2. Uroczy duch Barth

Gemini POV

Nigdy bym nie pomyślał, że nasza historia tak się potoczy. Byłem przecież tylko chłopakiem z małej wsi, co prawda z innej niż ta, w której zamieszkałem ostatecznie, ale jednak ze wsi. Nie miałem nic poza jednym marzeniem i to właśnie to marzenie trzymało mnie przy życiu i przy zdrowych zmysłach.

Kiedy patrzę na nas z perspektywy czasu, widzę, jak bardzo wszyscy się zmieniliśmy. Przeszliśmy przemianę, która wydawała się niemożliwa. Nie wszystkie marzenia spełniliśmy. Niektóre musieliśmy na zawsze pogrzebać pod warstwą piasku i wspomnień.

Od tamtych dni minęło ponad 40 lat, a on nadal parzy dla mnie wieczorną słabą herbatę i przynosi mi ją na niewielką werandę przed naszym wspólnym domem. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś go nienawidziłem i to z wzajemnością. Często słyszałem, jak moi przyjaciele mówili, żebym był ostrożny z tym, co i kogo nienawidzę, bo mogę to właśnie dostać. Nie przejmowałem się tym.

Nasza historia nigdy nie była linią prostą. Czterdzieści lat później trzymam go za rękę, a i tak wciąż bywają chwile takie jak ta, kiedy nie dowierzam w to, co się wydarzyło. On jest ogromną częścią moich ostatnich 7 minut, a ja jego.

Spoglądamy razem w tym samym kierunku, w stronę zachodzącego nad jeziorem słońca. Jest głośno. Ptaki śpiewają, świerszcze pogrywają swoje niesamowite melodie, słychać bzyczenie much, os i pszczół. Jestem uczulony na wiele rzeczy, a mimo to siedzę tutaj z nim i czuję się bezpieczny. Przymykam oczy i czuję, jak moje serce zwalnia. Uśmiecham się. On ściska mocniej moją rękę i już wiem, że obaj czujemy to samo.

Byliśmy dwójką nieznajomych, którzy kłócili się niemal o wszystko, a jednak przecież dotarliśmy razem aż tutaj. W naszych czasach mówiło się, że miłość nie istnieje. Liczyła się tylko dobra zabawa. W naszych czasach ludzie dzielili się na tych, którzy są bardzo wrażliwi i na tych, którzy nie mają wcale uczuć, a my dwaj byliśmy gdzieś pośrodku.

“Teerak…” Mówię słabo i słyszę jego odpowiedź.

“Już czas, skarbie”.

“Wiem”.

Odrzucam na bok buteleczkę z lekami. Taki był nasz plan. Przeżyliśmy swoje, a teraz zaczyna się nasze 7 minut.

Mówi się, że te ostatnie siedem minut to tylko szczęśliwe wydarzenia, ale to nieprawda. Tak naprawdę przez te ostatnie siedem minut przeżywamy od nowa najważniejsze chwile w naszym życiu, także te trudne. Odnajdujemy zatarte wspomnienia. Przypominamy sobie własne uczynki, co do których byliśmy pewni, że ich nie dokonaliśmy. Przeżywamy od nowa każdy sukces i każdą porażkę i po raz pierwszy widzimy życie z właściwej perspektywy: jako plątaninę dobrych i złych wydarzeń, łez szczęścia i rozpaczy. Dostrzegamy nierówne proporcje.

Ostatnie 7 minut tak naprawdę trwa wieczność. Ciebie i mnie już nie ma, nasze serca już nie biją, nie łapiemy z trudem oddechu, nasze przerzedzone niemal białe włosy rozwiewa wiatr. Nad nami wciąż toczy się inne życie. A my żyjemy, nasze dusze udają się w nową podróż, do nowego wszechświata. Splecione jedna z drugą, dwie bratnie dusze, dwa bliźniacze płomienie.

Nas już nie ma, lecz nasza historia rozgrywa się od nowa w innym wszechświecie.

★★★

Czytałem właśnie notatki, które sporządziłem specjalnie z myślą o kolejnych wykładach na uczelni, gdy pod dom podjechał czarny, luksusowy i wyglądający na bardzo drogi, samochód. Wyjrzałem przez okno i zastygłem w bezruchu. Wydawało mi się, że to przecież całkiem niemożliwe.

Czyżby jakaś mafia? Albo tajni agenci? Kto wie? W dzisiejszych czasach należy spodziewać się wszystkiego.

Z drogiego auta wysiadło dwoje mężczyzn, obaj ubrani totalnie odmiennie. Jeden miał na sobie jasną, idealną koszulę i granatowe spodnie na kant, a drugi lekki, czarny t-shirt, równie czarne spodenki do kolan i także czarne sportowe buty. Mroczności jego ubioru dopełniał czarny plecak z wyszytą na wierzchu czaszką otoczoną czerwonymi różami. Tyle udało mi się dostrzec, zanim obaj skierowali się do wnętrza domu.

Wtedy dopiero zacząłem panikować.

Wiedziałem, że nie powinno mnie tu być. Mieszkańcy wioski mówili, że ten dom nie ma właściciela, ale co, jeśli jednak należał do kogoś i ten ktoś będzie kazał mi się stąd wyprowadzić?

Ledwie zdążyłem wstać i podejść do szafki, na której zostawiłem telefon(chciałem zadzwonić do Dunk'a, by mnie jakoś poratował, dopiero po chwili przypomniałem sobie, że raczej nie odbierze, bo… pilotuje samolot), gdy ktoś z zewnątrz uchylił drzwi i zajrzał do środka.

Sparaliżowało mnie całkiem, gdy zobaczyłem intruza.

To był przecież mój dom. Mieszkałem tu już od ponad 7 miesięcy, sprzątałem tu, nawet kupiłem kilka roślin doniczkowych i kilka kur, dla których własnoręcznie zbudowałem niewielkie ogrodzenie ze wszystkich drewnianych i metalowych części, jakie tylko były dostępne w okolicy. Dunk dorzucił trochę pieniędzy i zasponsorował nieduży kurnik. Najbliższy sąsiad pomógł mi zagospodarować kawałek ogromnego ogrodu, który znajdował się za domem. Okazało się też, że na posesji rósł piękny, choć nieco zaniedbany sad. Byłem tu szczęśliwy i nazywałem to miejsce swoim domem. Nie chciałem się stąd wyprowadzać, chociaż miałem świadomość, że jeśli to miejsce ma właściciela, to będę musiał stąd odejść.

Tylko co ja zrobię z kurami? Przecież nie mogę zabrać ich ze sobą, a zostawić komuś innemu coś, co kupiłem za własne ciężko zarobione pieniądze nie zamierzałem.

Patrzyłem na intruza w osłupieniu. Chciałem go wygonić, gdyż przecież naruszał moją własną przestrzeń osobistą.

Nie spodziewałem się, że nazwie mnie żebrakiem. Uderzył w czułe miejsce. Może nie byłem bogaty i nie posiadałem własnego domu, ale coś tam udało mi się zaoszczędzić i byłem gotów mu zapłacić. Ten drugi, który przyjechał razem z nim, szybko odjechał. I bardzo dobrze. Może ten, który został, okaże się milszy?

Moja nadzieja była złudna.

Tak, ten chłopak był prawowitym właścicielem tego budynku i teraz chciał, abym się wyniósł. To znaczy, chyba tego chciał. Nie wiem, bo nie dałem mu w sumie dojść do słowa. Nie poznałem nawet jego imienia ani ksywki. Wiem tylko że jego rodzice nazywają się Aries i Arthit Puitrakul, co oznacza, że on też nazywa się Puitrakul. To nazwisko wydawało mi się podejrzanie znajome, ale nie wiedziałem, skąd mógłbym je kojarzyć.

To, co się wydarzyło… Chyba nigdy nie będę umiał tego zapomnieć ani logicznie sobie wyjaśnić.

Nigdy nie byłem zmuszony do ukrywania tego, kim jestem, a nie ulegało wątpliwości, że byłem gejem. Tak, nie podobały mi się kobiety, ale też nigdy nie byłem w żadnym związku, więc niewiele mogę na ten temat powiedzieć. Gdy mi się ktoś podobał, po prostu obserwowałem go z daleka i nigdy nie odważyłem się, żeby wykonać pierwszy krok.

Tymczasem ten właściciel domu tak zwyczajnie i po prostu jak gdyby nigdy nic skradł mi pocałunek. I to w dodatku mój pierwszy.

A potem kazał mi nie pokazywać mu się na oczy, jeśli chcę tu zostać.

O co chodziło? Dlaczego tak mnie potraktował? Przecież nawet się nie znamy! On nic nie wie o mnie a ja o nim. Dlaczego…? Czy zasugerowałem coś…?

Osłupiały usiadłem z powrotem przy biurku, dotykając palcami ust. To wydawało się takie nierealne! W życiu bym nie wymyślił tego, że pewnego zupełnie zwyczajnego popołudnia moje życie odwróci się o 180°. Mogłem tylko mieć nadzieję, że ten właściciel domu nie znienawidzi mnie od razu.

Zawsze byłem blisko z moimi kuzynami, z Dunk'iem i Phuwin'em. Dunk i Phu byli braćmi, synami brata mojego taty. Dunk wyuczył się i został pilotem samolotów pasażerskich i teraz latał głównie na trasach azjatyckich. Wierzył, że pewnego dnia zdobędzie licencję kapitana.

Za to Phuwin został… Kto by pomyślał… Lekarzem. Wychowywaliśmy się razem i miałem nadzieję, że po śmierci mojej mamy przygarną mnie do siebie. Niestety właśnie wtedy ich rodzice wzięli rozwód, a wujek sprzedał dom, obu synom wypłacając równą sumę. Ja zaś straciłem wszystko. Nie miałem dokąd pójść i właśnie wtedy Phuwin znalazł ten dom. Wspólnymi wysiłkami doprowadziliśmy budynek do stanu używalności i mogłem tu zamieszkać.

Natychmiast opisałem całe wydarzenie na wspólnym czacie na Facebooku. Dunk nie mógł odpisać, ale Phuwin od razu zainteresował się tematem.

phuwintang: może lepiej będzie, jak się jednak wyprowadzisz?

gemini_nt: Sam mi poleciłeś to miejsce. Mówiłeś, że nie ma właściciela

phuwintang: bo nie ma, nie wiem, kim jest ten ktoś, kto przyjechał do tego domu, ale jestem pewien, że ten budynek stoi pusty od wielu lat i niszczeje. Tak czy siak ten właściciel powinien być nam wdzięczny, bo ocaliliśmy to piękne miejsce od całkowitego zniszczenia

gemini_nt: Ale on wydawał się mocno zdenerwowany tym, że mnie tu zastał

phuwintang: spróbuj porozmawiać z nim szczerze. Jeśli wciąż jeszcze jest człowiekiem, to nie będzie ci kazał się wyprowadzać

gemini_nt: A co, jeśli…? 😭🥺

phuwintang: a jeśli nie? Po co martwisz się na zapas? Może akurat twój właściciel okaże się dobrym, miłym o rozskądnym człowiekiem i cię nie wywali?

gemini_nt: No on raczej do miłych nie należy. Wiesz, co on zrobił? Nawet nie znam jego imienia, a tymczasem on już przy pierwszej okazji mnie pocałował i zaproponował… no wiesz, co… 😏🙃🤯 Rozumiesz?!

phuwintang: nie mów, że się go boisz?! Taki duży, dorosły facet, jak możesz się kogoś bać?

gemini_nt: łatwo ci mówić, to nie twój problem

phuwintang: chętnie przyjadę i go poznam 👀 Wiesz dobrze, że od mojego zerwania z doktorem Neo nie miałem nikogo

gemini_nt: A ty ciągle o nim?! Odpuść go sobie wreszcie! On i Mint za dwa tygodnie biorą ślub, pora, żebyś i ty ruszył naprzód

phuwintang: łatwo ci mówić, bo to nie twój problem

Wyczułem, że Phu mnie parodiuje. Uderzyłem otwartą dłonią w blat biurka. Moi kuzyni są kochani, ale czasem potrafią działać na nerwy.

Cóż, można było powiedzieć, że mężczyźni w naszej rodzinie mieli pecha w miłości i to od zawsze. Zupełnie, jakby ktoś dawno temu rzucił na nas klątwę. Brrrrr! Aż mi się zimno robi, kiedy o tym pomyślę! Ten nowy lokator, właściciel, jeszcze nie wie, że oprócz mnie mieszka tu ktoś jeszcze. Na razie nie będę mu mówił, w końcu kazał mi nie pokazywać mu się na oczy. Więc nie będę. Żaden problem. Phhhh!

Szybko wyrzuciłem z myśli dziwacznego chłopaka, który podawał się za właściciela tej posesji. Musiałem się uczyć. Bez dobrego wykształcenia i pracy nie mogłem spełnić mojego największego marzenia.

“Jakoś to będzie”, Powiedziałem do siedzącego na parapecie okna rudego kota. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że wydawało mi się, iż mi nie uwierzył. No cóż, na szczęście to tylko kot. Może bardzo mądry, ale wciąż jedynie kot. “No nie patrz tak na mnie, mówię ci, że sobie poradzimy, nie ma strachu”.

Nie chciałem martwić się bez potrzeby. Już i tak Phuwin mnie ochrzanił.

Moje rozmyślania przerwało chrobotanie i skrobanie dochodzące spod mojego łóżka. Miałem w pokoju zarówno kota, jak i mysz. Mój kot, Znajda, nie polował na myszy, z jakiegoś powodu wolał małe ptaki. Planowałem kupić u znajomego rolnika kozę, żeby mieć trochę mleka, ale właśnie w tym przeszkodził mi ten intruz.

To zabawne, że nazywam go intruzem, chociaż on jest w swoim własnym domu, a to ja wpakowałem mu się na pokoje.

Zacmokałem głośno, zastanawiając się, czy nie zacząć się pakować, jednak doszedłem do wniosku, że przecież i tak nie mam dokąd pójść i wcale nie chciałem opuszczać tego miejsca, które już traktowałem jak własny dom. I wtedy usłyszałem płacz.

Kto płakał? Mój zaprzyjaźniony duch czy… Czy właściciel domu?

Wyszedłem z pokoju na wszelki wypadek uzbrojony w tęczowego pluszowego misia.

Czy wspomniałem już, że w tym budynku od zawsze mieszkał samotny duszek? Była to dusza 18-stoletniego chłopaka o imieniu Barth, który nie pamiętał, jak umarł, wiedział tylko, że kiedyś mieszkał w tym domu. Często, gdy czułem się samotny, rozmawialiśmy. Barth z wyglądu do złudzenia przypominał mnie samego, dlatego tak mnie przeraził, kiedy ujrzałem go po raz pierwszy.

Wiem, że nie wszyscy widzą duchy, ja niestety tak, ale o ile zawsze dotąd uważałem mój dar za przekleństwo, tak po spotkaniu Barth’a uznałem, że to jednak błogosławieństwo. Barth stał się moim powiernikiem i najbliższym przyjacielem. Zdawało mi się, że w pewien sposób jest częścią mnie. Może z powodu tego łudzącego podobieństwa?

“Też to słyszysz?” Aż podskoczyłem w miejscu, gdy go usłyszałem za moimi plecami.

“Barth! Przestraszyłeś mnie!” Naprawdę chciałem go trzepnąć w ramię i wykonałem nawet taki ruch, ale moja dłoń trafiła w nicość. Barth wyszczerzył do mnie swoje zęby również będące idealną kopią moich. Nie wiemy obaj, co on tu robi i dlaczego wciąż się nie odrodził, no ale skoro już tu jest, to przynajmniej na coś się przydaje: jest całkiem dobrym słuchaczem, gdy opowiadam mu o swoich problemach.

“Ups! Sorry na! Zapomniałem, że ty jeszcze nie umarłeś i wciąż możesz dostać ataku serca. Dobra, dobra, nie będę cię już straszył”.

Barth był dziwnym duchem. Jednocześnie przypominał mnie i był moim przeciwieństwem. Zazwyczaj bardzo poważny, smutny, nostalgiczny. Często spotykałem go siedzącego na podłodze w dużym pokoju. Któregoś dnia poprosił mnie o podarowanie mu zestawu do rysowania, głównie chodziło mu o białe kartki papieru różnych formatów, ołówki i gumki. W ten sposób dowiedziałem się, że duchy mogą używać naszych ludzkich przedmiotów o ile zapalimy kadzidełko i pomodlimy się.

Zrobiłem to dla niego. Podarowałem mu zestaw do rysowania, chociaż samemu nieco brakowało mi pieniędzy. I wtedy odkryłem, że często rysował kościół. Nie, nie naszą buddyjską świątynię tylko śliczny, wielki, chrześcijański kościół. Zapytałem go kiedyś o to.

“Nie wiem, po prostu tak czuję, że to miejsce w jakiś sposób jest dla mnie ważne. Nie rozumiem sam, o co może chodzić. Wygląda na to, że byłem katolikiem. Zapewne wierzyłem w tego Boga. Słuchaj, Gemini, nie mógłbyś następnym razem zdobyć dla mnie Biblii? Chciałbym ją przeczytać, bo mam wrażenie, że coś mi umyka”.

Ta prośba wydała mi się nieco dziwna, ale nie zastanawiałem się nad tym. Dunk za to o mało nie pękł ze śmiechu, gdy powiedziałem mu, że potrzebuję Biblii.

“Ty i Biblia?! A w ciebie co znowu wstąpiło?!” Śmiał się, wypijając moją ulubioną herbatę z dodatkiem cytryny. Przyjechał na moment, żeby tylko mnie odwiedzić i przy okazji przywiózł z miasta lekarstwo dla moich kur, bo zauważyłem, że dwie z nich chodziły ostatnio bardzo osowiałe i nie miały apetytu.

“Nic we mnie nie wstąpiło, po prostu chciałem coś sprawdzić”.

“Czekaj, Gem, ale ty zdajesz sobie sprawę z tego, że ta cała ichniejsza Biblia ma wiele, bardzo wiele różnych wersji, a często jej wersja zależy od tłumaczenia?”

“W takim razie ja potrzebuję tej najbardziej autentycznej Biblii”, Powtórzyłem słowa stojącego obok mnie Barth’a. Dunk go nie widział. Nie miał takiej wrażliwości, więc wolałem mu o tym nie wspominać. Zaskoczyło mnie tylko to, jak dużą wiedzę na ten temat posiadał mój kuzyn.

“Chcesz tą Biblię po hebrajsku?”

Nie byłem pewien, czy Dunk był ze mną szczery, czy żartował.

“Eeee? Chyba… chyba nie? Przecież ja nie znam herbajskiego!”

“Zawsze możesz użyć Google tłumacz. Albo w ogóle dlaczego nie poszukasz tego sam w necie?”

“Pewnie dlatego, że tu nie ma zasięgu?” Odpowiedziałem ironicznie. Mój kuzyn naprawdę potrafił zadawać bardzo kłopotliwe pytania. Jak miałem mu wytłumaczyć, że obecność Barth'a powoduje zakłócenie sygnału WiFi? Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł wcześniej, że duchy mogą wpływać na urządzenia elektroniczne? Któregoś razu chciałem dać Barth’owi trochę rozrywki i wręczyłem mu swój telefon. Mógł go używać, ale bardzo krótko, bo jego metafizyczne ciało czerpało energię z baterii takich urządzeń i błyskawicznie je rozładowywało. Następnym razem zwyczajnie zostawiłem laptopa podłączonego do prądu i poszedłem na uczelnię. Gdy wróciłem, zobaczyłem, że Barth opublikował na moim Instagramie zdjęcie pustego pokoju. Zapytany odparł, że zobaczył coś, co ludzie nazywali “selfie” i postanowił też takie wrzucić, tylko że niestety jego na zdjęciu nie było widać, jedynie jakąś rozmazaną białą plamę na tle mojego łóżka o dużej, drewnianej, ciemnej szafy za nim.

I tym razem Barth mi towarzyszył, gdy zeszliśmy na dół. W kuchni ujrzeliśmy coś, czego się nie spodziewaliśmy.

Właściciel domu siedział na zimnej podłodze z ciemnych kafelek opierając plecy o szafkę. Płakał dość głośno. Zdaje się, że zapomniał już o mojej obecności, a o obecności Barth'a nie mógł wiedzieć. Spojrzeliśmy na siebie z Barth’em wymownie.

“Idź do niego, wygląda na to, że on potrzebuje pomocy”, Barth nakazał mi.

“Nie ma mowy. On mnie dzisiaj zaatakował”, Powiedziałem i od razu się zarumieniłem na wspomnienie tego ‘ataku’. Nie chciałem pokazywać mu się na oczy kolejny raz, jeszcze gotów mnie naprawdę wyrzucić stąd, a przecież na razie skończyło się jedynie na małej kłótni. Nie chcę, żeby było gorzej.

“No ja z nim nie porozmawiam, bo wątpię, żeby mnie usłyszał lub zobaczył”, Barth stwierdził z przekąsem.

“A niech cię kulawa gęś kopnie”.

“Nie poczuję tego”, Barth uśmiechnął się do mnie krzywo. Przyzwyczaiłem się już do patrzenia na siebie samego robiącego totalnie dziwne rzeczy, a i tak za każdym razem czułem się dość dziwnie.

“Świetnie się bawisz, co?”

“Owszem!” Barth znów wyszczerzył zęby w typowym uśmiechu zawadiaki. Czasami miałem go dosyć. Może umarł, bo ktoś również miał go dosyć? E tam, to raczej nie to. Więc co? Jak i dlaczego Barth umarł w tak młodym wieku? Nie mógł być starszy niż 20 lat, chociaż początkowo założyłem, że miał ledwie 18 lat albo i mniej.

Nagle usłyszeliśmy, że intruz wstał i zaczął iść w naszym kierunku. Wystraszony jak nigdy wcześniej pobiegłem do swojego pokoju. Nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu ludzi, a już na pewno nie takich, którzy rzucają się na mnie i mnie całują przy pierwszym spotkaniu!

Damn! To nadal wydaje się takie nierzeczywiste!



👀🤯🙃😏🥺😭😝🤷🏻‍♂️😘😅❤️❤️‍🩹💝🙏🏻😜💀☠️😤⚰️🤪💕💞🦉

Kto zauważył nawiązanie do... Ticket To Heaven?! 👀👀👀👀

Tak, wiem, jestem świetna, proszę o brawa dla mnie 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top