Rileya, potrzebuję wiedzieć jak będzie się przejawiać twoja gynofobia

Chris
1. Jak tam uczucia po obiedzie i wprowadzeniu Carly?
2. Co myślisz o tym, że Lilian nie przyszła?

Nicolas
1. Co myślicie o obiedzie u Chrisa?
2. Co myślisz o tym, że Lilian nie przyszła?
3. Tu możesz napisać coś o swoim podejściu, uczuciach gdy będziesz już w Wielowzgórzu.
4. Co na razie myślisz o poznanych osobach?

Lilian, Lotta
1. Poproszę o po prostu przemyślenia.
2. Możesz napisać coś o swoim podejściu, uczuciach gdy będziesz już w Wielowzgórzu.
3. Jak wasze postacie zareagują na innych?

Nie musicie odnosić się do wszystkich członków grupy, ale żeby chociaż o jednej osobie coś napisać ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top