Rozdział 29
Kiedy zeszliśmy z powrotem na rynek, był już wieczór. Krążyliśmy chwilę między oświetlonymi budkami, wdychając drażniący zapach cynamonu i grzanego wina. Zewsząd dobiegał do nas gwar rozmów i roześmianych dzieciaków, które biegały dookoła. Trzymaliśmy się za ręce, a nikt nie zwracał na nas uwagi. Mogliśmy być sobą. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy obserwowałam, jak zwykli ludzie robią sobie zdjęcia na tle francuskiej karuzeli z konikami, a inni biegną w stronę rozświetlonego drobnymi lampkami lodowiska. Mnóstwo osób jeździło po błyszczącej tafli lodu w rytm świątecznej muzyki.
Nagle zatrzymałam się w miejscu, a Draco spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
— Umiesz jeździć na łyżwach?
Draco prychnął w odpowiedzi.
Jasne, że umiał, był przecież uosobieniem gracji.
Nagle uleciała ze mnie cała pewność siebie. Przełknęłam ślinę, bo odechciało mi się już tam iść, a on uśmiechnął się przebiegle i pochylił; jego głos przeszedł teraz w tajemniczy szept.
— Chcesz, żebym pokazał ci, co jeszcze umiem?
Momentalnie oblałam się rumieńcem, uświadamiając sobie, w którą stronę pognały moje myśli. Bo nawet jeśli jego słowa wybrzmiały dwuznacznie, tak sama dopisałam sobie do nich ciąg dalszy.
Teraz szturchnęłam go ramieniem, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Złapał tylko moją dłoń i pociągnął w stronę lodowiska.
— Później się dowiesz — dodał.
Sama nie wiedziałam, czy była to obietnica, czy groźba, ale coś w jego słowach sprawiło, że poczułam się niepewnie. Wszystko działo się na tyle szybko, że nie miałam czasu, by zatrzymać się i rozsądnie zastanowić nad całą sytuacją. Jeszcze parę dni temu nie wiedziałam, co chodziło mu po głowie i co właściwie nas łączyło. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, czy to ja ubzdurałam sobie, że zbliżyliśmy się do siebie, czy rzeczywiście coś między nami było, bo Draco zachowywał się niewiarygodnie sprzecznie.
Nawet nie potrafiłam stwierdzić, kiedy zaczęłam czuć do niego coś więcej, ale przypuszczałam, że mogło się to stać, gdy zostaliśmy sami w zamku; to właśnie wtedy Draco pozwolił mi ujrzeć swoją drugą twarz. Z dala od oczu innych był całkiem zwyczajnym chłopakiem, który nie chciał nikogo skrzywdzić i troszczył się o bliskich - wbrew surowym zasadom wychowania zachował w sobie empatię. I zrozumiałam to owego tygodnia, który sprawił, że nic nie było już takie jak wcześniej. Bo choć Draco ranił mnie wielokrotnie, wciąż czekałam na niego, gotowa, by roztrzaskał moje posklejane serce po raz kolejny.
Przed nami przebiegła grupka dzieci, wyrywając mnie z zamyślenia.
A potem uświadomiłam sobie, że moje uczucia nie są tylko niezobowiązującym zauroczeniem, a ja naprawdę się zakochałam. Wiedziałam, że to niemądre i mogło doprowadzić mnie do zguby, ale już nie potrafiłam się odsunąć. Nie miałam pojęcia, co mógł czuć Draco i czy odwzajemniał to wszystko, więc z jakiegoś powodu miałam ochotę mu to wyjaśnić. Właśnie teraz. A może... zwłaszcza teraz, gdy wiem już, że to, co robił, było przemyślane i chciał mnie jedynie chronić. Nie potrafiłabym dalej żyć bez niego. Musiałam jednak myśleć realnie - nie miałam co liczyć na głębsze wyznanie z jego strony. Nie miałam też co liczyć na publiczne okazywanie uczuć z jego strony, bo byliśmy z dwóch różnych światów.
Pozostało mi więc kochać go po cichu.
Nagle zrobiło mi się smutno i nieznacznie zwolniłam, a on od razu to zauważył i zatrzymał się w miejscu.
— Hej, co jest? — zapytał i złapał mnie za podbródek.
Posłałam mu lekki uśmiech i delikatnie zdjęłam jego dłoń ze swojej twarzy.
— Nic. Chyba po prostu przytłoczyło mnie to wszystko — odparłam cicho, patrząc mu w oczy.
Miałam wrażenie, że odetchnął z ulgą, jakby rozluźnił się na myśl, że nie tylko dla niego cała ta sytuacja była dziwna. Nasza relacja zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni przez ostatnie tygodnie w tę i z powrotem, a każdy krok do przodu powodował dwa kolejne w tył. Chyba sami się już w tym pogubiliśmy.
—Chcesz wracać? — zapytał tylko, a ja sama nie wiedziałam już, czego chciałam.
—Jeśli mam być szczera... chciałabym zostać tu na zawsze. Nikt nas nie zna, życie płynie wolno, a my wreszcie możemy być sobą.
Zerknęłam dyskretnie na nasze splecione palce i wiedziałam, że gdy tylko wrócimy do Londynu, kolejny raz wszystko się zmieni.
— Nie wiem, jak sobie to wyobrażasz — powiedziałam smutno, a co, miałam wrażenie, zdołało go zirytować.
— Niby co mam sobie wyobrażać?
Jego słowa mnie zabolały. Tylko cudem powstrzymałam się przed zrobieniem kroku do tyłu; zamiast tego delikatnie wysunęłam swoją dłoń z jego palców.
No tak, kolejny raz pozwoliłam swojej wyobraźni powędrować za daleko i głupia myślałam, że teraz będziemy parą. Albo chociaż czymś podobnym, czymś, co byłoby zobowiązujące i sprawiłoby, że poczułabym się jego, a on mój.
Ale Draco najwidoczniej postrzegał to wszystko inaczej.
Chyba zrozumiał, jak zabrzmiało to pytanie, bo wyraz jego twarzy się zmienił. Westchnął głośno i spojrzał w niebo, wciskając dłonie w kieszenie płaszcza.
— Widzisz, ja się do tego nie nadaję. Już powiedziałem coś nie tak.
W jego głosie słyszałam żal, ale nie był skierowany do mnie, a do siebie samego. Wypowiedział ostatnie zdanie cicho, zupełnie jakby nie chciał, bym go usłyszała, ale ja słyszałam doskonale.
— Do czego się nie nadajesz? — zapytałam, choć wiedziałam, że nie powinnam stawiać sprawy aż tak jasno.
— Do związku, Granger — odparł po chwili i spojrzał mi w oczy.
W jego spojrzeniu widziałam mnóstwo bólu, niepewności i czegoś jeszcze. Czegoś, co sprawiło, że rozbolał mnie brzuch na samą myśl o tym, że chłopak mógłby naprawdę odwzajemniać moje uczucia.
Nie odpowiedziałam, więc mówił dalej.
— Wiem, że z tobą nie wchodzą w grę żadne układy i przelotne znajomości, a ja nie chciałbym cię nigdy skrzywdzić — powiedział zakłopotany, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. — Ale... kurwa, Granger. Ja nie mam pojęcia, jak powinienem się zachowywać.
Zamrugałam gwałtownie, wpatrując się w niego z osłupiałą miną, aż w końcu kącik moich ust niebezpiecznie zadrżał. Roześmiałam się głośno i położyłam mu dłoń na ramieniu.
— Malfoy, myślisz, że ja wiem, jak powinnam się zachowywać? Nie mam pojęcia, tak samo jak ty! — powiedziałam, po czym posłałam mu szeroki, szczery uśmiech. Zarzuciłam ręce na jego szyję i wspięłam się na palce, by go pocałować.
Nagle jednak stało się coś, czego żadne z nas nie było w stanie przewidzieć.
Czerwona iskra przeszyła powietrze nad naszymi głowami, a ja podświadomie wiedziałam, co mogło to oznaczać - zaklęcie z łoskotem uderzyło w budkę z pączkami i wypaliło dziurę w jednej ze ścian.
Zanim zdążyłam zareagować, moje ciało ciasno oplotły męskie ramiona; Draco coś do mnie mówił, ale oszołomiona nie potrafiłam zrozumieć jego słów. Wtedy dostrzegłam czarne szaty, a powietrze spowiła gęsta, ciemna mgła, charakterystyczna dla pojawiających się Śmierciożerców. Próbowałam ich policzyć, ale przemieszczali się zbyt szybko.
W końcu się ocknęłam i szybkim ruchem wyciągnęłam różdżkę. Wyswobodziłam się z uścisku chłopaka i pochyliłam w dół, unikając kolejnego zaklęcia.
— Uciekaj, słyszysz? — warknął Draco, ale zignorowałam jego słowa, odbijając zaklęcie.
— Drętwota! Chyba upadłeś na głowę, skoro myślisz, że cię zostawię — odparłam takim samym tonem i posłałam mu ostre spojrzenie.
Nie patrzył na mnie, tylko z wściekłą miną rzucał zaklęcia w stronę Śmierciożerców. Przemieszczali się szybko, unikając wszystkich ciosów i coraz bardziej się do nas zbliżali.
Przerażeni ludzie ulotnili się z rynku, a po świątecznej atmosferze nie było już śladu. W tle grała tylko przytłumiona muzyczka bożonarodzeniowa, która brzmiała w obecnej sytuacji wręcz karykaturalnie.
Szybko schowałam się za rogiem budynku i spojrzałam na sprawców. Jeden zaczął krzyczeć coś do Malfoya o tym, by oddał kamień, ale nie dane było mu odpowiedzieć, bo w tym momencie trzeci ze Śmierciożerców pojawił się koło mnie znikąd. Wydałam z siebie niekontrolowany krzyk, gdy wysoki mężczyzna pozbawił mnie różdżki, ale niemal od razu wzięłam się w garść i spojrzałam na niego z wściekłością.
Zaśmiał się na tą próbę odwagi i wymierzył różdżką w moją pierś.
Śmierciożerca nie wiedział, że potrafię poradzić sobie bez magii, więc zupełnie nie spodziewał się mojego kopniaka w krocze. Zgiął się wpół, a ja przemknęłam obok niego, by zabrać różdżkę i ruszyłam biegiem w stronę Draco. Nie oglądałam się za siebie, co było dużym błędem; teraz myślałam jedynie o tym, by znaleźć się bliżej Malfoya. Kiedy tylko udało mi się do niego dobiec, zerknął na mnie, a w jego spojrzeniu było wiele obawy. Zdałam sobie sprawę, że miał włosy w kompletnym nieładzie, a jego płaszcz był podziurawiony na wysokości ramienia.
— Padnij!
Otworzyłam szerzej oczy na widok jego zaciętej miny i pochyliłam się gwałtownie, by mógł rzucić zaklęcie na stojącego za mną Śmierciożercę. Wróg wykorzystał jednak sytuację; czerwona błyskawica, która miała trafić we mnie... uderzyła prosto w Malfoya, odrzucając go w tył z ogromną siłą.
Upadłam na kolana.
— Dra-Draco?
Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, a moje serce stanęło. W tym momencie nie istniał żaden impuls, który byłby w stanie przywrócić je do dawnego rytmu, bo wydawało mi się, że... mój świat w jednej chwili zamarł. Drżącą dłonią wycelowałam przed siebie, zmuszając się do tego gestu bardziej impulsywnie niż świadomie, ale wówczas - ulica opustoszała.
Śmierciożercy zniknęli, podobnie jak wszyscy inni ludzie.
Wstałam na drżących nogach i cudem uniknęłam kolejnego upadku, gdy moje ciało się zachwiało. Najszybciej jak mogłam, podbiegłam do Dracona i złapałam jego twarz w dłonie.
— Draco? Boże, Draco, przepraszam, to moja wina, zaraz ci pomogę, przepraszam...
— Nic... - jęknął z zamkniętymi oczami, a na jego ustach pojawił się grymas bólu. — Nic ci nie jest?
Widziałam, jak na krótką chwilę podniósł głowę, by na mnie spojrzeć. Ból nie pozwolił mu jednak pozostać w tej pozycji na dłużej i niemal od razu opadł ponownie na chodnik.
— Nie, wszystko w porządku. Nie ruszaj się.
Podniosłam krawędź jego szarego swetra, by oszacować, jak głęboka była rana na jego ramieniu.
Niestety, głęboka.
— Nie możemy się teleportować, nie przeżyjesz tego - powiedziałam poważnie, zaciskając dłonie na jego swetrze, który zaczynał coraz bardziej przesiąkać krwią.
— Wiem... Niedaleko jest hotel dla... czarodziejów, musimy... tam iść. — wystękał.
Chciał wstać, ale przytrzymałam go za ramiona, zmuszając do pozostania w miejscu. Gdyby się poruszył, byłoby tylko gorzej. Uznałam więc, że muszę podleczyć go choć trochę zaklęciami tutaj, by mógł samodzielnie iść, bo wiedziałam, że nie będę w stanie nawet utrzymać go w pionie.
Podczas gdy ja wypowiadałam kolejne magiczne słowa i przesuwałam różdżką nad jego ciałem, Draco zmęczonym głosem podawał mi wskazówki, jak dotrzeć do hotelu. Co jakiś czas przerywał i zastygał z otwartą buzią, a ja za każdym razem zaczynałam panikować, że stracił przytomność, szczególnie że był jeszcze bledszy niż zazwyczaj. W końcu udało mi się go, choć odrobinę, wzmocnić i powierzchownie zatamować krwawienie, więc ostrożnie pomogłam Draco wstać.
Wtedy niespodziewanie posłał mi głupkowaty, choć wyjątkowo zmęczony uśmiech.
— Blizny wojenne... są seksowne — powiedział z trudem, a ja pokręciłam głową z dezaprobatą na jego zachowanie, które było właściwie zawsze nieadekwatne do sytuacji.
Droga do hotelu trwała zadziwiająco krótko, tym bardziej, że niemal dźwigałam Malfoya na własnych barkach. Gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku, chłopak nagle się wyprostował i przywołał na twarz ten sam ironiczny uśmiech, który przeznaczony był dla publiczności gorszego sortu. Personel wylewnie nas powitał i uprzejmie przemilczał rozciągający się przed nimi widok; nawet nie łudziłam się, że nie dostrzegli podziurawionego płaszcza Draco albo krwi na moich dłoniach.
Tego nie dało się przeoczyć.
Trzymałam Draco pod ramię, gdy wchodziliśmy do windy, a potem, gdy przemierzaliśmy korytarz, raz po razie rzucałam mu przenikliwe spojrzenie. Wyglądał, jakby nic mu nie dolegało - jedyną oznaką tego, że coś nie gra, była spływająca po jego skroni strużka potu. Powolnym ruchem sięgnął do kieszeni płaszcza, by wyciągnąć z niego klucz, ale kiedy tylko mu się to udało, dłoń zaczęła mu drżeć. Bez zastanowienia wzięłam przedmiot i przekręciłam zamek w drzwiach, po czym pomogłam mu wejść do środka.
Głośne westchnienie ulgi niemal od razu zatarło się w łoskocie, gdy Malfoy opadł na miękki dywan.
Wystarczyło, by drzwi się za nami zamknęły, a krew momentalnie zawrzała mi w żyłach. Poczułam, jak gniew niespodziewanie wyparł całą mieszaninę uczuć, która towarzyszyła mi jeszcze przed momentem, dlatego, nie hamując się, warknęłam:
— Możesz mi wyjaśnić, co to miało być?!
Wciąż targana silnym wzburzeniem, opadłam na podłogę zaraz obok Malfoya i położyłam na kolanach torebkę. Miałam zamiar znaleźć w niej to, co w tym momencie było mi niezbędne, jednak wszystkie przedmioty, złośliwie niczym chochliki, umykały moim palcom.
— Do cholery jasnej! — krzyknęłam bardziej do siebie.
Nerwowo potrząsnęłam torebką i zaczęłam po kolei wyciągać z niej przeróżne rzeczy, które, pod wpływem magii, mieściły się w tak malutkiej przestrzeni. Tym sposobem w końcu udało mi się znaleźć szklaną fiolkę - bez wahania zamknęłam ją w dłoni i odłożyłam na bok skórzany woreczek. Od razu podniosłam się ze swojego miejsca, obierając na celownik Malfoya.
— Otwórz usta — poleciłam, równocześnie odkorkowując fiolkę.
— Ty, chyba mnie nie otrujesz, co? Trochę się ciebie boję. — Draco próbował zażartować, ale mój nieustępliwy wzrok kazał mu się poddać.
Biernie pozwolił wlać sobie eliksir do ust.
— Po tym poczujesz się lepiej. Zaraz powinieneś już całkiem wydobrzeć.
Kolejny raz uniosłam różdżkę, by do końca pozszywać szarpaną ranę na brzuchu; eliksir bardzo mi pomógł, bo teraz po głębokiej ranie został już tylko niegroźny ślad. Mogłam zająć się tym wszystkim jeszcze na rynku, jednak bałam się, że Śmierciożercy wrócą, a wtedy ani ja, ani tym bardziej Draco nie będziemy zdolni stawić im czoła. Malfoy podniósł się na łokciach i oparł plecami o front łóżka. Jego skóra nabrała naturalnego koloru, oczy odzyskały dawny blask, a on, jakby świadomy wszystkiego, co siedziało mi właśnie w głowie, rzucił z lekkim uśmiechem:
— Dzięki.
— Proszę. A teraz powiesz mi, dlaczego zaatakowali nas Śmierciożercy. W EDYNBURGU — warknęłam i zbliżyłam twarz do niego z wrogą miną.
Tym razem zawadiacka mina Draco na nic się nie zdała, bo nie miałam już dłużej nastroju na jego gierki. Byłam wściekła o wszystkie sekrety, które przede mną ukrywał. To musiało się skończyć.
Właśnie teraz.
— Tego do końca nie jestem pewien — zaczął ostrożnie, a ja złapałam go za ramiona i docisnęłam do brzegu łóżka.
— Gadaj!
— Jezu, Granger, nie możesz się tak zachowywać, bo pomyślę, że masz ochotę zrzucić ze mnie ubranie.
Jego słowa zbiły mnie na moment z tropu. W konsekwencji zerknęłam najpierw na niego, a potem na siebie i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy. Oboje byliśmy umazani krwią, natomiast pozycja, w jakiej właśnie nad nim zawisłam, nie była zbyt właściwa.
Podniosłam się i pomogłam mu wstać.
— Idziemy się kąpać? — zapytał, kiedy bez słowa pociągnęłam go w stronę łazienki. — Razem?!
Rzuciłam mu przelotne, pełne dezaprobaty spojrzenie i tylko cudem powstrzymałam chytry uśmiech, gdy na twarzy Draco odbiła się pewna ekscytacja. Nadal byłam wściekła i potrzebowałam wyjaśnień, ale to musiało jeszcze chwilę poczekać. Kiedy tylko znaleźliśmy się w łazience, Draco zamknął za nami drzwi, a wtedy spojrzałam na niego poważnie. Wiedziałam, że bez wątpienia w jego głowie majaczyła tylko jedna myśl, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Pomogłam mu więc ściągnąć sweter, ale nie spuściłam przy tym ani na moment uważnego spojrzenia z jego twarzy.
— Opowiesz mi wszystko. Powiesz, o jakim kamieniu mówili i o tym wszystkim, co pominąłeś wcześniej.
Kiwnął głową, a ja odpięłam pasek od jego spodni.
— Naprawdę idziemy się razem kąpać?
Prawdę mówiąc, sama do końca nie wiedziałam co wyrabiałam. Miałam jednocześnie ochotę go pocałować i kopnąć w krocze za brak jakiejkolwiek powagi sytuacji z jego strony.
Źrenice Draco mocniej się rozszerzyły, przez co udawanie, że nic się nie dzieje, okazało się trudniejsze, niż początkowo założyłam. Widziałam, jak sięgnął dłońmi do moich ubrań, ale czujnie odsunęłam się, by nie mógł zrobić tego, co bez wątpienia chciał.
Malfoy w reakcji parsknął śmiechem, a ja zdałam sobie sprawę z jednego.
Spodziewał się tego.
— Potem wyjaśnisz mi, dlaczego nie powiedziałeś o wszystkim wcześniej — rzuciłam, równocześnie rozpinając mu rozporek, po czym pozwoliłam, by sam pozbył się spodni.
Zdałam sobie sprawę, że to co robiłam, wyglądało w rzeczywistości zupełnie inaczej, niż w mojej głowie. Zwalczyłam w sobie chęć dotknięcia policzka, by sprawdzić, czy się zarumieniłam. Już nie było odwrotu, więc musiałam dalej grać nieustępliwą.
— Zrobię wszystko, co chcesz. Ale pod jednym warunkiem.
Uniosłam brwi ze zdziwieniem, ale nie zdążyłam zapytać, co miał na myśli, bo Draco w jednej sekundzie pociągnął mnie za sobą pod prysznic. Woda momentalnie opadła na nas szczelną zasłoną, mocząc włosy i ciała; otuliła wilgotnymi ramionami tak ciasno, że wiedziałam już, iż nie ucieknę. Miałam zresztą wrażenie, że tak jak gorący strumień prysznica - w mojej głowie rozszalał się nieokiełznany potok skrajnych emocji. Dobrze wiedziałam przecież, jak to się skończy.
Bo nie mogło inaczej.
Nigdy nie kończyło się inaczej.
W takich chwilach zawsze myślałam tylko o tym, żeby być jak najbliżej niego. Czułam, że obcisły sweter, który miałam na sobie, przylgnął już do mojego ciała niczym druga skóra. Draco również zdawał się to dostrzec, bo pochwyciłam jego spojrzenie, którym niespiesznie mnie taksował. Zanim zdążyłam jednak na to jakkolwiek zareagować, szybkim ruchem złapał moją twarz w dłonie, zamykając mi usta pocałunkiem, którego przecież powinnam się spodziewać.
To był mój pierwszy raz w podobnych okolicznościach i chyba właśnie dlatego poczułam tak mocną ekscytację. Nie mogłam złapać oddechu i sama nie wiedziałam, co dokładnie było tego powodem; przypuszczalnie bliskość Draco działała na mnie na tyle odurzająco, że świat wokół zatarł się w niewyraźną, mało istotną plamę. Jedynym, co się teraz liczyło, był szum otaczającej wody i żarliwe pocałunki, które przełamywały między nami ostatnie niewidoczne bariery. Kompletnie zatraciłam się w tej chwili, pozwalając sobie na wszystko to, za czym tak bardzo tęskniłam. Tak jakbym się bała, że to po prostu się skończy, tak jak kończyło zawsze, a ja znowu zostanę sama.
— Co ty ze mną robisz, Granger.
Poczułam, jak moje plecy zderzyły się z kafelkami, a Draco momentalnie naparł na mnie swoim ciałem. Musnął teraz wargami delikatną skórę pod moim uchem, na co mimowolnie zadrżałam. Miałam wrażenie, że jego usta parzyły, ale jego pieszczota sprawiła mi tyle przyjemności, że nie mogłam tego tak po prostu przerwać.
Tak bardzo za nim tęskniłam.
I tak bardzo chciałam mieć go bliżej.
Więcej.
Na zawsze.
Sama zaczęłam odpinać guziki cienkiego sweterka, a Draco złapał mnie za uda, by unieść w górę i kolejny raz przygwoździć do ściany. Spojrzałam na niego spod rzęs, a on ponownie złączył nasze usta. Zrzuciłam w końcu z siebie sweter, podczas gdy nasz pocałunek stawał się coraz bardziej żarliwy. Pod prysznicem robiło się coraz goręcej, pomieszczenie parowało coraz bardziej, a ja coraz mocniej zapadałam się w otchłań pożądania. Wtedy Draco przesunął palcami wzdłuż wewnętrznej strony mojego uda i dotknął najwrażliwszego miejsca. Momentalnie odepchnęłam jego rękę i spojrzałam na niego przestraszona. Przez chwilę w jego oczach nadal buzował ogień, a na rzęsach zebrały się kropelki wody, ale gdy tylko dostrzegł moją minę, jego twarz stężała. Zakręcił wodę, a w jego spojrzeniu byłam teraz w stanie dostrzec coś na kształt wyrzutów sumienia.
— Przepraszam, myślałem, że chcesz i...
Potrząsnęłam energicznie głową i podniosłam swój przemoczony sweter, by przycisnąć go do piersi. Nagle poczułam się dziwnie obnażona, mimo że przed momentem sama się rozebrałam.
— To ja przepraszam.
A potem szybko wyszłam spod prysznica i zostawiłam go tam, zamykając za sobą drzwi od łazienki. Gdy tylko upewniłam się, że Draco za mną nie podążył, oparłam się o nie i zacisnęłam powieki.
Zrobiłam z siebie idiotkę, to oczywiste.
Czemu po prostu nie mogłam się poddać i pozwolić, by wszystko działo się spontanicznie? Czemu musiałam sobie to wszystko zaplanować? Plany w takich sytuacjach i tak nie miały sensu, bo wszystko zazwyczaj i tak biegło własnym torem. Pozwoliłam sobie na pełne wyrzutu milczenie, wsłuchując w ciszę, która była tylko pozorna. Przez moją głowę przetaczały się teraz setki myśli i jeszcze więcej wyrzutów, dlatego z letargu wyrwał mnie dopiero dobiegający zza drzwi szum wody. Wtedy właśnie, jak na ironię losu, zauważyłam walizkę i stertę ubrań Draco, które były niedbale przerzucone przez oparcie krzesła. Na biurku leżało kilka bliżej nieokreślonych przedmiotów, skręt z marihuaną i książka do Mugoloznawstwa. Zmrużyłam oczy na ten widok.
Draco zamiast do domu, przyjechał z Hogwartu tutaj. Spędzał święta w hotelu w Edynburgu. W samotności, czytając książki na temat mugoli.
Ludzi takich jak ja.
Przełknęłam ślinę, bo świadomość nowego odkrycia mocno mnie przytłoczyła. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że był bardziej samotny, niż myślałam. Zupełnie jakby całe jego życie mieściło się w jednej walizce. To dobitne stwierdzenie wzbudziło we mnie łzy, które zapiekły pod powiekami i które równie szybko otarłam, siadając na hotelowym łóżku. Nie zwróciłam nawet szczególnej uwagi na to, że byłam przemoczona, a woda dużymi kroplami wciąż ściekała z moich włosów prosto na czystą pościel. Objęłam się ramionami i siedziałam tak dopóki Draco wyszedł z łazienki. Zdawał się od razu mnie dostrzec, bo zatrzymał się w progu łazienki i, podtrzymując na biodrach ręcznik, spojrzał na mnie niemal ze współczuciem.
— Naprawdę przepraszam, wiesz, że nigdy bym... — zaczął, ale przerwałam mu machnięciem ręki.
Wcale nie chciałam go zbyć, tylko po prostu próbowałam uniknąć żenującej rozmowy na ten temat. Ignorując go, sięgnęłam po różdżkę i wysuszyłam swoje ubrania.
— Jesteś chyba najbardziej humorzastą dziewczyną, jaką poznałem — rzucił, napotykając na nieprzeniknioną ciszę, po czym podszedł do szafy, z której wyciągnął spodenki i koszulkę. — W ciągu dziesięciu minut byłaś przerażona, wściekła, podniecona... a teraz jesteś smutna.
— Nie jestem smutna — zaprotestowałam.
Nie chciałam, by tak myślał, choć musiałam przyznać, że miał trochę racji. Ja po prostu musiałam być teraz na niego zła, bo przecież z tym założeniem przyszłam do hotelu. Musiałam również jakimś cudem sprawić, by przestało mi tak mocno na nim zależeć - jak dotąd nie przyniosło mi to żadnych korzyści, bo nawet jeśli bardzo się zawzięłam, wystarczyło, by Draco na mnie spojrzał, a ja kompletnie traciłam rozum. Szczególnie gdy patrzył na mnie wzrokiem, który był zarezerwowany tylko dla mnie, bo wtedy czułam się wyjątkowa.. Ponownie zerknęłam na leżącą na biurku książkę, bo to wcale nie było takie łatwe.
Nie mogłam się powstrzymać. Nie mogłam się już odkochać i wiedziałam, że to jednocześnie najpiękniejsze i najbardziej przerażające, co mnie spotkało w życiu. Bałam się tego uczucia, bałam się, że to nie ma sensu, że oddaję serce ze świadomością, że zostanie zdeptane.
A jednak Draco wciąż pokazywał, jak bardzo by o nie dbał.
Po chwili pojawił się obok i usiadł na łóżku. Ułożył się wygodnie, opierając plecy o wezgłowie, a potem przyciągnął mnie do siebie i jak gdyby nigdy nic pocałował w czoło. Zupełnie jakby robił to zawsze. Jakbyśmy leżeli tak wtuleni każdego wieczora.
Przymknęłam na moment powieki i zapragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie.
Tylko my i równe bicie naszych serc
— Mam Kamień Wskrzeszenia.
Obróciłam gwałtownie głowę w jego stronę i przez chwilę milczałam w nadziei, że Draco zacznie się śmiać. Nie zrobił tego, a ja leżałam tak, dalej bez pomysłu na to, co mogłabym powiedzieć. Jego słowa były czymś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
Malfoy chyba zdał sobie sprawę, że wprawił mnie w spore zdumienie, bo uśmiechnął się lekko i uzupełnił swoje słowa:
— W wakacje ktoś z otoczenia ojca wymyślił sobie jakieś idiotyczne polowanie w Zakazanym Lesie. Oczywiście sam nie mógł iść, bo miał areszt domowy, więc miałem go zastąpić. No to poszedłem i... nie wiem, on po prostu tam leżał, a ja po prostu go podniosłem. Do tej pory nie mieści mi się w głowie, że znalazłem Kamień Wskrzeszenia, i to bez włożenia w to jakiegokolwiek wysiłku. Miałem wrażenie, jakby sam chciał mnie odnaleźć, jakbym był idealną osobą, która mogłaby go posiadać. A byłem chyba najgorszym możliwym wyborem. — Zaśmiał się gorzko, a ja podniosłam się na rękach do góry, by spojrzeć mu w oczy. — Oczywiście jakimś cudem w domu ojciec zauważył, jak wyciągałem kamień i oczywiście rozpoznał go bez większego problemu. Nie sądziłem, że mógłby wykorzystać to przeciwko mnie, ale najwidoczniej się myliłem.
Odchrząknął, jakby mówienie o rodzinie było dla niego wyjątkowo niekomfortowe.
— Tego samego dnia w moim domu pojawiła się ciotka Bellatrix. Nie chciałem kolejny raz patrzeć na jej obłęd, więc szybko się ulotniłem. Nie wiem, czy ojciec sam jej powiedział o kamieniu, czy wyciągnęła to z niego podstępem, ale niedługo potem pojawiła się znowu, by z uśmiechem powiedzieć, że będę mógł liczyć na specjalne względy u Czarnego Pana dzięki temu, co odnalazłem i jeśli plan się uda. Tyle, że ja wcale nie miałem ochoty go wskrzeszać. — Draco uderzył lekko tyłem głowy w oparcie łóżka i spojrzał w górę. — Chciałem tylko cieszyć się ostatnim rokiem w szkole.
To zdanie spowodowało, że zrobiło mi się niewiarygodnie przykro. Moje problemy były niczym w porównaniu z tym, co Draco przeżywał każdego dnia. Ciągły strach, ciągłe wymagania i oczekiwania nie do spełnienia. Nikt nie pozwolił mu być po prostu nastolatkiem.
Ale nie była to jedyna rzecz, która nie dawała mi spokoju.
— Draco, nie można wskrzesić kogoś, kto nie ma duszy. Voldemort zniknął na dobre — powiedziałam ostrożnie w obawie, że istniało coś, o czym nie wiedziałam. Że był jakiś inny sposób, by Czarny Pan wrócił.
Draco westchnął pod nosem.
— Wiem. Długo nad tym myślałem, ale ona jest tak zdeterminowana, że musi być jakiś sposób. Nie znam jej planów, bo próbowałem trzymać się od tego z daleka, tyle że... nie wiem czy to prawda... podobno Bellatrix ma dziecko z Voldemortem.
Nieświadomie wbiłam paznokcie w jego udo, patrząc na niego zaskoczona.
— Jakim cudem?!
— Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. — Malfoy zaśmiał się ironicznie. — Nie wiem czy to prawda, Granger. Ale tylko to miałoby sens. Jeśli Voldemort ma potomka, to w nim jest zaszczepiona część niego. Część jego duszy.
Uśmiechnął się do mnie smutno, a ja zasłoniłam dłonią usta.
— Myślisz, że Bellatrix poświęciłaby własne dziecko, żeby wskrzesić Voldemorta? - zapytałam cicho.
Nie mogłam uwierzyć, że ktokolwiek... jakakolwiek matka, mogłaby zrobić coś tak paskudnego. W dodatku dla osoby, która chciała zniszczyć nas wszystkich.
— Nie wiem. — Pokręcił delikatnie głową. — Ale to wariatka, więc można spodziewać się po niej wszystkiego.
—Nie wierzę — szepnęłam bezmyślnie, bo wciąż byłam w ogromnym szoku.
W snach nie spodziewałam się takiej opowieści, i zdecydowanie bardziej wolałabym chyba usłyszeć o niej właśnie we śnie. Przynajmniej tam konsekwencje tego planu nie byłyby równie katastrofalne.
— Ciotka trochę się wkurzyła, że nie chcę pomóc wskrzesić Czarnego Pana, więc musiałem ukryć kamień. Myślałem, że to załatwi wszystko, ale szybko znaleźli kryjówkę. Nie wiedziałem co z nim zrobili... do czasu, aż zobaczyliśmy Winsleta, którego nie było na mapie. Od razu zorientowałem się, że to sprawka Kamienia. Pewnie chcieli sprawdzić, jak zadziała na innego Śmierciożercę, więc wskrzesili Macnaira. Tylko że... Hermiona. — Popatrzył na mnie z powagą. — Widziałem jego prawdziwą twarz. To już nie był człowiek. Jego skóra miała dziwny szary odcień, oczy zapadnięte i zasnute jakby mgłą, zupełnie jakby były... bez życia. To upiorny widok i myślę, że Kamień Wskrzeszenia nigdy nie powinien zostać użyty.
To wszystko nie mieściło mi się w głowie, jednak dopiero teraz cała ta historia zaczynała nabierać sensu, a zagubione elementy układanki wreszcie znalazły swoje miejsce na planszy.
— Cholera, byłem wściekły, że straciłem Kamień i przeze mnie czarodzieje mogą na nowo przeżyć ten koszmar. Ale pewnego dnia mama po prostu mi go przyniosła i powiedziała tylko "Pilnuj Kamienia, więcej nie mogę zrobić". Doskonale wiem, że ona także jest w potrzasku i nie może się przeciwstawić, ale jednak udało jej się wykraść Kamień. Nie wiem, czy postanowiła mi naiwnie zaufać, czy po prostu... nie wiem.
— Na pewno ufała, że będziesz wiedział, co zrobić — zapewniłam go.
— Cholera, próbowałem zniszczyć Kamień na wiele sposobów, ale naprawdę nie da się go unicestwić. Byłem w kropce, a wiedziałem, że jeśli go ukryję, nie będę mógł spać w obawie, że znów ktoś go zabierze. Dlatego od tamtej pory miałem go cały czas przy sobie.
— W szkole też?
— Tak. Przez cały czas.
— A... gdzie jest teraz? Tutaj? — zapytałam ostrożnie i rozejrzałam się dookoła.
— Lepiej, żebyś nie wiedziała, gdzie jest. W razie, gdyby ktoś kazał ci wypić serum prawdy.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Ostrożności nigdy za wiele.
— Kamień sprawiał wrażenie, jakby ważył tonę. Jakbym nosił w kieszeni los całego świata magicznego i po prostu... to było dla mnie zbyt wiele. Wiem, że gdyby mój ojciec nie był tak wpływową osobą, ciotka już dawno torturowałaby mnie tak długo, aż oddałbym kamień, a potem by mnie zabiła. Ale pochodzenie w tym momencie stało się zbawieniem, bo miałem ochronę, a ciotka nie mogła mnie tknąć. Z tym, że Bellatrix i tak pojawiła się w Hogwarcie. Ojciec parę razy próbował przekonać mnie do przejścia na ciemną stronę, a ona i Snape chyba chcieli mnie osaczyć. Pozostawała jednak bierna, czasem Snape posyłał mi dziwny uśmiech, i teraz już wiem, że śmiali mi się w twarz, a ja nie miałem o niczym pojęcia. Potem postanowiła chyba nastraszyć mnie trochę mocniej, gdy pojawiła się w nocy w sypialni i zaczęła wyrzucać wszystko z szafek. Wyglądała jak opętana, w kółko powtarzała coś o kamieniu, aż w końcu wycelowała we mnie i zaczęła grozić. Oboje wiedzieliśmy, że i tak nie ulegnę, więc w końcu wpadła w jeszcze większą furię i potraktowała mnie Cruciatusem.
Wciągnęłam mocno powietrze do ust.
— Draco...
— Jest w porządku — zapewnił mnie. — Tylko dlatego starałem się trzymać cię od tego z daleka, bo bałem się, że cię skrzywdzą, by móc mnie szantażować.
— Nie musisz się o mnie martwić, mogłam ci pomóc — zaczęłam nieśmiało, ale Draco pokręcił głową i spojrzał na mnie wzrokiem, które jednoznacznie mówiło, że tak tylko mi się wydawało. W rzeczywistości pewnie i tak nie zdołałabym go ochronić.
— Do dzisiaj nie mogę wybaczyć sobie tego, że nie zrobiłem nic, gdy Bellatrix cię torturowała. Cholera, byłem tam i nie zrobiłem nic.
Wbił wzrok w sufit, a ja pogłaskałam go delikatnie po ramieniu.
— Hej, nie mam do ciebie o to żalu. Znalazłeś się w sytuacji bez wyjścia.
— Ale ja mam do siebie żal. Dlatego nie mogłem pozwolić, by Bellatrix znowu cię dorwała. Tym razem potraktowałaby cię znacznie gorzej, wiedząc, że ja cię...
Serce podskoczyło mi do gardła, gdy urwał w połowie zdania.
Kluczowego zdania.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach zauważyłam bezradność, na widok której moje tętno znacznie przyspieszyło. Przełknęłam ślinę, czekając, aż Draco doda do swoich słów coś jeszcze - to, na co, wydawało mi się, że czekałam od dawna. Podświadomie liczyłam się z tym, że to wcale nie musiało być prawdą, a ja liczyłam na nierealne, ale... naprawdę wierzyłam, że Malfoy mógł mieć na myśli tylko jedno.
Trwaliśmy więc w ciszy chwilę - długą, bezkresną chwilę, podczas której sekundy dłużyły się niemiłosiernie. I im dłużej milczenie rozpościerało się ponad naszymi głowami, tym bardziej wiedziałam, że Draco nie dokończy zdania.
— Dlaczego dałeś mi fretkę? — zapytałam więc, posyłając mu lekki uśmiech. I choć zmiana tematu była tak sztuczna, że sama poczułam się zażenowana, to na jego twarzy pojawiła się ulga.
— Zauważyłem, że lepiej śpisz, kiedy nie jesteś sama, więc chciałem kupić ci podobnie paskudnego sierściucha do tego twojego Krzywołba — powiedział z uniesionymi brwiami, a kąciki moich ust drgnęły w uśmiechu na przekręcone imię Krzywołapa. — Ale zobaczyłem fretkę i wiedziałem, że będzie idealna, biorąc pod uwagę, że nie zawsze mogę być obok i...
Przyciągnęłam go do siebie, przerywając tym samym płynący z jego ust słowotok. Zamilkł, ale nie musiał mówić już nic więcej. Żadne z nas nie potrzebowało więcej słów. Czułam, że automatycznie oddał mi pocałunek, choć zrobił to ostrożniej niż zwykle - tak jakby bał się, że i tym razem go odepchnę. Nie miałam jednak takiego zamiaru. Koniec uciekania i koniec wszelkich niedopowiedzeń. Śmielej objęłam go więc za kark, a on delikatnie wplótł palce w moje włosy; nie potrzebowałam słyszeć jego wyznania, choć jakaś część mnie mocno pragnęła je usłyszeć. Skoro on nie naciskał na mnie, ja również nie mogłam oczekiwać od niego czegoś, na co nie był jeszcze gotowy. Mogłam przecież poczekać, bo w tym momencie jedynym, o czym myślałam, było to, by mieć go bliżej siebie. I choćby świat miał się jutro skończyć, pragnęłam by był moim pierwszym.
Moim jedynym.
Zanim zdążyłam się spostrzec, Draco podparł się na rękach, a jego ciało znalazło się nade mną. Wtedy też na chwilę odsunął się ode mnie i przeniósł wzrok na moją twarz; w jego wzroku byłam w stanie dostrzec jednocześnie radość i niepewność, jakby nie do końca wiedział, co dalej. Czekał na mój ruch, więc przesunęłam dłońmi po jego napiętych ramionach i ponownie uniosłam wzrok. Poruszałam się powoli i dobrze wiedziałam, że przez to patrzył na mnie z coraz większym pożądaniem. Niespiesznie wplotłam więc palce w jego włosy i przyciągnęłam go bliżej, a on niemal natychmiast wsunął język między moje wargi. Westchnęłam cicho, gdy zaczął przenosić pocałunki na linię szczęki, pod ucho i wzdłuż szyi, aż dotarł do obojczyka. Zerknął na mnie, jakby chciał upewnić się, czy może kontynuować, ale nie zaprotestowałam, tylko przygryzłam wargę jednocześnie z podniecenia i zdenerwowania. Zszedł ustami niżej, docierając do dekoltu i powoli odpiął guzik mojego swetra. Westchnęłam błogo. Z uśmiechem odpiął jeszcze jeden guzik i delikatnie rozsunął materiał. Złożył delikatny pocałunek na lewej piersi i znów się odsunął, a ja wydałam z siebie cichy jęk niezadowolenia.
— Draco...
Zaśmiał się cicho na moją reakcję, kiedy niespokojnie poruszyłam się pod nim.
— Lubię, jak mówisz do mnie po imieniu — szepnął, po czym podniósł się, by pociągnąć mnie za sobą i posadził na swoich kolanach.
Poczułam, jak ułożył dłonie na mojej talii i powolnym ruchem przesunął je w górę. Szybko zdałam sobie sprawę, co właściwie było jego celem, bo sprawnym ruchem odpiął sprzączkę stanika, a potem cofnął się tylko po to, żeby ściągnąć swoją koszulkę. Wtedy działałam już instynktownie. Ściągnęłam biustonosz, rzucając go gdzieś w bok jak bezużyteczny element garderoby. Zaraz po tym ponownie przylgnęłam do Draco, złączając nasze usta i przesunęłam się na jego kolanach bliżej, dotykając twardego wybrzuszenia w spodenkach. Poczułam, jak gwałtownie wciągnął powietrze. Nie powstrzymało mnie to jednak, dlatego zarzuciłam mu ręce na szyję, pewna tego, co niedługo się stanie. Pragnęłam być jeszcze bliżej niego, tak blisko, jak tylko się dało. Uśmiechnęłam się więc leciutko, kiedy uniósł mnie i ponownie położył na łóżku tak delikatnie, jakbym była porcelanową lalką w jego dłoniach. Zaczął obsypywać moje ciało pocałunkami, a ja oddychałam ciężko, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę się działo. Atmosfera zgęstniała i miałam wrażenie,że oboje hamowaliśmy się przed dzikim rzuceniem na siebie nawzajem. Draco przesuwał się ustami coraz niżej, aż w końcu zatrzymał się przy materiale moich spodni. Powoli odpiął guzik, ale ponownie spojrzał na mnie z dołu, jakby czekał na moje pozwolenie. Kiwnęłam tylko głową i opadłam na poduszkę, pozwalając, by rozebrał mnie do naga. Zanim jednak poczułam cokolwiek, jego twarz znalazła się nad moją. Wtedy właśnie spojrzał na mnie z troską, która sprawiła, że dobrze wiedziałam, o co zapyta.
— Jesteś pewna? Nie chcę cię do niczego zmuszać... — zaczął cichym, zachrypniętym od emocji głosem.
— Jestem pewna.
A on kiwnął tylko głową i pocałował mnie żarliwie.
Chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Miałam to na końcu języka, tak jak wiele innych rzeczy, ale w tym momencie było to dla mnie bez znaczenia. Draco na pewno wiedział, jakimi darzyłam go uczuciami i wcale nie musiałam mówić tego na głos.
Teraz liczyło się tylko to, że byliśmy razem.
____________________
To chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów. Zdaję sobie sprawę, że ma prawie 6 tysięcy słów, ale nie chciałam go rozdzielać. Mam nadzieję, że wam też się podoba <3
Jeszcze tylko dwa do końca!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top