Rozdział 4

Nibylandia kilka miesięcy temu

Szłam ścieżką sfrustrowana i zła. Dlaczego Piotruś mnie nie rozumie!? - ryknęłam w myślach rozjuszona. Próbowałam mu tłumaczyć ale on wciąż upiera się przy swoim. Zła kopnęłam kamyk który stał na ściółce lasu. W końcu doszłam do niewielkiej polanki i zatrzymałam się głęboko oddychając. Westchnęłam rozżalona. Nagle coś zamigotało w powietrzu. Czarna chmura przelaciała obok mnie i zawisła na de mną.
- Witaj moja droga Wiktorio.- przywitał się cień Piotrusia Pana.
- Cześć.- odpowiedziałam nieśmiało i nie pewnie przestąpnęłam z nogi na nogę.
- Dlaczego jesteś smutna?
- Bardziej zła.
- Ale dlaczego? Nie podoba ci się tutaj?- westchnęłam na słowa cienia.
- Nie oto chodzi! Chodzi o Piotrusia!
- Nie troszczy się o ciebie?- zapytał zmartwiony.
- Nie!- zaprzeczyłam szybko.- to znaczy tak! Chodzi o to że tu nie pasuję.
- Dlaczego nie pasujesz?
- Nie jestem taka jak oni. Nie jestem małą dziewczynką.
- Rozumiem. Ale pomimo tego nie czujesz się tutaj dobrze?
- Nie o to chodzi. Czy kiedokolwiek czułeś się samotny? Czy kiedokolwiek czułeś że gdzieś nie pasujesz?
- Tak odczuwam coś takiego bez ustanku.
- Naprawdę!?
- Jeśli nie zauważyłaś to jestem cieniem. Nie materialną istotą skazaną na wieczną ciemność i samotność pod władzą Piotrusia Pana.
- Współczuję. Chciałabym ci jakoś pomóc.
- Jesteś pierwszą osobą która mi to powiedziała. Jesteś wyjątkowa Wiktorio.
- Kocham Piotrusia ale pomimo tylu ludzi na wyspie czuję się bardziej zagubiona niż kiedykolwiek i nie zrozumiana.
- Chcesz odejść?- spytał a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Możesz to zrobić?
- Tak. Wystarczy tylko że mnie chwycisz za rękę.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Jesteś wyjątkowa Wiktorio. Masz szczere dobre serce. Nie chcę cię dłużej ranić. Jesteś pierwszą dziewczynką której udać się uciec z Nibylandii.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się szczerze i już miałam chwycić cień za rękę kiedy usłyszałam głos którego tak bardzo się bałam a jednocześnie kochałam. Piotruś Pan wyszedł z cienia.
- Dość!- krzyknął tonem nie znoszącym sprzeciwu. Uniósł rękę.- Śmiesz mi się sprzeciwiać ty!? Za kogo się uważasz!? Ona należy do mnie!
- Ona nie jest tu szczęśliwa!- krzyknął cień i uniósł mnie w górę.- nie zamierzam jej dłużej niepotrzebnie ranić!
- Powiedziałem dość!- ryknął a na jego twarzy widniała czysta furia lecz zanim do nas podbiegł ja unosiłam się już w powietrzu. Zdążyłam jeszcze tylko zobaczyć jak Piotruś wali pięścią w drzewo. Na jego twarzy widniała czysta nienawiść a ja miałam nadzieję że już nigdy więcej nie wrócę do Nibylandii. Już nigdy więcej nie dam się mu oszukać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top