༄⛧⋆Prolog⋆⛧༄
– Tyle czasu... – wychrypiała zjawa, wyłoniwszy się z gęstego, mrocznego dymu.
Wszyscy mieli rację. Była naprawdę przerażająca. Jej ciemne oczy wyglądały jakby ktoś przebił jej tęczówki. Przeszywały czarnoksiężnika na wylot. Tłuste, czarne włosy kontrastowały z bladym ciałem, a marne, wychudzone ciało odziane wyblakłą, ciemnoszarą szatą skrywało wiele blizn.
– Setki lat... – Sam dźwięk jej głosu wywoływał dreszcze na karku starca. – Dziękuję, mój wybawco.
Ton jej głosu nie wskazywał wdzięczności, w żadnym wypadku. Czarodziej to wyczuł, jednak dalej stał w miejscu. Miał konkretny cel. Zaszedł tak daleko, nie mógł się teraz wycofać.
– W Zakazanej Księdze jest zapisane, że...
Nie skończył, bo w tym momencie księga spłonęła żywym płomieniem.
– C-co? – zająkał się mężczyzna, zakłopotany.
– Chyba nie sądziłeś, że pozwolę komukolwiek posiadać coś, co może kolejny raz mnie unicestwić? – Uniosła brew.
– Według z-zasady...
– Nie przejmuj się – zaśmiała się pusto. – Wiem, dlaczego mnie wskrzesileś. Pragniesz, abym spełniła jedno twoje życzenie, mam rację?
Skinięcie głową czarnoksiężnika uznała za odpowiedź.
– Nie możesz życzyć sobie mojej śmierci ani swojej nieśmiertelności. Mojej porażki ani swojej władzy.
Wiedźmin dobrze wiedział, czego chce. I przewidział, że proszenie o władzę będzie zakazane. Jednak nad wszystkim myślał przez bardzo długi czas. Wpadł na pomysł tak genialny, że w duchu już widział siebie, zarządzającego na tronie.
– Chciałbym, żeby Szkołę Magii ponownie otwarto – wymówił ostrożnie te słowa.
Zjawa na moment się zdziwiła, ale w szybkim tempie rozgryzła plan swojego wybawcy.
– Sprytne – powiedziała. – A więc niech będzie jak sobie życzysz.
Po tych słowach jej ciało poszybowało kilka metrów nad ziemię, a z jej rąk zaczęła emanować dziwna, fioletowa energia. Złowrogi śmiech wypełniły opuszczoną chatę, w której się znajdowali, a przez dziury w dębowych deskach na zewnątrz przebijało się światło. W końcu zjawa upadła na podłogę, a w pomieszczeniu ponownie zapadła ciemność.
Jej ciało zaczęło się trząść, co zaniepokoiło starego wiedźmina. Minęło trochę czasu, zanim dotarło do niego, że dziwne zachowanie Devilli wywołał śmiech.
– Według księgi teraz będziesz mi służyć – poinformował pewnie.
Czarownica nadal się śmiała.
– Księga już nie istnieje – przypomniała mu. – Nie możesz mi rozkazywać.
Siwobrody poruszył się niespokojnie, dyskretnie przygotowując się do obrony. Nim jednak zdążył pomyśleć nad zaklęciem, przeszył go rozrywający ból w klatce piersiowej. Nie mógł złapać oddechu, jego wrzaski opanowały okolicę, choć nikt nie mógł ich usłyszeć, bo domek znajdował się w centralnej części Mrocznego Lasu.
Z trudem odnalazł Devillę pośród ciemnego dymu. Jej palce poruszały się w rytm zaklęcia. Ból rósł na sile z sekundy na sekundę. Tenebris pogodził się z tym, co prawdopodobnie zaraz się stanie. Zwiesił głowę, a wtedy zauważył na skórze dłoni dziwne runy, które paliły jego ciało. Nie minęło wiele czasu, a rozpadł się na atomy.
Nie wiedział jakie zło tamtego dnia wypuścił na wolność.
__________
439 słów. I jak wrażenia? Podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top